Profesor Jan Obrębski zeznał wojskowym prokuratorom prowadzącym śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, że badał przez około czterdzieści minut element wraku rządowego Tupolewa i dodał, pytany przez śledczych, że Antonii Macierewicz wie, gdzie ów element się znajduje. To wystarczyło by prokuratorzy dostali nagłego szwungu i wezwali przewodniczącego Zespołu Parlamentarnego na przesłuchanie oświadczając przy tym, że jeżeli informacje się potwierdzą to w tej sprawie będą musieli wszcząć odrębne postępowanie.
Ręce opadły mi z wizgiem na ziemię. Trzy i pół roku po katastrofie państwu prokuratorstwu nagle się przypomniało, że ziemia na wrakowisku wcale nie została przekopana na „metr wgłąb”, że szczątki samolotu nie zostały skrzętnie zebrane przez naszych wschodnich „przyjaciół” i walały się tam przez dłuższy czas (a część z nich prawdopodobnie leży tam do dziś) a rosyjskie „zabezpieczenie” wraku i miejsca katastrofy można o kant tyłka potłuc – podobnie zresztą jak i całe śledztwo. O tym, że kawałki Tupolewa były znajdowane i przywożone do kraju przez odwiedzających miejsce tragedii wiedzieli wszyscy – z wyjątkiem, jak się okazuje, prokuratorów, których uświadomić musiał dopiero profesor Obrębski. Rzecz naprawdę warta odnotowania, bo o badaniach pana profesora również wiedzieli wszyscy, a przynajmniej ci, którzy choćby pobieżnie śledzili losy smoleńskiego śledztwa – trąbiły o nich media, pisali blogerzy, prof. Obrębski udzielał wywiadów, w których wprost mówił o swoich analizach i wnioskach (choćby tutaj: http://niezalezna.pl/34157-eksplozja-odciela-skrzydlo-jak-potrzeba).
Wniosek nasuwa mi się jeden: państwo prokuratorstwo wzorem amerykańskich sędziów przysięgłych odcięło się od świata skupiając wyłącznie na własnych papierkach i świadkach. Naoglądało się dramatów sądowych i po dziś dzień przechowuje w zakamarkach pamięci sceny z pamiętnych „Dwunastu gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta próbując zapewne, wzorem wzorem głównego bohatera tegoż arcydzieła kinematografii, samodzielnie i bez pomocy rozwikłać zagadkę z 10 kwietnia 2010 roku. Szkoda tylko, że pomyliły się państwu prokuratorstwu role, bo nie orzekanie o winie (czy też raczej niewinności – bo na tym skupia cały swój wysiłek) jest jego rolą, ale ustalenie ciągu przyczynowo – skutkowego, który do katastrofy i śmierci prawie stu osób doprowadził. Ale cóż począć, jeżeli ktoś myli kinową fikcję z rzeczywistością to może również dojść do wniosku, że major Protasiuk poczuł się jak jeden z japońskich bohaterów ekranizacji „Bitwy o Midway” i postanowił staranować samolotem wrażą brzozę…
P.S.: Nasuwa mi się jedno pytanko, na które chciałbym od państwa prokuratorstwa uzyskać odpowiedź. Otóż jeżeli już uda się zlokalizować badany przez profesora Obrębskiego element i go odzyskać, to jakie będą jego dalsze losy? Logika wskazuje, że powinien on zostać odesłany Rosjanom celem umieszczenia go razem z resztą Tupolewa by poddać go rytuałowi dorocznego mycia…
The post Dwunastu gniewnych prokuratorów appeared first on 3obieg.pl.