Quantcast
Channel: 3obieg.pl – Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Viewing all 16410 articles
Browse latest View live

Polska – Białoruś

$
0
0

Upadek ZSRR na początku lat 90’ XX w. doprowadził do powstania niepodległych państw w przestrzeni po sowieckiej, historycznie blisko związanych z Polską. Jednym z tych państw jest Białoruś będącą spadkobierczynią Wielkiego Księstwa Litewskiego, jednak od czasu uzyskania swej niepodległości z wyraźnym piętnem swej sowieckiej historii.

Białoruś ze względów na swe geograficzne położenie jest najważniejszym państwem dla Rzeczypospolitej ze względu na żywotny interes narodowy. Na terytorium naszego wschodniego sąsiada znajduje się brama brzeska i brama smoleńska. Ten, kto kontroluje tą pierwszą ma otwartą drogę na Warszawę a ten, kto kontroluje tą drugą jest jedną nogą już w Moskwie. W połączeniu z rosyjskim obwodem królewieckim i polskim korytarzem augustowskim na Litwę obszar Białorusi ma pierwszoplanowe znaczenie dla obronności naszego kraju.

Początek lat 90’ był okresem, kiedy nasz kraj przeorientował się w kierunku zachodnim. Coraz częściej nie interesowaliśmy się sytuacją za naszą wschodnią granicą, postawiliśmy sobie swego rodzaju mentalny mur uniemożliwiający zrozumienie nowo powstałego państwa białoruskiego.
Już na początku lat 90’ XX w. w polskich kręgach decyzyjnych popełniono kardynalny błąd marginalizując znaczenie niezależnej od Rosji Białorusi. Uważano, że jest to kraj mniejszy od Ukrainy i z dużo mniejszym potencjałem ludzkim a co za tym idzie uważano, że ma mniejsze znaczenie geopolityczne nie uwzględniając przy tym położenia geograficznego, co obecnie przekłada się na problemy natury strategicznej.

Znamienną datą w relacjach polsko – białoruskich był marzec 1998 i wystąpienie w sejmie ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka. Minister zaznaczył, iż stosunki polityczne z Białorusią zależeć będą od rozwoju sytuacji w tym państwie i jego stanowiska w istotnych kwestiach międzynarodowych. Dano do zrozumienia, że polska polityka zagraniczna w stosunku do Białorusi będzie uzależniona od sytuacji wewnętrznej Białorusi a w szczególności od stanowiska jego władz wobec problemu przestrzegania praw człowieka i swobód demokratycznych.

Rozpoczęliśmy krucjatę demokracji liberalnej w kierunku wschodnim nie rozumiejąc, że w polityce a w szczególności w polityce międzynarodowej w pierwszej kolejności liczy się interes narodowy. Wystarczy spojrzeć na politykę USA, które w oficjalnej retoryce kreują się na obrońcę demokracji liberalnej na świecie a zarazem ich największym sojusznikiem na Bliskim Wschodzie jest państwo, które jest chyba najmniej demokratycznym krajem świata. Krajem tym jest Arabia Saudyjska, państwo islamskie, monarchia teokratyczna, gdzie za krzyżyk na szyi można stracić głowę.
Polskie władze nie przyjmowały do siebie, że Białoruś wcale nie musi być państwem spełniającym demokratyczne standardy w zachodnim tego słowa znaczeniu. Nie uwzględniano białoruskiej specyfiki kraju i mentalności jego obywateli akceptujących w przeważającej mierze polityczny system panujący na Białorusi. Polska polityka charakteryzowała się dużą życzeniowością i nadmiernymi oczekiwaniami nie uwzględniając specyfiki naszego wschodniego sąsiada. Polska polityka wschodnia nie dysponowała alternatywnym planem w stosunku do Białorusi w przypadku nie spełniania tzw. demokratycznych standardów w tym kraju. Konsekwencją była bezradność w polskiej polityce oczekując na polityczne zmiany w białoruskim społeczeństwie.

Problemy w polityce na linii Warszawa – Mińsk nie rozpoczęły się z objęciem szefa rządu białoruskiego przez Aleksandra Łukaszenkę jak często może wyobrażać sobie młody przedstawiciel naszego narodu. Problemy rozpoczęły się już z chwilą powstania niepodległej Białorusi.

Spornym tematem była sprawa granicy polsko-białoruskiej, której już 1990 jeszcze przed dezintegracją ZSRR strona białoruska nie chciała uznać. Władze białoruskie stały na stanowisku, że w 1945 Białoruś będąca częścią ZSRR nie wyraziła zgody na pojałtańską granicę z Polską, że sygnatariuszem umowy granicznej był PRL i ZSRR. Dodatkowo strona białoruska żądała podpisania deklaracji, z której wynikałoby, że białostocczyzna jest ziemią czysto etnicznie białoruską i utworzenia okręgu białoruskiego w naszym kraju. Spór graniczny wiązał się z obawami strony białoruskiej o powrót polskiej dominacji.

Obiektywnie patrząc na historię Białorusi tą wcześniejszą i tą najświeższą można stwierdzić, że naród białoruski ukształtował się, jako ostatni z pośród ludów dawnej Rzeczypospolitej. Przyjmuje się, że naród białoruski zaczął kształtować się dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Rozwój tożsamości został szybko zahamowany sowietyzacją i rusyfikacją w czasach ZSRR.

Upadek ZSRR pokazał, który żywioł jest silniejszy. Okazało się, że ludność pochodzenia polskiego dynamicznie zaczęła polonizować się, coraz bardziej utożsamiając się z własną przynależnością etniczną. Proces ten w wielkim stopniu był pochodną działalności misyjnej Kościoła Katolickiego na terenach posowieckich. Inaczej wyglądała sytuacja z ludnością białoruską, która nie miała zbyt wielkiej tradycji narodowej, była zrusyfikowana i bardzo słabo odzyskiwała swoje poczucie narodowe. Dobrym przykładem jest język. Językiem dominującym na Białorusi jest język rosyjski bądź swoista hybryda języka białoruskiego i rosyjskiego. Procesy te były zauważalne wśród środowisk decyzyjnych na Białorusi stając się również kością niezgody w stosunkach polsko-białoruskich. Białorusini zorientowali się, że polskie odrodzenie narodowe postępuje szybciej niż białoruskie. Władze białoruskie uświadamiały sobie, ze mają problem z budowaniem własnej świadomości narodowej. Przejawem desperacji była wypowiedź Stanisława Szuszkiewicza, przewodniczącego Rady Najwyższej w trakcie jego wizyty w Polsce w 1992 r. Szuszkiewicz zaznaczył, że władze białoruskie nie dopuszczą do odrodzenia pojęcia „polskości” i „katolicyzmu” w swoim kraju. Z kolei podczas wystąpienia na Uniwersytecie Jagiellońskim zapowiedział, że białoruskie władze nie będą tolerować na swoim terytorium żadnej działalności antybiałoruskiej. W 1992 w białoruskim parlamencie szef tamtejszego KGB E. Szyrkowski mówił o wielkim zagrożeniu procesem polonizacji w zachodnich regionach Białorusi.

Po wstępnym zaznajomieniu się z trudnymi początkami w relacjach polsko-białoruskich spojrzyjmy szerzej na politykę Białorusi w sferze międzynarodowej. Okres niepodległego istnienia Republiki Białoruskiej należy podzielić na dwa główne okresy. Pierwszy od 1991 do 1994 i drugi po objęciu władzy prezydenckiej przez Aleksandra Łukaszenkę, który trwa do chwili obecnej.
Polityka zagraniczna Białorusi od czasu uzyskania niepodległości przeszła przynajmniej trzy główne etapy. Pierwszy, który kształtował się do czasu objęcia władzy przez Łukaszenkę charakteryzował się budową białoruskiej pozycji na arenie międzynarodowej określając główne kierunki polityki zagranicznej opierające się głównie na balansowaniu między wschodem a zachodem. Kolejny etap trwał do 2000 roku do czasu zdobycia władzy na Kremlu przez Władimira Putina. Do tego czasu relacje między Białorusią a Rosją nabierały zideologizowanego charakteru prowadząc do głębokiej integracji obu państw.

Po 2000 roku nastąpił swego rodzaju przełom. Nowe rosyjskie władze odeszły w tym czasie od zidealizowanego procesu integracyjnego związanego z nostalgią za ZSRR zmierzając do pragmatyzmu w sferze rosyjskiej polityki. Zaczęło to godzić w interesy i ambicje Aleksandra Łukaszenki, który widział siebie jeszcze przed epoką Putina w roli głowy nowego sfederalizowanego państwa. Był to okres końca „dojenia większego brata”. Nastał okres ograniczenia preferencji gospodarczych, ekspansja rosyjskiego kapitału w najbardziej strategicznych obszarach białoruskiej gospodarki, wreszcie propozycje włączenia Białorusi w skład Federacji Rosyjskiej.

Od tego czasu głowa białoruskiego państwa zaczęła coraz częściej podkreślać wartość suwerenności własnego białoruskiego państwa. Czynnik rosyjski z gwaranta stabilności przekształcił się w potencjalne źródło kryzysu władzy Łukaszenki. Coraz częściej dostrzegano wypowiedzi Łukaszenki o wielowektorowości polityki międzynarodowej Białorusi.

Relacje z Rosją biorąc pod uwagę gospodarcze uzależnienie Białorusi zachowały strategiczny wymiar. Jednocześnie zaktywizowano stosunki z Zachodem, jak i krajami Ruchu Państw Niezaangażowanych. Poprzez takie działania chciano w pewien sposób zneutralizować wpływy Rosji i wzmocnić swoją niepodległość.

Wydarzenia zapoczątkowane w 2014 roku na Ukrainie (aneksja Krymu przez Rosję, wojna ukraińsko – rosyjska na wschodzie Ukrainy oraz powrót ideologii banderowskiej na zachodzie Ukrainy) mogą zapoczątkować zmiany geopolityczne w naszym najbliższym sąsiedztwie. Obecnie Polska i Białoruś są równie mocno narażone na konsekwencje zmian zachodzących na Ukrainie. Procesy zachodzące na Ukrainie, czyli renesans szowinistycznej ideologii banderowskiej wspieranej przez władze ukraińskie a skierowane przeciwko Rzeczypospolitej. Z drugiej strony interwencja militarna Rosji na wschodzie Ukrainy powinna wskazywać, że suwerenność Białorusi nie jest tak pewna jak mogłyby sobie wcześniej białoruskie władze wyobrażać. Może jest to właściwy moment, aby pokazać Białorusi inną alternatywę niż Rosja? Czy byłoby to dla nas korzystne? Pytania pozostawię bez odpowiedzi.

Piotr G. Żurek

0

Jan Głuszak DAGARAMA – genialny wizjoner z Tarnowa

$
0
0
Właśnie ukazała się drukiem pierwsza książka na temat wyjątkowego wizjonera z Tarnowa (Małopolska) – Jana Głuszaka DAGARAMY – architekta przyszłości, filozofa i poety, uznanego na całym niemal świecie, w Polsce nieco zapomnianego.

Książka, autorstwa Marka Ciesielczyka, wydana została równocześnie w języku polskim i angielskim przez Muzeum Okręgowe w Tarnowie, dzięki wsparciu finansowemu samorządu tarnowskiego. Inicjatorem publikacji jest Komisja Kultury i Ochrony Zabytków Rady Miejskiej w Tarnowie, której przewodniczącym jest autor książki.

Poniżej jej okładki oraz spis treści.

Za publikację tej pracy dr Marek Ciesielczyk został nominowany przez Kapituły Redakcji “Dziennika Polskiego” i “Gazety Krakowskiej” do tytułu OSOBOWOŚĆ ROKU 2019 w kategorii KULTURA.

Można głosować na Marka Ciesielczyka w tym plebiscycie, wysyłając SMS o treści:

RKU.217   

na numer:

72355

 

image

image

image

0

Czy rodzi się nowy układ czy wojna?

$
0
0

O wojnie decydują państwa, tak przynajmniej ujmuje to historia nauczana w szkołach.

Faktycznie o wojnie decydują ludzie i to czasem niezależnie od stanowisk oficjalnie uprawnionych do tego władz państwowych.

Hitler dał rozkaz do rozpoczęcia napaści na Polskę, która zapoczątkowała II wojnę światową i dopiero po rozpoczęciu działań wojennych zwołał Reichstag dla formalnego potwierdzenia swojej decyzji. Stalin nawet nie fatygował się na takie demonstracje zarówno w ataku na Polskę jak i Finlandię.

Obydwaj naśladowali swoich poprzedników cesarza Wilhelma II, który rozpętał I wojnę światową i Lenina – inicjatora pochodu bolszewików na zachód przez „trupa Polski”.

Ale nawet i w tych przypadkach, gdy o wojnie decydują uprawnione formalnie organy to jednak za nimi stały decyzje ludzi, którzy mieli w tym osobisty interes.

W powszechnym przekonaniu współcześnie o wojnie i pokoju nie decydują państwa, ani formalni ich przywódcy, lecz oligarchie gospodarcze w tym szczególnie finansowe.

Zgodnie z wierszem Tuwima „Do prostego człowieka” to ci którym nafta „sikła” lub „rośnie cło na bawełnę” decydują o wojnie.

Poszukując najbardziej wpływowych ośrodków natrafia się na trudności spowodowane nie tylko ich konspiracyjnym charakterem, ale też i z uwagi na brak dokładnych informacji na temat rzeczywistej potęgi gospodarczej.

Wiemy z oficjalnych danych statystycznych, które banki i korporacje finansowe są najzasobniejsze i które międzynarodowe koncerny mają największe obroty.

Jak się jednak bliżej im przyjrzeć to nie widać ich w gronie mogącym wpływać na państwowe decyzje, podobnie jak czołowi przedstawiciele list najbogatszych ludzi.

Oczywiście niektórzy z nich robią wiele hałasu wokół swojej aktywności w sprawach publicznych, tylko że środki, których używają są na pewno imponujące dla przeciętnego mieszkańca ziemi, ale są dalece niewystarczające dla rządzenia światem.

Podaje się za przykład potęgi naftowe, o których niemal przed wiekiem Zischka pisał, że „Nafta rządzi światem”, jeżeli wtedy miała rządzić przy wydobyciu nieco ponad ćwierci miliarda ton, to dziś tym bardziej przy wydobyciu ponad czterech miliardów ton. Wartość globalna wyrobów tego przemysłu wynosi współcześnie około 8 bilionów dolarów rocznie, tj. 10 % światowego PKB. Jest to chyba największy udział ze wszystkich produktów występujących w obrocie światowym.

Uznaje się zatem że lobby naftowe może być czynnikiem dyktującym rządom ich działania, dotychczasowe doświadczenia wskazują jednak, że próby uczynienia z nafty czynnika sterującego losami świata nie powiodły się. Ofiarą ich padły nie tylko kraje Opec – Wenezuela i kraje arabskie, ale przede wszystkim Rosja.

To co dzieje się w tej chwili z Iranem jest chyba ostatnią próbą wygrania walki o supremacje światową szantażem naftowym.

Była ona skazana na przegraną już na samym początku i to nie z racji przewagi gospodarczej i militarnej po stronie przeciwnej, ale ze względu na kurczące się możliwości uprawiania „naftowej” polityki.

Zarówno znacznie większe zasoby węglowodorów kopalnych jak i postęp technologiczny i lepsza gospodarka zapasami zredukowały skuteczność tego narzędzia walki.

Podobnie przedstawia się to w odniesieniu do gazu ziemnego, już dzisiaj widać, że zarówno Nordstream II i rura turecka zawiodły rosyjskie nadzieje na szantaż Europy.

Lobby naftowe, zdolne do wywierania nacisku na rząd tworzą nie państwa, lecz zmowa wielkich korporacji i to one są chętne do przejęcia niezależnych od nich producentów, takich jak właśnie Iran.

Nie można im odmówić siły perswazji polegającej na skoncentrowaniu kapitału w pięciu największych koncernach / poza Aramco/ w granicach 1,5 biliona dolarów.

Jest to jednak siła zdolna do wywołania lokalnej wojny na kształt irackiej, natomiast w sprawie konfliktu z Iranem zainteresowane są też i inne mocarstwa z Chinami na czele i trzeba się liczyć z reperkusjami na skalę światową.

Równocześnie pozycja amerykańska, mimo że ciągle jest pierwsza nie jest już tak silna jak przed laty, nawet fakt, że ponoszą Amerykanie połowę światowych wydatków zbrojeniowych nie powoduje ich bezwzględnej dominacji.

Najwyższy poziom dominacji mieli w 1945 roku, ale wtedy nie wykorzystali tego do zbudowania pax americana i dzisiaj opowieści Trumpa o odtworzeniu wielkości Stanów Zjednoczonych można śmiało między bajki włożyć.

I to nie jest wyłącznie sprawa Chin, które sami Amerykanie doprowadzili do poziomu siły mogącej zagrozić praktycznie całemu światu.

Również Amerykanów obciąża układ niemiecko rosyjski, który wprawdzie sam w sobie nie dorównuje żadnemu z konkurentów, ale który przynajmniej w tej chwili dyryguje Europą zawdzięczając niemieckiej przewadze gospodarczej i promowanej przez nich zależności od dostaw rosyjskich, przede wszystkim gazu.

Trump usiłuje zmniejszyć znaczenie Chin przez znacznie opóźnione próby uregulowania relacji eksportowo importowych między nimi a Stanami Zjednoczonymi. Gdyby jemu się to udało wpłynęłoby również na podobne relacje z Europą, jednakże na razie nie widać większych efektów.

Przy globalnej wartości chińskiego eksportu na nieco obniżonym poziomie z ostatnich lat w granicach 2,1 bln dolarów rocznie i dodatnim bilansie od 400 do 500 mld dolarów można zawsze liczyć na wygospodarowanie odpowiednich środków perswazyjnych dla forsowania polityki eksportowej.

Główną przeszkodą w zabiegach o wyrównanie relacji eksportowo importowej nie są stosunki międzypaństwowe, ale wpływy lobby importowego z Chin.

Przy obecnym poziomie cen płaconych chińskim producentom i uzyskiwanych na rynkach krajów importerskich można oszacować, że w wyniku podziału globalnego przychodu 1/3 dostaje producent, 1/3 państwo chińskie i łapownicy i 1/3 firmy importujące. Jest to zatem nie licząc obrotów wewnętrznych importera przynajmniej 700 mld. dolarów rocznie. Za te pieniądze, a raczej dla tych pieniędzy można kupić przychylność wielu rządów. Ewentualne różnice w partycypowaniu w apanażach przy tym rzędzie obrotów nie mogą wpłynąć na ocenę całości zjawiska.

Łatwiejszym problemem jest powstrzymanie dalszego rozwoju układu niemiecko rosyjskiego, dzieje się to skutkiem osłabienia pozycji Rosji jako monopolisty dostaw gazu, ale też i zmniejszenia możliwości eksportowych ropy i innych produktów.

Nie bez znaczenia jest uwikłanie Rosji w konflikty z sąsiadami, obnażenie jej zaborczych zamiarów i niedostatki rozwoju wewnętrznego państwa.

Kłopoty Rosji spowodowały nerwową reakcję Putina i próbę zaostrzenia sytuacji na kilku kierunkach równocześnie licząc na odegranie roli języczka uwagi.

Nie jest to gra Stalina na wywołanie powszechnej wojny z ostatecznym rozstrzygnięciem na rzecz jego imperium.

Może to być potraktowane jako mała parodia ówczesnej intrygi, która doprowadziła wprawdzie do upragnionej przez putinowskiego idola wojny, niestety jednak nieprzewidzianym kosztem Sowietów i tylko częściowym osiągnięciem celów.

Na więcej współczesną Rosję nie stać, może tylko usiłować wytwarzać sytuacje, w których zaistnieje zapotrzebowanie na rosyjskie wsparcie.

Konflikt amerykańsko irański jest dla Putina taką okazją.

Inicjatywa spotkania 23 stycznia w Jerozolimie jest najlepszym tego dowodem.

Prywatne zbiegowisko zorganizowane przez czołowego przedstawiciela rosyjskiej oligarchii i równocześnie działacza światowych organizacji żydowskich pod pretekstem uczczenia rocznicy zdobycia przez Sowietów Oświęcimia wraz z obozem Auschwitz – Birkenau – ma na celu stworzenie platformy współpracy z USA w rozwiązywaniu amerykańsko izraelskich kłopotów na Bliskim wschodzie.

Przewidując zaostrzenie konfliktu Putin mógł się ustawiać w roli „panny na wydaniu” oczekując na stosowną ofertę.

Wydawało się, że wszystkie okoliczności mu sprzyjają: – odwetowy ostrzał rakietowy, a nawet zestrzelenie ukraińskiego samolotu przy natychmiastowej reakcji irańskiej idącej w „zaparte” na wzór rosyjskiej w Smoleńsku – powodowały wzrost szans  intrygi Putina.

Niestety Irańczycy wystraszyli się własnej odwagi i przyznali się do zestrzelenia samolotu. W ten sposób stwarzający wielkie nadzieje konflikt został zredukowany do minimum, gdyż Iran musi przede wszystkim wybrnąć z kłopotliwej i żenującej sytuacji obnażenia swoich słabości.

Oczywiście problem dokonanej zbrodni jest dla sprawców, ale też i Putina zupełnie drugorzędny, natomiast liczą się konsekwencje w układzie stosunków międzynarodowych.

Rosyjski udział w jego rozwiązywaniu staje się całkowicie zbędny, a pozycja amerykańska w stosunku do najważniejszego niemieckiego partnera Rosji wzrasta na tyle, że może cały, budowany latami układ, przewrócić.

Wszystko będzie zależało od osobistej postawy Trumpa, który powinien wykorzystać sytuację, wysłać do Jerozolimy formalnego przedstawiciela z kompetencjami ograniczonymi do oddania hołdu ofiarom niemieckiego obozu zagłady bez nawiązywania jakichkolwiek rozmów politycznych.

Na próbę przeprowadzenia konsultacji jest gotowa odpowiedź, że znajdujemy się w chwili żałoby po wielkiej i zawinionej katastrofie i wymagany jest czas na dokonanie przynajmniej wstępnych decyzji w odniesieniu do tej tragedii.

Oczywiście przyjdzie czas na polityczne rozwiązania i wówczas zostanie nawiązany kontakt z krajami europejskimi.

Trump w tej sprawie, jak i w wielu innych ma więcej szczęścia niż rozumu, jednakże pod warunkiem, że sam tego szczęścia nie zepsuje, co mu się nieraz już zdarzało.

Może bowiem ulec naciskowi żydowskiego lobby domagającego się „pójścia za ciosem” i dokonania odwetowego ataku na Iran, lub czegoś w tym guście.

Mając na względzie fakt, że właściwe wykorzystanie powstałej sytuacji i umocnienie pozycji amerykańskiej zarówno w Azji jak i w Europie będzie sprzyjać jego reelekcji powinien tym razem zachować zimną krew.

Istnieje wprawdzie ryzyko, że do 23 stycznia nastąpią niekorzystne zmiany w stanowisku Iranu, lub Turcji, wówczas i tak jerozolimskie towarzystwo nie będzie ani pomocne ani potrzebne, cały ciężar stosunków z Iranem trzeba będzie przenieść na sprawę zestrzelenia samolotu i wykazania nie tylko zbrodniczego nastawienia Irańczyków, ale co gorsze – nieodpowiedzialności tego państwa, wymagającej w interesie całej ludzkości wprowadzenia nad nim kontroli i nadzoru.

Jakie to wszystko ma znaczenie dla Polski?

Otóż nasza historia, a szczególnie ostatnie stulecie wskazuje wyraźnie, że wielkie sprawy tego świata nie omijają Polski i tak się składa, że za każdym razem niosą ze sobą śmiertelne zagrożenie. Przecież nawet konflikt irański niby oddalony od nas może przynieść nam jak najgorsze skutki. Wystarczy, że Amerykanie ulegną złudzeniu, podobnie jak ich antenaci, że Rosja pomoże im rozwiązać kłopoty bliskowschodnie i odpuszczą im wschodnią Europę.

Wszystkie traktaty unijne i NATO biorą wtedy w łeb, a Rosja na poły z Niemcami rozprawi się z jakimikolwiek marzeniami o samodzielnym bycie narodowym nie tylko Polski, lecz i całej Europy środkowej.

Upadająca Rosja może narobić jeszcze wiele szkód, podobnie jak Niemcy w 1944 roku.

I to jest powód, dla którego potrzebne są polskie wpływy w Stanach Zjednoczonych, niestety wiele złego zrobiono dla polskiej sprawy ze strony rządów warszawskich.

A przecież aż się prosi żeby zjednoczona Polonia amerykańska odegrała czołową rolę w urabianiu polityki Waszyngtonu w stosunku do całej Europy ze szczególnym uwzględnieniem krajów wyzwolonych z sowieckiej okupacji.

Do tego dzieła powinny być wciągnięte wszystkie europejskie ośrodki emigracyjne nie wyłączając niemieckiego pod hasłem walki z niebezpieczeństwem powtórki spisku Ribbentrop – Mołotow i rozszerzenia zarazy nihilistycznej wraz z wrogim nastawieniem w stosunku do USA.

Jeszcze gorzej jest z przeszło dwumilionową polską emigracją w Niemczech, która pozbawiona przez Goeringa swoich praw i majątku do dziś nie odzyskała należnego jej statusu i nie może mieć wpływu na niemiecką politykę w odróżnieniu od stukilkudziesięciotysięcznej mniejszości niemieckiej w Polsce, która cieszy się większymi przywilejami niż Polacy. W interesie obu krajów należy te relacje wyrównać, wymaga to jednak ze strony polskiego rządu zdecydowanego działania.

Zaniedbana jest oddolna akcja uświadamiania Niemców czym grozi zbyt daleko idące zbliżenie stosunków z Rosją, istnieje na to dość dowodów z doświadczeń III Rzeszy.

Najtrudniej jest wpływać na opinię społeczną w Rosji, nie tylko z racji braku wyrobienia politycznego Rosjan tkwiących ciągle jeszcze w sowieckiej mentalności, ale też i z tytułu ostrych restrykcji reżymowych. Nie mniej różnymi środkami, a przede wszystkim wykorzystując Internet można starać się poszerzyć krąg uświadomionych o tym, że „wielkomocarstwowa” polityka Putina jest zwykłym oszustwem zmierzającym do obłupienia Rosjan na rzecz pasożytniczej oligarchii.

Jest to droga znacznie bardziej skuteczna niż próby przekonywania o wyższości ustroju demokratycznego państw zachodniej Europy.

Przy okazji można wyjaśnić na czyim pasku chodzi Putin realizujący niemiecką politykę eksploatacji Rosji jako dostawcy surowców dla niemieckiego przemysłu.

Zabiegi o uwzględnienie naszych interesów w polityce międzynarodowej są jak najbardziej wskazane, ale szanse na ich indywidualne zrealizowanie są najoględniej mówiąc dość ograniczone. Lepszym rozwiązaniem jest powiązanie naszych spraw z układami stosunków międzynarodowych i tworzenie większych ugrupowań krajów połączonych tymi samymi, lub podobnymi problemami.

Wymaga to jednak znacznie większych wysiłków niż dotąd i nie baczenia czy się to podoba możnym czy nie.

To co robią w tej chwili Merkel i Putin jest dostateczną wskazówką, w którą stronę mogą potoczyć się wypadki jeżeli nie będą poddane skutecznej kontroli i działaniom zapobiegawczym.

Ciągle jednak najskuteczniejszym środkiem zapobiegawczym jest własna siła i odporność na wszelkie ataki i budowanie tej siły jest naszym naczelnym zadaniem.

0

Celibat a sprawy Kościoła

$
0
0

Różnica zdań między urzędującym a emerytowanym papieżem ujawniona publicznie stanowi w opinii wielu wypowiadających się zagrożenie dla jedności kościoła katolickiego, a nawet wstrząsnąć jego bytem.

Chodzi o naruszenie zasad bezżenności kapłanów, nie wchodząc w szczegóły skomplikowanej instytucji celibatu i ograniczając się jedynie do faktu możliwości dopuszczenia do stanu kapłańskiego żonatych mężczyzn, można uznać, że obydwaj papieże popełniają omyłkę.

Papież Franciszek nie po raz pierwszy demonstruje niekonwencjonalne podejście do obowiązujących reguł zachowania w kościele rzymsko katolickim, jak choćby w sprawie uczestnictwa w eucharystii osób rozwiedzionych, lub stosunku do innowierców, niepraktykujących i niewierzących oraz zabiegi o pokój i dobrobyt, nawet za cenę zbyt daleko idących kompromisów.

Są to objawy stanowiska traktowanego jako droga do kapitulacji wobec ludzkich słabości i niedostatków, a równocześnie sprowadzanie roli kościoła do jeszcze jednej idei uczynienia „raju na ziemi”.

Na tym tle sprawa podejścia do problemu celibatu może być traktowana jako odchylenie nie najwyższej wagi.

Papież emeryt Benedykt XVI wykazuje stanowisko bardzo rygorystyczne, zgodne z prawem kanonicznym kościoła rzymsko katolickiego, ale niezupełnie zgodne ze stanem prawnym całego kościoła katolickiego, którego papież jest głową.

W greckim obrządku tego kościoła występuje instytucja księży żonatych, a zatem mamy do czynienia z precedensami.

Według papieża emeryta, niesłychanie zasłużonego w dziele obrony wiary, próba zmian w stosunku do przepisów prawa kanonicznego zagraża kościołowi.

Chyba jednak obserwujemy współcześnie znacznie groźniejsze zjawiska, którym musi stawić czoła kościół.

W tej sprawie ujawnia się nieco „korporacyjne” podejście do tych problemów, stan kapłański jest bowiem ważną częścią kościoła powszechnego, ale nie może pretendować do wyłącznego decydowania o jego losie. Tym bardziej, że ten problem, przynajmniej jak dotychczas, nie obejmuje biskupów posiadających ważniejszą misję – następstwa apostołów.

Pomijając fakt, że celibat nie jest nakazem ewangelicznym i w obecnej postaci jest całkiem nowym nabytkiem, warto jest zastanowić się nad rolą w kościele ludzi związanych sakramentem małżeństwa.

Natomiast sprawą małżeństw pomocników biskupich jakimi są diakoni i prezbitrzy powinna być rozpatrywana przede wszystkim w ich własnym środowisku, a stosowne wnioski przedstawione papieżowi.

Nie wchodząc w polemikę wywołaną atakami na kościół z tytułu faktycznych i rzekomych nadużyć seksualnych ze strony księży, trzeba pozwolić na ocenę efektywności ich pracy i wymagań współczesności.

W starożytności i wiekach średnich małżeństwa księży nie przeszkadzały w rozwoju kościoła, uznano wtedy, że celibat sprzyja koncentracji wysiłków na rzecz zbawczej misji, ale dziś występuje potrzeba rozważenia tego problemu w aspekcie znacznie szerszym.

Nie chcę powtarzać tego co pisałem na ten temat, ale musimy jako członkowie kościoła powszechnego, zdać sobie sprawę z nieodzowności wypracowania skutecznych form zaangażowania jak najszerszych kręgów w życie religijne i obronę kościoła przed zniszczeniem.

Kościół katolicki jest chyba ostatnim bastionem broniącym chrześcijaństwa przed nasilonym jak nigdy w dziejach atakiem zmierzającym do jego osłabienia, a następnie całkowitej likwidacji.

 Zamiary Lenina wcale nie upadły wraz z upadkiem Sowietów, przybrały tylko inną, znacznie groźniejszą formę.

I ten stan wymaga mobilizacji wszystkich wiernych przy wsparciu ludzi uznających chrześcijaństwo za jedyną drogę zarówno ku zbawieniu, ale też dla uczynienia naszego bytu na ziemi znośniejszym i ratującym przed samozagładą.

Organizacja kościoła instytucjonalnego nie jest przystosowana do wypełnienia tej roli i dlatego musi być dogłębnie przeanalizowana i doprowadzona do stanu odpowiadającego potrzebom chwili.

Począwszy od nauczania religii i wychowania w duchu chrześcijańskim, przez promocję kultury, wpływ na postawy społeczne i rozstrzygnięcia polityczne, aż po sprawy ostateczne, wymagane jest znacznie większe zaangażowanie ludzi wiary.

Kuźnią dla wyrobienia powszechnego aktywnych postaw powinno być ożywienie życia religijnego w jak najszerszym kontekście, a nie tylko uczestnictwa w obrzędach kościelnych.

Podstawą jest organizacja życia parafialnego w dziedzinie kultury, rozrywki, samopomocy, ale też i praktycznych przedsięwzięć.

W ten sposób tworzą się wspólnoty odporne na wszelkie próby rozbicia i powstaje siła niezwyciężona.

Księża nie muszą bezpośrednio prowadzić tego rodzaju działalności, ale mogą wiele zainicjować i wspierać.

Niestety pod tym względem stan kapłański wykazuje znaczne braki wynikające z niedostatku wykształcenia i zbytniej zaabsorbowania sprawami administracyjnymi.

Jest to we współczesnym kościele relikt z czasów, gdy kościół oprócz władzy duchownej sprawował też władzę świecką, a także pewna pokusa na mnożenie dóbr doczesnych.

Najpotrzebniejsze jest obecnie zespolenie ludzi wiary dla zwalczenia sił zmierzających do zniszczenia naszej kultury.

Obserwujemy nie tylko brak jakiejkolwiek koncentracji, ale nawet świadomości stanu zagrożenia, co niestety cechuje nie tylko rzesze wiernych, ale i stan duchowny.

Jesteśmy kościołem powszechnym i dlatego każdego członka tego kościoła obowiązuje zadanie czynnego uczestnictwa w jego życiu i tak należy traktować moją wypowiedź w omawianej sprawie.

Zdjęcie: ZnakiCzasu.pl

0

POGROM UBECKI

$
0
0

PRAWDA O POGROMIE KIELECKIM.

POGROM UBECKI A NIE KIELECKI.

KIELECKA PROWOKACJA NKWD.

ZDEMASKOWANE OSZUSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA.

ŻYDZI W BEZPIECE.

 

POGROM KIELECKI MILICYJNO – UBECKI

 

4 lipca 2016 roku przypadła 70. rocznica pogromu kieleckiego, podczas którego zginęło 37 osób pochodzenia żydowskiego, ocalałych z wojennej zagłady. Zbrodnia dokonana w Kielcach, w kamienicy przy ul. Planty 7/9, spowodowała żydowski exodus z Polski. Badacze nadal szukają odpowiedzi, czym były tamte wydarzenia.

W czwartek, 4 lipca 1946 r. w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami dokonał pogromu na żydowskich mieszkańców miasta – osoby, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc.

 

USTALENIA INSYTUTU PAMIĘCI MARODOWEJ

NIE ZAKOŃCZONE ŚLEDZTWO – UMORZONE Z POWODU NIE WYKRYCIA SPRAWCÓW

 

Zgodnie z ustaleniami Instytutu Pamięci Narodowej, w następstwie wydarzeń na Plantach śmierć poniosło 37 osób narodowości żydowskiej oraz trzy osoby narodowości polskiej. Część osób zginęła od postrzałów. zostało 35 Żydów rannych . Podana liczba ofiar nie uwzględnia śmierci mieszkanki Kielc pochodzenia żydowskiego Reginy Fisz i jej kilkutygodniowego dziecka. Ich zabójstwo, dokonane tego samego dnia na tle rabunkowym, nie miało bezpośredniego związku z wydarzeniami przy ul. Planty.

4 lipca w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się Żydzi. Takie zdarzenia odnotowano w okolicy dworca kolejowego oraz w pociągach kursujących z Kielc i do Kielc.

Po pogromie ówczesne władze postawiły przed sądem 49 osób w jedenastu procesach karnych, oskarżając je o udział w zajściach.

Jak podaje Andrzej Jankowski w publikacji IPN-u „Wokół pogromu kieleckiego”, wśród oskarżonych było 30 mundurowych i 19 cywilów (w tym jeden kontraktowy pracownik milicji). Mundurowi to: funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa (UB), 14 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), dwóch oficerów i trzech żołnierzy Wojska Polskiego (WP), ośmiu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), strażnik więzienny i wartownik z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Socjalistycznej.

Postawiono im zarzuty dotyczące m.in. bicia i kopania Żydów, kradzieży ich mienia, rozpowszechniania wiadomości powodujących rozszerzenie się zajść, nawoływania do waśni narodowościowych.

W pierwszym pokazowym procesie, przeprowadzonym z pogwałceniem podstawowych zasad procesowych, oskarżono 12 osób, także uczestników zabójstwa Fisz i jej dziecka. Dziewięć osób – m.in. obu milicjantów – skazano na kary śmierci. Już 12 lipca 1946 r., dzień po publikacji wyroku, kary wykonano. Trójkę pozostałych oskarżonych skazano na kary kilkuletniego więzienia.

W kolejnych procesach zapadły mniej surowe wyroki – nikt nie został skazany na karę śmierci, a jedna osoba usłyszała karę dożywocia. Ogłaszano też kary kilkuletniego więzienia, także w zawieszeniu. Niektórych oskarżonych uniewinniono.

Sądzeni byli także szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Kielcach oraz komendant wojewódzki MO i jego zastępca. Dwie osoby uniewinniono, jedną skazano na rok więzienia – po kilku miesiącach warunkowo wyszła na wolność.

Próby dotarcia do prawdy o pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r. zakończyły się tylko częściowym powodzeniem. Powstał precyzyjny opis przebiegu zajść na ul. Planty, badacze nadal jednak poszukują odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę były tamte wydarzenia.

Dowody zebrane w sprawie, w postaci zeznań i relacji uzyskanych zarówno w śledztwach prowadzonych bezpośrednio po wydarzeniach, jak też w postępowaniu prowadzonym po 1991 roku, potwierdzają jedynie udział w tych przestępstwach zarówno ludności cywilnej, zebranej przed budynkiem na Plantach, jak i milicji oraz wojska. Udowodniono, iż żołnierze przebrani za cywilów strzelali z budynku Planty 7 do tłumu i do żołnierzy.

Zeznania świadków zawierają liczne opisy bicia przy użyciu niebezpiecznych narzędzi poszczególnych osób narodowości żydowskiej, jednak żaden dowód nie pozwalał – w ocenie prokuratora pionu śledczego IPN – przypisać konkretnemu sprawcy dokonania konkretnego przestępstwa.

Pomimo, iż w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne w sprawie kieleckiej zbrodni, prowadzone przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Krzysztofa Falkiewicza, zostało umorzone 21 października 2004 r.

Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.

Znaczący wpływ na negatywny stosunek mieszkańców Kielc do Żydów miała też nadreprezentacja osób tej narodowości w organach władzy komunistycznej, w tym zwłaszcza aparatu bezpieczeństwa, kojarzonego ogólnie z bezwzględnym traktowaniem polskich patriotów z organizacji poakowskich, które na Kielecczyźnie były bardzo aktywne i miały społeczne poparcie.

W opinii prok. Falkiewicza, tym tłumaczyć należy łatwe przyjęcie za wiarygodną historii o porwaniu przez Żydów 8-letniego Henryka Błaszczyka – rzekomej ofiary rytualnego mordu, potwierdzonej w sposób bezkrytyczny przez funkcjonariuszy MO, którzy podjęli pierwsze czynności w tej sprawie, co okazało się kłamstwem.

Atmosferę w tłumie przed budynkiem przy ul. Planty pogorszył widoczny konflikt między milicjantami, a przybyłymi tam funkcjonariuszami WUBP, co zostało odebrane jako próba ochrony Żydów ze strony aparatu bezpieczeństwa. Fakt ten spowodował również pojawienie się w tłumie haseł narodowościowych i antyrządowych oraz antykomunistycznych.

Istotnym czynnikiem, który spowodował wybuch agresji były pierwsze strzały z broni palnej, które padły w budynku żydowskim. Przyjęte one zostały przez zgromadzonych na ulicy jako oddane przez mieszkańców tego domu do interweniujących żołnierzy i milicjantów. Pojawiła się też informacja, że postrzelony został polski oficer. Wtedy żołnierze skierowali swoje agresywne zachowanie przeciwko Żydom, bijąc ich i wyrzucając na plac, gdzie bił ich agresywny tłum. W biciu i zabijaniu Żydów brali udział żołnierze WP, KBW, milicjanci oraz osoby cywilne. Dochodziło do przeszukiwania pobitych i zabitych, kradzieży ich mienia.

„Zachowanie mieszkańców Kielc było typowe dla reakcji tłumu. Akty okrucieństwa należy przy tym tłumaczyć zmniejszoną wrażliwością, wynikającą z obserwacji wydarzeń z czasów wojny i okupacji, gdzie śmierć człowieka nie jawiła się jako fakt wyjątkowy” – ocenił prokurator IPN.

Pomimo, że w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. Dlatego postępowanie karne zostało umorzone w 2004 r. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść w postanowieniu o umorzeniu śledztwa przyjęto, że „wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu kilku okoliczności natury historycznej i współczesnej”.

Zdaniem prokuratora, nie można przypisywać agresywnego zachowania wszystkim uczestnikom wydarzeń, których w szczytowym momencie było przed budynkiem ok. 500. „Grupę agresywnych uczestników z ludności cywilnej należy szacować na co najwyżej kilkadziesiąt osób, których swym działaniem skierowanym przeciwko żydowskim mieszkańcom domu, wspomagała grupa żołnierzy WP, KBW i milicjantów. Efektem udziału jednostek mundurowych były ofiary śmiertelne na skutek postrzałów z broni palnej i ranni z ranami postrzałowymi oraz ranni od bagnetów wojskowych” – uzasadniał prok. Falkowicz.

W śledztwie nie udało się jednoznacznie ustalić, kto pierwszy strzelał. Historyk IPN dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki (artykuł „Tłum na ulicy Planty – wokół niewyjaśnionych okoliczności genezy i przebiegu pogromu Żydów w Kielcach 4 lipca 1946 roku”, w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego” zwrócił uwagę, że do zrekonstruowania przebiegu pierwszych godzin zajść w budynku brakuje dokumentów, które nie zostały wytworzone przez aparat bezpieczeństwa, milicję czy wojsko.

„Kilka dokumentów w sposób dobitny podkreśla negatywną rolę, którą odegrali nie tylko poszczególni oficerowie i żołnierze, ale również grupy wojskowych” – ocenił naukowiec, przywołując cytaty z zeznań świadków.

Śmietanka-Kruszelnicki przytoczył też relację osoby, która znajdowała się w centrum tragicznych wydarzeń – Hanki Alpert, przesłuchanej następnego dnia po pogromie przez śledczego WUBP. Wg opisu, który przedstawiła kobieta, wydarzenia w budynku nabrały dramaturgii krótko po rozbrojeniu Żydów posiadających broń, a znajdujących się w kamienicy. Zeznała także: „Paru żołnierzy (…) na drugim piętrze zdjęli z siebie mundury i czapki, a poczęli strzelać z bloku do ludności, która stała przed komitetem (budynek przy Planty 7/9 – PAP), a ludność i żołnierze stojący zrobiły dużą panikę pomiędzy sobą, że Żydzi do nich strzelają (…)”.

„Gdyby nawet uznać, że bicie, rabowanie, a nawet mordowanie dokonywane tego dnia przez żołnierzy było spowodowane wieloma czynnikami – demoralizacją, zanarchizowaniem, antysemityzmem, atmosferą przyzwolenia ze strony przełożonych (brak jednoznacznych rozkazów zakazujących) – to trudno w podobny sposób traktować podszywanie się kilku żołnierzy (bo tak należy interpretować zdjęcie przez nich mundurów i czapek) pod Żydów i strzelanie do tłumu zgromadzonego przed budynkiem” – zauważał historyk.

Zdaniem naukowca, takie zachowanie wojskowych „trudno uznać za spontaniczne”, a musi być oceniono jako „zamierzone prowokowanie zdezorientowanych sytuacją ludzi do gwałtowniejszych zachowań” przeciw znajdującym się w budynku Żydom.

Wg Śmietanki-Kruszelnickiego, „prowokacyjne zachowania pojedynczych osób w gromadzącym się stopniowo tłumie, postawa i zachowania pojedynczych żołnierzy i oficerów oraz grupek “umundurowanych” z przysłanych jednostek wojskowych, podgrzewały atmosferę wytworzoną przez plotkę i przyczyniły się do eskalacji zdarzeń”.

Z kolei wg prok. Falkiewicza intensyfikację wydarzeń umożliwiły źle zorganizowane działania służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa obywateli. W świetle istniejących dowodów, nieskuteczność działań władzy trzeba tłumaczyć nietrafną oceną możliwości rozszerzenia się wydarzeń i związanego z nimi zagrożenia życia Żydów. Wpływ na dysfunkcyjność działań UB i MO miały osobiste relacje między kierownictwem tych organów w Kielcach.

Główną przyczyną uniemożliwiającą opanowanie sytuacji była niemożność użycia broni palnej wobec agresywnej grupy osób z tłumu. Zakaz taki wynikał z wyraźnych poleceń, wydawanych przez funkcjonariuszy państwowych szczebla centralnego.

W śledztwie weryfikowano sześć innych hipotez. Odrzucono m.in. niesiony przez propagandę komunistyczną tuż po zdarzeniach motyw zakładający, że wydarzenia kieleckie zostały sprowokowane inspiracją rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, dla skompromitowania komunistycznego aparatu władzy i wykazania, że nie jest on w stanie kontrolować społeczeństwa polskiego.

Teza ta była częścią uzasadnienia aktu oskarżenia i wyroku pierwszego procesu po pogromie. Zaprzeczali tej tezie m.in. funkcjonariusze UB, przesłuchiwani w latach 90. Nie stwierdzono też, by którejkolwiek z osób podejrzanych, oskarżonych i skazanych w kilku procesach, przedstawiono zarzut przynależności do niepodległościowych organizacji.

W tym wątku analizowano też zachowanie 4 lipca 1946 r. szefa WUBP w Kielcach, Władysława Sobczyńskiego, który w czasie II Wojny Światowej był funkcjonariuszem NKWD. Prokurator wskazał, że jego bierność i brak właściwego zaangażowania w czasie wydarzeń trzeba tłumaczyć bardziej jego osobistą postawą wobec Żydów, faktem iż był „radykalnym antysemitą” (jako członek oddziałów Armii Ludowej brał udział w zabójstwach Żydów w regionie), niż wysuwać sugestie, iż jego zachowanie było spowodowane wytycznymi, otrzymanymi od przełożonych w tajnych służbach sowieckich – na co zresztą nie znaleziono dowodów.

Badano też hipotezę zakładającą, że pogrom kielecki został sprowokowany przez kierownictwo organów bezpieczeństwa, na szczeblu krajowym lub wojewódzkim, za pośrednictwem kieleckiego UB i milicji – dla przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników czerwcowego referendum.

Prokurator przypomniał, iż funkcjonariuszy pociągnięto do odpowiedzialności karnej, zmieniono też kadrę kierowniczą służb mundurowych i administracji państwowej w Kielcach.

Liczący 29 tomów akt materiał dowodowy nie może być uznany za kompletny. Część dokumentów mogących mieć istotne znaczenie dowodowe zostało bowiem wcześniej zniszczonych, zgodnie z przepisami o archiwizacji. Z kolei śmierć niektórych osób przed rozpoczęciem śledztwa, uniemożliwiła uzyskanie odpowiedzi na wiele ważnych pytań, dotyczących przyczyn i przebiegu wydarzeń kieleckich oraz roli tych jednostek w czasie zajść.

Śledztwo nie dało jednoznacznych odpowiedzi na takie kwestie jak przyczyny pewnej bezradności organów bezpieczeństwa w tłumieniu zajść, motywy niezrozumiałego zachowania się Walentego Błaszczyka (który twierdził m.in. iż jego syn miał być zamknięty przez Żydów w piwnicy), czy postawa szefa WUBP.

Jednak w przypadku ujawnienia nowych dowodów i okoliczności, postępowanie karne może być w każdym czasie podjęte na nowo.

Jak pisze prof. Bożena Szaynok („Spory o pogrom kielecki” w publikacji „Wokół pogromu kieleckiego”), tak jak uproszczeniem jest widzenie kieleckich wydarzeń tylko w kontekście prowokacji, tak i uproszczeniem jest widzenie ich tylko w kontekście antysemityzmu.

 Według prezesa Stowarzyszenia im. Karskiego Bogdana Białka, Kielce są szczególnie zobligowane do stawiania czoła wszelkim formom dyskryminacji. „Zapominamy, że pogrom kielecki spowodował całą falę uchodźczą z Polski. W latach 1946-1950 z Polski wyjechało niemal całe żydostwo – sto tysięcy ludzi. Także z innych części Europy – w przeświadczeniu, że w Europie dla Żydów nie ma miejsca i prześladowaniom nie będzie końca” – przypomniał w kwietniu, zapowiadając wydarzenia rocznicowe.

Od wielu lat ciąży na Kielcach piętno wydarzeń z 4 lipca 1946 roku, kiedy doszło do mordu ludności żydowskiej. Owa zbrodnia nazywana jest “pogromem kieleckim”. Za jego przygotowanie, sprowokowanie I przeprowadzenie odpowiadają służby państwowe. Zajścia miały przykryć kompromitujące dla komunistów fakty – sfałszowane referendum ludowe i sprawę zbrodni katyńskiej, która w tym czasie była rozpatrywana w Norymberdze.

W III RP zatajano prawdę historyczną, wyrządzając tym samym ogromne szkody społeczne. Jednym z najgorszych kłamstw historycznych jest zatajanie prawdy o kieleckiej zbrodni, będącej prowokacją NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 roku. Podobne nikczemne sowieckie prowokacje w Europie Środkowej służyły do odwrócenia uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań przeciwko krajom naszego regionu.

Winą za dokonanie zbrodni na ludności żydowskiej obarczono mieszkańców Kielc i Podziemie Niepodległościowe.  Po 1989 roku miasto nie pozbyło się oskarżeń o antysemityzm. W siedemdziesiątą rocznicę tych dramatycznych wydarzeń należy przekazać prawdę.

Dziesięciolecia  panowania „pedagogiki wstydu” w czasach PRL-u i w III RP wyrządziły ogromne szkody świadomości społecznej, utrwalając niezmierne połacie kłamstw w wiedzy o historii.

Jednym  z najgorszych i zarazem najszkodliwszych kłamstw  jest wymyślony przez komunistów mit o „pogromie kieleckim”, jak dotąd  dość powszechnie określa się  prowokację NKWD i polskiej bezpieki z lipca 1946 r. 

Niewiele osób wie, że   prowokacja ta była  tylko jedną z licznych podobnych nikczemnych sowieckich przedsięwzięć w Europie Środkowej. Była jedną z licznych prowokacji służących odwracaniu uwagi Zachodu od świeżo podjętych sowieckich działań  przeciwko krajom naszego regionu.

Co znamienne – podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich.

Prawie w tym samym czasie odbywały się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do “wypędzenia” ok. 711 tysięcy Żydów z satelickich krajów bloku sowieckiego.

 

PRZEMILCZANE PROWOKACJE SOWIECKIE W KRAJACH EUROPY ŚRODKOWEJ

 

Czołowa węgierska badaczka historii czasów powojennych profesor Maria Schmidt, dyrektor słynnego „Muzeum Terroru” w Budapeszcie już w 1991 roku ogłosiła dane, pokazujące kulisy sowieckich prowokacji, z rzekomymi pogromami Żydów na Węgrzech, w Polsce, Słowacji, czy w Rumunii.

Wskazała ona,  że wszędzie tam władze sowieckie  uciekały się  do  bliźniaczo podobnych, wręcz zbrodniczych metod świadomie organizowanych zajść antyżydowskich, dokładnie wyreżyserowanych według podobnego scenariusza jak w Kielcach. Bardo podobne było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o komunistycznej proweniencji, których nigdy za to nie ukarano.

Bardo podobne były też cele tych prowokacji. Podobnie jak zajścia w Kielcach, które miały odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie sfałszowanego referendum, tak zajścia na Węgrzech czy w Czechosłowacji (konkretnie na terenie Słowacji) miały odwracać uwagę Zachodu od przejawów skrajnego bezprawia i gwałtów, dokonywanych przez wojska sowieckie  w ramach rozprawy z prozachodnią opozycją.

Do sprowokowanych przez NKWD i krajową bezpiekę zajść antyżydowskich doszło m. in. w Słowacji (Velke Topolcany, Chinorany, Krasno nad Nidą, Nedanovce ) i na Węgrzech (Ozd, Sajószentpéter, Kunmadarás, Miskolc).

Zdaniem profesor Marii Schmidt ręka sowieckich tajnych służb kryła się za  prowokowaną histerią wzniecaną wokół rzekomych mordów rytualnych na Słowacji w kwietniu 1946 roku, na Węgrzech w maju 1946 roku  i w Polsce w lipcu 1946 roku.  

Jak pisała prof. Maria Schmidt : „sowieckie  kierownictwo chciało się uwolnić od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy „kapitalizmu:”, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich  przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej „reakcji”, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii sympatyków żydowskiego pochodzenia”. (Cyt. za: J. Pelle: A kunmadarási pogrom. Shylock Hunniában II (Pogrom w Kunmadáras. Shylock w Hunni II), „Magyar Nemzet „ z 15 marca 1991 roku).

Dodajmy do tego rzecz szczególnie ważną. Prowadzona na ogromna skalę nagonka medialna po rzekomych pogromach na   dziki „antysemityzm” Polaków, Węgrów, czy Słowaków miała oddziaływać na Zachód w jeszcze jednym względzie. Miała na celu pokazanie Zachodowi jak bardzo potrzebne w Europie Środkowej są sowieckie wojska, aby utrzymać w ryzach „faszystowskie” i „antysemickie” narody tego regionu.

 

 KULISY I PRZEBIEG PROWOKACJI KIELECKIEJ

 

Sowieccy organizatorzy prowokacji kieleckiej świadomie wybrali właśnie Kielce na swe miejsce działania. W tym czasie Kielce było w centrum  regionu o bardzo dużym nasileniu partyzantki antykomunistycznej. Chodziło wiec o to, by właśnie takie miasto tym mocniej skompromitować w oczach szerszej opinii publicznej.  Nieprzypadkowo też  rzekomy „pogrom” w Kielcach zainscenizowano  4 lipca 1946 roku, zaledwie w cztery dni po sfałszowaniu  referendum przez władze komunistyczne w Polsce w dniu 30 czerwca 1946 roku.  Chodziło o to, by Zachód skupił się na sprawie „antysemickiego pogromu” i jak najszybciej zapomniał o sprawie referendum. Plan komunistów okazał się aż nadto skuteczny.

Zbrodnicze zajścia kieleckie zaczęły się 4 lipca 1946 roku. Tego dnia od rana  w całym mieście zaczęto bardzo szeroko  rozpowszechniać pogłoskę o  rzekomym porwaniu przez Żydów w celu zamordowania 8-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Kilka osób udało się z  milicjantami do budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego przy ul. Planty 7, by domagać się rewizji domu w poszukiwaniu chłopca.

W budynku tym zamieszkiwało wówczas wielu Żydów. Doszło do szarpaniny wewnątrz budynku, a wokół domu zaczęły się gromadzić grupy ludzi. Do budynku zaczęli wchodzić kolejni milicjanci, a potem grupy wojskowych i żołnierzy KBW. W niewyjaśnionych w pełni okolicznościach doszło do strzelaniny między żołnierzami i milicjantami, a Żydami, a później do mordowania i rabunku Żydów.

Do ataku na Żydów dołączały się zgromadzone wokół budynku Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego grupy cywilów.

Ich agresywne  wystąpienia wzmogły się po  przybyciu około godz. 12.30. dużej grupy robotników Huty „Ludwinów”. Byli oni związani z partią komunistyczną. Wielka część z nich była poprzednio prokomunistycznymi agitatorami w czasie referendum.

W wydanej w 2006 roku w Warszawie książce IPN „Wokół pogromu kieleckiego” liczebność tej grupy oceniano na kilkaset osób.

W czasie krwawych zajść trwających aż 5 godzin – od godz. 10.00 rano do godz.15.00 – zginęło trzydzieścioro siedmioro Żydów, dwóch polskich cywilów i jeden polski oficer. Razem ilość ofiar mordu w Kielcach ocenia się na 40 osób. Propaganda komunistyczna specjalnie wielokrotnie wyolbrzymiała wielkość zgromadzonego przed domem żydowskim tłumu, aby obciążyć go całą winą za masakrę. Np. w odezwie do  ludności miasta Kielc i województwa z 11 lipca 1946 roku, twierdzono np. jakoby “Żydów zabijał tłum 20-tysięczny przy pomocy kamieni, kijów i kopania”. W rzeczywistości na placu przed Plantami mogło zmieścić się tylko do 500 osób, a badający sprawę sędzia Andrzej Jankowski ocenił, że tłum na Plantach nigdy nie przekroczył 300 osób. Tak niewielki „tłum” mogła z łatwością rozproszyć niewielka nawet, ale uzbrojona jednostka wojska , milicji czy UB. A w Kielcach w tym czasie – ze względu na zagrożenie atakami partyzantki antykomunistycznej – stacjonowały stosunkowo duże liczebnie formacje wojska (ok. 215 żołnierzy), II Kompanii KBW, Informacji Wojskowej, pracowników UB i MO, szkoły milicyjnej.. Do tego dochodził również stacjonujący w Kielcach garnizon sowiecki. Już sam ten fakt ogromnej zbrodniczej bezczynności stacjonujących w mieście dużych jednostek zbrojnych polskich i sowieckich musi prowadzić do  jednoznacznych podejrzeń co do tożsamości sprawców   rzekomego „pogromu”.

Liczni autorzy, począwszy od raportów ks. bp. Czesława Kaczmarka i ambasadora Stanów Zjednoczonych w Warszawie Artura Bliss Lane z 1946 roku już wtedy akcentowali, że większość Żydów poległa z rak żołnierzy i oficerów.

W 1982 roku gruntowną analizę sprawy zbrodni w Kielcach przedstawił były  oficer Informacji Wojskowej pochodzenia żydowskiego Michał Chęciński  w opublikowanej w Nowym Jorku książce „Poland: Communism- Nationalism- Antisemitism”. Właśnie  Chęciński po raz pierwszy zdemaskował sowieckiego majora NKWD Michaila Aleksandrowica Diomina jako głównego organizatora kieleckiej zbrodni.

Współpracował z nim  b. oficer  NKWD w czasie wojny major UB Władysław Sobczyński (Spychaj).

Przejściowo aresztowany po „pogromie” Sobczyński został szybko wypuszczony z więzienia, a potem doszedł aż do stopnia ambasadora PRL w  Sofii.  Wyjątkowo duże podejrzenia musi budzić fakt ujawniony przez Krzysztofa Kąkolewskiego w książce ‘Umarły cmentarz” (Warszawa 1996, ss.147,153). Chodziło o to, że w budynku domu żydowskiego przy ul. Planty 7 były dwie klatki schodowe. W klatce schodowej nr 2 mieszkali  wyodrębnieni w swoistym getcie utworzonym przez komunistów Żydzi wierzący, tzw. kibucnicy (syjoniści, przeciwnicy organizacji Bund), szykujący się na wyjazd do Palestyny. Napastnicy wdzierali się wybiórczo tylko do klatki schodowej nr 2. Natomiast, jak podkreślał  Kąkolewski (op.cit.,s.147 ) : “Lepsza” klatka, klatka nr 1, gdzie mieszkali żydowscy funkcjonariusze UB, PPR i innych instytucji urzędowych lub powiązanych z władzami, pozostała nietknięta”.

 

NADREPREZENTACJA ŻYDÓW W KIELECKICH WŁADZACH

 

Zastanawiający jest fakt, że do  inspirowanych przez NKWD i bezpiekę zajść antyżydowskich w Kielcach  doszło pomimo bardzo wielkiej nadreprezentacji Żydów we władzach partii komunistycznej i bezpieki w tym mieście. Jak duże było nagromadzenie osób pochodzenia żydowskiego w kieleckim obszarze władzy, niech świadczą następujące dane personalne, które zaczerpnąłem z szeregu wiarygodnych naukowych pozycji omawiających zbrodnię kielecką. Żydami byli m.in… prezydent miasta Kielce Tadeusz Żarecki,szef WUBP Andrzej Kornecki (Dawid Kornhendler ), sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PPR Józef Kalinowski, kierownik Wydziału Personalnego KW PZPR Julian Lewin, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Albert Grynbaum, dowódca oddziału wojskowego wysłanego na pomoc Żydom na plantach major Kazimierz Konieczny, szef wydziału personalnego WUBP Marian (po wyjeździe z Polski występował jako Morris) Kwaśniewski. (Por. dokładne dane bibliograficzne podane w moim tekście „Kulisy zbrodni kieleckiej”, drukowanym w drugim tomie wydawnictwa IPN „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2008,s.451). Dane te uzupełniłem informacjami o żydowskim pochodzeniu szefa Wydziału Specjalnego (kontrwywiadu) w Kielcach- Majewskiego i szefa  Wydziału Politycznego i KW MO- Erlickiego, który później wyemigrował do Izraela . (Wg. tekstu Jacka Żurka w 1 tomie „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s.376. Z tego samego wydawnictwa (t.,s. 271 ) dowiadujemy się z zeznań b. wojewody kieleckiego E. Wislicza- Iwańczyka o  żydowskim pochodzeniu szefa wojskowej Prokuratury Rejonowej w Kielcach Kazimierza Golczewskiego i następcy Kalinowskiego na stanowisku sekretarza KW PZPR –Kozłowskiego (Szpryngera). Z kolei prof. Jan Żaryn w studium „Hierarchia kościoła katolickiego wobec relacji  polsko-żydowskich  w latach 1945-1947, w książce “Wokół pogromu..” op.cit., t. 1, s. 85 przytacza fakt, że  funkcjonariusze  Wojewódzkiego  Urzędu Bezpieczeństwa publicznego wytykali, iż :na stanowiskach kierowniczych w WUBP stoją Żydzi – wskazując jako przykłady (…) Korneckiego, Dmowskiego, naczelnika Wydziału Personalnego oraz naczelnika Wydziału Więziennictwa i Obozów- Blajchmana i innych”.

Wydane w latach  2006 r. i 2008 dwutomowe wydawnictwo „Wokół pogromu kieleckiego”, mimo bardzo dobrych mimo że napisane przez bardzo dobrych autorów nie wyjaśniło do końca sprawy. Zaciążyło na niej jednostronne i wręcz kłamliwe postanowienie o umorzeniu śledztwa wydane 21 października 2004 r. przez  prokuratora Krzysztofa Falkiewicza z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie.  Miejmy nadzieję, że polityka historyczna nowego rządu stworzy możliwości dla tak potrzebnego wznowienia śledztwa o zbrodni kieleckiej w imię prawdy o polskiej historii.

 

WIELKIE KŁAMSTWO URZĘDU BEZPIECZEŃSTWA PRL ZDEMASKOWANE.

KIELECKA PROWOKACJA NKWD.

ŻYDZI W BEZPIECE.

 

Płk  Anatol Fejgin – wysoki funkcjonariusz  zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski pochodzenia żydowskiego należał do baronów bezpieki. To określenie dotyczy najbardziej wpływowych polityków MBP, które w swoich szeregach miało takich ludzi. Do tego kręgu należeli ludzie ze ścisłego kierownictwa resortu, złożonego ze starych NKWD-zistów i generałów UB: Stanisław Radkiewicz, Natan Kikiel – Grünspan  (Roman Romkowski), Mojżesz Bobrowicki ( Mieczysław Mietkowski), Józef Różański, płk NKWD Julia Brystygier (“Krwawa Luna”), Jan Ptasiński, Lejba Ajzen (Leon Andrzejewski), Józef Czaplicki zwany “Akowerem”, znany ze swojego okrucieństwa wobec  żołnierzy Podziemia Niepodległościowego.

Anatol Fejgin wstąpił do UB 1 marca 1950 roku, a właściwie został przeniesiony z Informacji Wojskowej, gdzie był zastępcą szefa Głównego Zarządu. To była wojskowa bezpieka , jeszcze bardziej okrutna  i bezwzględna niż jej “cywilny” odpowiednik. Obie służby  – UB i IW – zostały zorganizowane przez Sowietów w celu zapewnienia sobie dominacji w okupowanej przez komunistów  od 1944 roku Polsce i były narzędziem realizacji i obrony ich interesów. Nikt nie nadawał się do tej służby lepiej, niż przedwojenni agenci sowieccy w Komunistycznej Partii Polski. Najważniejsi z nich już przed wojną mieli obywatelstwo sowieckie i byli wtajemniczeni w plany światowej rewolucji, której płomienie miały zniszczyć Europę, a następnie inne kontynenty.

Fejgin urodzony w 1909 roku w  inteligenckiej rodzinie żydowskiej był działaczem Komunistycznej Partii Polski ( w wieku 15 lat wstąpił do komunistycznej młodzieżówki), w której posługiwał się pseudonimami: “Felek”( na cześć Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego), “Jerzy”, “Stach”, “Wasyl”. Trzykrotnie skazany był za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Polski na kary więzienia, podobnie jak Ozjasz Szechter ojciec Adama Michnika członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.

Od 1934 roku  przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak “funk”, czyli funkcjonariusz KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy. Już wówczas został zaufanym człowiekiem NKWD przewidywanym do służby w “radzieckiej” Polsce.

Jest jeszcze jeden charakterystyczny  fakt związany z tą postacią. We wszelkich dyskusjach o roli aparatu bezpieczeństwa publicznego komunistycznej Polski, szczególnie w latach 1944 – 1956 przewija się wątek narodowościowy, czyli: Żydzi w bezpiece.

Istnieją dwa podejścia – jedno z nich polega na negowaniu tego wątku i sprowadzaniu go do…antysemityzmu. Czyli, że każdy, kto usiłuje pokazać, upublicznić to zjawisko jest natychmiast – przez pewne wpływowe media – odpowiednio zakwalifikowany jako ten, z którym nie powinno się dyskutować. Podejście drugie – to pokazywanie faktów. A z nimi się nie polemizuje, co najwyżej można je różnie interpretować. Na tym tle natychmiast widać różnice w postawach i ujawnia się pewne lobby , które w takich sytuacjach usiłuje wszystko zbagatelizować lub nawet negować fakty.

Oto w 1990 roku w “Tygodniku Powszechnym” ukazała się charakterystyczna  wypowiedź prof. Chone Shmeruka , przewodniczącego  Ośrodka Kultury  Żydów Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie”:

Berman nie funkcjonował jako Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On się nie uważał za Żyda, lecz za kogoś kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. . Czułby się obrażony, gdyby mu ktoś to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak na jego miejscu”.

Fejgin miał również wiedzę o kulisach pogromu kieleckiego. Ponura sprawa, która cały czas czeka na wyjaśnienie, toczy się niemrawo i mało kto pamięta, że śledztwo nie zostało zakończone. Już wówczas, w 1946 roku, konspiracyjne pismo Zrzeszenia WiN “Orzeł Biały” w numerze 4 – 5  z czerwca – lipca informowało społeczeństwo, żyjące w okowach komunistycznej cenzury, że:

Wystąpienia antyżydowskie w Polsce są prowokowane przez NKWD i są wykorzystywane przez Rosję zarówno na arenie międzynarodowej, jak i na odcinku wewnętrznym. By nie dopuścić do porozumienia pomiędzy Żydami a społeczeństwem polskim, a z drugiej strony, by dodać bodźca Żydom do bardziej bojowego nastawienia wobec Polaków – NKWD stwarza prowokacje “pogromów” żydowskich pod firmą Andersa, PSL, WiN itp”.

Anatol Fejgin w wywiadzie opublikowanym w “Reporterze” (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego:

Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać(…). Jeszcze nie czas  o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”.

Polska wielokrotnie jest nazywana krajem „antysemickim”, a Polacy – „antysemitami”. Nic to, że w tym „antysemickim kraju” przez wieki Żydzi stanowili znaczny odsetek mieszkańców, nic to, że mieli w nim swoje szkoły, prasę i liczne gminy wyznaniowe.

Na świecie Polska uważana jest za kraj-cmentarz, gdzie Żydom zgotowano zagładę. Pojęcie „polskich obozów” jest wciąż w użyciu i ma się świetnie. A jeśli nawet ktoś rozsądny zauważy, że przecież Holokaust zgotowali Żydom Niemcy w miejscu z czysto logistycznego punktu widzenia dla nich najdogodniejszym, bo nie wymagającym transportu setek tysięcy ofiar, natychmiast znajdzie się ktoś, kto odpowie Jedwabnem i pogromem kieleckim. Obie te zbrodnie rzeczywiście miały miejsce, tyle, że obie wyglądały nieco inaczej, niż zostało to rozpowszechnione na całym świecie. Pełna kłamstw książka Tomasza Grossa została już dawno zdemaskowana, tak samo jak liczne kłamstwa na temat Jedwabnego rozpowszechniane przez środowiska żydowskie. Pogrom kielecki wciąż czeka na prawdę. Na razie jest ona mozolnie składana ze strzępków informacji, z krótkich, nigdy nierozwijanych wypowiedzi, które wyrwały się czołowym ubekom okresu stalinowskiego. Oczywiście – w społeczeństwie polskim, jak w każdym, zdarzały się szumowiny, które nie zawahały się podjąć współpracy z Niemcami w dziele mordowania Żydów. Procentowo było ich nie więcej niż szumowin żydowskich współpracujących przy mordowaniu współbraci. I byli tacy, którzy po wojnie zamieszkiwali w pożydowskich domach, ale często rekrutowali się z kręgów nowej władzy. I było ich nie więcej niż amerykańskich Żydów całkowicie obojętnych na los Żydów europejskich. Jak więc wyglądały pogromy i kto je organizował? Co naprawdę wydarzyło się w Kielcach w roku 1946?

 

POGROM

 

Oficjalna wersja pogromu kieleckiego jest następująca: 1 lipca zniknął ośmioletni wówczas Henryk Błaszczyk. Jego ojciec, szewc Walenty Błaszczyk, zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością syna około godziny 23.00 zgłosił na Milicję Obywatelską fakt zaginięcia dziecka. Dwa dni później, 3 lipca wieczorem chłopiec wrócił do domu, a około północy Walenty Błaszczyk, będący pod wpływem alkoholu, pojawił się na komendzie milicji informując, że jego syn przez trzy dni był przetrzymywany w piwnicy przez Żydów, skąd udało mu się uciec. Chłopiec wskazał milicjantom dom, w którym był przetrzymywany, a w którym mieścił się tzw. Komitet Żydowski, znajdowali tam też schronienie przypadkowi Żydzi, w tym będący w Kielcach przejazdem. Rankiem 4 lipca udał się tam na rewizję duży patrol milicji. Milicjanci informowali po drodze przechodniów, gdzie, po co i dlaczego idą, co spowodowało, że przed budynkiem zaczął gromadzić się tłum mieszkańców. Około godz. 10 rano budynek obstawiły oddziały Ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które nie rozproszyły jednak wrogiego tłumu. Według zeznań Chila Alperta (zastępcy przewodniczącego Komitetu Żydowskiego), który przebywał wówczas wewnątrz, żołnierze po przybyciu ostrzelali okna budynku. Następnie kilku żołnierzy wraz z milicjantami po wyważeniu drzwi weszło do środka i przeprowadziło rewizję wśród mieszkańców. Oficerowie Konieczny, Jędrzejczak i Repist odebrali broń mieszkańcom, którzy mieli na nią pozwolenie. W trakcie rewizji żołnierze zaczęli strzelać do osób znajdujących się wewnątrz, w trakcie tej strzelaniny zginęło kilkoro mieszkańców domu, w tym Seweryn Kahane, przewodniczący Komitetu Żydowskiego. Wejście żołnierzy do budynku i strzelanina rozpoczęły pogrom.

Przez cały czas komendant Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mjr Władysław Sobczyński nie wykonał żadnych działań mogących powstrzymać pogrom. Około południa na miejscu zdarzenia pojawił się prokurator okręgowy Jan Wrzeszcz, jednak wojsko nie wpuściło go na teren zajść i odmówiło rozpędzenia tłumu. Bezskutecznie próbowali uspokoić tłum również księża z Katedry kieleckiej – Jan Danielewicz i Roman Zelek, również niedopuszczeni do tłumu przez wojsko. Około godziny 12.00 na miejsce wydarzeń przybył nowy oddział wojska, wysłany przez pułkownika Stanisława Kupszę. Jego dowódca – major Konieczny rozkazał oddać salwę w powietrze. Ta pierwsza podczas zamieszek zdecydowana akcja wojska pozwoliła na opanowanie sytuacji i przywrócenie porządku. Wystawiono ochronę wokół budynku, a milicjanci zaczęli wywozić zabitych i rannych do szpitala miejskiego. Około godziny 12.30 z Kieleckich Zakładów Metalowych (d. Huta „Ludwików”) pod dom na ul. Planty 7 wyruszyło kilkuset robotników uzbrojonych w metalowe rury, kije i kamienie. Po przybyciu na miejsce robotnicy przerwali słaby kordon żołnierzy, zaatakowali pozostałych w domu Żydów i pogrom rozpoczął się na nowo. W tym czasie akty przemocy wymierzone w ludność żydowską zdarzały się na terenie całego miasta. Pod domem na ul. Planty i w jego okolicach zabitych zostało ponad dwadzieścia osób. Kilku mieszkańców Kielc narodowości polskiej zostało pobitych, gdyż wzięto ich za Żydów. Zginęło też trzech Polaków, którzy prawdopodobnie wystąpili w obronie napadniętych Żydów. Część morderstw miała charakter rabunkowy. Dopiero ok. godziny 14.00 służby mundurowe zaczęły reagować na rozprzestrzeniającą się przemoc. Komendant UB mjr Sobczyński zebrał na komendzie zamieszkałe w różnych częściach miasta rodziny żydowskie i zapewnił im ochronę. Wystawiono straż wokół szpitali, do których przewożono ofiary pogromu, gdyż wokół nich również zaczęli gromadzić się agresywni ludzie. Po oddaniu kilku salw wojsku udało się około godziny 14.00 odepchnąć tłum od budynku na ulicy Planty 7. Przed wieczorem do miasta wkroczyły dodatkowe oddziały wojska, pojawiły się wozy pancerne. Wprowadzono godzinę policyjną. Jeszcze tego samego dnia aresztowano ponad stu uczestników pogromu, w tym 34 żołnierzy i oficerów LWP oraz 6 funkcjonariuszy KBW. Około godz. 18.00 pogrom się zakończył, przynosząc śmierć 40 osób, w tym 37 Żydów i 3 Polaków oraz obrażenia stwierdzone u 35 osób.

Ranni oraz pozostali w Kielcach Żydzi zostali następnego dnia przewiezieni strzeżonym pociągiem do Warszawy, organizatorem ewakuacji był wysłannik Centralnego Komitetu Żydów Polskich Icchak Cukierman, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim. W pierwszych godzinach po pogromie aresztowano kilkudziesięciu żołnierzy i milicjantów, przesłuchiwano ich jednak w charakterze podejrzanych. Większość została później zwolniona, chociaż przeprowadzone w następnych dniach badania ofiar pogromu wskazały, że jedenaście z nich zginęło od kul. Już w dniach 9-11 lipca 1946 r. w Kielcach odbył się pierwszy proces „sprawców” pogromu. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym obradującym na sesji wyjazdowej stanęło 12 osób, spośród których dziewięć skazano na karę śmierci, a pozostałe trzy osoby na dożywocie oraz siedem i dziesięć lat pozbawienia wolności. Wyroki śmierci przez rozstrzelanie wykonano już 12 lipca 1946 r. Procesy milicjantów i oficerów UB podejrzanych o udział w rozruchach odbyły się dopiero 25 i 26 września oraz 10 października. W ich wyniku kilku oskarżonych skazano na kary więzienia, kilku zaś zdegradowano do niższych stopni. W dniu 18 listopada odbył się kolejny proces piętnastu cywilnych uczestników pogromu, których skazano na kary więzienia, a 3 grudnia odbył się proces następnych siedmiu żołnierzy, których również skazano na kary więzienia. Natomiast 13 grudnia rozpoczął się proces komendanta UB w Kielcach Władysława Spychaj-Sobczyńskiego oraz dwóch komendantów milicji – Kuźnickiego i Gwiazdowicza. Spośród nich tylko Kuźnicki został skazany na rok pozbawienia wolności, dwóch pozostałych uniewinniono.

 

PŁONĄCE AKTA

 

Komunistyczne władze z miejsca nagłośniły tak sam pogrom, jak i związane z nim procesy. Od razu odpowiedzialnością za pogrom obciążyły antykomunistyczne podziemie, już w akcie oskarżenia pierwszego procesu „sprawców” wyraźnie wymieniając Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne. W kolejnych dniach w prasie publikowane były artykuły podtrzymujące tezę o prowokacji „reakcyjnego podziemia”. Swoim zwyczajem w fabrykach i zakładach pracy komuniści podejmowali próby organizacji wieców protestacyjnych potępiających antysemityzm i pogrom kielecki jako związane z działaniami organizacji antykomunistycznych. Tu jednak zareagowali robotnicy – społeczeństwo nie wierzyło w zorganizowanie pogromu przez antykomunistyczne podziemie i strajkami odpowiedziało na zmuszanie go do wieców. Efekt był więc odwrotny do zamierzonego i próby te zarzucono. Co ciekawe – komunistyczne władze nie podjęły żadnych działań zmierzających do ograniczenia podobnych zdarzeń w przyszłości. Poza propagandowym wykorzystaniem tych wydarzeń zapadła nad nimi cisza – nie podejmowano żadnych rozmów na ten temat na żadnym szczeblu. Informacje o pogromie, wątpliwościach co do jego przebiegu, ofiarach i procesie były w PRL blokowane. Pogrom kielecki został objęty cenzurą w krajowych publikacjach historycznych i badaniach dotyczących regionu kieleckiego. Pierwsza publikacja historyczna na ten temat pojawiła się dopiero w 1981 r. w „Tygodniku Solidarność”, a więc w prasie opozycyjnej. Archiwum kieleckiego SB zawierające dokumenty z okresu powojennego spłonęło, podobnie jak tysiące innych dokumentów bezpieki w 1988 r. Jego treść mogłaby zapewne rzucić nowe światło na sprawę pogromu kieleckiego, ale raczej już jej nie poznamy. Na razie jesteśmy więc skazani na odtwarzanie prawdy ze strzępków relacji i składanie drobnych faktów w jedną całość. Jaki obraz się z nich wyłania?

 

STRZĘPKI INFORMACJI

 

Pogrom w Kielcach był faktem. To nie ulega żadnej wątpliwości. Ale kto naprawdę wywołał zamieszki? Czy faktycznie był efektem spontanicznej reakcji tłumu? Czy przeciwnie – całość została perfekcyjnie przygotowana i od początku do końca przeprowadzona zgodnie z planem?

Anatol Fejgin – wysokiej rangi funkcjonariusz zbrodniczej Głównej Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski żydowskiego pochodzenia w wywiadzie opublikowanym w „Reporterze” (nr 4/1990) powiedział na temat pogromu kieleckiego: „Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy chce się wygrać. (…) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”. Wyznanie to zostało odebrane jako pośrednie przyznanie się do tego, o czym nieoficjalnie mówiono od dawna – że pogrom kielecki był świadomie i celowo zorganizowany przez bezpiekę, która starannie zaplanowała jego przebieg, wykorzystując do jego przeprowadzenia prowokatorów oraz funkcjonariuszy UB i wojsko.

Co ciekawe, na ubecką prowokację zwracał również uwagę biskup Czesław Kaczmarek. Także ówczesny prymas Polski August Hlond podkreślał, że wydarzenia w Kielcach nie zostały spowodowane przez rasizm. W oświadczeniu przekazanym dziennikarzom prymas napisał m.in.: „Przebieg nieszczęsnych i ubolewania godnych wypadków kieleckich wykazuje, że nie można ich przypisać rasizmowi. Wyrosły one na podłożu całkiem odmiennym, bolesnym a tragicznym (…)”. Prymas przypomniał interwencję księży w dniu pogromu i nieopublikowaną odezwę biskupa kieleckiego. Stwierdził też, że za zepsucie się wcześniejszego dobrego stosunku Polaków do Żydów „w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce”, zwracając uwagę na znaczącą rolę Żydów w aparacie stalinowskiego terroru, jakiemu zostali poddani wówczas Polacy. Sam Czesław Kaczmarek, będący w tym czasie biskupem kieleckim, nie był wówczas obecny w Kielcach – przebywał na kuracji w którymś z uzdrowisk. Tym samym zarzuty Grossa o bierności Kościoła podczas pogromu są nikczemnym kłamstwem, zwłaszcza że inni miejscowi księża próbowali interweniować. Faktem jest, że po powrocie do miasta biskup przeprowadził własne śledztwo, którego wyniki zawarał w raporcie wręczonym ambasadorowi USA. Napisał w nim m.in.: „Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni”, gdyż „są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. (…)”. I dalej: „Z tego postanowiły skorzystać pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie Urzędem Bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by dało się potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju, jako dowód opanowania społeczeństwa polskiego przez antysemityzm i faszyzm i wreszcie jako dowód reakcyjności Kościoła (…)”, przypisując tym samym autorstwo pogromu kieleckiej bezpiece. Nawiasem mówiąc, bp Kaczmarek został później oskarżony przez komunistów o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych oraz Stolicy Apostolskiej, faszyzację życia społecznego, nielegalny handel walutami oraz kolaborację, a po aresztowaniu w 1951 r. był przesłuchiwany i torturowany przez ubeków głównie żydowskiego pochodzenia. Ponieważ od dnia sporządzenia raportu do dnia aresztowania upłynęło pięć lat, nikt nie wiązał sprawy zatrzymania ordynariusza diecezji kieleckiej z treścią napisanego przez niego raportu, co może być dużym błędem, a samo aresztowanie niekoniecznie spowodowane tylko walką z Kościołem.

 

Warto odnotować powyższe stwierdzenia, bowiem zostały napisane przez ludzi mających pełną świadomość nastrojów społecznych i sytuacji w kraju. Jeśli bowiem można w ogóle mówić o antysemickich nastrojach w społeczeństwie polskim, to nie wzięły się one znikąd. Polacy na co dzień mieli do czynienia z Żydami aktywnie uczestniczącymi w aparacie terroru – trudno więc oczekiwać, by ofiary pałały sympatią do katów. Opór Polaków w narzucaniu im komunizmu był wyjątkowo silny, a w 1946 r. często po prostu krwawy. Z drugiej strony – na Zachód przedostawały się informacje o tym, co dzieje się w Polsce i komuniści musieli jakoś uzasadnić swoje postępowanie wobec niepodległościowego podziemia. Zarzut antysemityzmu w Europie wstrząśniętej widokiem obozów zagłady nadawał się do tego idealnie.

Co znamienne – podobne zdarzenia zostały zainscenizowane przez NKWD i bojówki syjonistyczne w krajach satelickich. Prawie w tym samym czasie odbyły się cztery pogromy w samym Budapeszcie, dwa w Bratysławie i po kilka w mniejszych miastach Czechosłowacji, Polski, Rumunii i Węgier. Doprowadziło to do „wypędzenia” ok. 711 tys. Żydów z satelickich krajów ZSRR. I tu dochodzimy do sedna sprawy – sytuacji międzynarodowej, która dla pogromu w maleńkich Kielcach miała dość istotne znaczenie.

 

WIELKA POLITYKA I MAŁE MIASTO

 

Żydzi od wieków żyli nadzieją powrotu do Jerozolimy i stworzenia w Palestynie własnego państwa. Dopiero w 1922 r. Liga Narodów przyjęła projekt utworzenia Brytyjskiego Mandatu Palestyny z następującym komentarzem: „Odbudowa Żydowskiej Siedziby Narodowej ma się dokonać bez żadnego uszczerbku dla praw ludności arabskiej w Palestynie”. W owym czasie większość mieszkańców Palestyny stanowili muzułmańscy Arabowie, a jedynie w Jerozolimie mieszkało większe skupisko Żydów. Po 1945 r. Wielka Brytania została wmieszana w coraz bardziej agresywny konflikt z Żydami, walczącymi o swobodny dostęp żydowskiej imigracji do Palestyny. Pretensje Żydów do własnego państwa popierały Stany Zjednoczone, w których tamtejsi Żydzi mieli znaczne wpływy. Z kolei Związek Radziecki był zainteresowany wsparciem Arabów, co bynajmniej nie oznaczało sprzeciwu wobec planów utworzenia państwa Izrael. Przeciwnie – Stalin zdawał sobie sprawę, że w przypadku utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego konflikt młodego kraju ze światem arabskim jest nieuchronny, a ten z kolei pozwoliłby mu na wspieranie państw arabskich dostawami broni i w zamian napływ funduszy potrzebnych do odbudowy ZSRR po wojnie. Postanowił więc wykorzystać okazję.

Na przełomie czerwca i lipca 1946 r. przyjechały do Polski ostatnie transporty repatriantów żydowskich ze Związku Sowieckiego, w sumie ok. ćwierć miliona ludzi. Spośród nich wkrótce wyjechało 150 tys. właśnie z powodu pogromów inspirowanych tak przez NKWD, jak i przez organizacje syjonistyczne, którym również zależało na zwiększeniu liczby żydowskich mieszkańców Palestyny (acz z zupełnie innego powodu niż ZSRR). Ponieważ Żydzi nie zawsze chętnie wyjeżdżali na niepewny los, potrzebne były czynniki, które by ich do tego skłoniły. A nie było lepszych niż pogromy – dla ludzi, którzy dopiero co wynieśli głowy z wojennej pożogi, często tracąc w niej całe rodziny i przyjaciół, zagrożenie śmiercią było wystarczającym powodem, żeby uciekać, pozostawiając za sobą wszystko i zacząć życie od nowa, nawet ze świadomością, że będzie się to wiązało z zagrożeniem i trudnościami materialnymi. Według schematów NKWD później sami syjoniści dokonali prowokacji i pogromów w latach 1950-1951, by zmusić wówczas 547 tys. Żydów do wyjazdu do Izraela z krajów arabskich, takich jak Maroko, Algieria, Tunezja, Libia, Egipt, Arabia Saudyjska, Jordania, Syria i Liban oraz innych islamskich krajów, jak Iran, Pakistan, Turcja i Etiopia. Ukrywany jest fakt, że wcześniej zbrodnie podobne do pogromu kieleckiego miały miejsce po wojnie również w innych krajach Europy, pozostających pod sowiecką okupacją. Do pogromów doszło na Słowacji, Węgrzech i na Ukrainie – wszędzie według bardzo podobnego scenariusza. Również powody organizacji tamtejszych pogromów były identyczne jak w Polsce – odwracały uwagę międzynarodowej opinii publicznej od sowieckich zbrodni. Prof. Jerzy Robert Nowak pisze: „W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie monografii historii Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego zwrócono szczególną uwagę na znamienne zachowanie pozostających pod nadzorem komunistów »sił porządku«: wojska i policji. W czasie zajść antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w toku sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie, raniono 49 osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w obronie napadniętych Żydów, lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem w pogromie” (por. „The Jews in the Soviet Satellites”, Peter Meyer, Bernard D. Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105). I dalej: „Na łamach popularnego węgierskiego dziennika »Magyar Nemzet« z 15 marca 1991 r. przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd. Stwierdzała ona, że to ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią wokół mordów rytualnych, wzniecaną w Słowacji w kwietniu 1946 r., na Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w Mezökövesd i Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r. Zdaniem Marii Schmidt: »Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy ‚kapitalizmu’; pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom prawicowej ‚reakcji’, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków żydowskiego pochodzenia (…)«” (cyt. za: Janos Pelle, „A kunmadarasi pogrom. Shylock Hunniban II”, „Magyar Nemzet”, 15 marca 1991).

 

KATYŃ, PRZEGRANE REFERENDUM I UMOCNIENIE WŁADZY

 

Ale poza międzynarodowymi przyczynami pogromu w Kielcach były i przyczyny krajowe. Celem było nie tylko ukazanie środowisk niepodległościowych jako antysemickich zbrodniarzy, których zwalczanie jest obowiązkiem każdej praworządnej władzy. W polityce wewnętrznej chodziło także o odwrócenie uwagi opinii publicznej od sfałszowanych wyników referendum, które odbyło się zaledwie kilka dni wcześniej – 30 czerwca 1946 r. Wbrew komunistycznej propagandzie wzywającej do głosowania „Trzy razy tak”, Polacy zagłosowali trzy razy „nie”. Pogrom i reakcja nań władz odwracały uwagę od tego fałszerstwa. Odwracały też uwagę, zwłaszcza światowej opinii publicznej, od podjętego w tym czasie na procesie norymberskim tematu zbrodni katyńskiej. W 1946 r. Roman Andriejewicz Rudenko (późniejszy prokurator generalny ZSRR) – główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim (a także w procesie szesnastu) – wniósł akt oskarżenia o ludobójstwo ok. 11 tys. polskich oficerów w Katyniu przez III Rzeszę. Ponieważ przebieg procesu szedł pod tym względem niezupełnie po myśli ZSRR, konieczne było odwrócenie od niego uwagi i podsunięcie światowej opinii publicznej tematu, na który była bardzo wrażliwa. To właśnie 4 lipca 1946 r. rozpoczęło się prezentowanie na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, podczas procesu najwyższych rangą zbrodniarzy nazistowskich, niekorzystnych dla ZSRR dowodów w sprawie zbrodni katyńskiej. Stalin zdawał sobie sprawę, że to nastąpi, potrzebował więc zdarzenia, które skutecznie odwróci uwagę od obu niewygodnych dla niego tematów. Pogrom pasował idealnie. Data 4 lipca, zadaniem ówczesnego ambasadora amerykańskiego w Polsce, Blissa Lanea, została specjalnie wyznaczona także po to, żeby reportaże z tego wydarzenia były natychmiast dostępne dla społeczeństwa amerykańskiego, a więc i dla tamtejszych środowisk żydowskich. Przecież 4 lipca to święto niepodległości USA – dzień wolny od pracy, w którym ludzie nie są zajęci codzienną bieganiną. W 1946 r. dzień ten przypadał w czwartek, więc opublikowanie informacji o pogromie w tym dniu i zaraz po nim zajmowało uwagę amerykańskiej opinii publicznej na dłużej niż parę godzin. Czyli znowu – spełniało dokładnie to, na czym zależało Stalinowi.

 

PRAWDZIWY, RZETELNIE PRZEKAZANY PRZEBIEG WYDARZEŃ

 

Faktem jest, że 4 lipca Henryk Błaszczyk, wówczas ośmioletni chłopiec, powiedział, że był przetrzymywany przez Żydów w piwnicy, z której udało mu się uciec. Po latach, już jako dojrzały mężczyzna w jednym z programów poświęconych pogromowi przyznał, że w pierwszych dniach lipca 1946 r. przebywał u rodziny na wsi, a gdy wrócił do miasta, ojciec kazał mu powiedzieć, że był przetrzymywany przez Żydów. Faktem jest, że 4 lipca do domu przy ulicy Planty 7, gdzie przebywali Żydzi dwukrotnie wkroczyli milicjanci, wojsko, KBW, oficerowie wywiadu wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Dom był otoczony kordonem wojska oddzielającego budynek i jego mieszkańców od tłumu na zewnątrz. Nikt z cywilów i osób „niepowołanych” nie miał możliwości wtargnięcia do środka. Hipotezę, że była to przeprowadzona z premedytacją akcja, zdają się potwierdzać następujące po sobie wydarzenia. Żydzi wyraźnie byli mordowani według jakiegoś planu. Najpierw wojsko nastraszyło ich, strzelając w okna, po wejściu żołnierze wylegitymowali obecnych i odebrali im broń, a następnie zaczęli strzelać do obecnych w środku. Pierwszymi ofiarami byli: rabin Kahande, najbogatszy kielecki kupiec żydowskiego pochodzenia, który głosił plan reaktywowania w mieście prywatnego handlu, i adwokat, który upominał się o zwrot żydowskiego mienia zagrabionego w czasie wojny. W dodatku przez wiele godzin świadomie nie zorganizowano odsieczy dla Żydów osaczonych w otoczonym przez wojsko i grupy cywilów budynku. Organizacja pomocy i stłumienie zamieszek nie powinny stanowić żadnego problemu, tym bardziej, że w późniejszych latach komuniści udowodnili wiele razy, że nie mieli z tym żadnego problemu. Jak wykazał prof. Jerzy Robert Nowak, szef kieleckiej bezpieki – major Władysław Sobczyński „odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w terenie”. Na miejsce zajść nie dopuszczono prokuratora oraz księży, którzy chcieli powstrzymać tłum, liczący bynajmniej nie kilka tysięcy osób, tylko raczej kilkaset.

 

KTO TEGO DNIA RZĄDZIŁ W KIELCACH?

 

Oczywiście zdarzenia tego nie dało się zorganizować spontanicznie – trzeba było wcześniej wybrać miejsce i czas oraz wyznaczyć odpowiednich ludzi. Wiele wskazuje na to, że inscenizacja „pogromu kieleckiego” odbyła się pod nadzorem wysokiej rangi urzędnika GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), Michaiła Diomina, który na parę dni przed pogromem przyjechał do Kielc i po spisaniu sprawozdania z „pogromu” wyjechał. Michaił Diomin, który mówił biegle sześcioma językami, później służył na wysokich stanowiskach w ambasadach sowieckich w Niemczech Zachodnich i Izraelu. Został rozpoznany przez Żydów z Kielc, którzy po pogromie przyjechali do Izraela. Sama obecność w Kielcach urzędnika tak wysokiej rangi byłaby niezrozumiała, gdyby nie fakt, że tamtejszy „pogrom” był bardzo ważnym elementem w strategii Sowietów. Obok Michała Diomina w czasie pogromu w Kielcach był stacjonowany pułkownik NKWD Natan Szpilewoj i komendant ówczesnego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach Władysław Spychaj-Sobczyński, który później mówił znajomym w jego rodzinnym Koninie, że pogrom kielecki, tak, jak i inne pogromy w ówczesnych krajach satelickich, był inscenizowany przez NKWD na rozkaz Moskwy, a przebieg tych zdarzeń był kontrolowany przez sowiecki aparat terroru. Ciekawa jest też historia zastępcy Sobczyńskiego. Był nim Albert Grynbaum, który w dziwnych okolicznościach zginął w wypadku samochodowym tuż po wydarzeniach kieleckich. O tym, że Sobczyński przez kilka godzin nie zrobił nic, by pogrom powstrzymać, powszechnie wiadomo. Ale nie wspomina się już o tym, że przez cały ten czas był pilnowany przez Natana Szpilewoja, który nawet miał dzwonić do Warszawy, żeby skonsultować dopuszczenie do ewentualnej interwencji. Rzecz znamienna, że Sobczyński – przedwojenny komunista i wojenny partyzant radziecki, chociaż ewidentnie nie dopełnił swoich obowiązków, pomimo wytoczonego mu procesu nie poniósł odpowiedzialności. Skazany został natomiast komendant milicji – Kuźnicki, który 4 lipca 1946 roku… przebywał na zwolnieniu lekarskim, a do pracy przyszedł na wieść o pogromie. Wszystko to wskazuje na świadomą prowokację i realizowanie odgórnie przyjętego scenariusza.

Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych, burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy kapitalizmu, pragnęło zaostrzyć problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę i wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom  prawicowej reakcji, chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów, członków partii i sympatyków pochodzenia żydowskiego.

 

STRZAŁY Z GÓRY I CIOSY BAGNETÓW

 

Podobnego zdania była też Bożena Szaynok, autorka książki „Pogrom Żydów w Kielcach 4 VII 1946” (Warszawa 1991). Napisała ona, że „działania milicji służyły niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych. Działania szefa WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – J.R.N.] były niewątpliwie skierowane na spotęgowanie wydarzeń pogromu” (s. 108). Na prowokację wskazuje też późniejsza kariera majora Sobczyńskiego. W normalnych warunkach oficer niepotrafiący opanować zamieszek, w wyniku których zginęli ludzie, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Tymczasem w procesie po zamieszkach skazani zostali ludzie, którzy według ich rodzin w dniu 4 lipca 1946 r. nawet nie przebywali w Kielcach.

Sędzia Andrzej Jankowski – wieloletni dyrektor Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach – w lipcu 1946 r. mieszkał w Kielcach i na własne oczy widział rzekomy tłum gromadzący się na Plantach. Stwierdził stanowczo, że nie było możliwości, by była to kilkutysięczna gromada ludzi. Ulica Planty nie pomieściłaby w żadnym wypadku takiej liczby ludzi.

Sędzia zwrócił też uwagę na jeszcze jeden aspekt zajść. W wywiadzie udzielonym dr. Leszkowi Bukowskiemu – naczelnikowi kieleckiej Delegatury Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN powiedział: „50 osób sądzonych w różnych procesach związanych z pogromem, 32 to byli milicjanci, żołnierze i funkcjonariusze UB. Pozostałych 18 to cywile. Na 40 Żydów, którzy stracili życie w tym dniu lub później w efekcie doznanych obrażeń, na 11 zwłokach znajdowały się rany postrzałowe, a na 11 rany od bagnetów Mosina, przy czym nie we wszystkich przypadkach jako przyczynę określono te obrażenia, gdyż ofiary miały również zmiażdżone czaszki od silnych uderzeń. Ślady na zwłokach wskazują na udział w zbrodni ludzi uzbrojonych”. A bagnety Mosina miało wojsko i KBW, a nie cywile i robotnicy. W dodatku, zdaniem sędziego, również zmiażdżone czaszki ofiar wskazują, że bito je, by zabić, a nie spontanicznie dawano w przysłowiową „mordę”.

Co więcej – we wspomnianym wywiadzie Jankowski przytoczył relację młodej Żydówki Hanki Alpert, która jako świadek wydarzeń podczas przesłuchań po pogromie powiedziała, że żołnierze po wejściu do budynku zdjęli mundury i z okien zaczęli strzelać do zgromadzonych na ulicy. Jeśli istotnie tak było, to należałoby postawić pytanie o cel takiego zachowania. Łatwo bowiem przewidzieć reakcję zgromadzonych, gdy nagle padły w ich kierunku strzały oddane przez cywilów zgromadzonych w budynku, gdzie przebywali Żydzi.

Warto też zastanowić się przez chwilę nad rolą Jana Wrzeszcza – prokuratora Sądu Okręgowego w Kielcach. Na początku lipca 1946 r. był co prawda na urlopie, ale przebywał w mieście. Usłyszawszy o wydarzeniach na Plantach, udał się tam i próbował objąć przewodnictwo. Jak widomo, został zignorowany i niedopuszczony do żadnych działań.

Trzy dni później na zjeździe delegatów Związku Zawodowego Pracowników Sądowych i Prokuratorskich w Łodzi, w odpowiedzi na propozycję uchwały potępiającej wydarzenia kieleckie, „które okrywają hańbą naród polski”, opowiedział się „za”, ale z koniecznością poznania faktów. Obecny tam wiceminister sprawiedliwości Leon Chajn w swoim wystąpieniu straszliwie go za to skrytykował. Następnego dnia wiadra pomyj wylała na niego lokalna prasa, a sam Wrzeszcz został zawieszony w obowiązkach. W końcu po licznych nieprzyjemnościach zarzucono mu, że jest „klerykałem” i przeniesiono w stan spoczynku, informując o tym – co znamienne – nie jego samego, tylko jego zwierzchnika. Kiedy jakiś czas później poprosił o zaliczenie mu do emerytury wcześniejszego okresu pracy w innej instytucji, prokurator Alicja Graf (z pochodzenia Żydówka), ta sama, która zleciła powieszenie generała Emila Fieldorfa, odmówiła mu nawet tego. Wrzeszcz musiał się więc bardzo narazić władzom, że tak potraktowały – w końcu – swojego człowieka.

 

“POLIGON DOŚWIADCZALNY”?

 

Sędzia Jankowski zwrócił też uwagę na osobę Henryka Błaszczyka, tego samego, który złożył doniesienie o porwaniu syna. Otóż cała rodzina Błaszczyków została zatrzymana przez UB i przetrzymywana aż do 1947 r. Nikomu z niej nie postawiono jednak żadnych zarzutów, a Henrykowi Błaszczykowi nie wytoczono żadnego procesu. A przecież z oficjalnej wersji wydarzeń wynika, że to on był ich prowokatorem. Za mniejsze rzeczy wówczas rozstrzeliwano. Dlaczego więc Błaszczykowi nic się nie stało? Sędzia Jankowski tego nie powiedział, ale przypuszczenie, że zatrzymanie było formą ochrony nasuwa się samo. A może chodziło o przytoczone przez sędziego pogłoski, że Błaszczyk był stałym współpracownikiem UB ps. „Przelot”? Co ciekawe – informacja pochodzi przede wszystkim od sekretarki szefa UB, Żydówki, która potem wyemigrowała. Czy stary Błaszczyk to „Przelot” – nie wiadomo. Wiadomo za to, że przez wiele lat był pracownikiem ochrony Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Sędzia zwrócił też uwagę, że badanie ciał wykazało, że dwaj spośród trzech zastrzelonych Polaków zginęli od strzałów oddanych z góry, co potwierdzałoby relację Hanki Alpert.

Zauważył również, że podobne zdarzenia z udziałem dzieci, chociaż niezakończone pogromami, miały miejsce w innych miejscach na południu Polski. Na przykład pod koniec lipca 1946 r. w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy, że jej syn nie wrócił na noc. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili ich Żydzi. Rzecz znamienna, że Henio Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ulicę Planty 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi. Może to oczywiście być zbieg okoliczności, ale trudno nie powtórzyć za sędzią Jankowskim pytania, czy południowo-wschodni region Polski był jakimś polem doświadczalnym.

 

ROLA NKWD

 

Inni autorzy zwracali uwagę na rolę NKWD w organizacji pogromu. Podkreślał ją np. Michael Chęciński w opublikowanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism – Nationalism – Antisemitism”. Chęciński – były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia – powiązany ze służbami specjalnymi, eksponował rolę wspomnianego już oficera sowieckiego wywiadu Michaiła Aleksandrowicza Diomina. Poza przytoczeniem powszechnie znanych faktów związanych z okresem jego pobytu w Polsce, Chęciński zwrócił uwagę, że Diomin był oficerem specjalizującym się w sprawach żydowskich (w latach 1964-1967 był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, gdzie pracował jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie) i stwierdził, że to on nadzorował Sobczyńskiego. Co szczególnie ciekawe – Chęciński twierdzi, że dopiero ten nadzór przyniósł pożądane efekty, dowodząc, że Sobczyński próbował już zorganizować zajścia antyżydowskie w Krakowie i Rzeszowie, które jednak się nie powiodły. Chęciński w swojej książce pisał zresztą wprost, że z pogromu kieleckiego najwięcej korzyści wynieśli radzieccy komuniści, którzy na arenie międzynarodowej mogli rozpętać nagonkę na „polskich antysemitów”, „polskich faszystów z leśnych band” i oczywiście na polski Kościół. „Antyżydowskie wybuchy w Polsce służyły jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa poprzez wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa i porządku (…). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje polityczne jako konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów ludności (…)” – pisał.

Co ciekawe (i zapomniane), Chęciński nie był odosobniony w swojej opinii. Na wiele lat przed nim na pogrom kielecki zareagowali polscy intelektualiści, w większości z pochodzenia Żydzi, którzy w specjalnym oświadczeniu wydanym w USA już 7 lipca 1946 r. napisali:

„Reżimowi warszawskiemu zależy na odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w administrowaniu krajem – ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego – lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi okupacyjna armia sowiecka. W chwili, kiedy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i nadużyć, jakie popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie, oszukańcze referendum), rząd warszawski sprowokował morderstwa w Kielcach – ubierając się w togę obrońcy społeczności żydowskiej – aby upozorować, że jest za obroną demokracji”.

Tym samym współcześni nie mieli złudzeń co do faktycznych sprawców pogromu, więc komuniści musieli uruchomić cały aparat propagandy, żeby opinie te powstrzymać. I tak też się stało.

 

 

APARAT KŁAMSTW

 

Pod koniec lipca 1946 roku w Częstochowie na milicję zgłosiła się kobieta, która powiadomiła funkcjonariuszy , że jej syn nie wrócił na noc do domu. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział, że on i jego kolega zostali zatrzymani i uwięzieni przez Żydów. Dopiero potem przyznał, że dwaj ludzie dali im po 20 zł i kazali nocować w piwnicy, a następnie rozpowiadać, że uwięzili go Żydzi.  Rzecz znamienna, iż Henryk Błaszczyk również miał dostać 20 zł za odniesienie paczki na ul. Plany 7, gdzie rzekomo zamknęli go w piwnicy Żydzi.

Machina kłamstw została puszczona w ruch już w kilka godzin po zajściach. W oficjalnej odezwie do ludności miasta Kielc z dnia 4 lipca 1946 r. oświadczono: „Opłacane złotem bandy leśne NSZ, WiN, AK dokonały zbrodni”. Na kieleckich ulicach rozplakatowana została odezwa PPR, PPS, SP, PSL, SL, SD oraz Okręgowej Komisji Związków Zawodowych, pełna błędów i sformułowań charakterystycznych dla sowieckich produkcji tego typu, w której pojawiały się slogany o reakcyjnych panach polskich i stwierdzenie, że wydarzenia w Kielcach rzucają plamę na cały naród polski. Liczne błędy w stylistyce i pisowni wskazywały, że autorami tej ulotki z całą pewnością nie byli członkowie podpisanych pod nią ugrupowań, tylko raczej ktoś, kto słabo znał język polski, za to bardzo dobrze – język propagandy NKWD.

Obecny na pogrzebie ofiar pogromu minister bezpieki Stanisław Radkiewicz oświadczył, że wydarzenia w Kielcach to dzieło emisariuszy Rządu Polskiego na Zachodzie i generała Andersa, przeprowadzone przy poparciu AK. Władysław Gomułka w przemówieniu wygłoszonym na zebraniu aktywu PPS i PPR 6 lipca 1946 r. powiedział: „Faszyści polscy, ci sami, którzy tak entuzjazmują się na sam widok pana Mikołajczyka i których on wita lordowskim uśmiechem zadowolenia, prześcignęli w antysemickim szale morderców hitlerowskich”.

Zarzuty te powtórzyła komunistyczna prasa, pisząca o prowokacji elementów reakcyjnych i kieleckich kołtunach, zarażonych hitlerowską trucizną, podawaną przez andersowskich bandytów mszczących się za „klęskę referendum”.

Całość skwapliwie wykorzystali przedstawiciele żydowskich organizacji (np. Centralnego Komitetu Żydów Polskich), którzy zapominając o relacjach współbraci mówiących o strzałach oddawanych przez wojsko, zajścia te nazywali „próbą odłamu faszystowskiego podburzenia społeczeństwa przeciw rządowi”, spowodowaną oczywiście przegranym referendum. Icchak Cukierman (jeden z przywódców powstania w getcie) stwierdził, że: „(…) Kielce to początek organizowania zamachów na Żydów (…) Dookoła zorganizowanych sił faszyzmu stoją antysemiccy zbrodniarze. Rząd zaczyna się umacniać i walka z reakcją jest ciężka, można się spodziewać mordów na Żydach. Kielce nie były odosobnione (…)”. Tak częste przywoływanie „przegranego” referendum jako przyczyny pogromu z całą pewnością nie było przypadkowe. Gwoli sprawiedliwości trzeba też przyznać, że przynajmniej część informacji o przyczynach pogromu żydowskie organizacje czerpały wprost od Jakuba Bermana, a zatem trudno oczekiwać, by były one zgodne z prawdą. Berman wykonywał przecież ściśle instrukcje Moskwy, a sam będąc Żydem, był żywotnie zainteresowany stosunkami polsko-żydowskimi. Warto też odnotować, że o ile komunistyczne władze dostosowały się do życzeń środowisk żydowskich odnośnie odpowiedniego nagłośnienia pogromu kieleckiego na Zachodzie, o tyle nie podjęły żadnych szczególnych działań w celu zapobieżenia podobnym zajściom w przyszłości. Oznacza to, że miały świadomość, iż takie zagrożenie nie istnieje, albo, że w razie konieczności bez trudu zdołają opanować sytuację, co prowadzi wprost do wniosku, że zdarzenia w Kielcach były starannie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z przyjętym z góry scenariuszem.

 

PODSUMOWANIE

 

Podsumowując sprawę pogromu kieleckiego trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że powyższe wnioski, wyprowadzone z dostępnych strzępków dokumentów i relacji, nie znalazły pełnego potwierdzenia w archiwaliach.

Te bowiem, jak już zaznaczono, spłonęły w 1988 r. Zaznaczyć też trzeba, że niezależnie od wszystkich tych czynników w przeprowadzeniu pogromu poza wojskiem wzięła też udział grupka mieszkańców Kielc. Dziś nie sposób stwierdzić, kto wszedł w jej skład – ilu było w niej aktywnych komunistów wykonujących jakieś wytyczne, a ilu kielczan, którzy faktycznie uwierzyli w porwanie polskiego chłopca. Prawdą jest też, że w tamtych miesiącach widać było rażącą dysproporcję pomiędzy głodującymi Polakami a Żydami, którzy byli w nieporównanie lepszej sytuacji ekonomicznej i którzy wcale się z tym nie kryli. To drażniło i wzmagało niechęć. Nie bez znaczenia było zaangażowanie kieleckich Żydów w działania aparatu PPR, PPS i bezpieki, co wzbudzało do nich wręcz nienawiść, tyle że spowodowaną nie przynależnością etniczną, tylko polityczną. W dodatku przynajmniej kilku Żydów zaangażowanych w nowych władzach wywołało powszechne oburzenie popełnionymi nadużyciami. W tej sytuacji prowokacja łatwo mogła znaleźć podatny grunt. Biorąc pod uwagę, że ze stuprocentową pewnością wiemy, iż pierwsze jej ofiary zginęły z rąk przedstawicieli władzy, obciążanie za nią odpowiedzialnością Polaków jest co najmniej nadużyciem. A mówiąc wprost – podłym kłamstwem. Niestety, nie jedynym w kwestii stosunków polsko-żydowskich.

 

Źródła:

 

 

http://catholicinsight.com/online/reviews/books/article_750.shtml

– James R. Thompson – Uniwersytet  Rice w Houston w Teksasie

 

http://zaprasza.net/a_y.php?article_id=21673

“The Chesterton Review, Special Polish Issue, Spring – Summer”

 

– Iwo Cyprian Pogonowski, „Pogrom kielecki 1946”,www.owp.org.pl

 

– Jerzy Robert Nowak, „Prawda o Kielcach 1946 r. Część I”, „Nasz Dziennik”, 04 lipca 2002.

 

– „Pogrom kielecki – oczami świadka”, 

 

 

– Katarzyna Bańcer (PAP)

 

http://dzieje.pl/aktualnosci/70-rocznica-pogromu-kieleckiego

 

http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/07/odkamac-tzw-pogrom-kielecki.html

 

http://polskaniepodlegla.pl/magazyn-patriotyczny/item/2801-wielkie-klamstwo-ub-zdemaskowane-prawda-o-pogromie-kieleckim-wychodzi-na-wierzch

 

– Jerzy Robert Nowak “Odkłamać tzw. pogrom kielecki” “Warszawska Gazeta” 1 lipca 2016 r.

 

– “Prawda o pogromie kieleckim – wielkie kłamstwo UB zdemaskowane” “Zakazana Historia” lipiec 2014

 

“Mity przeciwko Polsce” Leszek Żebrowski; Żydzi, Polacy, komunizm  wyd. Penelopa Warszawa 2012

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

0

Rok 2019 i perspektywy

$
0
0

Mimo że cytowany rok skończył się przed trzema tygodniami GUS łaskawie każe nam się posługiwać prognozami na czas dokonany.

Przydałyby się informacje na gorąco jak zakończył się miniony rok, ale GUS jak zwykle lekceważy odbiorców ceniąc sobie za to własne wygody.

Zatem wg prognoz rok 2019 przyniósł nam spadek przyrostu dochodu narodowego liczony w kontrowersyjnej, ale jedynej dostępnej postaci – PKB.

Miało być 4,6%, a wg najnowszych prognoz będzie 4,2 % co eurostat redukuje jeszcze do 3,6%.

Jest to spadek przyrostu dość znaczny i tym boleśniejszy, że zawdzięczając zaniedbaniom, a nawet wprost działaniom sabotażowym wielu poprzednich rządów nie osiągnęliśmy dotąd obiecywanej średniej dochodu unijnego.

Według nominalnej wartości nie sięgamy nawet 50 % średniej zawdzięczając jednak gorliwej usłużności GUS’u / na to go stać!/ mamy nawet powyżej 70% zwaloryzowanej wartości średniego dochodu.

 Jednakże nawet nie kwestionując tego triumfu urzędowego optymizmu nad faktami, oznacza to, że przy 3 procentowym wzroście w skali rocznej potrzebujemy jeszcze 20 lat na osiągnięcie średniej unijnej mając na względzie okoliczność, że inni nie stoją i chociaż mają mniejsze przyrosty to jednak liczone od znacznie większej podstawy.

Wszystko to jest jednak aktualne przy założeniu, że recesja nie zwiększy się i jeżeli nie powróci dobra „koniunktura” to przynajmniej uda się powstrzymać tendencje spadkowe.

Przy okazji można tylko nadmienić, że fetysz „koniunktury” to nic innego jak działalność ludzka, jeżeli udałoby się powstrzymać ludzki, krótkowzroczny egoizm, lub wprost działania dywersyjne to można, a nawet trzeba rozwijać gospodarkę chociażby dla dobra tych, którzy nie korzystają z osiągnięć cywilizacji, a których jest przynajmniej połowa ludzkości.

W normalnym, ludzkim odczuciu wszystkie te wskaźniki nie mają najmniejszego sensu. Koniunkturę ocenia się na podstawie własnych doświadczeń.

Dla znakomitej większości Polaków niepokojącym a dotkliwym objawem jest stwierdzona na własnej kieszeni drożyzna. Wprawdzie statystycznie uwzględniając nawet peerelowskie „lokomotywy” wyniosła ona około 3 % to jednak skokowy wzrost cen mięsa, warzyw, owoców i innych artykułów pierwszej potrzeby został odczuty, jako znacznie wyższy.

W Polsce jest to szczególnie istotne, gdyż nasze wydatki na żywność uczestniczą w globalnym portfelu dwu i półkrotnie wyżej niż w krajach posiadających dochód powyżej średniej unijnej.

Jest jeszcze jeden aspekt naszych dochodów i wydatków, a mianowicie ich wzajemna relacja. Wymieniona inflacja jest przede wszystkim wynikiem naruszenia niezbędnej równowagi obu tych zjawisk.

Według danych eurostatu w całej UE istnieje niewiele krajów, które sobie z tym radzą i są to niekoniecznie kraje o najwyższej dochodowości. Wprawdzie Luksemburg przy dochodzie wynoszącym 235 % średniej unijnej wykazuje wydatki w wysokości 132%, ale taki skrajny przykład możemy sobie darować, gdyż nie wynika to z oszczędności, ale z nadmiaru dochodu.

Lepszymi przykładami są Niemcy i Irlandia niewiele przekraczający średni dochód /co w odniesieniu do Niemiec może nieco dziwić/ , ale które wykazują wskaźnik spożycia minimalnie niższy od dochodu.

Niestety Polska w tym zestawieniu nie wygląda dobrze nasze dochody kształtują się na poziomie 71 %, natomiast spożycie 77% co znaczy, że żyjemy ponad stan.

Niezależnie od podniesionych zastrzeżeń w odniesieniu do wysokości bezwzględnej podanych wskaźników, ich relacja wynika z niedostatków naszego dochodu, czyli niedorozwoju naszej gospodarki.

Krótko mówiąc ludzie w Polsce uważają, że powinni żyć na wyższej stopie niż wynika to z osiągnięć gospodarki i wcale się im nie dziwię, od wielu lat obiecywano wzrost dobrobytu i ciągle się trąbi o sukcesach, a natarczywa ofensywa konsumpcjonizmu wsparta szybszym rozwojem handlu niż produkcji, przy totalnym panowaniu reklamy powodują tendencje do zakupów ponad stan.

Niezależnie od tych zjawisk istnieje realnie w Polsce niedostatek zmuszający wielu do zadłużania się.

Czynione przez rząd / głównie pod wpływem uczulonego na ludzką niedolę „szeregowego posła”/ wysiłki w celu dopomożenia ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, nie mogą rozwiązać problemu.

Jedynym skutecznym sposobem jest zwiększenie wolumenu produkcji i wymiany zagranicznej, które dostarczą niezbędne środki dla podniesienia globalnego poziomu dochodów.

To jednak wymaga wbrew tendencjom koniunkturalnym większego wzrostu gospodarczego niż dotychczasowy.

Jak to osiągnąć?

Nasze uzależnienie od gospodarki niemieckiej już się zasygnalizowało spadkiem zamówień lokowanych w umieszczonych w Polsce niemieckich zakładach.

Praktycznie zrezygnowaliśmy z własnego wytwarzania nie tylko poszczególnych produktów, ale i całych branż.

Kraj wielkości Polski powinien posiadać na tyle duży własny rynek zbytu żeby można było kontynuować lub otwierać wewnętrzną produkcję na jego potrzeby.

Niedawno oglądałem park maszynowy wielkiej firmy budującej w Polsce drogi, ani jednej polskiej maszyny, a gdzie transport, rolnictwo, elektronika.

Jeszcze teraz wbrew zapowiedziom premiera likwiduje się polskie firmy i wyroby z Zelmerem i Solarisem na czele.

Trzeba wspierać tych, którzy są w stanie produkować na potrzeby polskiego rynku i zastępować drogie i niekoniecznie przystosowane do naszych potrzeb obce wyroby.

Nie kwestionuję marzeń o dalekiej i świetlanej przyszłości, ale zbyt często nas „biednych ludzi rzeczywistość ze snu budzi”.

W chwili rozpoczęcia procesu „transformacji” mieliśmy jedną trzecią dochodu krajów obecnej UE, po upływie przeszło 30 lat mamy dwie trzecie, czy na następną jedną trzecią mamy czekać kolejne trzydzieści lat?

0

EWA KOPACZ – ANIOŁ ŚMIERCI – SPECJALISTKA OD HIEN CMENTARNYCH.

$
0
0

EWA KOPACZ – ANIOŁ ŚMIERCI –   SPECJALISTKA OD HIEN CMENTARNYCH.

EWA KOPACZ USIŁUJE WYWOZIĆ POLSKĘ Z SEJMU RP NA TACZKACH.

 

Według wypowiedzi Ewy Kopacz Jarosław Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość to hieny cmentarne. Często powtarza za wszechmendą antypolską, niejakim i nijakim Radosławem Sikorskim – “PiS – dorżnąć watahę”. 

Pogarda dla przeciwnika politycznego, wszechobecne kłamstwo, złodziejstwo i korupcja, sianie nienawiści, moralny nihilizm, cynizm oraz zdziczenie obyczajów, jakie obserwowaliśmy przez 8 lat pod rządami PO i PSL, są tym bardziej bolesne, że firmuje to wszystko kobieta. W naszej kulturze, prawie, że zbudowanej na matriarchacie, silnym Maryjnym kultem, szczególny szacunek należał się kobiecie. To ona wnosiła do życia rodzinnego i zbiorowego spokój, miłość, wyrozumiałość. Ewa Kopacz, nazwana w książce Ludwika Dorna “chodzącą nicością” jest w rzeczywistości bezwzględnym politycznym gangsterem w spódnicy.

 

NA METR W GŁĄB

 

Dorn określił Kopacz “chodzącą nicością” w 2009 roku, na rok przed tragedią Smoleńską, która zapisała się niezwykle oburzającymi kłamstwami Ewy Kopacz o współpracy polskich i rosyjskich patomorfologów i przekopywaniu smoleńskiej ziemi w miejscu katastrofy “NA  METR W GŁĄB”.

Ewa Kopacz jako minister zdrowia nie była żadną “chodzącą nicością”, lecz słynną “macherką od służby zdrowia”, o której mówiła agentowi CBA posłanka Beata Sawicka. Chytra baba z Radomia zajrzy ci w kotlet, zaatakuje lodem na plaży, zbada twoją wierność. Zagrozi bezpieczeństwu premiera Kanady, zgubi się na czerwonym dywanie i ogłosi powstanie nowego narodu. Jako pediatra pochwali się paleniem papierosów. Skrót JOW rozszyfruje jako „jednakowe” oraz „jednoosobowe” okręgi wyborcze.

Na koniec, udając twoją ciotkę, wyzna ci, że chciałaby, byś pozwolił jej zostać na jesieni premierem.

Przeciętny Polak oglądając, a tym bardziej słuchając premier Ewy Kopacz, zagryza wargi, obgryza paznokcie, powstrzymuje drżenie rąk. Ta prosta baba budzi postrach wśród dyplomatów, wojskowych, policjantów, pracowników „Warsu”, a nawet własnych ministrów.

Nikt nie wie, kiedy i gdzie odpali kolejną bombę obyczajową, językową, protokolarną,

PR-ową. Jej publiczne wystąpienia zdają się być wyjęte z repertuaru brytyjskiej grupy kabaretowej Monthy Pythona.

Najpierw widzimy poważną twarz, niby poważnego polityka. Następnie słyszymy z jego ust absurdalny dowcip. Na koniec zamiast słynnych 16 ton, na głowę pani premier spada tuzin niewybrednych memów internetowych. Kopacz jako polityk zawsze była bezwzględna, tak jak jej protektor – “Polska to nienormalność” Tusk.

Zagrzewając Platformę Obywatelską do wyborczego boju nie cofa się przed użyciem prymitywnych kłamstw, oszustw, insynuacji, pomówień przeplatanych niekiedy żałosną groteską.

Na przykład ostrzeżeniem przed PiS-em, który po objęciu władzy ma “aresztować autostrady”, czyli “każdego dnia wszczynać procesy w swojej podejrzliwości, hamując kolejne inwestycje”.

Czyż to nie kolejne zapewnienie bezkarności dla złodziei, którym zawdzięczamy najdroższe w Europie autostrady i bankrutujący rynek małych firm budowlanych, oszukanych przez skorumpowanych urzędników. Do stałego repertuaru Ewy Kopacz, przejętego od Donalda Tuska należy atak na prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

“Tylko my Platforma Obywatelska mamy siłę, aby uchronić Polskę, by nie stała się państwem jednej partii.

By nie stała się państwem – własnością jednego człowieka, w dodatku człowieka, który się schował i rządzi z ukrycia(…).

Rodzi się więc pytanie, czy wygra żądza władzy człowieka ukrywającego się w cieniu, lalkarza pociągającego za sznurki swoich marionetek, czy też Polska będzie normalną zachodnią demokracją(…).

Jest pytanie, czy zwycięży plan osobistej zemsty Jarosława Kaczyńskiego, czy plan rozwoju Polski, który przygotowaliśmy(…)”.

Wydaje się, że tupet, bezczelność i prowokacje Ewy Kopacz nie mają granic.

“PiS mówi nam: chcemy zmiany. Ja odpowiadam: to się zmieńcie. Panie prezesie Kaczyński, niech pan się zmieni i zacznie uśmiechać się do ludzi. Panie pośle Macierewicz, niech pan się zmieni i przestanie poruszać się w oparach absurdu. Ojcze dyrektorze, niech ojciec się zmieni i zacznie głosić Ewangelię o miłości bliźniego. Panowie zmieńcie się” – mówiła swoim partyjniakom Ewa Kopacz. Kolejnym “chłopcem do bicia” po Kaczyńskim jest dzisiaj prezydent Rzeczypospolitej Polski Andrzej Duda, którego Kopacz nieustannie zaczepia, prowokuje, napomina.

“Tak, Platforma Obywatelska ma zamiar nadal budować drogi szybkiego ruchu, szkoły, przedszkola, żłobki, sieć Internetu, boiska, szpitale, całe to nudziarstwo, całą tę ruinę, której tak nie lubi prezydent Duda” – powtarza swoją życiową mantrę Ewa Kopacz.

Kopacz dobrze wie, że w tym kontekście słowa Dudy o “ruinie” nie padły, tak jak dobrze wie i milczy, gdy media niesłusznie oskarżają Dudę o brak szacunku dla niej. Co jak co, ale Duda pokazał, że ma osobistą kulturę, a zarzut nie podania ręki na powitanie pani premier jest absurdalny, za to bardzo wygodny marketingowo dla Kopacz.

A swoją drogą to kobieta pierwsza podaje rękę do powitania. Skoro jej nie podała, nie mogło być urazy, tym samym przewiny prezydenta. Przewrotna Kopacz i jej partia lubi się nazywać “nowoczesną”, “otwartą”, “europejską”, ale to tylko propaganda, nowomowa, jak za komuny.

Równocześnie lubi łączyć PiS z komuną, co jest ewidentnym kłamstwem. Przygarnia na listy Platformy Grzegorza Napieralskiego z SLD i Ludwika Dorna z byłego PC i PiS, mówiąc za nich, że “zdają sobie sprawę z tego jakim zagrożeniem dla naszego kraju są rządy Jarosława Kaczyńskiego”.

Ewa Kopacz w 2008 roku porównywała polityków PiS do hien cmentarnych. Jeszcze wtedy Dorn protestował. Jeden z najbardziej upadłych i zakłamanych posłów Stefan Niesiołowski, stale opluwający Dorna i Napieralskiego dzisiaj odkrywa:

“Pani premier patrzy bardzo odważnie w przyszłość”

W tym czasie poseł Lidia Staroń odchodzi z Platformy, bo kazano jej “sumienie zostawić za drzwiami”. Kopacz demoluje młodą polską demokrację jak tylko może, obrzydza nam to, co chcemy nazywać polityką.

 

KOPACZ Z UNIĄ EUROPEJSKĄ NARZĘDZIEM ISLAMIZACJI – BRUKSELA SZANTAŻUJE POLSKĘ.

 

Kopacz z Platformą Obywatelską pokazali co potrafią w środowym (16 września 2015 r.) posiedzeniu Sejmu w sprawie imigrantów. Posiedzenie w tej sprawie zamieniło się w kampanie wyborczą PO z aroganckimi wystąpieniami Kopacz przeciwko PiS, Jarosławowi Kaczyńskiemu, Antoniemu Macierewiczowi, Kościołowi i ks. redemptoryście Tadeuszowi Rydzykowi. Ze strony Kopacz, Piotrowskiej, Grupińskiego i innych polityków PO padły jedynie wyzwiska pod adresem przeciwników politycznych, bez żadnej merytorycznej decyzji w rzeczonej sprawie. Merytoryczne i mądre sejmowe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego przerywane było dzwonkami nowego Niesiołowskiego w szatach marszałka Sejmu, Małgorzaty Kidawy – Błońskiej, baby, również groźnej dla Polski, Polaków i polskości jak kopaczka.

 

WSTYD I HAŃBA

 

Wstyd i hańba. Natomiast prawda o imigrantach jest zatrważająca. Unia Europejska wypowiedziami Martina S c h u l z a i J e a n – C l a u d e J u n c k e r’ a grozi Polsce przemocą i użyciem siły w razie nie przyjęcia ustalonej kwoty imigrantów. W tym jednym mają rację. Imigranci to kwoty, a nie ludzie. Na znane już światu pogróżki UE Sejm RP nie zareagował wdając się w awanturę polityczno – wyborczą, nie podejmując najmniejszych merytorycznych decyzji.

Wraz z falą imigrantów z Etiopii, Erytrei, Sudanu, Libii, Jemenu, Somalii, Afganistanu, Syrii, Iraku, chcących się wedrzeć do Europy, zalewa nas fala “politycznej poprawności”, co jeszcze bardziej czyni sytuację dramatyczną. Tylko w nielicznych mediach można poznać grozę sytuacji, gdy nie lukruje się obrazu imigranta, czy uciekiniera przed wojną i prześladowaniami.

No bo jak tu nie pomóc rodzinie, której najmłodsze dziecko dźwiga na ramionach ojciec, a pozostałe dzieci pilnuje troskliwie matka. Prawda jest jednak bardziej złożona. na filmie telewizji węgierskiej widzimy, jak imigranci z nienawiścią wyrzucają z pociągu podarowaną im wodę w butelkach oraz żywność. Na innym filmie młody imigrant robi do kamery charakterystyczny gest podrzynania gardła, który również pokazał na zdjęciu w czasie środowej debaty sejmowej niezrzeszony poseł. Olbrzymia większość uchodźców to młodzi muzułmanie, którzy postanowili poszukać dla siebie lepszego życia na bogatym Zachodzie, albo niewykluczone czynnie walczyć z niewiernymi. No bo skąd ta nagła fala? Czy to nie demograficzny atak tzw. Państwa Islamskiego, które czerpie zyski ze szmuglowania ludzi do Europy? Te setki tysięcy uchodźców to dopiero początek wielkiego parcia Orientu na Zachód. To proces, który został zapowiedziany i opisany choćby przez naszego krakowskiego uczonego Feliksa Konecznego, czy później z wielką pasją przez słynną włoską dziennikarkę Orianę Falacci.

Ich racje były jednak traktowane niechętnie, wręcz wrogo, gdyż nie mieściły się w poglądach wyznawanych przez europejską lewicę. A ta jak wiadomo, tworzy sobie obraz świata według własnej narracji, pomijając podstawowe prawdy i fakty, a nade wszystko nienawidząc chrześcijaństwa. W imigrantach zaś mamy przede wszystkim dostrzegać nieszczęśliwych ludzi szukających pomocy. Dlaczego imigranci wybierają Niemcy? Dlaczego po udzieleniu im pierwszej pomocy za wszelką cenę starają się dotrzeć do Niemiec? Bo tam są największe zasiłki. Inaczej mówiąc, największy dobrobyt, bo imigrantom nie chodzi o pracę. W uchodźcach mamy dostrzegać przede wszystkim ludzi, a nie wyznawców Allaha. Tymczasem poza nieliczną grupą syryjskich chrześcijan pozostali to wyznawcy islamu. Nigdy nie zaakceptują chrześcijańskich korzeni Europy i będą budować Europę według własnych oczekiwań religijnych i prawnych. Islamiści nie wykluczają rzezi europejskich chrześcijan, których nienawidzą podobnie jak lewica. Znane są współczesne rzezie chrześcijan w krajach islamskich, jak np. opisane poniżej w Pakistanie. Areligijna przestrzeń, jaką wytworzyła lewicowo – liberalna Europa, jest dla islamu najlepszą zachętą do ekspansji. Polityka multi – kulti legła w gruzach, gdyż okazuje się niemożliwą syntezą różnych cywilizacji. Człowiek nie może być cywilizowany równocześnie na dwa różne sposoby, nie może być chrześcijaninem i muzułmaninem. Lewacka Europa świadomie odrzuciła swoje chrześcijańskie korzenie, sądząc, że religia stanowi przeszkodę na drodze do integracji różnych kultur. Dlatego Europa przegra z islamem, jeżeli nie nastąpi powrót do chrześcijaństwa i chęć czynnej obrony europejskiej tożsamości. Szef Komisji Europejskiej J e a n – C l a u d e – J u n c k e r wezwał, pod groźbą użycia siły, do solidarności z uchodźcami. nazwał to kwestią “ludzkiej godności” i utrzymania “wartości europejskich”. Widocznie pragnie m.in. założenia publicznych toalet w polskich kościołach – podobnie jak uczynili to Ukraińcy w lwowskim rzym.-kat.kościele św, Marii Magdaleny. Szef Komisji Europejskiej w rzeczywistości zaprezentował typowo lewackie myślenie, funkcjonujące w Europie od dziesięcioleci. Uchodźcy nie docierają do Europy Zachodniej w poszukiwaniu europejskich wartości, gdyż te są im całkowicie obce. Szukają lepszego życia, które po pewnym czasie zorganizują sobie według własnych oczekiwań i pragnień. Według J u n c k e r a Polska ma przyjąć 11 tysięcy imigrantów. Dla naszych pseudoelit to wręcz rozkaz, który zgodnie z lewicową nowomową trzeba ludziom uzasadnić. Ewa Kopacz: “to jest test na naszą przyzwoitość”. Bogdan Borusewicz: “nie możemy sobie pozwolić na zaprzepaszczenie europejskiej solidarności”. Aleksander Kwaśniewski: “pokazujemy, że te stereotypy, które krążą na temat Polaków, o naszej ksenofobii, są prawdziwe”. Aleksander Smolar: “jeśli chcemy utrzymać renty i emerytury, jeśli chcemy mieć ludzi do pracy, to imigracja jest rzeczą konieczną”. Nic bardziej głupiego nie można powiedzieć. Niech Smolar i inni zobaczą, jak wygląda dzisiaj Marsylia. Rządzi się prawami, które stworzyli dla siebie byli emigranci, na ogół z krajów Maghrebu, dzisiaj już obywatele Francji. W Polsce będzie podobnie, a grunt pod to już przygotowuje niechętna chrześcijaństwu prasa, jak “Gazeta Wyborcza”, nazywająca przeciwników fali imigracji “nazistami”. A kim jest Żyd Adam Michnik określający Polaków, iż są jak Kościół, uczący obłudy, zakłamania, konformizmu i hipokryzji. Patrz //www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY

“>//

//www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY

W swoich ostatnich książkach Oriana Falacci przestrzegała Europę przed ekspansją islamu. Dżihad, czyli święta wojna, poligamia, kary cielesne, deptanie godności kobiet, nienawiść do Zachodu, wyklinanie chrześcijan i Żydów, czyli psów niewiernych – to wszystko płynie do Europy wraz z falą imigrantów. Ale co najważniejsze. Oriana Falacci pisała, iż “Unia Europejska jest narzędziem, które ma coraz bardziej ułatwiać najeźdźcom wejście na nasze terytorium, a potem pozwolić im się włóczyć bez przeszkód po naszym domu”. Jedynym dzisiaj politykiem europejskim, który dostrzega skalę zagrożenia Europy, jest premier Węgier Victor Orban. Stwierdził niedawno: “Nagle zobaczymy, że na naszym własnym kontynencie jesteśmy mniejszością”. Ewa Kopacz zapomniała, iż jak dotąd Polska jest Przedmurzem Chrześcijaństwa w Europie, z oczekiwaniem Kopacz na przedmurze Azji, a utożsamianie się premier polskiego rządu z palikociarnią, komoruskimi, niesiołowszczyzną, borusewiczowszczyzną etc. przynosi jej wyłącznie hańbę.

 

RABUNKI I GWAŁTY W DOMACH UCHODŹCÓW – LECĄ KULE – MULTI – KULTI – MUSLI. NIEMCY – NOŻE I KREW W DOMACH IMIGARNTÓW – LATAJĄCE KRZESŁA – WYRAZ WDZIĘCZNOŚCI ZA AZYL

 

W Niemczech, doszło w tych dniach do niebywałej fali przemocy… jednych uchodźców przeciw drugim. Latające krzesła – wyraz wdzięczności za azyl. Walczyli ze sobą Syryjczycy i Afgańczycy, Arabowie i Murzyni gwinejscy, Berberowie z Arabami, Marokańczycy z całą resztą… Można długo wyliczać. Nagromadzony już w Niemczech, w wyniku różnic cywilizacyjnych, rasowych i językowych potencjał nienawiści między stłoczonymi ludźmi zaczął się wyładowywać po piątkowych modłach. Jeden z mieszkańców domów dla uchodźców został śmiertelnie ugodzony nożem. Prócz tego nastąpiła seria napaści na obywateli niemieckich, którzy byli na tyle nieostrożni, by wracać na piechotę do domu, czy też robić zakupy po zmroku. Doszło do kilku rabunków, co najmniej jednego przypadku zgwałcenia (ofiarą padła czternastolatka), a także do pobicia staruszki. Sprawca tego ostatniego czynu rzucił się z nożem na przechodniów, spieszących na pomoc napadniętej. Policja zmuszona została aby otworzyć ogień ostrą amunicją Po raz pierwszy doszło do użycia ostrej amunicji przez niemieckich policjantów, stawiających czoła furii napływających do ich kraju nieproszonych gości. W Bonn 23-letni obywatel Gwinei ciężko ranił nożem jednego ze swoich towarzyszy niedoli. Na widok nadjeżdżającej policji uciekł na dach. Spuścił się stamtąd niespodziewanie po linie, usiłując zajść funkcjonariuszy od tyłu. Wywijając dwoma nożami ruszył nagle w kierunku radiowozu. Został kilkakrotnie trafiony w ręce i nogi. Inny, podobny przypadek zakończył się zgonem na miejscu. W poczekalni komisariatu policji w Oberhausen, gdzie przebywało czterech interesantów, jeden z nich wyjął nóż. Następnie dźgnął nim innego oczekującego na rozmowę z oficerem dyżurnym. Ten nie chcąc dopuścić do morderstwa, był zmuszony wyjąć pistolet. Po kilkakrotnym, bezskutecznym okrzyku: „Rzuć nóż!”, zastrzelił napastnika. Regionalne radio i telewizja WDR, jak zwykle w podobnych przypadkach, starannie unika podania skąd pochodzi sprawca czynu zabronionego. Okoliczności sprawy, np. odmowa rzucenia noża na widok pistoletu, krwawa sprzeczka z chłopakiem, który przyszedł z dziewczyną (prawdopodobnie na tle napastowania tejże) wskazują jednak na kogoś z Bałkanów albo muzułmańskich brzegów Morza Śródziemnego.

 

ZAOSTRZAJĄCA SIĘ CENZURA “PO LINII I NA BAZIE”.

 

W czasach komunistycznych wolno było publikować w Polsce tylko wiadomości oraz wypowiedzi zgodne z aktualną linią sprawującej niepodzielnie władzę PZPR. Wnioski przedstawiać w oparciu o obowiązującą ideologię marksizmu-leninizmu. W używanym wówczas skrócie jak wyżej. Obecnie mamy do czynienia z dość podobnym zjawiskiem w RFN. Szefowie działających w Niemczech największych agencji prasowych (DPA, Reuter, Associated Press) wydali swoim korespondentom polecenie, aby wszystkich krytykujących niekontrolowaną imigrację do Europy określać jako rasistów lub ksenofobów. Z kolei niemiecka policja jest zmuszona przedstawiać komunikaty, w których mowa o podejrzanym „wyglądającym na pochodzącego z południa”. Sankcja za nieprzestrzeganie podobnych nakazów jest oczywista. W epoce szalejącego bezrobocia i umów śmieciowych skuteczniejsza niż kiedyś groźba wezwania na rozmowę do SB, gdzie nie zawsze od razu wtrącano za kraty. W tych warunkach, a także biorąc pod uwagę upały, trudno się dziwić, że wystąpienia uliczne patriotycznych europejczyków sprzeciwiających się islamizacji Zachodu, nie są obecnie zbyt liczne ani widowiskowe. Koszmarny scenariusz z powieści fantastycznych, które przewidują odebranie Europy europejczykom, zaczyna się sprawdzać. Uchodźcy: ‘Polska? Tam nie ma sensu zostawać!’ Zaskakująca opinia o naszym kraju. W sprawie imigrantów Niemcom puszczają nerwy. Czy zaczną do nas strzelać? “Merkel musi odejść!” – Niemcy w stanie wrzenia.

 

INSTYTUT KS. PIOTRA SKARGI PODAJE: “PAKISTAN – KOLEJNE AKTY PRZEMOCY WOBEC CHRZEŚCIJAN – ATAKI ISLAMISTÓW NA CHRZEŚCIJAN”

 

W Pakistanie nie ustają ataki na chrześcijan, dokonywane przez fanatyków islamskich, a nawet niektórych przedstawicieli władz. 27 kwietnia w Lahore – drugim co do wielkości mieście tego kraju – grupa fundamentalistów ciężko raniła pastora protestanckiego i jego syna, a kilka dni wcześniej w innym dużym mieście – Faisalabadzie miejscowy policjant porwał i przez kilka dni wielokrotnie zgwałcił młodą chrześcijankę. W pobliżu miasteczka Hamza, wchodzącego w skład Lahore, dwaj ekstremiści muzułmańscy, należący do ugrupowania Tehreek-e-Ghazi Bin Shaheed (TGBS), zaatakowali 55-letniego pastora Ashrafa Paula i jego rodzinę. Już wcześniej otrzymywała ona różne pogróżki i żądania płacenia haraczu ekstremistom. Według wstępnych ustaleń, pastor ze swymi najbliższymi jechał samochodem, gdy nagle zaczęli do niego strzelać dwaj jadący obok motocykliści. Wystrzelono co najmniej 5 pocisków, które ciężko zraniły 24-letniego syna duchownego Sarfaza. Trafił on do szpitala, gdzie lekarze usunęli z jego ciała trzy kule. Z kolei w Faisalabadzie funkcjonariusz państwowy porwał 24-letnią chrześcijankę Sehar Naz, pracującą w jednym z towarzystw ubezpieczeniowych. Wraz z przyjaciółmi wracała ona samochodem do domu, gdy zatrzymał ich major Arif Atif Rana z Pakistańskich Służb Tajnych, żądając ich dokumentów. Po chwili wszystkim pozwolił odjechać, zatrzymał natomiast dziewczynę pod pretekstem sprawdzenia pewnych danych. Jej koledzy zaprotestowali i zaraz powiadomili o całej sprawie policję, która jednak, dowiedziawszy się, kim jest porywacz, odmówiła zajęcia się sprawą. Arif Atif Rana zabrał Sehar Naz do swego domu w miasteczku Samanabad, a potem do Lahore i tam trzymał ją 4 dni i wielokrotnie ją gwałcił. Po wykorzystaniu dziewczyny porywacz pozostawił ją na stacji kolejowej, grożąc przy tym, że jeśli się poskarży, kara dotknie całą jej rodzinę. „Bardzo łatwo jest uderzać w chrześcijan, wprost lub pośrednio, pod fałszywymi zarzutami” – szydził jej prześladowca. Mimo to dziewczyna poinformowała o całym zdarzeniu kościelną komisję „Justitia et Pax” w Faisalabadzie, która z kolei powiadomiła policję. Obecnie Sehar Naz mieszka w utajnionym miejscu, strzeżona przez siostry zakonne, podczas gdy major nadal przebywa na wolności. W obronie dziewczyny i z żądaniami położenia kresu bezkarności za tego rodzaju zbrodnie wystąpiło już szereg pakistańskich stowarzyszeń praw człowieka. Do zdarzenia doszło w dniach 14-18 kwietnia 2015 r., ale media poinformowały o tym pod koniec sierpnia, a potwierdzili to lekarze jednego ze szpitali w Faisalabadzie, stwierdzając na ciele młodej kobiety liczne ślady przemocy na tle seksualnym.

 

KOPACZ – POLSKA JEST BEZPIECZNA.

SZEF ZWIĄZKU CELNIKÓW – TIRY Z KRAJÓW MUZUŁMAŃSKICH WJEŻDŻAJĄ DO POLSKI BEZ KONTROLI.

 

Polska jest bezpieczna, zapewnia Kopacz. Szef związku celników: TIRy z krajów muzułmańskich wjeżdżają bez kontroli! Przez południową granice Polski, a także ze wschodu odbywa się transport imigrantów, a być może także broni, ostrzega Sławomir Siwy, lider związku zawodowego Celnicy PL. Premier po inspekcji granic przekonywała zaś, że z Polski można brać przykład. „Premier nie powinna wprowadzać Polaków w błąd. W interesie publicznym jest mówić prawdę, a ta wygląda tak, że jesteśmy właściwie bezbronni wobec działań przemytników. O ile na wschodzie odbywają się jeszcze jakieś kontrole to ruch z południa odbywa się bez żadnej kontroli. Jestem informowany, że tamtędy wjeżdżają nawet TIRy z krajów muzułmańskich” – powiedział Siwy. Celnik przypomina, że Państwo Islamskie ogłosiło, że wyśle do Europy pół miliona fanatyków. „W telefonach młodych imigrantów znajdowano filmy propagandowe z egzekucji ISIS, a teraz w porcie na wyspie Kos znaleziono kontener z bronią” – dodaje Siwy. Zdaniem lidera związkowego, przemytnicy bezwzględnie wykorzystują obowiązujące procedury i wytyczne uniemożliwiające skuteczną kontrolę. Dla przykładu, jeśli na granicę wjeżdża ktoś, kto nie ma nic do zadeklarowania, a system komputerowy nie wskaże go jako podejrzanego, to celnicy mają nie poddawać go kontroli. „Wiemy o tym bo zamieszczają bezczelne komentarze na forach celników” – mówi związkowiec.

 

EWA KOPACZ  – ANIOŁ ŚMIERCI

 

Dr Mengele rychło zyskał wśród więźniów Auschwitz miano Anioła Śmierci. Czyny tego zwyrodniałego doktora medycyny są ogólnie znane. Propaganda hitlerowska wcale nie kryła się z ujawnianiem jego działalności, nazywając ją “pracą naukową dla dobra ludzkości”.

Jakim mianem określić działalność Ewy Kopacz, posłanki na Sejm RP, ministra zdrowia? Uzyskała miano “Doktora Śmierci”, nie tylko w społeczeństwie przerażonym jej działalnością publiczną  w służbie zdrowia, ale również w środowisku lekarskim i wśród farmaceutów. Te opinie są mi znane z osobistych rozmów z lekarzami i farmaceutami. Te wszystkie opinie Kopacz ma “głęboko i szeroko”, etc., skoro jest zaprzyjaźniona i popierana przez Tuska. Ten bezwzględny rusofilski premier, trzymający się kurczowo władzy, dla którego priorytetem są słupki sondażowe, a nie dobro społeczeństwa, uważa Kopacz za znakomitego ministra zdrowia, godnego awansu na marszałka Sejmu RP. Czyniąc Kopacz drugą osobą w państwie, wystawia sobie premier świadectwo działania antypolskiego. Jego przyjaźń ze “Związkiem Radzieckim na czele” świadczy po raz kolejny, że jest “Naszym człowiekiem w Warszawie”, co z całą satysfakcją obwieszcza kremlowska “www.gazieta.ru”.

 

                                                Aleksander Szumański “Kurier Codzienny” Chicago

 Dokumenty, źródła, cytaty::

 

– Feliks Koneczny wykłady

 

– Oriana Falacci wywiady

 

– “Głos Polski” Toronto – Wojciech Reszczyński “Nasza Polska”

 

https://www.piotrskarga.pl/pakistan–kolejne-akty-przemocy-wobec-chrzescijan-,7120,i.html

 

http://pl.blastingnews.com/europa/2015/08/niemcy-noze-i-krew-w-domach-uchodzcow-rabunki-i-gwalty-leca-kule-multi-kulti-musli-00505611.html

https://

//www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY

http://www.pch24.pl/polska-jest-bezpieczna–zapewnia-kopacz–szef-zwiazku-celnikow–tiry-z-krajow-muzulmanskich-wjezdzaja-bez-kontroli-,38296,i.html

 

0

European Content Awards: aż 6 nominacji dla wrocławskiej agencji Elephate 

$
0
0

W tym roku w ramach European Content Awards po raz pierwszy zostaną wręczone nagrody za najlepsze kampanie i strategie content marketingowe zrealizowane w 2019 roku. Elephate to jedna z czterech polskich agencji, które trafiły na shortlistę konkursu. 

Wrocławska agencja content marketingowa została nominowana w pięciu kategoriach:

  • najlepsza kampania w branży retail – za współpracę z GaleriaMarek.pl;
  • najlepsza kampania w branży finansowej – za współpracę z iKalkulator.pl;
  • najlepsza kampania w branży turystycznej – za współpracę z Triverna.pl;
  • najlepsza kampania B2B – dwie nominacje za współpracę z ALEO.com;
  • najlepsza mała agencja content marketingowa w 2019 roku.

– Szczególnie cieszy nas nominacja dla najlepszej małej agencji content marketingowej. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy w Elephate sporo się zmieniło: postanowiliśmy w pełni wyspecjalizować się właśnie w obszarze content marketingu i PR-u. Doskonałe wyniki naszych klientów pokazują, że to była dobra decyzja, a statuetka European Content Awards byłaby miłym ukoronowaniem roku pełnego wyzwań – mówi Wojtek Mazur, założyciel agencji.

O statuetkę dla najlepszej małej agencji content marketingowej Elephate powalczy z brytyjską agencją Digitaloft oraz holenderską Hey Honey. 

Pełna lista kampanii nominowanych do konkursu na stronie: https://europeancontentawards.com/2020-shortlist/

Elephate działa w obszarze content marketingu już od 2012 roku. Dziś agencja realizuje projekty dla kilkunastu klientów – m.in. z Polski, Wielkiej Brytanii, USA, Holandii i Belgii. Na swoim koncie Elephate ma już nagrodę dla najlepszej małej agencji SEO w Europie oraz trzy statuetki Power of Content Marketing za kampanie kreatywne zrealizowane na polskim rynku. 

https://elephate.com

0

Ustawa konieczna od wczoraj!

$
0
0

Dopóki nie zostanie uchwalona ustawa uznająca PZPR wraz ze wszystkimi swoimi „zbrojnymi ramionami” za organizacją zbrodniczą i ludobójczą, system „sprawiedliwości” w Polsce zreformowany nie będzie!

Niestety tzw. „przemiana” jakiej dokonano w 1989r. była tylko propagandową ściemą i zamiast uznania PZPR i jej członków za organizację ludobójczą i przestępczą, to urządzono jedynie pozory lustracji. W miejsce infamii jak powinna spotkać członków PZPR (w tym i członków aparatu „sprawiedliwości”) potwierdzono prawo do przywilejów jakie uzyskali służąc wiernie ZSRS, dzięki czemu do dziś mogą się oni szczycić swoją haniebną przeszłością.

Po upadku NRD 70% enerdowskich sędziów nie przeszło tamtejszej lustracji i straciło pracę. W Polsce odwrotnie. Samopowielająca się „nadzwyczajna kasta” nadal ma się dobrze, ba, jest popierana zarówno przez EU, jak również znajduje się pod dyskretną opieką Departament Stanu USA.

Niestety, dekomunizacji i lustracji nie przeprowadzono także w edukacji, szkolnictwie wyższym i, co szczególnie naganne, nie przeprowadził lustracji w swoich strukturach Kościół Katolicki. Długo to się będzie jeszcze KK „brzydko i smrodliwie odbijać”.

Wysiłki PiS, mimo ogłaszania co chwilę kolejnego zwycięskiego tryumfu, nic tu nie zmienią, tak jak nic nie zmieniło ogłoszone tryumfalnym sukcesem „zdetronizowanie” ponad rok temu przez PiS sędzi Gersdorf, która po poskarżeniu się Brukseli natychmiast została przez ten sam PiS, ale tym razem bez propagandowych fanfar „cichcem” przywrócona na swoje stanowisko Prezesa SN.

Ktoś mógłby powiedzieć, pozostawmy reformę, sędziów i ich udry z PiS-em na boku i róbmy swoje. Niestety, bez dobrego prawa, mądrych i uczciwych sędziów („bez fartuszków”), oraz sprawnego aparatu sprawiedliwości żadne państwo długo się nie u trzyma, nie mówiąc o gospodarce, która szczególnie wymaga szybkiego i skutecznego egzekwowania dobrze przemyślanego prawa.

Zdjęcie: Gazeta Prawna

0

Benefity dla pracowników i ich dzieci – co może zaoferować firma?

$
0
0

Jakie benefity pracodawcy mogą zaproponować pracownikom wychowującym dzieci?

W przeszłości głównymi benefitami dla pracujących rodziców były paczki dla dzieci. Również współcześnie firmy mogą zdecydować się na wręczenie pracownikom różnorodnych wyprawek, czyli tzw. becikowego czy wózkowego. Innym rozwiązaniem jest przyznanie dzieciom podwładnych kart podarunkowych, które pracodawca zasila dowolną kwotą. Tego typu świadczenia można wykupić w firmie Edenred. Są one niezwykle elastyczne, ponieważ dają dużą swobodę wyboru – pracownik sam decyduje, na co przeznaczy otrzymane środki. W przypadku posiadania małych dzieci może wykorzystać je, np. na zakup artykułów dziecięcych lub zabawek. Karta daje również dostęp do zniżek w wielu sklepach, dzięki czemu  jej realna wartość rośnie. Co ważne, taki benefit pozapłacowy przyda się także starszym dzieciom, ponieważ rodzice nastolatków mogą przekazać im kartę do samodzielnego użytkowania.

Ciekawym świadczeniem pracowniczym jest także dofinansowanie kolonii i obozów dla dzieci do 18. roku życia. Stanowi ono duże ułatwienie dla rodziców, którzy chcą zapewnić swoim pociechom zajęcie w wakacje, podczas gdy oni sami pracują i nie są w stanie poświęcić im wystarczającej ilości czasu.

Chcąc zadbać o potrzeby młodych rodziców, niektóre firmy oferują im także możliwość skorzystania z tematycznych szkoleń i wykładów. Podczas nich, pracownicy mogą dowiedzieć się więcej na temat opieki nad dzieckiem. Dzięki temu zyskują nie tylko przydatną wiedzę, lecz także świadomość wsparcia ze strony pracodawcy.

Udogodnienia dla pracujących rodziców

Polityka prorodzinna pracodawców znajduje odzwierciedlenie w wielu udogodnieniach dotyczących warunków pracy. Wychodząc naprzeciw potrzebom młodych rodziców, niektóre przedsiębiorstwa proponują im elastyczny czas pracy lub możliwość pracy zdalnej. Dzięki temu pracownicy mają szansę na osiągnięcie lepszego work-life balance. Firmy mogą też zaoferować dodatkowe dni wolne, np. do wykorzystania w razie awaryjnych sytuacji związanych z koniecznością opieki nad dzieckiem.

Coraz popularniejszą praktyką jest także otwieranie firmowych żłobków i przedszkoli. Taka forma wsparcia dla pracujących rodziców jest nie do przecenienia. Pracownicy, którzy mają świadomość, że ich dziecko jest dosłownie piętro niżej, są o wiele spokojniejsi. Pozytywnie wpływa to na ich koncentrację i pozwala im w pełni skupić się na obowiązkach zawodowych. Oprócz tego takie rozwiązanie przynosi podwładnym sporą oszczędność czasu, ponieważ nie wymaga odwożenia pociechy do placówki zlokalizowanej, np. w innej części miasta.

Czasami firmy wprowadzają też przydatne udogodnienia dla karmiących matek. Najważniejszym z nich jest wydzielenie specjalnego pomieszczenia, w którym pracownice mogą nakarmić swoje dziecko w komfortowych warunkach.

Magdalena Rempalska

0

Historia pisana przez Putina

$
0
0

Propaganda jaką uprawia Putin jest żywcem wyjęta ze „sputnika agitatora” wydawanego za Stalina instruktażu dla partyjnych prelegentów.

Nikt ani przez chwilę nie zastanawiał się nad tym ile prawdy było w tym „sputniku”, posługiwano się zgodnie ze sloganem porzekadłem honorowanym przynajmniej paroletnią odsiadką w łagrze: na pytanie jaka jest różnica między „Prawdą” organem partii bolszewickiej a „Izwiestiami” /wiadomościami/ organem rządowym Sowietów, różnica była taka że w „Prawdzie” nie było Izwiestii /wiadomości/, a w „Izwiestiach” nie było prawdy.

Jak pisał były komunista Andre Gide: ZSSR – cztery litery, cztery słowa i cztery kłamstwa.

W Sowietach wszystko było kłamstwem, a powiedzenie prawdy było nie tylko ryzykowne, ale wprost dyshonorem dla sowieckiego obywatela.

Taki drobiazg: jadąc w autobusie w Białymstoku za czasów „pierwszych sowietów” czyli w roku 1940, /bo potem byli jeszcze i „drudzy” w 1944 roku, co może jest niezupełnie zgodne z faktem gdyż „pierwsi” to naprawdę byli już w 1920 roku, ale krótko i o tym już nie pamiętano w ludowym przekazie/ – zauważyłem siedzących przede mną dwóch Sowietów / tak nazywano sowieckich obywateli / z fizjonomii nie trudnych do rozpoznania, ale ubranych już po „naszemu”. Wymienili się uwagami na temat mijanych kolejek przed sklepami oceniając krytycznie: „ gawariat czto u nich wsio było, a u nas niczewo, tolko anie tołpiatsia w oczeredi, a nie my, ja zdies’ uż god żiwu i ani adnoj nitki nie pakupał”, na to drugi: „ ja toże niet” / powiadają że u nich było wszystko. A u nas niczego nie było, tylko to oni cisną się w kolejkach, a nie my, ja już rok tu żyję a jeszcze nawet nitki nie kupiłem/.

Wysłuchawszy tego dialogu wychodząc z autobusu odwróciłem kapelusz jednego z nich leżący na fotelu, na wewnętrznej taśmie  kapelusza był duży napis „Mieszkowski Warszawa”. Trzeba było widzieć wściekłą minę sowieciarza.

/Przy okazji można tylko z żalem wspomnieć – ile takich dobrych firm było, ale już nie ma, a szkoda./

 

Przez siedemdziesiąt lat sowieckiego panowania łgarstwo weszło w krew obywateli radzieckich i Putin jako „paczotnyj czekist” powinien być dumny z tego że potrafi zełgać gładko, a prawdę jako rzecz cenną przechowuje tylko dla siebie.

Szczerze mówiąc bardzo bym się zdziwił gdyby Putinowi, zapewne niechcący wypsnęła się jakaś prawda.

Jeszcze więcej mnie dziwi że ludzie w Polsce nie znają Rosjan i nie wiedzą że przez długie dziesiątki lat kłamstwo było warunkiem przeżycia w tym kraju, a u nas w okupowanej Polsce zwanej PRL –warunkiem zrobienia kariery, co zresztą pozostało w znacznej mierze aktualne.

 

Nie ma co zatem oburzać się, lub udawać zaskoczenie, trzeba podejść do tego jak do rozdawania samochodów na Placu Czerwonym w Moskwie.

Nie znaczy to że nie powinniśmy całemu światu przypominać prawdę historyczną, szczególnie tę najnowszą gdyż jej skutki przeżywamy i to niekiedy dość boleśnie i dziś.

Trzeba wyjaśniać np. przyczyny wybuchu II wojny światowej, co staram się czynić w miarę możliwości i to nie tylko w nawiązaniu do paktu Ribbentrop – Mołotow, ale do zdarzeń poprzedzających go na wiele lat, choćby takich jak Rapallo i realizacje tzw. umów handlowych między Sowietami a Republiką Weimarską, w których pracowicie szykowano się do wojny rewanżowej

Promowanie Hitlera i wzajemne usługi ze Stalinem, których efektem było dojście Hitlera do władzy i umocnienie dyktatury Stalina i to wszystko przy załganej retoryce antykomunistycznej z jednej strony i antyfaszystowskiej z drugiej.

Traktat z 23 sierpnia był poprzedzony umową handlową i misją Mierkałowa, tak że Stalin na długo przed tym traktatem wiedział jakie są propozycje niemieckie.

 

Napaść na Polskę 17 września była wypełnieniem obowiązków traktatowych w postaci udziału w wojnie przeciwko Polsce, co zresztą zostało zapisane w sowieckich dokumentach i potwierdzone wspólną defiladą w Brześciu.

Pomoc materialna udzielona Niemcom w postaci najpotrzebniejszych surowców i półproduktów była prowadzona do dnia wybuchu wojny niemiecko sowieckiej, a Stalin był gotów ją zwiększyć mimo rosnących potrzeb własnych byle odsunąć widmo wojny od Sowietów,  którą przecież sam sprokurował o czym powiadomił bolszewickie politbiuro 19 sierpnia 1939 roku.

 

Hitler uznał jednak że Stalin jest oszustem i nie można mu wierzyć, a należy zlikwidować uznając że dokona tego w ciągu 80 dni i prawdopodobnie niewiele się mylił gdyby nie jego własna zbrodnicza głupota nakazująca mordowanie sowieckich jeńców i dokonywanie innych „normalnych” zbrodni hitlerowskich.

 

Specjalnym rozdziałem jest współpraca RSHA  /wykonywana głównie przez Gestapo/ i NKWD w dziele mordowania narodu polskiego na który w traktacie / załączniku/ wydano faktycznie wyrok śmierci na długo przed holokaustem. Dowodem sowieckiego załgania jest użycie sformułowania „zwalczanie”, Niemcy bowiem napisali by wprost „eksterminacja”.

W związku z tym szczególna uwagę zwracam od wielu lat na przyczynę dokonania zbrodni katyńskiej, która była wyraźnie adresowana przez Stalina do Hitlera jako dowód najwyższej swojej lojalności.

Współpraca ta była nawet kontynuowana w czasie wojny.

 

To wszystko i wiele innych zbrodni stalinowskich ze sposobem prowadzenia wojny włącznie jest prawdą i należy je przypominać, nie łudźmy się że to wywoła jakiś poważniejszy oddźwięk w samej Rosji. Okrucieństwo władców traktuje się tam od wieków jako ich przywilej i nie jest powodem negatywnej oceny.

Jest tylko jeden aspekt tych zbrodni nie do zniesienia nawet najzagorzalszym zwolennikom Stalina z Putinem na czele, jest nim fakt że zbrodnia katyńska została dokonana przez Stalina ze strachu przed Hitlerem i po to żeby mu się przypodobać i zyskać łaskawsze potraktowanie.

Wielokrotnie proponowałem podjęcie poszukiwań w tym przedmiocie idąc choćby śladem znalezisk Jaroszewicza, Fonkowicza i Stecia, którzy możliwe że z tego tytułu ponieśli śmierć w identycznych okolicznościach.

Obok takiego pohańbienia swego idola nie można byłoby przejść obojętnie.

 

Wszystko to stanowi tylko werbalną przygrywkę do rzeczywistej agresji szykowanej ustawianiem przeciwnika w rogu, na ten temat łatwiej będzie się wypowiedzieć po 27 stycznia i wyciągnąć wnioski z obu styczniowych wydarzeń i nie tylko z nich.

0

Czy Państwo Polskie odżegna się od bandytyzmu?

$
0
0

Ostatnio ma miejsce kolejna odsłona medialnego cyrku pod tytułem „reforma sądownictwa”. Rząd chce dyscyplinować sędziów podważających jego „reformy” a opozycja broni „niezawisłości” sądów, cokolwiek by to nie miało znaczyć. Nikt przy tym nie chce nazwać rzeczy po imieniu, że dotychczasowa niezawisłość polegała na arbitralnych decyzjach i ustawianiu spraw na podstawie sędziowskiego widzimisię. Nie mówi się też tego, że owa niezawisłość miała więcej wspólnego z pospolitym bandytyzmem i złodziejstwem niż z rzetelnością procesów.

Z kolei „reformy” rządowe sprowadzają się do przejęcia pełnej kontroli nad sądami bez jakichkolwiek prób wprowadzenia podstawowej uczciwości i zdrowego rozsądku. Rządowi nie przeszkadza przy tym specyficzna logika polskich sędziów z ich manipulacjami prawnymi, którym bliżej do Talmudu niż do prawa naturalnego. Przy całej swojej propagandzie państwa prawa, rząd palcem nie kiwnie aby naprawić czy chociażby napiętnować otwarte rabunki sądowe czy niszczenie firm stanowiących konkurencję dla kryminalnych elit ostatnich trzydziestu lat. Jest oczywiste, że główną motywacją działań „dobrej zmiany” jest osławione TKM.

Obecne przeciąganie liny pomiędzy rządem a opozycją w sprawie sądów bardziej kojarzy mi się z mafijną walką o władzę niż próbą naprawy państwa rozumianego jako wspólnota społeczna a nie jako mafijna własność. Natomiast publiczny dyskurs na ten temat to bardziej pyskówka przygłupów, zakładających, że adresaci tej propagandy są głupsi od nich samych.

Problemem społecznym w Polsce jest brak pozytywnych elit. Ci którzy się za elity uważają i dominują w życiu publicznym, to często potomkowie psychopatycznych hord przywiezionych po wojnie ze wschodu dla sprawowania władzy nad wyniszczonym społeczeństwem. Stąd taka ich dziwna logika a próba porozumienia się z nimi to jak przysłowiowa mowa do słupa. Ci ludzie oszustwa i złodziejstwo mają we krwi.

O bandytyzmie sądowym, którego byłem przedmiotem przez kilkanaście lat, pisałem otwarcie na moim blogu, publikując istotne dokumenty, żeby nie zarzucono mi pomówienia. Są tam przykłady nadużywania psychiatrii czy ciężkiego pobicia, gdzie prokuratura ostentacyjnie odmówiła zajęcia się sprawą. Pokazałem jak w prymitywny sposób, z pełną i aktywną aprobatą prokuratury, fałszuje się dokumenty mające służyć jako dowód w sądzie. Sądy wyższych instancji, włącznie z TK, były informowane o ordynarnym fałszowaniu protokołów w kwestiach bardzo istotnych dla sprawy. Jedyną reakcją sądu drugiej instancji była uwaga, że sąd ma prawo do swobodnego redagowania protokołu!!! W rzeczywistym państwie prawa urzędnicy dopuszczający się tych ekscesów dostaliby wiele lat za kratami, być może nawet w psychiatryku. W „najjaśniejszej RP” są oni chronieni przez prokuratora generalnego.

O całym tym bagnie były informowane najwyższe władze państwowe i to nie w postaci drobnych urzędników zbywających hołotę ale byli to, np. w przypadku skargi konstytucyjnej, sędziowie TK, którzy mieli obowiązek zapoznać się ze sprawą. Z akt widać było wyraźnie, że sprawa była ustawiona a oskarżenia prymitywnie spreparowane. Urzędnik zaś widząc przestępstwo jest zobowiązany właściwie na nie reagować. Skarga została jednak odrzucona bez rozpatrzenia a gdy otwarcie napisałem co o tym myślę, w ciągu kilku dni sam znalazłem się za kratami. Pod odrzuceniem skargi podpisał się sędzia Hermeliński. Oczywiście odrzucono także moje zażalenie na odrzucenie skargi, pod pretekstem niespełnienia wymogu przymusu adwokackiego. Moj dotychczasowy adwokat odmówił bowiem napisania zażalenia. Zrobiłem to więc sam, jednocześnie prosząc Trybunał o przydzielenie mi, w razie potrzeby, prawnika z urzędu. Prośba pozostała bez echa. Ta skarga konstytucyjna nie miała szans powodzenia, gdyż naruszyłaby absolutną władzę kryminalnej sitwy. Byłem zresztą o tym ostrzeżony przez adwokata. Teraz gdy słyszę o takim czy innym wybitnym prawniku z zasługami dla niepodległości RP i przemian demokratycznych, ogarnia mnie obrzydzenie, a na przyjmujących krzyże wolności i solidarności patrzę w najlepszym wypadku jak na pożytecznych idiotów.

Poza Trybunałem Konstytucyjnym i Ministerstwem Sprawiedliwości w pełni poinformowany był Rzecznik Praw Obywatelskich. Akta sprawy były w jego biurze trzymane przez kilka lat i poza tym informowałem go na bieżąco o najważniejszych rzeczach, takich jak badanie wariografem czy opinie sądowo-psychologiczne świadków. Sam akt oskarżenia w jednej ze spraw wskazywał na obłęd autora. Musiał zatem być dla RPO oczywiste, że oskarżenia były prymitywnie spreparowane a sprawa ustawiona. Jednak odmówiono mi wniosku o kasację i nie zawiadomiono formalnie prokuratury o fabrykowaniu oskarżeń, pomijając już fakt, że sama prokuratura wspierała te lewe oskarżenia. Mizna było jednak zachować się przyzwoicie. Widać z tego wyraźnie, że mamy do czynienia ze zorganizowaną bandycką sitwą obejmującą wszelkie struktury państwa.

Zmiany w kierunku normalności będą w Polsce trudne gdyż, jak wcześniej wspomniałem, brak jest autentycznych elit a społeczeństwo na co dzień poddawane jest ogłupiającej propagandzie. Jednak cuda się zdarzają. Przykładem, gdzie władze nagle zaczęły mówi ludzkim głosem, jest niedawna historia Iranu, gdzie po kilku dniach kłamstw, w obliczu dowodów, przyznano się do zestrzelenia ukraińskiego samolotu pasażerskiego. Różnica jednak polega na tym, że w przypadku Iranu wyjawieniu prawdy pomógł silny nacisk międzynarodowy. Jeśli zaś chodzi o Polskę, to instytucje unijne w miejsce naprawy systemu, wspierają kryminalne sitwy. Jeśli jednak cuda się zdarzają to być może państwo polskie też w końcu rozliczy się i odżegna od swojego bandytyzmu. Na pewno celowi temu nie służy wprowadzona Skarga Nadzwyczajna do Sądu Najwyższego. Pomijając już fakt, że po swoich awanturach politycznych SN stracił już jakikolwiek autorytet, to wnioski o skargę nadzwyczajną rozpatrywane są przez Prokuraturę Generalną czyli instytucję stojącą za wspomnianym bandytyzmem. Pozostaje więc liczyć na cud.

Można by zadać pytanie skąd bierze się ten upór sitwy, bo czyż nie lepiej byłoby przyznać się do błędu, naprawić szkodę i sprawę zamknąć? Otóż nie jest to takie proste, gdyż mamy do czynienia z ludźmi o psychice zupełnie różnej od naszej, normalnej. Ci osobnicy idą w zaparte dla samej zasady a przede wszystkim czerpią satysfakcję z czynienia zła i posiadania władzy. Przyznanie się błędu, z dużym prawdopodobieństwem oznaczałoby jej utratę. A chodzi o władzę olbrzymią i totalną – w tym o kontrolę stanu posiadania osób prywatnych i firm zapewnianą przez system ksiąg wieczystych i Krajowy Rejestr Sądowy. Władza ta daje praktyczną możliwość arbitralnego wtrącenia nas do więzienia, pozbawienia z dnia na dzień majątku, a nawet życia. Bo, nie łudźmy się, od tego są między innymi służby specjalne. Na razie wszystko to wymaga pretekstów w postaci lewych wyroków sądowych, jednak może przyjść czas, ze sitwa przestanie nawet dbać o pozory. I o tą władzę toczy się walka.

Gdyby Polska była krajem rzeczywiście praworządnym, jak to twierdzi oficjalna propaganda, ludzie tacy jak Minister Sprawiedliwości (i Prokurator Generalny w jednej osobie) czy Rzecznik Praw Obywatelskich a także sędziowie wydający wyroki w sprawach, o których pisałem na moim blogu, nie tylko powinni natychmiast stracić stanowiska, ale powinni też zostać odizolowani od społeczeństwa ze względu na zagrożenie jakie stwarzają. Ich zachowanie bowiem pachnie terrorem bolszewickim, gdzie każdego można było oskarżyć o cokolwiek, pozbawić go wolności, własności a nawet życia. Problem polega jednak na tym, kto miałby to zrobić. Przecież sitwa nie wystąpi przeciwko sobie samej. Widać to na przykładzie ostatniego buntu sędziów Sądu Najwyższego, którzy w sprawnie działającym i uczciwym państwie sami stanęliby przed sądem. W Polsce natomiast rząd zamiast nazwać rzeczy po imieniu, zadziałać zdecydowanie i odciąć się od bandytyzmu, reaguje na ekscesy dewiantów skierowaniem sprawy do TK, przeciągając medialny cyrk. Tak więc na cud się nie zanosi, przynajmniej na razie.

Bogdan Goczyński

Istotne linki

Wariograf potwierdza fabrykowanie oskarżeń

Istotne fragmenty opinii Sądowo-Psychologicznej oskarżycielki

Jak kradnie się polską własność

List otwarty do łajdaka

Numer na wariata

0

7 tys. ”sprawiedliwych”, dlaczego tak mało?

$
0
0

Prezydent izraelski Riwlin /chyba po polsku Rywlin/ wyraził w Auschwitz ubolewanie, że tak mało, stanowczo za mało polskich „sprawiedliwych wśród narodów świata”, bo tylko 7 tys.

Powstaje pytanie: mało, bo Polacy nie chcieli pomagać Żydom, czy też mało, bo nie wszyscy zostali ujawnieni, lub nie dożyli do stosownej chwili?

Nie wiem jakie intencje przyświecały izraelskiemu prezydentowi w chwili wymawiania tych słów, ale jeżeli były one przychylne narodowi polskiemu to powinny być jaśniej wyrażone.

Prawdą jest, że wiele rodzin polskich zostało w komplecie zgładzonych przez Niemców za pomoc udzieloną Żydom i nie było nikogo kto mógłby drzewko zasadzić.

Chyba jednak jeszcze więcej jest takich, którzy po prostu nie ujawnili swojej działalności w tej mierze, nie wspominam już przynajmniej setek osób zaangażowanych w akcji „Żegota”, które nigdy nie doczekały się uznania odpowiadającego ich zasłudze.

Nie dotyczy to oczywiście Ireny Sendlerowej, z którą wielokrotnie rozmawiałem na ten temat, a która bez fałszywej skromności powiedziała mi na wspomnienie jej zasług, jeszcze wtedy, kiedy nie była powszechnie znana, że „przecież byłam trybikiem w tej wielkiej organizacji pomocy”, a którą „specjaliści” od fabrykowania historii specjalnie wyizolowali z „Żegoty”, bo im nie odpowiadały zarówno siostry zakonne biorące w tym największy udział i ponoszące największe ryzyko, a także osoba Zofii Kossak – Szczuckiej.

Nie ujawniono także do dziś tysiące chłopów, którzy przechowywali Żydów, ale też i ludzi, którzy uznali za niegodne ubieganie się o jakiekolwiek uznanie dla swego poświęcenia.

Przy omawianiu tej sprawy pozwalam sobie przypomnieć osobę mojej ciotki Stanisławy Przewóskiej, absolwentki uniwersytetu kijowskiego działaczki POW, która po przedostaniu się do Polski wykładała matematykę w gimnazjum Anny Jabłonowskiej w Białymstoku. Wraz z mężem Adamem Przewóskim – przedsiębiorcą, prezesem stowarzyszenia chrześcijańskich kupców i przemysłowców w Białymstoku i aktywnym radnym miasta mieli liczne kontakty towarzyskie w tym również z miejscowymi Żydami. Otóż w czasie wojny na jesieni 1941roku, kiedy Niemcy wyrzucili ciotkę i przy okazji i mnie z bratem z jej domu w Białymstoku zamieszkała w odzyskanej po bolszewickiej grabieży własnej resztówce w Jurowcach pod Białymstokiem.

Był to czas, kiedy organizowaliśmy tam mp. /miejsce postoju/ komendy obwodu ZWZ „Lis 11” – Białystok – powiat. Któregoś dnia przyprowadziła znajomego lekarza Żyda dr Szackiego, który się u nas przechowywał.

Nie ukrywam, że otrzymaliśmy z tego tytułu reprymendę od komendanta obwodu „Szarego” gdyż nie wolno było dodatkowo narażać lokalu i tak wystawionego na duże ryzyko. Obiecał wyszukać mu inne lokum, ale na razie przebywał u nas.

Wbrew zaleceniom żeby nie opuszczał przynajmniej zagrody, udał się do Białegostoku dla załatwienia jakichś spraw i więcej nie powrócił. Usiłowaliśmy uzyskać informacje o nim jednak bez skutku.

Ciotka Stasia zaangażowana w akcje organizacyjne –głównie w łączności, niezależnie od tajnego nauczania, podobnie jak i moja matka, w czasie „Burzy” została ciężko ranna, ale udało się jej wyjść z tego na tyle, że mogła podjąć się pracy nauczycielskiej.

Niemcy zabrali jej dom, a „władza ludowa” resztówkę, mimo że jej areał nie osiągał ustawowej powierzchni. W końcu po przejściu na emeryturę wyrzucono ją nawet z wynajmowanego mieszkania, tak że musiałem ją zabrać do Warszawy i umieścić w kupionym przeze mnie mieszkanku dla mojej matki, gdzie dożyła swoich lat.

Nigdy nie doczekała się oprócz wymienionych szykan, żadnego uznania, a piszę o tym, bo takich są liczne tysiące, a właściwie to już ich nie ma.

Z kolei w 1943 roku w czasie prowadzonej przez nas akcji oczyszczania puszczy knyszyńskiej dla skoncentrowania w niej bazy partyzanckiej mój brat natrafił na ukrywające się Żydówki – matkę z dzieckiem. Widząc ich stan ostatniej nędzy zorganizował im siedlisko i zaopatrywał w żywność. Kiedyś po wojnie owa ocalona Żydówka spotkała moją matkę i zaczęła wypytywać o brata, jak się dowiedziała, że zginął – zareagowała: -o Boże to był święty człowiek.

Myślę, że reakcja tej Żydówki jest znacznie więcej warta niż wszystkie drzewka i inne uznania współczesnych.

Ja zetknąłem się ze sprawą ukrywania Żydów już po ponownym wkroczeniu do Polski Sowietów, a mianowicie, kiedy po ucieczce z obozu i przejściu frontu znalazłem się na białostocczyźnie powierzono mi między innymi funkcję oczyszczania terenu północnej części obwodu białostockiego AK /już „Obywatelskiego”/ z grasujących oddziałów milicji, sowieckich jaczejek trofiejnych i placówek ubeckich. Między innymi w dolinie Biebrzy natrafiłem na posterunek ubecko milicyjny zajmujący się rabunkiem dóbr pozostawionych przez licznie ukrywanych tam Żydów u miejscowej ludności.

Był to teren przez Niemców nie nawiedzany i dogodny do przetrwania.

Oczywiście ten „posterunek” trzeba było zlikwidować, gdyż był on bardzo uciążliwy dla miejscowej ludności, bo nie trudno sobie wyobrazić, że pastwą grabieży padało wszystko, co tylko się nadawało niezależnie od pochodzenia.

Nie sądzę żeby ci ludzie, którzy przechowywali Żydów po takim doświadczeniu przyznawali się do tego i mogli zasadzić drzewka.

A propos „drzewek” – inskrypcja o „sprawiedliwych” brzmi bardzo dziwnie, przecież nie chodzi o żadną sprawiedliwość, ale o miłosierdzie, a w polskich warunkach wyjątkowo jeszcze o praktycznie – heroizm, lub jak kto woli szaleńczą odwagę.

W podanym kontekście brzmi to jakby tych „sprawiedliwych” nie było zbyt wielu, reszta narodów to „niesprawiedliwi”.

Sprawiedliwość w naszym pojęciu nie jest żadną wybitną cnotą jest po prostu obowiązkiem, a to już oznacza coś zupełnie innego.

Chyba jednak w tym sformułowaniu ujawnia się różnica w nakazie religijnym wiary chrześcijańskiej w stosunku do judaizmu.

Ktoś kiedyś napisał, że jeżeli udało się przeżyć 300 tys. Żydów wojnę w Polsce to znaczy, że przynajmniej 300 tys. Polaków było zaangażowanych w ich ratowanie.

Można to potraktować jako pewną przesadę, ale przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób z całą pewnością było zaangażowanych, a to jest zawsze wielokrotnie więcej niż wymienione 7 tys. drzewek.

Ponadto drzewko drzewku nie równe, jak można w jednym rzędzie zestawiać ryzyko drobnej kary pieniężnej czy nawet krótkotrwałego aresztu stosowane w większości krajów okupowanych lub kolaborujących z Niemcami z jedynym wyjątkiem wprowadzenia wyłącznie w Polsce kary śmierci dla całej rodziny bez względu na wiek jako represji za pomoc Żydom.

0

Spersonalizuj swój długopis – długopisy z nadrukiem

$
0
0

Długopisy promocyjne – bliski kontakt z klientem

Obserwując, rozwijający się rynek marketingowy można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że wzrost zainteresowania marketingiem internetowym w ostatnim czasie przybrał na sile. Co ciekawe, tendencja ta wcale nie wpłynęła niekorzystnie na popularność tradycyjnych narzędzi reklamowych. Mowa między innymi o długopisach reklamowych, które pozwalają nawiązać bliższe relację z klientami. Długopisy z nadrukiem, w które można się zaopatrzyć w e-sklepie OpenGift.pl, są skutecznym środkiem w walce o zadowolenie stałych oraz nowych klientów. Szczegółową ofertę można znaleźć w tym miejscu: https://www.opengift.pl/dlugopisy-reklamowe/.

Długopisy firmowe – praktyczny upominek dla każdego

Czego konsumenci wymagają od gadżetów reklamowych? Przede wszystkim użyteczności i funkcjonalności. Tych dwóch cech nie można z pewnością odmówić długopisom promocyjnym, które przydają się w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Długopisy reklamowe z nadrukiem zajmują niewiele miejsca – mieszczą się w damskiej torebce, plecaku, schowku samochodowym czy biurkowej szufladzie. Długopisów nigdy za wiele.

Długopisy reklamowe dla nowych klientów

Wiele przedsiębiorstw poszukuje taniego, ale efektywnego urozmaicenia swoich działań promocyjnych. Z tego powodu gadżety reklamowe niezmiennie cieszą się sporym zainteresowaniem. Koszty ich zakupu są przystępne nawet dla małych i średnich firm, nie wspominając o poważniejszych graczach biznesowych. Średni koszt zakupu spersonalizowanego długopisu z logo firmy to od kilkudziesięciu groszy do kilku złotych. Ceny różnią się w zależności od producenta oraz zastosowanych materiałów, jednak koniec końców inwestycja należy do tych z serii niskobudżetowych. Jeśli szukasz tanich gadżetów reklamowych dla nowych klientów – poważnie zastanów się nad zamówieniem długopisów dla firm.

Długopisy reklamowe dla stałych klientów

Istnieje pewna różnica między korzyściami bycia nowym i stałym klientem. Nowi klienci oczekują atrakcyjnych warunków umowy w postaci promocji i zniżek, które mają korzystnie wpłynąć na proces decyzyjny. Z drugiej strony, stali klienci również oczekują korzystnych udogodnień z tytułu długiej współpracy. W obu przypadkach warto zainwestować w długopisy firmowe z logo, jednak o nieco zróżnicowanym charakterze. Dla nowych klientów na zachętę – tańsze długopisy plastikowe. Dla stałych „bywalców” w nagrodę za lojalność – droższe długopisy aluminiowe lub metalowe.

Długopisy z nadrukiem – wyróżnij się z tłumu

Możliwość personalizacji długopisów reklamowych to ukłon w stronę przedsiębiorstw, które nie lubią ginąć w morzu tandetnych gadżetów reklamowych. Długopisy promocyjne z nadrukiem to szansa na stworzenie gadżetu, który będzie nie tylko praktycznym narzędziem podczas codziennych czynności, ale także stylowym wyposażeniem torebki czy biurka pracowniczego. Długopisy z logo firmy oprócz samego znaku towarowego powinny odznaczać się ciekawą grafiką oraz przemyślanym doborem kolorów. Nie bez znaczenia jest również slang reklamowy – im bardziej zwięzły tym lepiej dla jego skuteczności.

0

Zacieśnia się krąg oblężenia Polski

$
0
0

Niepowodzenie w ataku na rządy PiS’u w Polsce zarówno w wyborach do PE jak i parlamentu krajowego powinno było skłonić napastników do szukania innej drogi wpływu. Niestety, a może w tym przypadku na szczęście, nauka poszła w las i atak jest kontynuowany ze zdwojoną siłą.

Prowadzony jest z trzech kierunków: z Brukseli, Moskwy i Izraela.

Na najgroźniejszy wygląda ten z Moskwy, prowadzony jest brutalnie i ma najwyraźniej przedstawić światu, a szczególnie Rosjanom Polskę, jako kraj wrogi przepojony instynktem zaborczym, antysemicki, niezdolny do pokojowego współistnienia.

Ta propaganda z użyciem niewybrednych wystąpień prezydenta Rosji nosi wyraźnie cechy akcji przygotowawczej do usprawiedliwienia ewentualnego użycia wobec Polski znacznie ostrzejszych środków i przypomina propagandę goebelsowską w przededniu wojny w 1939 roku.

Ataki brukselskie prowadzone są wielokierunkowo i nacechowane są obłudną troską o „zachowanie demokracji i praworządności”, ale dotyczą też i spraw klimatycznych, zastrzeżeń w odniesieniu do warunków produkcyjnych, a nawet poziomu wynagrodzeń.

Jest to system nieustannego nękania pod byle jakim pozorem i może zmierzać do stworzenia podstaw dla daleko idących działań represyjnych.

Zaangażowane są w nim wszystkie organy UE.

Izraelskie ataki na Polskę noszą cechę akcji wspierającej domagania się ze strony organizacji holokaustbiznesu z ośrodkiem w USA opłacenia haraczu formalnie odnoszącego się do mienia żydowskiego w Polsce przedwojennej.

Taktyka tych ataków jest wprawdzie niezbyt szczęśliwa, kto jak kto ale Żydzi, szczególnie ci pochodzący z Polski powinni wiedzieć, że Polacy nie ulegają akcjom poniżającym i skutek będzie odwrotny od zamierzonego.

A każdy rząd w Polsce, który usiłowałby upokorzyć się wobec takich nacisków może pożegnać się z władzą w tej samej chwili.

Mimo tych wszystkich mankamentów akcja bezprawnych domagań się pieniędzy uzyskała poparcie władz amerykańskich ceniących wyżej pozycję lobby holokaustbiznesu niż Polski jako sojusznika.

Mieliśmy tego dowody już w przeszłości i musimy się z tym liczyć przynajmniej obecnie i na najbliższą przyszłość.

Jakie są cele tych wszystkich ataków?

Najprostsza jest sprawa pieniędzy, jeżeli się zapłaci to odium wrodzonego antysemityzmu będzie zdjęte, ale znając praktyki działań szantażystów można uznać ze zapłacenie spowoduje narastanie dalszych roszczeń i tak dalej na ile się da.

Odmowa nie będzie traktowana jako stanowisko ostateczne i próby uzyskania choćby części roszczeń będą kontynuowane.

Również ataki rosyjskie nie rokują nadziei na ustanie w przypadku prób pójścia na ugodę kosztem interesów Polski. Poprzednie rządy mimo bardzo ugodowego stanowiska z akceptacją najwyższych w Europie cen gazu i oddaniem śledztwa smoleńskiego w ręce rosyjskie nie spowodowały jakichkolwiek korzystnych zmian w stosunku Rosji do Polski. Objawiało się to głównie w szykanach polskiego eksportu, a także działaniami w kierunku izolacji Polski w stosunkach międzynarodowych.

Wszystko to jest dość klarowne i byłoby nawet zrozumiałe w przypadku gdyby chodziło o przywrócenie rosyjskich wpływów w Polsce.

W świetle współczesnych stosunków w Europie taka koncepcja jest nierealna, Rosja nie rozporządza dostatecznymi środkami do jej realizacji nie mogąc sobie poradzić nawet na obszarze dawnego Związku Sowieckiego.

Unia Europejska sekując Polskę niewiele na tym zyskuje, wywołuje bowiem naturalny odruch sprzeciwu i utrudnia realizację konstytucyjnych celów swojej egzystencji.

W czyim zatem interesie zadaje sobie tak wielki i długotrwały trud pognębiania Polski?

Można podsumować całość tej antypolskiej akcji jako próbę osłabienia polskiej kultury narodowej i zastąpienie jej bezideowym konsumpcjonizmem występującym pod firmą „totalnego liberalizmu” w celu upodobnienia Polski do opanowanych już w znacznej mierze krajów Europy zachodniej.

Faktyczne skutki jakie może wywołać tak prowadzona akcja to albo wzrost polskiej siły oporu, albo zniszczenie Polski.

Ani jedno ani drugie nie jest rozwiązaniem satysfakcjonującym atakujących, a poszukując realnego celu działań należy zastanowić się nad rolą naszego sąsiada najbardziej ze wszystkich zainteresowanego sprawami Polski, czyli Niemiec.

Władze państwa niemieckiego zachowują wstrzemięźliwość w odniesieniu do akcji antypolskiej stosując niekiedy posunięcia mitygujące zbyt gorliwych napastników, jak to uczyniła pani kanclerka a ostatnio i prezydent związkowej republiki.

Niemcy mogą być już bowiem usatysfakcjonowane stanem w jakim znalazła się Polska po trzydziestu latach „transformacji”.

Po pierwsze, został zahamowany przyrost naturalny w Polsce i nie zagraża już tak niemieckim wschodnim landom wyludniającym się od dziesięcioleci.

Wielka „zasługa” w tym likwidatorów polskiego przemysłu, nie wykluczone, że działających z niemieckiej inspiracji, zmusiło to do masowej emigracji zarobkowej z Polski z czego w Niemczech osiadło na stałe przynajmniej około miliona osób stwarzając nadzieję w odróżnieniu od imigracji islamskiej, na szybką asymilację.

Po wtóre udało się stworzyć w Polsce ośrodki usługowe na rzecz niemieckiej gospodarki stanowiące elementy składowe niemieckich przedsiębiorstw.

Okazało się, że nie trzeba wojny i podboju militarnego ażeby uzyskać efekt generalnego gubernatorstwa.

Próby uzyskania ze strony polskiej pewnej niezależności zostały niejako w zarodku zlikwidowane w latach dziewięćdziesiątych XX w. a w pierwszej dekadzie XXI w. zakończyły się tragedią smoleńską.

Należy nadmienić, że obie te próby nie otrzymały wsparcia ze strony amerykańskiej Clintona i Obamy, mimo że były znakomitą okazją do odzyskania utraconej przez Amerykę pozycji w Europie.

Obecnie sytuacja pod tym względem poprawiła się znacznie na korzyść Polski i USA za sprawą większego zaangażowania prezydenta Trumpa.

Nie znaczy to wcale, że jest to stan całkowicie Polskę satysfakcjonujący.

Amerykańskie zaangażowanie militarne w Polsce jest dość skromne i nie posiada charakteru stałego jak ma to miejsce w Niemczech.

Odnosi się zatem wrażenie, że obrona strategiczna zachodu przed ewentualną inwazją rosyjską nie uległa zmianie i lokuje się głównie w Polsce jako pierwszej linii obrony.

Skutki takiego rozwiązania nie są trudne do przewidzenia.

Przy takim podejściu nie można pocieszać się nadzieją, że ze względu na dysproporcję sił i kłopoty rosyjskie do takiej inwazji nie może dojść.

Problem bowiem leży w stosunku do Polski, który nie powinien ograniczać się wyłącznie do ochrony przed Rosją, ale obejmować też znacznie szerszy ich zakres, choćby takich jak dalsze losy UE, a szczególnie krajów Europy środkowej i wschodniej

Polska niestety nie ma sojuszników w Europie, nawet znajdujące się w podobnej sytuacji kraju nielubianego w Brukseli potrafią szukać wsparcia w Rosji nie oglądając się na ciągle aktualne doświadczenia stosunku Kremla do małych krajów uzależnionych od rosyjskich wpływów.

Niektórzy zapewne zdają sobie sprawę z istniejących zagrożeń, ale boją się narazić nie tylko Rosji, lecz także Niemcom współdziałającym z Rosją.

Strach sparaliżował Europę zachodnią w przede dniu wybuchu II wojny światowej i przyniósł w efekcie skutek odwrotny od spodziewanego.

Podobnie i dziś nikt nie chce narażać się i tak jak wówczas jedynym kandydatem na wykazanie oporu pozostaje Polska.

Jak na tym tle wyglądają wyniki spotkania w Jerozolimie 23 stycznia?

 Wprawdzie nie nastąpił spodziewany atak rosyjsko izraelski na Polskę, ale postarano się na wbicie szpilki w postaci filmowego pokazu objawów antysemityzmu z wyraźnie eksponowanymi  polskimi sztandarami na czele.

Rosyjsko izraelscy organizatorzy doszli jednak do wniosku, że ze względu na światową reakcję na ostatnie wystąpienia Putina należy stonować wypowiedzi, ponadto głos Pence’a w uznaniu Polskiej ofiary musiał wpłynąć na postawę gospodarzy chcących uniknąć jakichkolwiek różnic zdań.

Zresztą z tymi „gospodarzami” nieźle się pomieszało, albowiem uroczystość związana z wydarzeniem na terenie Polski odbywa się w Izraelu, w innym dniu niż miało to miejsce i organizowana jest jako prywatne przedsięwzięcie rosyjskiego miliardera pochodzenia żydowskiego.

Oczywiście hołd ofiarom hitlerowskich Niemiec mogą organizować różni ludzie w różnych miejscach i w różnym czasie, tylko że nie ma to nic wspólnego z oficjalnymi uroczystościami o charakterze państwowym.

Dlaczego wobec tego zrobiono z tego na siłę zbiegowisko najwyższej rangi z udziałem prezydentów kilku ważnych państw.

Najwyraźniej był to tylko pretekst dla załatwienia przy okazji kilku ważnych spraw.

Wyczuli to Amerykanie i Anglicy przysyłając osoby dostatecznie reprezentacyjne, ale bez znaczenia w realiach politycznych.

Nieobecność prezydenta Polski była wyraźnie sprowokowana, a pretekst, dla którego wyłączono możliwość zabrania przezeń głosu tak ordynarnie naciągany, że nasuwa się podejrzenie o stworzeniu jeszcze jednej okazji do zaatakowania Polski.

Oczywiście taka okazja się zdarzyła, ale przecież każde wystąpienie autorów napaści na Polskę jest taką okazją, a sprawa stosunku do Polski nie była przedmiotem uwagi zebranych.

Izrael zapewne chciał wykorzystać tę okazję do stworzenia bloku antyirańskiego, ale to nie wyszło ze względu na brak decydentów ze strony amerykańskiej i brytyjskiej.

Rosjanie też mimo deklarowania poparcia dla Izraela nie mogą z racji na ich własne interesy opowiadać się zdecydowanie po jednej stronie konfliktu.

Najbardziej odpowiadałaby im rola arbitra w sprawie, lub sojusznika zwycięskiej strony, lecz tylko w roli uczestnika w podziale łupów.

W sumie nowy układ nie został / przynajmniej na razie/ stworzony, ale nie przyniosło to ulgi w naciskach na Polskę. Mimo to jednak mając na względzie również wrażenia z wypowiedzi 27 stycznia podczas uroczystości rocznicowych w Polsce, można uznać, że znajdujemy się ciągle w stanie oczekiwania na rezultaty zabiegów aktywnych stron na światowym i europejskim targowisku politycznym.

Dla Polski zasadniczym problemem jest ustosunkowanie się do tej sytuacji zarówno ze strony rządu jak i opozycji.

Przy okazji można zwrócić uwagę na fakt, że w Polsce nie istnieje instytucja opozycji w rozumieniu normalnie funkcjonującego systemu demokracji parlamentarnej.

„Opozycja”, jeżeli nawet zaistniała w ostatnim trzydziestoleciu obejmuje wyłącznie część uczestników władzy postkomunistycznej sprawowanej bezpośrednio przez kontynuatorów / SLD i ZSL z przywłaszczonym bezprawnie tytułem „PSL”/, lub przez ostoję ciągłości z PRL i nadzieję zachodnich liberałów w postaci Unii Wolności czy Platformy Obywatelskiej.

Natomiast wymienione formacje przechodząc do opozycji nie prowadzą merytorycznej polemiki programowej tylko stosują metodę totalnego ataku z jawnym sięganiem po interwencje zagraniczne nie licząc się z negatywnymi, a nawet zagrażającymi Polsce skutkami takich działań.

Jako swój sukces traktują każde niepowodzenie Polski, co właściwie stawia ich w roli dywersyjnej wobec państwa, a nie rządzącej partii.

Dzieje się to wszystko w sytuacji wzmożonego ataku na Polskę i naród polski w całości łącznie z tą „opozycją”, a w takim przypadku udzielanie faktycznie pomocy napastnikom zakrawa na zdradę.

Obecne rządy zapewne popełniają wiele błędów, ale w odróżnieniu od poprzednich wykazują się staraniami o poprawę położenia państwa jak i jego obywateli.

I to jest główna przyczyna wszelkiego rodzaju ataków na Polskę.

Mając na względzie natężenie złej woli i siły zaangażowane w tej akcji trzeba dążyć do skupienia wszystkich Polaków dobrej woli / nie nadużywając pojęcia patrioty/ do wsparcia działań w kierunku obrony przed oczywistą obcą dominacją.

„Jest w Polsce rachunek krzywd, obca dłoń ich też nie wykreśli”, jak powiada Broniewski, ale…… ”za dłoń podniesioną nad Polską – kula w łeb”.

No, może nie aż tak dalece, nie można jednak tolerować działań zmierzających do osłabienia Polski.

Mamy zawdzięczając zmowie obcych wspomaganej przez wewnętrzny spisek „czerwonych z różowymi” słabe państwo, obdarzone konstytucją rodzącą co chwila konflikty między organami władzy i każda próba wzmocnienia tego państwa powinna spotkać się z życzliwym stosunkiem ze strony społeczeństwa.

Przecież podobna sytuacja była z konstytucją 3 Maja, dziś wiemy, że zgubę nam wówczas przyniósł brak jedności dla poparcia dążeń do stworzenia państwa silnego.

Tak jakoś dziwnie się składa, że w obronie skorumpowanych, chyba celowo niewydolnych, tkwiących korzeniami w PRL –sądów stają ci, którym zależy na pognębieniu Polski, a wszystko dzieje się pod „targowickim” hasłem „obrony wolności”.

Możemy bez trudu określić jaka „wolność” nas czeka w przypadku zwycięstwa jej głosicieli, podobnie jak w XVIII wieku.

Sytuacja jest bardzo poważna i wymaga odpowiedniej mobilizacji, jestem przekonany, że „prezes” jest nie tylko w pełni świadom, ale też i zdeterminowany.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o wszystkich zaangażowanych we władanie państwem polskim. Zbyt wielu wykazuje tendencje ugodowe w sprawach, w których ugoda jest równoznaczna z klęską, równocześnie mamy do czynienia z działaniami prowokacyjnymi wystawiającymi „dobrą zmianę” na ostrzał z wielu kierunków.

Zasadniczym mankamentem jest brak szerokiego frontu poparcia dla walki o niezawisłość państwa polskiego, nie korzysta się z możliwości stworzenia takiego ruchu. Wydaje się, że w przekonaniu ludzi słabych duchem i z miałkim umysłem zagrażałoby to ich własnej pozycji w sprawowaniu choćby pozorów władzy.

Nie można jednak sprawy narodowej traktować jako tworu urzędniczego, tak jak potraktowano sprawę obrony narodowej jako „terytorialnej”.

Taka degradacja w samej nazwie powoduje spadek zainteresowania uzasadniony możliwością całkowicie marginalnego potraktowania sprawy najwyższej wagi:

– zaangażowania możliwie największych rzesz narodu w obronie ojczyzny.

Pod hasłem „Obrony Narodowej” należy skupić wszelkiego rodzaju organizacje młodzieży z harcerstwem na czele, które zresztą domaga się zjednoczenia pod sztandarem prawdziwego polskiego harcerstwa z całym, wielkim dorobkiem historycznym i „Szarymi Szeregami” na czele, ale przecież jest i „Strzelec” i „Sokoli”, a także wiele innych organizacji, które do dzieła obrony narodowej powinny być wciągnięte.

Doświadczenie „Solidarności” uczy że Polacy są zdolni do poświęceń dla wielkiej sprawy, tylko że współcześnie jakby się o tym zapomina w jazgocie swarów o rzeczy mizerne.

Jeżeli chce się wyjść z tego z tego labiryntu co nam „opozycja” zgotowała to należy pozostawić jej ten śmietnik, a zabrać się za rzeczy wielkie i tworzyć silne, niezawisłe państwo polskie.

Każdy ma szanse żeby się do tego dzieła przyłożyć, a jeżeli zawdzięczając powszechnemu zaangażowaniu stworzymy obraz narodu gotowego do obrony wszystkimi siłami to z całą pewnością zniechęcimy każdego intruza szykującego się do skoku na Polskę.

Dotyczy to nie tylko Rosji chcącej chociażby częściowego powrotu do pozycji Sowietów w Europie, ale też i innych planów, już dziś mocno zaawansowanych, uczynienia z Polski przedmiotu eksploatacji całkowicie pozbawionego siły oporu.

Służy temu między innymi proces stałego pouczania i reprymend udzielanych Polsce przez administrację UE, a także próby wyłudzenia haraczu.

Nasilenie tych wszystkich, skoncentrowanych akcji antypolskich wymaga od nas przyśpieszenia tempa działań w zespoleniu narodu bowiem nawet zakup najnowocześniejszych samolotów nie obroni nas bez zjednoczonej i zdeterminowanej postawy Polaków.

Na tym tle ciągle wydaje się dziwne że w różnorakich wyborach istnieje w Polsce takie rozproszenie głosów i znaczna część z nich przypada na ugrupowania noszące wyraźny ślad działalności agenturalnej obcych i niesprzyjających nam sił.

Niestety poziom orientacji politycznej polskiego społeczeństwa jest ciągle bardzo niski.

Ten stan wymaga intensywnej akcji uświadamiającej powagę zagrożenia zarówno ze strony sił dążących do pozbawienia nas polskiej tożsamości i uczynienie bezwolnego trybika machiny unijnej, czy innej formacji zmierzającej do zniszczenia naszej kultury, jak i ciągle aktualnego spisku niemiecko rosyjskiego dominującego w Europie środkowej i wschodniej.

Jeżeli chce się uniknąć najgorszego należy otwarcie głosić prawdę o rzeczywistym stanie, a nie chować się pod fałszywymi hasłami.

0

Nieudana prowokacja, Elewarr nie ujawnił tajemnicę przedsiębiorstwa

$
0
0

KOMUNIKAT ELEWARR SP. Z O.O. W WARSZAWIE

z dn. 6.02.2020 r.

W związku ze szkalującym i insynuującym artykułem pana redaktora Piotra Pilewskiego nt. rzekomo „sfałszowania” dokumentów i zaistnienia poważnych nieprawidłowości w Spółce opublikowanym na portalu businessinsider.com.pl informujemy:

1. Artykuł ma charakter polityczny. Zarząd nie wyklucza, że może on mieć związek z toczącym się z powództwa Elewarr postępowaniem sądowym przeciwko Markowi Sawickiemu związku z jego kłamliwymi stwierdzeniami nt. stanu finansowego Spółki.

2. Niewykluczone również, że artykuł ma na celu wyrządzenie uszczerbku na wizerunku Elewarru, zaprezentowanie Spółki jako niewiarygodnego kontrahenta i być próbą podważenia jego pozycji rynkowej przed nadchodzącym okresem żniwnym. Zwłaszcza, że Spółka wprowadza regulacje wewnętrzne podnoszące miarę staranności w identyfikacji zboża, które zamierza skupować. Spółka nastawiona jest na skup zboża i rzepaku od polskiego producenta.

3. Nierzetelność tego artykułu potwierdza fakt, że redaktor celowo pominął całość udzielonej odpowiedzi przez Spółkę.

4. Transakcja z Komagrą została rozliczona zgodnie z warunkami zawartej umowy, co świadczy o prawidłowości wykonania jej po stronie Elewarr, tym samym przeczy domniemaniom pana redaktora nt. zaistnienia w Spółce „poważnych nieprawidłowości”. Spółka podkreśla, że po zawarciu i rozliczeniu tej transakcji pozostaje w bardzo dobrych relacjach handlowych z firmą Komagra, czego dowodzą późniejsze transakcje, m.in. dotyczą wydań z magazynu w Kępnie.

5. Dla sposobu i efektywności zarządzania Spółką nie ma żadnego znaczenia kto i jaką ma przynależność polityczną, jeżeli dana osoba chce pracować na rzecz Spółki i polskiego rolnictwa, oraz posiada odpowiednie wykształcenie i wysokie kwalifikacje do zajmowania stanowisk w Spółce. Elewarr nie gromadzi informacji nt. życia prywatnego zatrudnionych w niej pracowników, o czym został poinformowany pan redaktor i nie będzie odpowiadać na pytania w tym zakresie. Zarząd nie posiada informacji, żeby do pracy na rzecz Spółki dyrektora Michała Kotkowskiego były jakiekolwiek zastrzeżenia.

6. Aktualnie Najwyższa Izba Kontroli bada prawidłowość spraw handlowych Spółki w oparciu o konkretne dokumenty wewnętrzne i prawidłowość gospodarowania jej majątkiem, w tym legalność podejmowanych decyzji zarządczych. Spółka współpracuje bez zastrzeżeń w przekazywaniu żądanych danych, udziela żądanych wyjaśnień oraz składa wszelkie żądane dokumenty w ramach kontroli dokonywanej przez organ państwowy.

7. Informujemy wszelkie redakcje prasowe, że transakcje handlowe, szczegóły umów, porozumień, realizacji umów i inne czynności dot. transakcji handlowych, której stroną jest Spółka Elewarr stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa, która nie jest dostępna dla każdego, ze względu na konkurentów i kontrahentów, zgodnie z ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji i ustawą Kodeks Karny (np. art. 266). Ujawnienie informacji dot. drugich stron umów mogłoby narazić Spółkę na proces w związku z czynem nieuczciwej konkurencji. Zarząd Spółki nie powinien udzielać informacji w tym zakresie, zwłaszcza że jest związany również podpisanymi umowami zarządczymi, w ramach których zobowiązany jest do zachowania tajemnicy Spółki nie tylko w czasie pełnienia funkcji, ale także po jej zakończeniu. Próba pozyskania tych informacji od Zarządu, czy dyrektora Spółki zmierza zatem do stworzenia sytuacji naruszenia tych zasad przez wyżej wymienionych, a tym samym może prowadzić do narażenia na odpowiedzialność samą Spółkę oraz osoby nią zarządzające. Dlatego Spółka nie będzie informować redakcji prasowych o sprawach z kategorii tajemnicy przedsiębiorstwa, danych osobowych i życia prywatnego (członków zarządu, pracowników i współpracowników).

8. W naszej ocenie pan redaktor naruszył zasadę staranności i rzetelności dziennikarskiej, do której przestrzegania jest zobowiązany w świetle ustawy Prawo Prasowe.

źródło: http://www.elewarr.com.pl/aktualnosci-2/906-komunikat-2.html

0

Myślistwo jest zajęciem niegodnym człowieka

$
0
0

Myślistwo jest zajęciem niegodnym człowieka

 

Spasione, rozradowane, czerwone z emocji gęby myśliwych, pozujących dumnie do zdjęć na tle trupów zwierząt przez siebie bestialsko zamordowanych. Co roku jesienią ( porze masakry dzikich zwierząt ) zdjęcia takie obiegają polską prasę.

Jakim trzeba być bydlakiem całkowicie wypranym z wyższych ludzkich uczyć aby dla zabawy (a może by zaspok w obozach koncentracyjnych należałoby uznać ich hitlerowskich katów. Oni też swoje ofiary przez jakiś czas podkarmiali a dopiero później bestialsko mordowali!

Społeczne i prawne przyzwolenie na mordowanie dzikich zwierząt jest kompromitacją wszystkich cywilizowaoić atawistyczną żądzę mordu) zabijać bezbronne zwierzęta ?? Znam odpowiedź myśliwych: my jesteśmy przyjaciółmi zwierząt które mordujemy! Przecież zimą je dokarmiamy a dopiero jesienią zabijamy ,… takie z nas dobrodzieje! Idąc takim tokiem rozumowania za największych przyjaciół ludzi więzionychnych społeczeństw a zwłaszcza tych o chrześcijańskich korzeniach. Jeden z największych autorytetów Kościoła (święty Franciszek z Asyżu) propagował miłość i szacunek do naszych braci mniejszych jak nazywał zwierzęta Prawo które pozwala aby różni dewianci ( zwani myśliwymi ) mordowali dla zabawy dzikie zwierzęta jest haniebne. Liczebność dzikich zwierząt żyjących na wolności powinna być regulowana (jeśli jest taka potrzeba) poprzez sterylizację poszczególnych osobników, a jeśli nie ma takiej możliwości, to kontrolowanego odstrzału powinni dokonywać tylko i wyłącznie ludzie zatrudnieni przez Łasy Państwowe na etatach łowczego! Odstrzał dzikich zwierząt powinien być traktowany jako ostateczność w sytuacji gdy inne metody kontrolowania danej populacji zawiodą.

…myślistwo jest zajęciem niegodnym człowieka wolnego (…)myśliwy szuka tylko pustej rozrywki w mordowaniu biednych stworzeń (…) ludzie którzy z lubością przypatrują się rozlewowi krwi choćby tylko zwierząt, albo już są okrutni, albo mogą w końcu popaść w okrucieństwo poprzez poprzez ustawiczne oddawanie się takim dzikim rozrywkom…”. Thomas More „Utopia”)

Myślistwo jako barbarzyński relikt przeszłości powinno zostać zdelegalizowane, zaś wszyscy myśliwi poddani obowiązkowym badaniom psychiatrycznym. Podejrzewam , że są wśród nich liczni osobnicy którzy nie mogąc zrealizować swoich dewiacyjnych skłonności do zabijania (mordując zwierzęta), staliby się zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi!

 

Anthony Ivanowitz

06.02.2020r.

Www.pospoliteruszenie.org

0

Skarga do Izby Dyscyplinarnej

$
0
0

Jelenia Góra, dnia 10 lutego 2020 r.

Grzegorz Niedźwiecki

PESEL 61072301251

58-506 Jelenia Góra

  1. Działkowicza 19

 

Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego

I inni

 

Skarga na terror państwowy

 

Wnoszę o:

  1. wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec wskazanych w rozwinięciu funkcjonariuszy, godzących w autorytet władzy i sabotujących reformę sądownictwa,
  2. wyłączenie sędziów Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze od prowadzenia procesów karnych i cywilnych dotyczących Grzegorza Niedźwieckiego,
  3. wyłączenia sędziów Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze od prowadzenia postępowań odwoławczych dotyczących Grzegorza Niedźwieckiego,
  4. wyłączenia sędziów Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu od prowadzenia postępowań podległych apelacji dotyczących Grzegorza Niedźwieckiego,
  5. stwierdzenie nieważności postępowania II S 14/19 i wznowienie skargi na przewlekłość postępowania egzekucyjnego Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze I Co 441/16,
  6. zobowiązanie Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze do rozpatrzenia wniosku pokrzywdzonego Grzegorza Niedźwieckiego o oddalenie wniosku wierzyciela od przeprowadzenia egzekucji w trybie art. 1050 k.p.c.

 

Uzasadnienie

Pomoc prawna – korupcja prokuratorsko-sędziowska

 

Układ zamknięty – my wam to, wy nam to.

Ograniczę się tu do pokłosia wadliwie prowadzonej egzekucji, nie będę się rozwodził co do faktu, że egzekucję wszczęto na podstawie fałszu intelektualnego SSR Jarosława Staszkiewicza (który awansował później za dobrą robotę na Przewodniczącego II Wydziału Karnego), w oparciu o fałsz materialny (II K 767/07) i sfingowany proces cywilny SSR Junony Gajewskiej (I C 1062/08), prowadzony z naruszeniem art. 11 k.p.c.

 

Wstęp

W dniu 28 czerwca 2006 r. Sąd Najwyższy podjął uchwałę III CZP 23/06, w której określił, że:

Obowiązek usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych, polegający na złożeniu przez dłużnika oświadczenia odpowiedniej treści w formie ogłoszenia, podlega egzekucji na podstawie art. 1049 k.p.c.

 

W dniu 14 stycznia 2013 r. Sąd Rejonowy w Ostródzie wydał postanowienie I Co 2801/12, oddalające wniosek wierzyciela od przeprowadzenia egzekucji w trybie art. 1050 k.p.c.

W dniu 28 lutego 2013 r. Sąd Okręgowy w Elblągu wydał postanowienie I Cz 94/13, oddalające z mocy art. 385 k.p.c. w zw. z art. 397 § 2 k.p.c. zażalenie wierzyciela na postanowienie Sądu Rejonowego w Ostródzie z dnia 14 stycznia 2013 r. sygn. akt I Co 2801/12, powołując się w uzasadnieniu na wykładnię SN III CZP 23/06.

 

Rozwinięcie

W dniu 13 stycznia 2009 r. SSR w Jeleniej Górze Lucyna Domagała wydała postanowienie I Co 3259/08, wzywające dłużnika Grzegorza Niedźwieckiego do wykonania czynności zastępowalnej, określonej w tytule wykonawczym I C 1062/08, w trybie art. 1050 k.p.c.

W toku postępowania I Co 3259/08 nałożono na dłużnika Grzegorza Niedźwieckiego grzywny w łącznej wysokości 27.100 zł (2.000, 2.000, 2.000, 4.000, 4.000, 4.500, 8.600 zł), które zamieniono na 180 dni aresztu.

Sprawa winna być rozstrzygnięta w trybie art. 1049 k.p.c. i zakończona w dwa miesiące, a trwa 4107 dni co stanowi 11 lat, 2 miesiące i 28 dni.

W dniu 4 sierpnia 2015 r. SSR Paweł Siwek wydał postanowienie I Co 3259/08, umarzające postępowanie w sprawie, z racji wyczerpania środków przymusu. Winien był umorzyć z urzędu postępowanie egzekucyjne dużo wcześniej, w trybie art. 824 § 1 pkt 4 k.p.c.

To było zmuszanie do określonego zachowania, nadużycie uprawnień i ewidentna dyskryminacja oraz nierówne traktowanie.

Orzeczenia zgodne z uchwałą SN III CZP 23 06:

http://grzegorz-niedzwiecki.hexcom.net/wp-content/uploads/2016/11/Orzeczenia-zgodne-z-uchwa%C5%82%C4%85-SN-III-CZP-23-06.pdf

 

W dniu 26 listopada 2015 r. (data wpływu 8 grudnia 2015 r.), pełnomocnik wierzyciela złożył do Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze wniosek o ponowne wezwanie dłużnika do wykonania czynności.

W dniu 9 listopada 2016 r. SSR Paweł Woźniak, po naruszeniu zasady dyspozycyjności (zmiana sygnatur i błędne czytanie treści wniosku), wydał postanowienie I Co 441/16, wzywające dłużnika Grzegorza Niedźwieckiego do wykonania czynności zastępowalnej (czytaj treść pkt I. wyroku z dnia 3 września 2008 r. I C 1062/08) w trybie art. 1050 k.p.c.

W dniu 5 czerwca 2017 r. SSR Paweł Woźniak wydał postanowienie I Co 441/16, nakładające na dłużnika Grzegorza Niedźwieckiego grzywnę w kwocie 2.000 zł i orzekając na wypadek niezapłacenia – zamianę grzywny na areszt, licząc jeden dzień aresztu za równoważny 500,00 zł grzywny.

W tym miejscu wskazać należy, że SSR Paweł Woźniak nie zamienił grzywny na areszt, uruchomił po różnych manewrach i próbie umorzenia postępowania I Co 441/16 z naruszeniem prawa procesowego w dniu 9 kwietnia 2019 r. kolejny wniosek wierzyciela z dnia 10 lipca 2018 r.

W dniu 15 kwietnia 2019 r. dłużnik Grzegorz Niedźwiecki złożył do Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze wniosek (który ponowił 7 lipca 2019 r.), o oddalenie wniosku wierzyciela (doręczonego dnia 9 kwietnia 2019 r.) od przeprowadzenia egzekucji w trybie art. 1050 k.p.c., załączając ściągę (przełożenie postanowienia SR w Ostródzie wydanego w oparciu o uchwałę SN III CZP 23/06).

Postępowanie I Co 441/16 zawisło gdzieś z niewiadomych przyczyn, SSR Paweł Woźniak się rozchorował (to ostatnio modna absencja wśród sędziów), wnioski obu stron do dziś nierozpatrzone, podjęto w trybie pilnym inne kroki. Naruszono Polską Kartę Praw Ofiary oraz Kartę Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Postanowiono zrobić z Grzegorza Niedźwieckiego przestępcę lub wariata, o czym później, po przeanalizowaniu postępowań odwoławczych.

– – –

Postępowania odwoławcze

Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze, w odróżnieniu od Sądu Okręgowego w Tarnowie (I Cz 44/06) i Sądu Okręgowego w Elblągu (I Cz 94/13), oddalał zażalenia pokrzywdzonego Grzegorza Niedźwieckiego na tryb egzekucji (II Cz 233/17) i nakładanie grzywien (II Cz 675/17), inaczej zinterpretował wykładnię prawa SN III CZP 23/06.

II Cz 233/17, II Cz 675/17 – orzeczenia niezgodne z prawem

W dniu 25 kwietnia 2017 roku Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze (SSO Beata Kostaś, SSO Beata Glazar, SSO Alicja Izydorczyk) wydał na posiedzeniu niejawnym postanowienie II Cz 233/17 oddalające zażalenie skarżącego na wezwanie „dłużnika” do wykonania czynności… niezastępowalnej w sprawie I Co 441/16 – fałszywie interpretując tytuł wykonawczy I C 1062/08 oraz uchwałę Sądu Najwyższego III CZP 23/06.

W dniu 28 września 2017 roku zapadło postanowienie Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze II Wydział Cywilny Odwoławczy, sygn. akt II Cz 675/17, oddalające zażalenie Grzegorza Niedźwieckiego na nałożenie bezpodstawnej grzywny, bo w trybie niedopuszczalnym (art. 1050 k.p.c.). Tylko osoby nieumiejące czytać ze zrozumieniem uchwały SN III CZP 23/06 mogły wydać takie z rozdwojeniem jaźni (jestem za, a jednocześnie przeciw) orzeczenie. Sylwia Bańka-Mrozewska, Beata Glazar, Alicja Izydorczyk pogwałciły autorytet Sędziów Sądu Najwyższego – Jacka Gudowskiego, Teresy Bielskiej-Sobkowicz, Zbigniewa Strus przekłamując uchwałę SN z dnia 28 czerwca 2006 r., III CZP 23/06. To nie była pomyłka, czy swobodna ocena, tylko umyślne zamknięcie drogi sądowej (procesowej), instancyjnej, do orzeczenia prawidłowego, uczciwego. To jest właśnie niedopełnienie obowiązku sędziów drugiej instancji, podjęcia realnej kontroli instancyjnej, przeprowadzenia właściwej analizy, jak uczynił to Sąd Okręgowy w Tarnowie w postępowaniu I Cz 44/06, przeprowadzonym w oparciu o wyjaśnione na wniosek zagadnienie prawne SN III CZP 23/06.To jest dodatkowa okoliczność wskazująca zasadność skargi na przewlekłość postępowania egzekucyjnego.

http://grzegorz-niedzwiecki.hexcom.net/wp-content/uploads/2016/11/11-lat-zniewolenia.pdf

Sędziowie Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze dopuścili się przekroczenia uprawnień, poświadczenia nieprawdy, poplecznictwa, dyskryminacji Grzegorza Niedźwieckiego i nierównego traktowania.

 

W dniu 9 kwietnia 2019 r. Grzegorz Niedźwiecki złożył skargę na przewlekłość postępowania I Co 441/16., wskazując w uzasadnieniu współudział w obstrukcji SSO: Wojciecha Damaszki, Alicji Izydorczyk, Beaty Glazar.

W dniu 11 kwietnia 2019 r., tj. dwa dni po złożeniu skargi na przewlekłość postępowania, w drodze rzekomego losowania do skargi na przewlekłość postępowania wylosowali się SSO: Wojciech Damaszko, Alicja Izydorczyk, Beata Glazar.

W dniu 26 września 2019 r. SSO: Wojciech Damaszko, Alicja Izydorczyk, Beata Glazar, wydali postanowienie II S 14/19, oddalające skargę na ewidentną przewlekłość postępowania I Co 441/16, uzasadniając to tym, że w wyniku złożenia skargi akta postępowania egzekucyjnego były w sądzie odwoławczym i sędzia prowadzący postępowanie egzekucyjne Paweł Woźniak nie miał w oparciu o co orzekać.

Zważyć należy, że postępowanie egzekucyjne I Co 441/16 trwa 1525 dni co stanowi 4 lata, 2 miesiące i 2 dni, a nie pięć miesięcy.

W dniu 20 września 2019 r., tj. sześć dni przed uzgodnioną decyzją, SSO w Jeleniej Górze Bożena Roman wydała postanowienie II S 14/19, odrzucające wniosek pokrzywdzonego Grzegorza Niedźwieckiego o wyłączenie wszystkich sędziów miejscowych od rozpatrywania skargi na przewlekłość postępowania I Co 441/16.

Oczekuję wznowienia postępowania II S 14/19 z powodu nieważności na podstawie art. 401 pkt 1 k.p.c. w zw. z art. 379 pkt 4 k.p.c. i art. 48 § 1 pkt 1 k.p.c. (iudex inhabilis). Sędzia Sądu Okręgowego Wojciech Damaszko wytoczył mi (rękoma prokuratorów) proces karny w Legnicy II K 38/19, który jest skutkiem poplecznictwa w pokłosiu wyroku bez przyczyny i sfingowanego procesu cywilnego I C 1062/08, tj. prowadzenia egzekucji czynności zastępowalnej I Co 441/16 w niedopuszczalnym trybie art. 1050 k.p.c. (vide SN III CZP 23/06). W związku z powyższym postępowanie II S 14/19 jest nieważne z urzędu, ponieważ SSO Wojciech Damaszko był wyłączony z mocy ustawy z rozstrzygania skargi na przewlekłość postępowania I Co 441/16. Sędzia Wojciech Damaszko jest wyłączony z mocy ustawy w sprawach, w których pozostaje ze stroną w takim stosunku prawnym, że wynik sprawy oddziaływa na jego prawa lub obowiązki (instytucja iudex inhabilis).

W Sądzie Rejonowym w Legnicy toczy się obecnie pod sygnaturą akt II K 38/19 postępowanie karne o przestępstwo znieważenia przez Grzegorza Niedźwieckiego podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych Sędziego Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze Wojciecha Damaszko, tj. o czyn z art. 226 § 1 k.k. Jest to postępowanie, którego przyczyną jest kwestia obstrukcji w sprawie I Co 441/16, czyli istoty postępowania II S 14/19 (skarga na przewlekłość postępowania I Co 441/16).

– – –

Kwestia naruszenia przez sprawców Polskiej Karty Praw Ofiary

Prokurator Prokuratury Rejonowej w Jeleniej Górze Grzegorz Chojnacki, zainicjował w zmowie z sędziami jeleniogórskimi śledztwo 3 Ds. 359/17, o znieważenie podczas pełnienia obowiązków służbowych SSO Wojciecha Damaszko, którego odwołał z funkcji Prezesa Minister Sprawiedliwości za niesprawne funkcjonowanie sądu.  Znieważenie na służbie sędziego miało polegać na wysłaniu słusznej krytyki pocztą e-mail w dniu 1 grudnia 2017 r. o godz. 20:38 (czas jest nieścisły, ponieważ komputer organizacji pozarządowej, który przywłaszczyli prokuratorzy nie dał im jasnej odpowiedzi). Dopuszczono się tu obrazy przepisów prawa materialnego i przepisów prawa procesowego. Kwalifikacja prawna czynu z art. 226 § 1 k.k. jest niedopuszczalna (vide wyrok TK P 3/06 i uchwala SN I KZP 8/12), jeżeli nie istniały dwa czynniki łącznie (zbieżność czasowa i miejscowa czynu).

Sprawę po prokuratorze Grzegorzu Chojnackim, przejęła jego koleżanka Anna Surowiak, która dopuściła się imputacji niepoczytalności u Grzegorza Niedźwieckiego i naruszenia innych dóbr.

Grzegorz Niedźwiecki pozwał dyspozycyjną prokurator do sądu cywilnego. W ramach wdzięczności, z naruszeniem prawa procesowego i słusznego interesu społecznego, Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze postanowił uruchomić proces karny II K 900/19 przeciwko Grzegorzowi Niedźwieckiemu, o… zniesławienie PPR Anny Surowiak.

W dniu 16 października 2019 r. SSR Joanna Dworzycka-Skrobowska wydała wyrok nakazowy przeciwko Grzegorzowi Niedźwieckiemu z art. 212 § 2 k.k., o… zniesławienie PPR Anny Surowiak. Wyrok wydano w ramach wdzięczności, od którego pokrzywdzony złożył sprzeciw.

W dniu 19 listopada 2018 r. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze wydał postanowienie II K 1423/18, występujące do Sądu Najwyższego z wnioskiem o rozważenie możliwości przekazania sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu. Sąd doszedł do wniosku, że dobro wymiaru sprawiedliwości wymaga, aby nie brać udziału w sprawie ówczesnego Prezesa Sądu Okręgowego Wojciecha Damaszko, którego wszyscy doskonale znają. Procedowanie w sprawie kolegi byłoby niestosowne i sprzeczne z zasadą iudex suspectus.

W dniu 20 grudnia 2018 r. Sąd Najwyższy postanowił wniosek uwzględnić i sprawę przekazać do rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Legnicy. Sygn. akt V KO 85/18.

W dniu 12 grudnia 2019 r. SSR w Legnicy Aneta Andel na rozprawie II K 38/19 postanowiła podważyć wolę sędziów Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze wyrażoną w postanowieniu II K 1423/18 i postanowienie Sądu Najwyższego V KO 85/18 wyznaczające dla dobra wymiaru sprawiedliwości Sąd Rejonowy w Legnicy do rozpatrywania sprawy w przedmiocie sędziego Wojciecha Damaszko i „w drodze pomocy prawnej” pozwolić kolegom byłego Prezesa przesłuchać w Sądzie Rejonowym w Jeleniej Górze.

W dniu 15 stycznia 2020 r. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze wydał zawiadomienie II Ko 3581/19 o posiedzeniu sądu w dniu 13 lutego 2020 r. w przedmiocie przesłuchania kolegi Wojciecha Damaszko.

W dniu 22 stycznia 2020 r. SSR Aneta Andel wydała postanowienie we własnej sprawie, pozostawiając bez rozpoznania wniosek pokrzywdzonego Grzegorza Niedźwieckiego o wyłączenie ze sprawy II K 38/19 SSR Anety Andel. Nie przypadkiem Aneta Andel, która w chwili przystąpienia do procesu była referentem, awansowała na sędziego.

Wcześniejszy wniosek o wyłączenie sędzi Anety Andel ze sfingowanej sprawy II K 38/19, rozpatrzył negatywnie SSR Kazimierz Chłopecki, który wydał z naruszeniem warunków odpowiedzialności karnej oraz prawa procesowego wyrok nakazowy w tej sprawie przeciwko Grzegorzowi Niedźwieckiemu w dniu 12 marca 2019 r.

 

Sędziowie Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze, naruszając zasady działania organów państwa i obowiązek przestrzegania prawa, pełnienia rolę do jakiej zostali powołani, postanowili uprzykrzać jeszcze bardziej życie nękanemu jedenaście lat Grzegorzowi Niedźwieckiemu. Zamiast rozstrzygnąć postępowanie egzekucyjne I Co 441/16 i naprawić szkodę, to postanowili zrobić z niego przestępcę umyślnego, aby zabrać mu legitymację prezesa OPP.

Zlecili Prokuraturze Rejonowej w Jeleniej Górze wszcząć śledztwo z art. 226 § 1 k.k. i art. 238 k.k. w zw. z art. 11 § 2 k.k. przeciwko Grzegorzowi Niedźwieckiemu za wysłanie w dniu 24 lipca 2018 r. krytycznej opinii drogą e-mail na temat prowadzenia egzekucji czynności zastępowalnej w postępowaniu I Co 3259/08 w sposób upokarzający. Sędzia Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze Paweł Siwek zamieniał bezpodstawne grzywny na areszt i przez lata nękał Grzegorza Niedźwieckiego.

Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze zleciła śledztwo 3 Ds. 183/18 asesorowi Maciejowi Boguckiemu. Ten wykonał dobrze zadanie i w nagrodę dostąpił zaszczytu przyjęcia go w skład prokuratorów. Akt oskarżenia trafił pierwotnie do Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze.

Tak wygląda koteria miejscowa w Jeleniej Górze:

http://demokracjaisprawiedliwosc.pl/chora-wlasciwosc-miejscowa/

 

W dniu 22 listopada 2018 r. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze wydał postanowienie II K 1456/18, występujące do Sądu Najwyższego z wnioskiem o rozważenie możliwości przekazania sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu. Sąd doszedł do wniosku, że dobro wymiaru sprawiedliwości wymaga, aby nie brać udziału w sprawie sędziego Pawła Siwka, którego wszyscy doskonale znają. Procedowanie w sprawie kolegi byłoby niestosowne i sprzeczne z zasadą iudex suspectus.

W dniu 20 grudnia 2018 r. Sąd Najwyższy postanowił wniosek uwzględnić i sprawę przekazać do rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Złotoryi. Sygn. akt V KO 86/18.

Zważyć należy, że czynu określonego w akcie oskarżenia nie popełniono, naruszono warunki odpowiedzialności karnej.

Wysłanie wiadomości e-mail w dniu 24 lipca 2018 r. nie spełniało elementów pisma procesowego, określonych w art. 119 § 1 pkt 4 k.p.k. i skierowanie aktu oskarżenia z art. 238 k.k. było przekroczeniem uprawnień. Kwestię alternatywnego art. 226 § 1 k.k., błędnej kwalifikacji prawnej czynu, wyjaśniłem już wcześniej, przy analizowaniu sprawy II K 38/19 z Legnicy.

Sprawę przydzielono SSR Jackowi Kielarowi. Ten dopuścił się obrazy przepisów prawa materialnego i obrazy przepisów prawa procesowego.

SSR Jacek Kielar naruszył art. 129 § 1 k.p.k., nie określając w wezwaniu na rozprawę czy stawiennictwo jest obowiązkowe i nie uprzedzając o skutkach niestawiennictwa. Zgodnie z art. 117 § 3 k.p.k., w razie niestawiennictwa strony, obrońcy lub pełnomocnika, których obecność jest obowiązkowa, czynności procesowych się nie przeprowadza

SSR Jacek Kielar nie ustosunkował się przed podjęciem przewodu sądowego do wniosku oskarżonego o umorzenie postępowania ze względu na negatywne przesłanki procesowe. Argumentacja w protokole rozprawy głównej z dnia 28 lutego 2019 (nie ogłoszenia wyroku), jest mało poważna, że wniosek jest przedwczesny i rozpoznanie sprawy wymaga przeprowadzenia postępowania dowodowego, naruszając jednocześnie zasadę swobodnej oceny dowodów. Wyrok wydano w dniu rozprawy, bez procesu. Nie było głosów końcowych (art. 406 § 1 k.p.k.) i narady sądu (art. 408 k.p.k.).

W dniu 28.lutego 2019 r. SSR w Złotoryi Jacka Kielar ogłosił ponoć wyrok II K 851/18 przeciwko Grzegorzowi Niedźwieckiemu, skazując go za czyn z art. 238 k.k.

SSR Jacek Kielar nie wyjaśnił istoty sprawy, czyli przyczyny prowadzenie egzekucji I C 1062/08 (I Co 3259/08) w niedopuszczalnym trybie (vide SN III CZP 23/06). Sąd nie wziął pod uwagę krzywdy, przesłanek jakimi kierował się pokrzywdzony Grzegorz Niedźwiecki (4250 dni terroru państwowego).

SSR Jacek Kielar naruszył art. 16 k.p.k., nie pouczył uczestników postępowania o toku postępowania i nie poinformował o przysługujących uprawnieniach. Przeleżakował ogłoszony skrycie wyrok I instancji i uznał, że jest on prawomocny.

SSR Jacek Kielar naruszył art. 100 § 3 k.p.k., nie doręczył wyroku podmiotom uprawnionym, do wniesienia środka zaskarżenia.

Wyrok doręczono oskarżonemu dnia 3 kwietnia 2019 r.

Apelację od wyroku oskarżony złożył dnia 9 kwietnia 2019 r., zgodnie z art. 445 § 1 k.p.k.

SSR Jacek Kielar naruszył art. 448 § 1 k.p.k., nie zawiadomił o przyjęciu apelacji prokuratora oraz obrońców i pełnomocników, a także strony i nie przekazał niezwłocznie akt sądowi odwoławczemu.

SSR Jacek Kielar naruszył art. 93 § 2 k.p.k. w zw. z art. 429 § 1 k.p.k., nie wydał zarządzenia o odmowie przyjęcia środka zaskarżenia, od którego przysługuje zażalenie.

SSR Jacek Kielar naruszył fundamentalne prawo do obrony (art. 6 k.p.k. w zw. z art. 42 ust. 2 konstytucji), prawo do zaskarżenia orzeczeń (art. 425 § 1 k.p.k. w zw. z art. 78 konstytucji), niezbywalne prawo do dwóch instancji (art. 444 k.p.k. w zw. z art. 176 konstytucji).

SSR Jacek Kielar naruszył zasady działania organów państwa i obowiązek przestrzegania prawa oraz prawo do rzetelnego procesu sądowego (art. 6 EKPCz).

Skrytobójczym wyrokiem, oddano oskarżonego Grzegorza Niedźwieckiego w okresie próby pod dozór kuratora sądowego. Skazany nielegalnym wyrokiem Grzegorz Niedźwiecki nie uznał za stosowne przyjmować kuratora. Co ciekawe, tajemniczo skazany zwolniony został z opłat i kosztów sądowych.

Kurator sądowy Paweł Kolanus wystąpił z wnioskiem o zarządzenie wykonania kary pozbawienia sześciu miesięcy wolności. Posiedzenie w dniu 28 stycznia 2020 r. nie doszło do skutku, ponieważ Sąd Rejonowy w Złotoryi nie dysponował aktami w sprawie II K 851/18. Sprawę bada Prokuratura Krajowa.

Postępowanie jest w toku, Grzegorz Niedźwiecki czeka na doręczenie mu zarządzenia o odmowie przyjęcia apelacji. Wniosek złożono dnia 6 sierpnia 2019 r.

Niezależnie od powyższego, pokrzywdzony Grzegorz Niedźwiecki złożył prośbę do Prezydenta Rzeczypospolitej o ułaskawienie.

https://socjolog61.neon24.pl/post/152321,prosba-o-ulaskawienie

 

Zakończenie

Funkcjonariusze Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze uczestniczący w terrorze państwowym w stosunku do Grzegorza Niedźwieckiego w latach 2007 – 2020:

  1. Staszkiewicz Jarosław
  2. Grzelak-Kula Aleksandra
  3. Migoń Karwowska Maria
  4. Kałużna-Rudowicz Agnieszka
  5. Polikowska Joanna
  6. Muszka Andrzej
  7. Grzebień Wojciech
  8. Chojnacka Kucharska Beata
  9. Dworzycka-Skrobowska Joanna
  10. Zierkiewicz Sylwia
  11. Stupnicki Grzegorz
  12. Skibińska Anna
  13. Kosowski Konrad
  14. Gajdecki Marek
  15. Kot Karin
  16. Rycyk Marcin
  17. Mikołajczak (Domagała) Lucyna
  18. Antoszewski Jaromir
  19. Kuśmierek Rafał
  20. Długosz Urszula
  21. Romańczyk-Symonowicz Anna
  22. Woźniak Paweł – I Co 441/16
  23. Serwach-Trzaska Aleksandra
  24. Siwek Paweł – I Co 3259/08
  25. Fiodor Leokadia
  26. Rygiel Marcin
  27. Sułtanowski Ryszard
  28. Bańka-Mrozewska Sylwia
  29. Jeżak-Juszko Elżbieta
  30. Kusio-Młodkowska Anna
  31. Flak Joanna
  32. Żuk Andrzej – Prezes
  33. Sempowicz Ewelina – referendarz
  34. Andrukanis Justyna – referendarz
  35. Konoplicka Alicja – referendarz
  36. Kolanus Paweł – Kurator sądowy

 

Funkcjonariusze Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze uczestniczący w terrorze państwowym w stosunku do Grzegorza Niedźwieckiego w latach 2007 – 2020:

  1. Gajewska Junona
  2. Łukaszewska Klara
  3. Głowacka-Damszko Izabela
  4. Żukowska Barbara
  5. Wiewióra Urszula
  6. Tekieli Andrzej
  7. Mikołajczak Beata
  8. Izydorczyk Alicja
  9. Gajgał Edyta
  10. Byik Ewa
  11. Gregier Piotr
  12. Masłowski Waldemar
  13. Sproch Tomasz
  14. Witek Dorota
  15. Szymańska-Habzda Ewa
  16. Bańka-Mrozewska Sylwia
  17. Skowron Tomasz
  18. Orzechowska-Kropikiewicz Lidia
  19. Wiercińska-Bałaga Agnieszka
  20. Damaszko Wojciech
  21. Żuk Andrzej
  22. Glazar Beata
  23. Roman Bożena
  24. Wyrzykowski Paweł
  25. Kostaś Beata
  26. Gambal Liliana
  27. Lechowska Maria
  28. Buczek Marek
  29. Kwapiszewska Jadwiga
  30. Klebanowicz Marek
  31. Kliś Dariusz

 

Funkcjonariusze Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu uczestniczący w terrorze państwowym w stosunku do Grzegorza Niedźwieckiego w latach 2007 – 2020:

  1. Solorz Jolanta
  2. Bohun Małgorzata
  3. Połata Andrzej
  4. Burdukiewicz-Krawczyk Jolanta
  5. Guzińska Anna
  6. Gibiec Jan
  7. Wójcik Wojciech
  8. Jewgraf Adam
  9. Jurkowicz Sławomir
  10. Kociubiński Wojciech
  11. Ciuraszkiewicz Barbara
  12. Kunecka Elżbieta
  13. Pędziwiatr Wiesław
  14. Rączkowski Stanisław
  15. Marszałek Aleksandra
  16. Matuszek Grażyna
  17. Terpiłowska Agnieszka
  18. Mazurkiewicz-Morgut Lidia
  19. Nowakowski Tadeusz
  20. Niedużak Andrzej
  21. Kłodnicki Dariusz
  22. Kremeris Barbara
  23. Gołaczyński Jacek
  24. Szyburska-Walczak Grażyna
  25. Wytrykowski Konrad

 

http://trybunal-narodowy.pl/producenci-przestepcow/

Dopuszczono się:

 

To pokazuje, jak bardzo w Polsce wymiar sprawiedliwości jest skorumpowany. To pokazuje, że patologia bezprawia sięgnęła zenitu i wymaga gruntownego remontu. Przestępcy osądzają i przestępcy dokonują kontroli tych przestępstw. Czynią straty materialne i kradną ludziom życie. Nawet nie zachowują pozorów przyzwoitości.

http://grzegorz-niedzwiecki.hexcom.net/2016/11/16/poklosie-niczego/

 

Trzynaście lat bezpodstawnie nękany

Grzegorz Niedźwiecki

0

Pozabankowa pożyczka ratalna – jak wybrać najlepszą ofertę?

$
0
0

Oczywiście możliwe jest wzięcie kilku chwilówek w tym samym czasie, korzystając jednocześnie z usług różnych pożyczkodawców. Jednak w dalszym ciągu problemem będzie krótki termin dostępny na spłatę. W tej sytuacji z pomocą przychodzą oferty pozabankowych pożyczek ratalnych, które nie tylko pozwalają na otrzymanie zdecydowanie większej kwoty, ale na jej zwrot dają również o wiele więcej czasu, w niektórych przypadkach nawet 60 miesięcy.

Pożyczaj odpowiedzialnie

Dobra pożyczka to przede wszystkim pożyczka bezpieczna. A podstawą bezpiecznego pożyczania pieniędzy jest odpowiedzialność i świadomość swoich możliwości finansowych. Nie warto skupiać się więc tylko na najwyższych dostępnych kwotach, przedmiotem pożyczki powinna być tylko taka suma pieniędzy, jaka jest potrzebna do uregulowania aktualnych potrzeb. Im większa pożyczka, tym wyższe opłaty, dlatego wybranie niższej kwoty pozwoli na ograniczenie dodatkowych wydatków. Przed zdecydowaniem się na takie zobowiązanie warto też obliczyć, jaką kwotę miesięcznie jest się w stanie odłożyć na spłatę pożyczki. Opóźnienia i nieterminowość to prosta droga do naliczania odsetek i podniesienia końcowego kosztu, należy więc mieć takie kwestie na uwadze już na samym początku.

Wybierz najkorzystniejsze warunki

Mimo że ofert pożyczek ratalnych jest na rynku pozabankowym mniej niż szybkich chwilówek, w dalszym ciągu klienci otrzymują szeroką gamę możliwości, która pozwala na wybór najkorzystniejszego rozwiązania. Warto więc korzystać z tej możliwości i porównywać dostępne oferty, na przykład używając internetowych porównywarek pożyczek jak https://loanscouter.com/. Dzięki temu w łatwy sposób można zobaczyć, czym dokładnie różnią się między sobą i które z nich mogą zaoferować najatrakcyjniejsze warunki. Nie można przy tym skupiać się tylko i wyłącznie na oferowanych kwotach oraz czasie dostępnym na spłatę, równie istotną kwestią jest to, ile wynosi całkowity koszt takiej pożyczki.

Sprawdzaj dostępne oferty

Porównanie oferowanych pożyczek oraz wybranie tej najkorzystniejszej jest bez wątpienia bardzo ważną sprawą. Jednak samo wybranie oferty, która wygląda na najbardziej atrakcyjną, nie oznacza jeszcze, że skorzystanie z niej jest bezpieczne. Dlatego też przed zdecydowaniem się na współpracę z danym pożyczkodawcą warto upewnić się, czy na pewno jest on wiarygodny.

Podstawową rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę, jest historia działalności, firma, która sprawnie funkcjonuje już od długiego czasu oraz cieszy się dobrymi opiniami zarówno wśród specjalistów działających w branży pożyczkowej, jak i wśród klientów, zdecydowanie bardziej zasługuje na zaufanie niż dopiero założona instytucja, która dopiero stawia swoje pierwsze kroki na rynku. Sprawdzić należy również samą umowę dotyczącą zaciąganej pożyczki w celu upewnienia się, że zawiera wszystkie warunki, które znajdowały się w materiałach reklamowych.

Podobnie jak w przypadku popularnych chwilówek, w przypadku pozabankowych pożyczek ratalnych online klienci mają możliwość wnioskowania o takie pieniądze nawet bez wychodzenia z domu, ponieważ cały proces pożyczkowy można przejść za pośrednictwem Internetu. Jest to duże udogodnienie, które pozwala na zdobycie potrzebnych środków bez zbędnych formalności, dzięki czemu pieniądze na koncie można dostać możliwe jak najszybciej.

0

RAPORT: Polacy uwielbiają urządzać wnętrza – najlepiej zupełnie po swojemu

$
0
0

„Czy lubisz swój dom?” – to jedno z pytań, które w swoim nowym badaniu zadała respondentom polska marka wnętrzarska VOX. Okazało się, że na nasze odczucia względem czterech kątów wpływa szereg różnych czynników: od aranżacji pomieszczeń, przez stan własności, aż po osoby, które z nami mieszkają. 

8 na 10 Polaków przyznaje, że lubi swój dom – tak wynika z nowego raportu „Jakie są domy Polaków?”. Do czterech kątów najmocniej przywiązujemy się wtedy, gdy bez ograniczeń możemy dopasowywać każde pomieszczenie do własnych potrzeb. Doceniamy je za lokalizację, przestrzeń i przytulność, a przede wszystkim za to, że mieszkają w nich z nami najbliższe osoby. 

Wśród osób, które nie lubią swojego domu, zdecydowaną większość (60,3%) stanowią najemcy. W wynajmowanych mieszkaniach nasz wpływ na aranżację wnętrz czy wyposażenie jest zwykle niewielki. Tymczasem w domu pragniemy otaczać się przede wszystkim własnymi decyzjami: blisko 8 na 10 osób twierdzi, że nie czułoby się dobrze, mieszkając w przestrzeni urządzonej przez kogoś innego. Zdecydowana większość Polaków urządza swoje domy samodzielnie lub z pomocą bliskich. Z pomocy architekta wnętrz korzysta tylko 7%.

unfografika czy polacy lubia swoje domy

Dziś Polacy mają więcej odwagi, a jak wynika z badań, również satysfakcji, stając się autorami swoich wnętrz – mówi Katarzyna Bryze, zarządzająca działem rozwoju w firmie VOX. – Personalizacja nie jest już wartością dodaną, lecz koniecznością. Przyzwyczailiśmy się, że możemy dopasować do siebie wszystko: od butów, przez samochody, aż po meble. 

Tylko co piąty Polak twierdzi, że jego cztery kąty są dokładnie takie, jak chce. 61% wciąż chce coś zmienić w swoich domach. Najczęściej myślimy o zakupie nowych mebli oraz zmianie układu przestrzennego, a w dalszej kolejności – malowaniu ścian, wymianie podłogi oraz nowych oknach i drzwiach.

Dom żyje razem z nami i podlega naszemu rytmowi życia. – komentuje wyniki badania Kuba Piwowar, socjolog z SWPS. – Zmiany wynikają więc nie tylko z naszych praktycznych potrzeb czy normalnego zużycia domu, ale też z chęci dostosowania otaczającej nas rzeczywistości do nas samych. W tym sensie to bardzo naturalny proces.

infografika zmiany remont w domu

Autorzy publikacji sprawdzili również, jakie uczucia towarzyszą nam, gdy do domu zapraszamy gości. Z reguły nie przejmujemy się tym, co odwiedzające nas osoby pomyślą o wystroju naszych czterech kątów. Stres związany z opinią gości odczuwa tylko co ósma osoba. Blisko połowa ankietowanych przyznaje za to, że uczuciem, jakie najczęściej towarzyszy im podczas wizyty gości jest duma.

infografika goście w domu

To wszystko sprawia, że sposób, w jaki podchodzimy do urządzania naszych domów, mówi bardzo wiele o nas samych. W swojej najbliższej przestrzeni każdy z nas tworzy własną opowieść, którą dzieli się z bliskimi lub zachowuje tylko dla siebie. Więcej o tym, jaki obraz Polaków wyłania się z ich czterech kątów znajduje się w raporcie dostępnym na VOX.pl: “Jakie są domy Polaków?”.

 

0
Viewing all 16410 articles
Browse latest View live