Zabawna sytuacja – patrząc na nią w krzywym zwierciadle. Naprawdę lekko przerażająca, szczególnie w swoich konsekwencjach. Chyba do większości Czytelników dotarła informacja, że nielegalna prostytucja i nielegalny handel narkotykami mają być wliczane do PKB krajów europejskich. Wątpliwości budzi już sam pomysł, aby coś nielegalnego, ze względu na niski motyw – pożądanie pieniędzy, w pewien sposób zalegalizować. Tym jest wliczanie dochodów z tego typu działalności do PKB krajów europejskich, w tym Polski. Sutenerzy, stręczyciele, prostytutki i handlarze prochami będą mogli nieco odetchnąć, nawet poczuć się bardziej przydatni i odpowiedzialni za stan finansów państwa, ich działalność okaże się bardziej użyteczna niż dotąd. Może nawet wliczanie ich dochodów do PKB będzie stanowić argument obronny przed sądem, gdy zostaną złapani. W końcu swoją działalnością mają wpływ na zamożność swojego kraju, a dalej całej Unii.
.
Niejasny jest sposób obliczania ich wkładu do budżetu, jak wyliczyć ile on wynosi? Napływające informacje mówią o danych pochodzących z policji, ale policja w takich sprawach wyłapuje niewielki procent z całości tego typu działań. Ludzie zajmujący się nielegalnym procederem dość skutecznie się chronią. Zatem wgląd w całość tego typu „przedsiębiorczości” dotyczy raczej „wierzchołka góry lodowej”. Znane informacje, ale bez zdolności udowodnienia, że są wiarygodne pewnie dotyczą większej części owej „góry”, nie wierzę, że przekraczają połowę. Mają do tego dojść informacje czerpane ze źródeł, od prostytutek z ulicy, czy domów publicznych, które w różnych krajach funkcjonują na różnym poziomie legalności. U nas mamy, np. kluby nocne, w których, jak oficjalnie wierzymy nie ma prostytucji, tylko częściowe rozbieranki i tańce… na rurze. Niektórzy narkotykowi dealerzy też coś „sypną” szczególnie byli, osadzeni, czy wystraszeni… amatorzy.
.
W świetle dalej idących konsekwencji w/w nie jest aż tak „przerażające”, bo gorsza jest możliwa odpowiedź na pytanie: „po co to robimy?” Odpowiedź wydaje się dość prosta, choć na pewno nie jest to pełna odpowiedź. Ale jasnym jest chyba dla wszystkich, że większy budżet to możliwość zaciągania większych kredytów obciążających ten budżet. Wiemy również, że kilka z europejskich krajów przeholowała z rozmiarem długu jaki przewiduje prawo europejskie, Polska także osiągnęła swój szczyt zdolności kredytowej. Teraz dzięki fiskalnemu zalegalizowaniu tego, co nielegalne będziemy mieli większy budżet i większą zdolność kredytową. Ale to nie wszystko.
.
Trudność z wyliczeniem dochodów owych kontrowersyjnych branż daje duże pole do popisu urzędnikom państwowym, bo – a myślę, że łatwo to przewidzieć – najpierw wyliczymy te dochody we względnie minimalnym stopniu, w oparciu o te bardziej rzetelne dane policji i „źródeł”, ale i tak w pewnym stopniu spekulacje. Jednak nasz „apetyt na forsę” sprawi, że gdy wydamy i skredytujemy wolne środki budżetowe, znów powróci stary problem zwiększenia źródeł finansowania. Co za tym idzie dokładniej przyjrzymy się tym nie – legalnym procederom i zaczniemy obliczać, niby dokładniej. Tu zaczną się większe spekulacje, oparcie się na wnioskach niekoniecznie sprawdzonych, ale przynoszących oczekiwany cel – zwiększenie zdolności kredytowej państwa. Dzięki temu dług będzie rósł, wraz z nim wrażliwość budżetu na zachwiania rynkowe, co oczywiście bezpośrednio uprzytomni nam następny kryzys gospodarczy zapewne już czający się i rosnący w siłę w ukryciu dzięki niepohamowanym ambicjom i kreatywności finansistów.
.
Nasuwają się ciekawe pytania: czy będziemy mogli spekulować na giełdzie aktywami opartymi o te nielegalne procedery? Czy legalizujemy „seksulane niewolnictwo” i przemoc wobec porwanych i nie, kobiet z uboższych krajów? Albo, i to chyba szczególnie ciekawe pytanie, bardziej dotkliwe: czy włączając tę działalność do budżetu i finansując z niej między innymi edukację, zachęcamy nasze dzieci do tego typu działaności? Czy też (jak zwykle) będziemy to ukrywać i udawać, a one, gdy dorosną będą udawać podobnie? Czy też, wciąż “ssąc kciuk” jak przy tym nowym prawie, liczymy, że przełamią tę spiralę głupoty i przytomnie pokażą nam coś palcem przy głowie? Czy ten świat to coś serio, czy zaczyna się następny rozdział tragifarsy pod tytułem: „Przyśpieszamy w szaleńczym pościgu za forsą”?
.
Pozwolę sobie na dalsze pytania, już kończąc: czy rządzący ustawodawcy wiedzą, że ich działalność jest przykładem „tego, co słuszne” dla całego społeczeństwa? Albo pytanie ogólniejsze: czy legalizacja relatywizmu, bo tym między innymi jest ta „fiskalna legalizacja”, nie jest przypadkiem ukrytym zwrotem ku barbarzyństwu? Przecież po tym kroku zrobimy następny, potem kolejny itd., każdy będzie „opakowany” w słuszność i niewinność podjętych decyzji. Ale na końcu może się okazać, że dla własnego zysku, wygodnictwa i zaspokojenia pożądania dokonujemy jakichś form grabieży na innych, słabszych, których łatwo ograbić i bronić się nie potrafią skutecznie. Rozumiem, że pewne wnioski wydają się przedwczesne, ale widać je na „horyzoncie zdarzeń.” Patrzenie „przez palce” na takie sprawy, to oszukiwanie siebie, nie realne tworzenie lepszej sytuacji, którą wtedy tylko sobie wmawiamy.