Obaj panowie ministrowie podobno godzinami ćwiczyli przed lustrem hrabiowskie maniery.
Jak zachować się przy stole powinni nauczyć się korzystając choćby z takich skryptów:
http://www.youtube.com/watch?v=5zxYDjB7Opc
Należy się jednak obawiać, że gdyby testy z kultury osobistej były dla kandydatów do rządu obowiązkowe większość tych żuli nie zdałaby nawet egzaminu wstępnego.
Rachunek za wulgarną kolację, którą panowie ministrowie zjedli w ekskluzywnej restauracji Amber Room, kosztował ponad 1000 zł i opłacony został z służbowej karty MSZ. To że kolacja na której dwaj kolesie omawiali synekurkę ambasadora w Paryżu dla jednego z nich została nazywa się rozmową służbową to obelga dla wszystkich tych którzy za swoje renty i emerytury nie byliby w stanie jej opłacić.
Takie rozmowy powinny odbywać się nie w knajpie ale w służbowym gabinecie. Zresztą kolacja czy obiad członków w knajpie przy alkoholu rządu nie należy do obowiązków służbowych. Panowie na koszty utrzymania dostają całkiem niezłe wynagrodzenia i powinni sobie pogadać całkowicie za swoje.
- Wino do obiadu panowie pili prywatnie – informuje portal rmf24.p
To co spotkanie było pół prywatne? Takie jajeczko częściowo nieświeże.
“Minister zapłacił za zbyt drogie wino”.A gdyby było podlejszej marki to co? Wyżłopaliby by je za nasze?
Dlaczego nie idzie się pod sąd za takie coś? To jest przecież defraudacja publicznych pieniędzy! Wszyscy składamy się na ich wystawne życie, jak na sekretarzy za komuny.
Pitera w ciągu swojej calej kadencji wytropiła rybkę za parę zł robiąc z tego aferę a tu chodzi jednak o grube ryby marnotrawiące tysiące. Śmiechu warte? Tak. Powinniśmy jednak śmiać się z własnej naiwności i głupoty – tak jak to robi cała reżimowa hołotka.