Kryzys mamy drodzy moi mili kochani, dług publiczny idzie w górę świecą niczym odrzutowiec, były już macher od finansów Jan Vincent Rostwoski (zwany czasem Jackiem) przesunął progi ostrożnościowe zwiększając budżetowy deficyt, forsy nie ma na podstawowe rzeczy ale na propagandę być musi – oto filozofia Tuska: nie ważne, że kraj w ruinie, grunt to stworzyć opowieść o wspaniałym Słońcu Peru walczącym ze złymi smokami. To już nawet nie jest tragiczne, to jest po prostu żenująco głupie.
Gdybyż to jeszcze zespół pana Laska został powołany do zbadania przyczyn smoleńskiej katastrofy to pal licho, sam bym poparł jego funkcjonowanie i wydawanie pieniędzy na działalność. Niestety, jego (zespołu) zadaniem jest tylko i wyłącznie tłumaczenie ciemnemu ludowi bze-bze dlaczego prawda pana premiera jest prawdziwsza od każdej innej i wpychanie mu do głów ruskiej wersji wydarzeń z dziesiątego kwietnia – co i tak od pierwszej chwili po tragedii robiły i robią media czerskie oraz wiertnicze praktycznie zupełnie za darmo. Czy nie prościej (oraz, co ważniejsze, taniej) byłoby dogadać się z redakcjami tychże by pana doktora zatrudniły na etacie? Chyba, że rządowi eksperci od PR przyjęli goebbelsowską zasadę, w myśl której kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą i uznali, że dobrze byłoby zmultiplikować źródła tegoż kłamstwa – bo tylko wtedy wydawanie góry szmalu na propagandową ekipę miałoby sens.
Zastanawia mnie też jeszcze jedna kwestia: otóż co to są te „wynagrodzenia bezosobowe”? Zgodnie z definicją są to koszty pracy wykonywanej w oparciu o umowę-zlecenie bądź umowę o dzieło, jednakowoż trudno mi przypuszczać, że rząd nasz umiłowany zatrudnia wysokiej klasy ekspertów na umowach śmieciowych – toż to jest nie do pomyślenia by pan premier i jego ekipa, a już zwłaszcza minister finansów, kombinowali jak ominąć ZUS i oszwabić samych siebie. Chyba, że owe „bezosobowe wynagrodzenia” należy rozumieć dosłownie uznając, że są to po prostu wynagrodzenia dla nieistniejących ludzi za nieistniejącą pracę na nieistniejących stanowiskach – wtedy cała sprawa nabiera sensu a i efekty działań zespołu Macieja Laska stają się wytłumaczalne.
Najśmieszniejsze zostawiłem na koniec. Otóż pan premier zahaczony o sprawę w Płocku podczas konferencji prasowej przez wrednego i nie trzymającego standardów dziennikarza stwierdził, że nie będzie komentował bo nie zna szczegółów. To ja się pytam – a kto ma znać? No bez jaj, chyba po to zatrudniamy szefa rządu żeby panował nad tym, na co wydawane są nasze, wydzierane przemocą w charakterze podatków, pieniądze. Jeżeli sobie z tym nie daje rady to może najwyższa pora podać się do dymisji i zrezygnować z roboty, która przerasta jego zdolności i talenty…
Na co rząd wydaje pieniądze z rezerwy budżetowej? Na finansowanie Macieja Laska i jego wesołej gromadki bajkopisarzy. Dziennikarze codziennego GaPola dotarli do dokumentu z 12 kwietnia sygnowanego przez Michała Deskura z KPRM wyjaśniającego, że kwota 300 tys. złotych z rzeczonej rezerwy zostanie (w dniu dzisiejszym powinno się chyba pisać została?) wydana na „koszty funkcjonowania Zespołu w zakresie kwot niezbędnych do pokrycia wynagrodzeń bezosobowych i ich pochodnych oraz diet”. Kryzys mamy drodzy moi mili kochani, dług publiczny idzie w górę świecą niczym odrzutowiec, były już macher od finansów Jan Vincent Rostwoski (zwany czasem Jackiem) przesunął progi ostrożnościowe zwiększając budżetowy deficyt, forsy nie ma na podstawowe rzeczy ale na propagandę być musi – oto filozofia Tuska: nie ważne, że kraj w ruinie, grunt to stworzyć opowieść o wspaniałym Słońcu Peru walczącym ze złymi smokami. To już nawet nie jest tragiczne, to jest po prostu żenująco głupie.
Gdybyż to jeszcze zespół pana Laska został powołany do zbadania przyczyn smoleńskiej katastrofy to pal licho, sam bym poparł jego funkcjonowanie i wydawanie pieniędzy na działalność. Niestety, jego (zespołu) zadaniem jest tylko i wyłącznie tłumaczenie ciemnemu ludowi bze-bze dlaczego prawda pana premiera jest prawdziwsza od każdej innej i wpychanie mu do głów ruskiej wersji wydarzeń z dziesiątego kwietnia – co i tak od pierwszej chwili po tragedii robiły i robią media czerskie oraz wiertnicze praktycznie zupełnie za darmo. Czy nie prościej (oraz, co ważniejsze, taniej) byłoby dogadać się z redakcjami tychże by pana doktora zatrudniły na etacie? Chyba, że rządowi eksperci od PR przyjęli goebbelsowską zasadę, w myśl której kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą i uznali, że dobrze byłoby zmultiplikować źródła tegoż kłamstwa – bo tylko wtedy wydawanie góry szmalu na propagandową ekipę miałoby sens.
Zastanawia mnie też jeszcze jedna kwestia: otóż co to są te „wynagrodzenia bezosobowe”? Zgodnie z definicją są to koszty pracy wykonywanej w oparciu o umowę-zlecenie bądź umowę o dzieło, jednakowoż trudno mi przypuszczać, że rząd nasz umiłowany zatrudnia wysokiej klasy ekspertów na umowach śmieciowych – toż to jest nie do pomyślenia by pan premier i jego ekipa, a już zwłaszcza minister finansów, kombinowali jak ominąć ZUS i oszwabić samych siebie. Chyba, że owe „bezosobowe wynagrodzenia” należy rozumieć dosłownie uznając, że są to po prostu wynagrodzenia dla nieistniejących ludzi za nieistniejącą pracę na nieistniejących stanowiskach – wtedy cała sprawa nabiera sensu a i efekty działań zespołu Macieja Laska stają się wytłumaczalne.
Najśmieszniejsze zostawiłem na koniec. Otóż pan premier zahaczony o sprawę w Płocku podczas konferencji prasowej przez wrednego i nie trzymającego standardów dziennikarza stwierdził, że nie będzie komentował bo nie zna szczegółów. To ja się pytam – a kto ma znać? No bez jaj, chyba po to zatrudniamy szefa rządu żeby panował nad tym, na co wydawane są nasze, wydzierane przemocą w charakterze podatków, pieniądze. Jeżeli sobie z tym nie daje rady to może najwyższa pora podać się do dymisji i zrezygnować z roboty, która przerasta jego zdolności i talenty…
The post 300 tys. na propagandę czyli premier nie zna sprawy. appeared first on 3obieg.pl.