Do zmian w przepisach odbierających pieniądze na życie opiekunom osób niepełnosprawnych, zmian warunków wypłaty zasiłków i dodatków dla chorych, niepełnosprawnych, rodzin, na dzieci itd., dołączy kolejny zestaw nieszczęść w postaci blokady ponad 63 mln zł na leczenie najmłodszych pacjentów. Można śmiało powiedzieć, że proces eksterminacji narodu polskiego święci sukcesy. Wszystko za sprawą ministra finansów i wicepremiera Jana Vincenta vel Jacka (sama nie wiem) Rostowskiego.
Dwa tygodnie temu (14 sierpnia) minął ustawowy termin zatwierdzeni planu finansowego Narodowego Funduszu Zdrowia na 2014 rok. Zgodnie z ustawą powinni to zrobić w porozumieniu szefowie resortów zdrowia i finansów. Minister Bartosz Arłukowicz – ten od zdrowia (choć w tym wypadku należałoby raczej powiedzieć „strażnik chorób polskich”) – podpisał plan, a minister finansów, Jan Vincent Jacek (wciąż mam mieszane uczucia podając jego personalia) Rostowski – plan zakwestionował. Należy tu podkreślić, że projekt planu przygotowywany jest w oparciu o wskaźniki makroekonomiczne przekazane przez ministerstwo finansów. Tylko, że minister się pomylił! No, pomylił się, co zrobić? Ministrowie też się czasem mylą. I właśnie minister Rostowski sam przyznał, że się pomylił jak liczył budżet. szkole dostałby pałę z klasówki, w rządzie Tuska za coś takiego może co najwyżej premię dostać.
Projekt planu finansowego krytykują wprawdzie także posłowie PiS, ale zgodności co do podstaw ich i ministra niechęci do planu nie należy się doszukiwać. Zdaniem posłów z PiS, plan zmniejsza bowiem wydatki na leczenie szpitalne, specjalistyczną opiekę ambulatoryjną i chemioterapię. Resort finansów takimi drobiazgami jak zdrowie nie przejmuje się wcale. Co innego cenne miliony… Na potwierdzenie tej tezy mamy słowa wiceministra zdrowia, Sławomira Neumanna, który twierdzi, że Rostowski, nie zgadza się z wysokością dotacji budżetowej na finansowanie świadczeń udzielonych osobom, które nie posiadają samodzielnego ubezpieczenia w NFZ, czyli dzieciom. Chodzi o kwotę 63,3 mln zł. I to jest jasne. Po co minister miałby dofinansowywać jakieś darmozjady i do tego chore?
Dzieci nie pracują i nie zarabiają, więc nie płacą podatków i ZUS, ergo są nieprzydatne, zatem nie należy się nimi przejmować… 63,3 mln zł! Ileż to kasy na premie i nagrody! Nie ma sensu wydawać ich na jakieś i tak schorowane cudze dzieciaki, które w dodatku nie przynoszą żadnego pożytku do budżetu czyli – w tłumaczeniu z ichniego na nasz – do kieszeni ministra i jego kolegów. Czyżby tędy biegły myśli ministra?
Neumann twierdzi także, że uwagi resortu finansów będą przeanalizowane i omówione z tym resortem. Obawiam się, że oznacza to tylko tyle, że kwota 63,3 mln może jeszcze wzrosnąć, a tym samym o dotacjach budżetowych na leczenie będą mogli zapomnieć także dorośli, np. z rakiem. Albo z SM. Albo… z czymkolwiek. Rzuci się kością ze dwa razy i będzie wiadomo kto ma zdychać.
Przyjrzyjmy się co zostało ujęte w planie finansowym NFZ na 2014 rok? Przewidziano w nim o ponad 412,9 mln zł więcej na świadczenia zdrowotne niż w tym roku. Ale to z pieniędzy centrali NFZ – czyli z naszych składek zdrowotnych wpłacanych do ZUS. Ale, ale… „Dla każdego z oddziałów wojewódzkich przewidziano środki na takim samym poziomie jak w planie na 2013 r.” podaje PAP. A gdzie reszta?
Najwięcej w tym roku dostały oddziały: mazowiecki – ponad 8,7 mld zł, śląski – ponad 7,5 mld zł, wielkopolski – ponad 5,5 mld zł i małopolski ponad 5,3 mld zł. W przyszłym roku zaplanowano powtórkę z rozrywki.
Na co zostaną wydane (w 2014 r.) te porażająco wysokie nakłady na ochronę zdrowia, które skrupulatnie co miesiąc odprowadzamy do ZUS licząc na co najwyżej 6-cio miesięczną kolejkę do kardiologa? Przede wszystkim na leczenie szpitalne – ponad 27 mld zł. Ponad 8 mld zł ma pochłonąć refundacja leków. Podstawowa opieka zdrowotna to kolejne 7 mld zł, a ambulatoryjna opieka specjalistyczna – ponad 5 mld zł. NFZ podaje, że wśród priorytetów na przyszły rok znalazło się m.in. większe nakłady na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną (zabiegi), większa liczba dzieci i młodzieży objętej badaniami bilansowymi, większe nakłady na chemioterapię, rehabilitację kardiologiczną oraz poprawa opieki psychiatrycznej i leczenia uzależnień.
Łączne koszty NFZ w przyszłym roku (koszty, uwaga !!! to nie tylko wydatki na leczenie – choć nie rozumiem dlaczego działalność statutowa ma być kosztem – to także utrzymanie infrastruktury Funduszu: utrzymanie budynków, płace, nagrody, premie, służbowe samochody, podróże, konferencje i szkolenia urzędników itd.) to – zgodnie z planem – ponad 67 mld zł. Przychodów Fundusz ma jednak w planach o ponad 240,9 mln zł mniej.
W najbliższy czasie w Polsce, wbrew entuzjastycznym wypowiedziom jedynie słusznych „ekspertów” nie należy spodziewać się jakiegoś polepszenia koniunktury. Bezrobocie, choć może w ujęciu miesiąc do miesiąca nieznacznie spadło (lato, prace sezonowe), w ujęciu rocznym rośnie. Rośnie także bieda, co widać choćby po spadku dochodów kancelarii komorniczych (nie ma z czego ściągać długów). Maleje siła nabywcza złotego, a zarobki jakie są takie były. Na jesień Solidarność Dudy zapowiada strajk generalny i nie ma znaczenia czy zgadzamy się czy nie ze związkowcami, znaczenie ma fakt, że to kolejny stopień w dół na skali poziomu biedy.
I jeszcze ciekawostka. Kilka dni temu rozmawiałam z człowiekiem zajmującym się ubezpieczeniami. Powiedział, że jeszcze takiego kataklizmu nie widział i nie był sobie tego w stanie wyobrazić jeszcze kilka lat temu. Zawodowo zajmuje się – umówmy się – „przewidywaniem” tego co nas czeka za 30-40 lat, czyli wyliczaniem emerytur z III filaru, składek, inwestycji itd. Z jego wyliczeń wynika, że jeśli młody człowiek w wieku 25 lat podejmie pracę na umowę śmieciową (przypomnę, że nie przysługuje mu wówczas ani urlop, ani L4, jego umowę reguluje Kodeks cywilny, czyli jeśli nie dostanie wynagrodzenia, a to co raz częściej się zdarza, to pozostaje mu tylko proces przed sądem cywilnym, czyli długi, kosztowny i z marnym efektem) i będzie tak pracował przez 18 lat, to właśnie stracił szanse na emeryturę – a to zgodnie z wykładnią ZUS, który uważa, że emeryturę dostaną wyłącznie osoby, które osiągnęły wiek emerytalny, mają odpowiedni staż pracy, ale tylko wówczas, gdy opłacały składki przez co najmniej 25 lat – jeśli krócej, wszystkie zgromadzone w ZUS pieniądze przepadają. Nie należy im się emerytura, a wycofać wpłaconych składek nie mogą – to efekt uboczny zastępowalności pokoleń. Ha! I kto chce dalej grać tymi znaczonymi kartami?
Oficjalnie z Polski dało nogę ponad 2 mln Polaków. Nieoficjalnie mówi się nawet o 7 mln. Kto więc jest głupi? My, zostając tu, czy oni uciekając z tego grajdołka?