Cała akcja z protestem rodziców niepełnosprawnych dzieci okupujących kawałek sejmowej podłogi jest doskonałym przykładem społecznego darwinizmu, który wbrew powszechnej opinii występuje nie w gospodarce kapitalistycznej i wolnorynkowej, ale w socjalistycznej. Silny, zdeterminowany i gotów do walki dostanie, bo politycy zależni od głosów nie mają siły mu się sprzeciwić. Słaby i uległy będzie bity w kuper, olany i spuszczony w szambie. Państwo, rząd własnych pieniędzy nie ma, wszystko czym dysponuje pochodzi z naszych kieszeni – wniosek stąd prosty, żeby dać jednym będzie zmuszony zabrać innym. Komu? Ano słabszym, tym, którzy na ulice nie wyjdą, sejmu nie najdą, pod radą ministrów kociej muzyki nie urządzą.
Ale jest jeszcze jeden aspekt, który mało kto bierze pod uwagę. Otóż Donald Tusk wykorzystał protest rodziców niepełnosprawnych dzieciaków do zantagonizowania ich z innymi grupami. Było to doskonale widoczne kiedy na Wiejską przyszli opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych i rozpoczęli głodówkę – „Ja rozumiem trudną sytuację tych ludzi, ale wymuszanie głodówką nie jest dobre ani dla tych osób, ani dla rozwiązania problemów” – powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska komentując ich protest i wyraźnie przeciwstawiając ich pierwszej grupie, która ograniczyła się tylko do okupacji sejmowego korytarza. Dziel i rządź, stara i skuteczna zasada ma jak widać zastosowanie również w państwie uważającym się za demokratyczne.
Nie wiem, jakie były motywacje posła Wiplera, może chciał tylko żeby stało się o nim głośno, może chciał pokazać, że ma cojones i potrafi się narazić by bronić swoich przekonań. Jedno jest pewne – umiejętność płynięcia pod prąd znaczy więcej niż fałszywa empatia w przededniu wyborów, która zawsze dziwnym trafem jakimś zanika wraz z zamknięciem wyborczych lokali…