Niby nic takiego, w końcu po to partia ma szefa żeby kierował jej działaniami, a członków po to, żeby tego szefa słuchali – wystarczyło jednak, żeby zagotować umysły i rozpalić emocje. Lemingi z prawa i z lewa zawyły oburzeniem i rzuciły się do walki. Jedne w obronie prezesa – bo ten przecież ma prawo prowadzić własną politykę, drugie szturmują pis za autorytaryzm i prezesowskie „partia to ja”, a trzecie siedzą okrakiem na barykadzie i rzucają kamieniami w obie strony, nie mogąc się zdecydować, która z nich bardziej zagraża ich ukochanemu wodzowi. Krótko mówiąc pożar w burdelu, każdy ciągnie w swoją stronę nie oglądając się na innych.
Problem w tym, że PiS inaczej zareagować nie mógł. Partia aspirująca do przejęcia władzy, której słupki sondażowe lecą w górę niczym idący świecą odrzutowiec nie może zawierać sojuszu ze związkiem zawodowym, który ze swej natury zajmuje (zawsze) pozycję będącą do władzy w opozycji. Trudno się zatem dziwić dyspozycjom prezesa Kaczyńskiego, który musi powoli przestawiać swój sposób działania z opozycyjnego na rządowy – warchoł rzucający mutrami i palący opony (a tak właśnie maistreamowe media przedstawiłyby udział PiS w planowanej akcji protestacyjnej) to nie jest dobry wizerunek przyszłego premiera. Powinien on raczej zająć stanowisko mediatora, z jednej strony krytykować rząd, ale z drugiej powstrzymywać rewolucyjne zapędy zbyt krewkich przeciwników rządu.
Nie mógł też zachować się inaczej Jacek Kurski, jego partia (Solidarna Polska) będąc w głębokiej opozycji bez szans na zdobycie władzy musi przyjąć całkowicie odmienną taktykę, żeby zwiększyć swoje szanse w nadchodzących latach wyborczych. Trzeba też zauważyć, że to właśnie PiS jest dla niej głównym politycznym konkurentem, a w politycznej walce wszystkie chwyty są dozwolone. Skuteczność takiego działania udowodnił Andrzej Lepper, który polityczne warcholstwo przekuł na stołek wicepremiera – ziobryści są, co prawda, subtelniejsi, nie blokują dróg i nie stawiają baterii szambiarek wypełnionych gnojowicą, ale metodę wybrali dokładnie tę samą. Cóż, co udało się jednym, może wyjść na dobre i innym.
A „Solidarność”? Cóż, rzeczą związkowca jest protestować, zatem i Piotr Duda nie mógł podjąć innej decyzji niż tylko ogłosić akcję protestacyjną. Zwłaszcza kiedy rozmowy z rządem okazały się fiaskiem a premier wraz ze swoimi ministrami wprost dał do zrozumienia, że ma w głębokim poważaniu postulaty i żądania związkowców. Gdyby się wycofali straciliby twarz, przestaliby być wiarygodni a lud pracujący miast i wsi uznałby ich za sojuszników władzy i pozorantów, których krzyki miały tylko i wyłącznie odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów.
Wychodzi zatem na to, że każdy robi swoje a cały szum medialny to tylko burza w szklance wody. Każdy oprócz rządu, który zamiast zajmować się rządzeniem uprawia polityczny PiaR i sprawia wrażenie, jakby wizerunek premiera i ministrów był ważniejszy niż gospodarka i bezpieczeństwo państwa. Chociaż nie, przepraszam, rząd też robi swoje – bo przecież i tak wszystkie ważniejsze decyzje już dawno zostały podjęte w Brukseli a Donaldowi Tuskowi pozostaje jedynie dobór krawata, cygar i zegarków, które tak uwielbiają członkowie jego gabinetu…
The post Każdy robi swoje… appeared first on 3obieg.pl.