Quantcast
Channel: 3obieg.pl – Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Viewing all 16410 articles
Browse latest View live

IZRAELSKI TERRORYSTYCZNY SYJONIZM – ZAMACH NA HOTEL KING DAVID W JEROZOLIMIE

$
0
0

IZRAELSKI SYJONISTYCZNY TERRORYZM

ZAMACH NA HOTEL KING DAVID W JEROZOLIMIE

KLIMIEC TUCHOLKA

 

https://wzzw.wordpress.com/2014/01/21/zydzi-chca-zwrotu-zamku-na-wawelu-%E2%98%9A%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99%E2%97%99/

ŻYDZI CHCĄ OD POLSKI ZWROTU WAWELU

 

Przykładem izraelskiego terroryzmu są działania organizacji żydowskich w Palestynie, które dążyły do powstania państwa Izrael. Dzisiaj owe organizacje skutecznie wspierane są przez agenturę Mosadu działającą również w Polsce skutecznie dla “niepoznaki”  nazywaną synonimem “Prism Group”.

Ta groźna dla Polski agentura jest niezwykle sprawna terrorystycznie. Po znanych już bieżących izraelskich politycznych prowokacjach skierowanych przeciwko Polsce może Rzeczpospolitą Polskę porazić nieszczęściem, kto wie czy nie gorszym od terroryzmu migrantów dżihadu.

Michał Kamiński, były poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej  nieformalny doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej “Prism Groupe”.

Prywatna agencja wywiadowcza “Prism Group” zajmuje się głównie marketingiem politycznym i gromadzeniem informacji gospodarczych.  Sam Kamiński nie widzi nic dziwnego w działalności dla obcego wywiadu. „Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce” – tak Kamiński odpowiedział na pytanie o jego działalność wywiadowczą gazecie „Fakt”.

Co innego jednak można przeczytać na stronie internetowej “Prism Group”. Agencja ta przedstawia siebie jako firmę zajmującą się polityką oraz sprawami publicznymi, mająca swoje siedziby w Pradze, Warszawie, Brukseli, Berlinie i Waszyngtonie. Celem tej agencji jest zbieranie danych o polityce, biznesie, mediach i opinii publicznej w Europie Środkowej i Wschodniej.

Przykładem możliwości działania izraelskiej agentury jest dokonany zamach na hotel King David w Jerozolimie, który zniszczył budynek doszczętnie, a 91 osób zginęło.

 

BYŁY PREMIER IZRAELA MENACHEM BEGIN TERRORYSTĄ

 

Laureat nagrody Nobla Menachem Begin ten sam, który zaplanował masakrę Deir Yassin jest odpowiedzialny za skierowany przeciwko Brytyjczykom atak terrorystyczny na hotel im. Króla Dawida w Jerozolimie dnia 22 lipca 1946 roku. Rezultatem ataku była śmierć 91 osób. Była to odpowiedź na zajęcie 29 czerwca przez oddział policji brytyjskiej siedziby Agencji Żydowskiej i konfiskatę wszystkich posiadanych przez nią dokumentów.

Status polityczny Palestyny przed II Wojną Światową był dość skomplikowany, było to terytorium mandatowe administrowane na wniosek Ligi Narodów przez Brytyjczyków.

Agencja Żydowska (Jewish Agency) utworzona została aby reprezentować interesy Żydów mieszkających w Palestynie. Miała bardzo szerokie kompetencje i praktycznie decydowała o wszystkich aspektach życia Żydów i ich walki o stworzenie własnego państwa. Rezultatem kontroli siedziby Jewish Agency przez policję była konfiskata całej masy dokumentów z których wiele żadną miarą nie powinno ujrzeć światła dziennego.

Zaraz potem brytyjska policja aresztowała 2,500 Żydów.

Agencja Żydowska była bardzo mocno związana ze Światową Organizacją Syjonistyczną (World Zionist Organization) i administrowała funduszami które napływały z niemal całego Świata.

Skonfiskowane dokumenty złożone były w celu dalszego dochodzenia, właśnie w King Dawid Hotel, będącym siedzibą dowództwa służb brytyjskich.

Rok 1946 był dość gorącym okresem w Palestynie. Organizacje żydowskie dokładały wszelkich starań aby skłonić Brytyjczyków do zniesienia restrykcji względem emigracji do tego kraju.

Jednym z elementów który wzmógł napięcie była wiadomość o „pogromie kieleckim”(czytaj “pogrom ubecki”) 4 lipca 1946 roku, w którym śmierć poniosło 42 Żydów i który został przez koła syjonistyczne wykorzystany do skłaniania rządu Zjednoczonego Królestwa aby zezwolił na nieograniczoną emigrację Żydów. Użyto tego faktu jako dowodu, że Żydzi w komunistycznej Polsce nie są bezpieczni i jedynym wyjściem aby zapobiec całkowitemu ich wyniszczeniu jest wpuszczenie ich do Ziemi Obiecanej.

Decyzja ataku na King David Hotel podjęta została przez Menachema Begina  późniejszego premiera Izraela, szefa uważanej za terrorystyczną organizację Irgun. Termin wyznaczono na 22 Lipca. Przed samym atakiem oficer dyżurny w hotelu otrzymał telefon z ostrzeżeniem o podłożeniu bomby. Powiadomiony został również konsulat francuski i redakcja gazety “Palestine Post”. Begin napisał, że telefon ostrzegający o ataku i sugerujący ewakuację hotelu został wykonany na 25-27 minut przed eksplozją, a odpowiedź oficera brytyjskiego brzmiała: „my nie przyjmujemy rozkazów od Żydów.” Brytyjczycy ostrzeżenie o ataku zignorowali i co więcej, twierdzili przez wiele lat że taki fakt nigdy nie miał miejsca.

Ładunek wybuchowy, 350 kg trotylu został dostarczony do hotelu w kanistrach na mleko przez terrorystów z Irgunu przebranych za służbę hotelową. Konsekwencją ataku było zniszczenie skrzydła hotelu w którym znajdowała się komendantura brytyjska, śmierć poniosło 91 osób w tym 15 Żydów. 45 osób odniosło rany.

Panuje przekonanie że atak na King David Hotel był przełomowym punktem w polityce Zjednoczonego Królestwa na Bliskim Wschodzie. Wyniszczona wojną Wielka Brytania miała swoje wewnętrzne problemy i niezbyt chętna była na angażowanie się w konflikt, który już od momentu przejęcia Palestyny na wniosek Ligi Narodów jako terytorium mandatowego, nie przynosił im niczego z wyjątkiem szkód. Doszli do wniosku że Arabowie nigdy nie dojdą do porozumienia z Żydami i, że dni brytyjskiego patronatu nad Palestyną są policzone. Dnia 14 maja 1948 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie zaaprobowała i uznała Izrael jako niezależne państwo. Wywołało to natychmiastową reakcję sąsiednich państw arabskich. Tego samego dnia armie Libanu, Syrii, Egiptu i Iraku zaatakowały Izrael. Lepiej niż się spodziewano wyposażona 100 tysięczna armia izraelska odparła wszystkie ataki, a kraj powiększył swe terytorium przyłączając obszary należące do Syrii i Libanu. Zakupione w USA (podobno na czarnym rynku) bombowce B-17 zbombardowały nawet Kair.

Wojna kosztowała Izraelczyków 6.000 zabitych. Niewiele większe były straty arabskie, ok. 7.000.

W lipcu 2006 roku w Izraelu obchodzono uroczyście 60 rocznicę ataku na King David Hotel. Celebracja odbyła się z udziałem premiera Izraela Benjamina Netanyahu oraz byłych członków Irgunu. Obchody zostały zorganizowane w Menachem Begin Centre.

Ambasador brytyjski w Tel Avivie i konsul w Jerozolimie odmówili udziału w uroczystej akademii słowami; „Nie uważamy za słuszne aby celebrować akt terroryzmu, który kosztował życie tak wielu ludzi”. Zaprotestowali też przeciwko tablicy poświęconej atakowi na której wyryto: „Z powodów tylko Brytyjczykom wiadomych hotelu nie ewakuowano” twierdząc że taki fakt „nie usprawiedliwia tych którzy aktu terroryzmu dokonali”. Władze Jerozolimy zgodziły się wymienić tablicę.

Po utworzeniu Izraela syjoniści masowo przystąpili do werbunku Żydów z całego świata aby zaludnić powstałe państwo. Działali w różny sposób stosując również metody manipulacyjne oszustw i terrorystyczne.

„Jeżeli zadrzesz z Izraelem – nigdy nie zaznasz spokoju. Nigdzie nie będziesz bezpieczny. Dopadniemy cię nawet na krańcu świata“. Taką wiadomość wysyła Mosad wszystkim, którzy są w zasięgu służb.

 

KLIMIEC TUCHOLKA

 

Gmina Tucholka – dawna gmina wiejska w powiecie stryjskim województwa stanisławowskiego II Rzeczypospolitej Polskiej. Siedzibą gminy była Tucholka.

Gminę utworzono 1 sierpnia 1934 r. w ramach reformy na podstawie ustawy scaleniowej z dotychczasowych gmin wiejskich: Annaberg, Felizienthal, Karlsdorf, Klimiec, Pławie, Smorze Dolne, Smorze Miasto i Tucholka.

W Klimcu – Tucholce działał tartak (patrz fotografie).

https://archiwum.allegro.pl/oferta/stary-tartak-duza-maszyna-okolo-1920-roku-i7616090771.html

którego właścicielem był syjonista izraelski, członek Mos+adu, Mosze Szechter z żoną Haną i córkami Tusią i Marylką. Klimiec Tucholka był polską ekspozyturą syjonistów izraelskich, połączoną z kolei z ekspozyturą w Nowym Jorku, w której działała piekarnia Stanleya Robina, polskiego Żyda, syjonistę. Ze Stanleyem Robinem współdziałali jego żona Ola oraz syn Bronisław.

Klimiec Tucholka z Nowym Jorkiem działali wspólnie i w porozumieniu.

Wysyłali wiadomości m.in. do rodzin żydowskich w PRL, że potrafią polskich Żydów wyrwać z łap bolszewickich z Polski i zapewnić im pracę, wyuczenie zawodu i naukę języka angielskiego w USA. Owa sztuczka była dobrze przemyślana, a brzmiała wiarygodnie. Wielu polskich Żydów, szczególnie młodych dało się nabrać na pobyt w USA, a PRL przyłączyła się do akcji, wyrażając zgodę na transporty do….Izraela.

Chętni dostawali paszporty, Szechter z Robinem finansowali podróże, dziesiątki transportów kolejowych i morskich z polskimi Żydami witało “swoją” nową ojczyznę, przy sposobności tracąc obywatelstwo polskie i zyskując izraelskie.

Ameryka oczywiście się oddalała w nieskończoność, a językiem wyuczonym stał się nie angielski, tylko “światowy” język hebrajski i bezpłatna harówka w kibucach izraelskich. Takim przytułkiem stały się w pierwszej kolejności kibuce “Neve Jam” (Czar Morza) pod Hajfą oraz “Kiriat Anavim” (Słodycz Winogron) w Jerozolimie. .Prezesi tych obu kibuców ściśle współpracowali z Mosadem. Tusia Szechter osiadła w “Neve Jam” wychodząc za mąż za syjonistę, prezesa kibucu, intryganta i łajdaka.

Ot taka parka.

W Chicago przeprowadziłem wywiad prasowy z oszukanym przez syjonizm Władysławem Ladewskim (“Kurier Codzienny” Chicago), który uciekł z kibucu “Neve Jam”.do kibucu “Kiriat Anavim”, a później zamieszkał w “Domu Polskim” w Jerozolimie posadowionym z inicjatywy gen. Władysława Andersa dla Polaków. Władysław Ladewski został oskarżony przez Tusię Szechter i jej męża prezesa kibucu , iż uciekł z kibucu “Neve Jam” ze strachu, po zgwałceniu dziewczyny kibucniczki. Sprawą zajęła się policja izraelska, Ladewski wyjechał z Izraela, jako turysta do Paryża, a potem do USA. Usiłował powrócić do rodziny w Polsce, ale będąc w Paryżu spotkał się z odmową ambasadora polskiego we Francji Jerzego Putramenta i atach’e kulturalnego ambasady Czesława Miłosza. Podstawą odmowy powrotu do Polski było utracone obywatelstwo polskie i poglądy antykomunistyczne Ladewskiego.

Czesław Miłosz zapytał go wprost, czy będąc członkiem Związku Młodzieży Polskiej (ZMP), dlaczego nie pytał o zgodę na wyjazd  prezesa ZMP.

 

MOSAD

 

Jego oficjalna nazwa, czyli Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych, nie budzi grozy. Wystarczy jednak, że skrócimy ją do jednego słowa Mosad, a już wyobraźnia zaczyna pracować. Przedstawiamy Wam  dowody na to, że jest się czego bać.

Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem na tapetę poszły materiały dotyczące izraelskich tajnych służb, które rozgrzewają wyobraźnię do czerwoności.

 

AGENTURA IZRAELA W POLSCE – ŚMIERTELNE NIEBEZPIECZEŃSTWO.

IZRAELSKIE SŁUŻBY NIE ODPUSZCZAJĄ.

 

Jeszcze zanim formalnie ogłoszono niepodległość państwa Izrael, jego służby specjalne zaczęły działać pełną parą. W lutym 1948 roku na wieść o tym, że Syryjczycy chcą wzmocnić swój potencjał bojowy kupując broń w czeskich fabrykach, Żydzi wkroczyli do akcji. Broń miała przypłynąć parowcem „Lino”.

Do zatopienia parowca „Lino” wyznaczono członków elitarnego oddziału Palmach.

Do zatopienia jednostki razem z wybuchowym ładunkiem izraelscy agenci przystępowali kilka razy. I nie poddali się aż nie dokończyli zadania. Wytropili parowiec, który zaszył się w małym włoskim porcie ze względu na złą pogodę i zatopili go, przebrani za Amerykanów. Kiedy Syryjczycy wydobyli jego ładunek z dna morskiego, Izraelczycy porwali statek, który przewoził broń i znowu zatopili.

 

AGENCI IZRAELA POTRAFIĄ NAWET WYKRAŚĆ OKRĘT WOJENNY…

 

W latach sześćdziesiątych sytuacja Izraela była delikatnie mówiąc skomplikowana. Uwikłane w różne konflikty państwo musiało pilnie wzmocnić swoją flotę. Wybór padł na Francję i jednostki budowane w tamtejszych stoczniach. Problem pojawił się po rajdzie izraelskich komandosów na lotnisko w Bejrucie – oburzeni Francuzi postanowili wstrzymać realizację zamówienia i to pomimo, że jednostki były właściwie gotowe.

Żydzi ani nie zamierzali bawić się w dyskusje na arenie międzynarodowej, ani tym bardziej – prosić Francuzów o zmianę zdania. Postanowili po prostu ich okpić. Dzięki oszustwu wyprowadzili z portu dwa kutry rakietowe, jednak na tym nie zamierzali poprzestawać. Zdecydowali, że przejmą resztę swoich okrętów za wszelką cenę, a plan zrealizowali w samą Wigilię. Liczyli na świąteczne rozluźnienie Francuzów i mieli rację. Kiedy wreszcie do tamtejszego ministra obrony dotarła informacja o tym, co się stało, oburzony całkiem poważnie chciał te okręty zatopić! (przeczytaj więcej na ten temat).

 

ŚCIGALI NAZISTÓW – NIEMCÓW DO KOŃCA.

ZA TO BRAWA!!!

 

Choć Izrael ma sporo bieżących problemów, nie zarzuca ścigania zbrodniarzy hitlerowskich odpowiadających za Holokaust. Właśnie dlatego agentom Mosadu udało się po latach wyśledzić ukrywającego się i żyjącego na spokojnej emeryturze Adolfa Eichmana.

Agenci nie dotarliby do zbrodniarza, gdyby nie jego zbyt butny i gadatliwy syn, który chwalił się „dokonaniami” ojca przed rodziną swojej dziewczyny. Później sprawy potoczyły się już ekspresowo…

 

AGENCI MOSADU MAJĄ ŻELAZNA PSYCHIKĘ

 

Kiedy wreszcie Mosad dopadł Adolfa Eichmana pojawił się nowy problem. Trzeba było ukryć uprowadzonego zbrodniarza i zadbać, by żaden z izraelskich agentów go nie zabił. W końcu każdy z nich stracił bliskich w trakcie II Wojny Światowej i mógł zechcieć zrealizować prywatną vendettę.

Tymczasem zamiast więźnia torturować, agenci Mosadu traktowali go… z zadziwiającą wręcz przychylnością. Nie tylko go myli, karmili i golili. Częstowali go nawet czerwonym winem i papierosami, choć w myślach zapewne miażdżyli przy tym jego czaszkę na najbliższej ścianie. Żelazne nerwy zachowywali tylko po to, by Eichman podpisał oświadczenie, że oddał się w ich ręce dobrowolnie!

 

IZRAELSKIE AGENTKI MAJĄ ZEZWOLENIE NA UWODZENIE WROGÓW

 

Przez łóżko i z pomocą własnych wdzięków – tak kobiety izraelskiego wywiadu zdobywały informacje od zarania dziejów. Sposób stary jak świat, a przy tym niezmiennie skuteczny. Izraelskie agentki, wzorem biblijnej Dalili, mogą go stosować i stosują z powodzeniem w swojej pracy.

Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie jeden drobny szczegół. Jeden z wybitnych znawców prawa żydowskiego stwierdził oficjalnie, że jest to w pełni usankcjonowana przez religię metoda, pod warunkiem, że stawką jest bezpieczeństwo kraju.

 

SZCZEGÓLNE NIEBEZPIECZEŃSTWO DLA RZĄDU MATEUSZA MORAWIECKIEGO I JEGO MINISTRÓW.

ŻYDOWSKIE SŁUŻBY SPECJALNE MAJĄ SZWADRONY ZABÓJCÓW!!!

 

Tak, to nie jest pomyłka. „Kidon”, czyli po hebrajsku bagnet, ma jedno zadanie – fizyczną eliminację wrogów Izraela. Zabójcy zaczęli działać po masakrze sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku.

Zabójcy Mosadu  przechodzą specjalne szkolenie, co zostało udowodnione przez kontr służby światowego wywiadu.

Działanie Kidonu, który pracuje od tamtych wydarzeń nieprzerwanie, owiane jest tajemnicą. Co jakiś czas na światło dzienne wychodzą tylko informacje o kolejnych udanych akcjach jego członków. Jedna z nich miała nawet swój warszawski rozdział.

 

ODWETY MOSADU SĄ KRWAWE. BARDZO KRWAWE.

 

Jedną z konsekwencji ataku na izraelskich sportowców w Monachium obok utworzenia Kidonu była akcja odwetowa wymierzona w przywódców organizacji odpowiedzialnej za zamach. Członkowie Czarnego Września, który stał za wszystkim, stali się dla żydowskich służb specjalnych zwierzyną łowną.

Operacja bezwzględnego tropienia i zabijania ludzi należących do tej palestyńskiej siatki terrorystycznej nosiła kryptonim „Gniew Boga”. W jej ramach izraelscy komandosi zapuścili się nawet do Libanu, gdzie zabili przywódców Czarnego Września i zmazali z powierzchni ziemi siedzibę Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Ich spektakularny rajd na terytorium wrogiego państwa, obejmujący precyzyjną likwidację wielu osób, zniszczenie siedziby Frontu i odwrót trwał zaledwie pół godziny!

 

BYŁY DORADCA EWY KOPACZ MICHAŁ KAMIŃSKI AGENTEM IZRAELSKIEGO WYWIADU.

 

 Michał Kamiński,  poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej,nieformalny doradca premier Ewy Kopacz jest pracownikiem izraelskiej firmy wywiadowczej Prism Group.

Prywatna agencja wywiadowcza Prism Group zajmuje się głównie marketingiem politycznym i gromadzeniem informacji gospodarczych.  Sam Kamiński nie widzi nic dziwnego w działalności dla obcego wywiadu. „Nie mam żadnego konfliktu interesów, bo moja firma nie ma absolutnie żadnych interesów w Polsce” – tak Kamiński odpowiedział na pytanie o jego działalność wywiadowczą gazecie „Fakt”.

Co innego jednak można przeczytać na stronie internetowej Prism Group. Agencja ta przedstawia siebie jako firmę zajmującą się polityką oraz sprawami publicznymi, mająca swoje siedziby w Pradze, Warszawie, Brukseli, Berlinie i Waszyngtonie. Celem tej agencji jest zbieranie danych o polityce, biznesie, mediach i opinii publicznej w Europie Środkowej i Wschodniej.

Czy nie powinno niepokoić Polaków, że jeden z dobrych znajomych b. premier polskiego rządu, który określany jest również jako jeden z głównych doradców prezesa Rady Ministrów jest jednocześnie pracownikiem zagranicznej żydowskiej agencji wywiadowczej? Z pewnością może on przekazywać tej amerykańsko-izraelskiej firmie istotne informacje na temat działalności polskiego rządu, zwłaszcza, że był on częstym wizytatorem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

 

KIDON – ŻYDOWSKI SZWADRON TAJNYCH ZABÓJCÓW.

 

Każdy, kto (…) przewodzi jakiemuś ugrupowaniu terrorystycznemu, już wie, że immunitetu nie ma. Każdego mamy na celowniku – powiedział w 2004 r. przedstawiciel izraelskiego rządu. Nie była to deklaracja bez pokrycia. Słowa te padły tuż po zabójstwie duchowego przywódcy Hamasu, szejka Ahmeda Jassina.

W strukturach żydowskich służb specjalnych istnieje specjalna grupa zajmująca się fizyczną likwidacją wrogów Izraela. Nazywa się ją „Kidon”, co po hebrajsku znaczy „bagnet”. Powstanie oddziału było konsekwencją masakry żydowskich sportowców w Monachium w 1972 r. Rząd Izraela zadecydował wówczas o utworzeniu Komitetu X. Miał on unicestwić wszystkich terrorystów związanych z zamachem. Operacja otrzymała kryptonim „Gniew Boga”.

Żydowscy agenci chyba jako jedyni na świecie szczycą się tym, że mogą w majestacie prawa pozbawiać życia wrogów swojego państwa. Meir Amit, jeden z dyrektorów Mosadu, tak zwracał się do swoich podwładnych:

“Mosad przypomina kata lub lekarza, który robi skazańcom śmiertelny zastrzyk. Wszystkie wasze działania mają poparcie władzy państwa Izrael. Kiedy zabijacie, nie łamiecie prawa. Wykonujecie jedynie wyrok zatwierdzony przez urzędującego premiera. Służby specjalne raczej nie ujawniają swoich sekretów, zwłaszcza gdy chodzi o jednostkę tego typu. Nie jest  jasne, czy egzekutorzy podlegają wyłącznie tej agencji, czy działają również na korzyść pozostałych służb.

Mają do dyspozycji laboratorium trucizn, zamkniętych w fiolkach. Mają długie i krótkie noże oraz fortepianową strunę do uduszenia ofiary. Mają materiały wybuchowe nie większe niż pastylki na ból gardła, które są w stanie rozsadzić głowę na strzępy. Do tego dochodzą pistolety i karabiny snajperskie”.

O tym, że opis ten może być bliski prawdzie, świadczą ujawnione operacje likwidacyjne. Zarówno te zakończone sukcesem, jak i spektakularne wpadki.

 

OSTATNIE CHWILE „INŻYNIERA”.

 

 Jahia Ajasz zwany „Inżynierem” był czołowym palestyńskim konstruktorem bomb. Z jego usług korzystał zarówno Hamas, jak i syryjski Islamski Dżihad. Szybko znalazł się na celowniku żydowskich służb bezpieczeństwa. Za jego neutralizację odpowiedzialny był kontrwywiad cywilny, czyli Szabak.

Izraelskim agentom bardzo trudno było podejść swą ofiarę. Ajasz miał świetnie zamaskowaną kryjówkę gdzieś na Zachodnim Brzegu Jordanu. Dodatkowo strzegli go uzbrojeni ochroniarze, a on sam był niezwykle ostrożny.

Żydzi zwerbowali do współpracy Palestyńczyka, który był krewnym bliskiego przyjaciela Ajaszy, Osamy Hamada. Udało mu się dostarczyć do domu Hamada telefon komórkowy będący cały czas na podsłuchu Szabaku.

5 stycznia 1996 r. Ajasz odwiedził Hamada. Kiedy jak zwykle zadzwonił do domu z informacją, że dotarł bezpiecznie do kolegi, funkcjonariusze Szabaku zidentyfikowali jego głos. To wystarczyło. Jak pisze Artur Górski:

“Jeżeli ktoś myśli, że „pluskwa” w telefonie miała pomóc w zlokalizowaniu „Inżyniera”, to się srogo myli. Pracowników kontrwywiadu nie interesowało to, w jakim miejscu na ziemi znajduje się ich cel – ważne, żeby trzymał telefon przy uchu.

Został w nim bowiem także ukryty (…) ładunek wybuchowy. To miała być egzekucja symboliczna: genialny konstruktor bomb ginie w wyniku eksplozji.

Po kilku sekundach od potwierdzenia, że głos w słuchawce rzeczywiście należy do Ajaszy, Inżynier został pozbawiony głowy” (…).

 

MISJA W AMMANIE

 

31 lipca 1997 r. na bazarze w Jerozolimie wysadziło się w powietrze dwóch członków Hamasu. Zginęło 15 osób, a 150 zostało rannych. Z kolei we wrześniu, w Ammanie, stolicy Jordanii, w wyniku zamachu tego samego ugrupowania rannych zostało dwóch funkcjonariuszy ochrony izraelskiej ambasady.

 

OSTATNIE WYDARZENIA W POLSCE MOGĄ PRZERODZIĆ SIĘ W DRAMAT NARODOWY.

 

Ambasador Izraela Anna Azari w radiu RMF FM tłumaczyła, dlaczego poruszyła temat ustawy o IPN podczas uroczystości w Auschwitz. – Ta burza zaczęła się w Izraelu. Mówiłam, bo musiałam. Miałam coś innego do powiedzenia, ale w Izraelu już była decyzja premiera – wyjaśniła dyplomatka.

Anna Azari oczywiście jest umocowana w Polsce przez Mosad.

Po oświęcimskim skandalu powinna być wydalona natychmiast z Polski, jako „persona non grata” Premier Mateusz Morawiecki nie podjął takiej decyzji, narażając Polskę na dalsze działania obcej agentury. Koalicja PO – PSL poprzez Michała Kamińskiego i Ewę Kopacz dala wyraźny sygnał współpracy z obcymi agenturami. Jako cel obalić rząd i PiS.

Bulwersuje „ustawa 447” parlamentu USA mająca w zarodku zniszczenie Polski, o czym pisałem w artykule  „TEGO ŻYDZI CHCĄ OD POLSKI – LASY, FABRYKI, NAWET BILION ZŁOTYCH”.

Polsko ! Opamiętaj się! Najlepszą obroną jest atak! Reakcje polityków rządu są dyplomatyczne, a nie obronne.

Dyplomacją niczego nie wskóramy, narażając Polskę na niebezpieczeństwo „nie damy guzika” marszałka Rydza Śmigłego.

Historia zatacza koło. Jestem jej świadkiem!!! Z antysemityzmem i “Przedsiębiorstwem Holokaust” w tle.

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/12/20/izraelski-wywiad-jest-smiertelnie-niebezpieczny-mamy-na-to-7-dowodow/#2

 

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu

 (link is external)

https://telewizjarepublika.pl/michal-kaminski-ekspertem-izraelskiej-firmy-wywiadowczej,16480.html

(link is external)

 

https://www3.danhotels.com/JerusalemHotels/KingDavidJerusalemHotel

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamach_na_hotel_King_David_w_Jerozolimie

 

http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,17006398,Bomba_premiera_Begina.html

 

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/doradca-premier-ewy-kopacz-agentem-izraelskiego-wywiadu         

 

https://www.salon24.pl/u/aleszum/663121,doradca-ewy-kopacz-michal-kaminski-agentem-wywiadu-izraela

 

http://kontrowersje.net/wicepremier_misio_tajna_fucha_misia_kami_skiego

 

http://telewizjarepublika.pl/temat/izraelska-firma-wywiadowcza/9448/1

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

 

 

 

 

0

Prezent świąteczny dla kawosza! Wybieramy ekspres do kawy

$
0
0

Kawa w domu czy kawiarni? 

Wyjście do ulubionego lokalu na spotkanie w gronie znajomych czy randkę to oczywiście przyjemność. Jednak dobrze jest mieć również szansę na wypicie ulubionej kawy bez potrzeby wychodzenia z domu. Dostępne na rynku ekspresy kolbowe, przelewowe czy na kapsułki są wykorzystamy do przyrządzenia różnych kaw. Dlatego też zanim zdecydujesz, jaki ekspres wybrać dowiedz się, jaką kawę lubi osoba, której szukasz prezentu.

Kawa po amerykańsku – jaki ekspres wybrać? 

Na początek krótkie wyjaśnienie: kawa po amerykańsku to czarny, aromatyczny napar o stosunkowo długim czasie parzenia. Zmielone ziarno ma kontakt ze wrzątkiem 3-5 minut. W praktyce oznacza to, że kawa amerykańska jest mocniejsza niż espresso, ponieważ kofeina wydziela się w trakcie parzenia. Do przygotowania takiej kawy potrzebny jest ekspres przelewowy. Decydując się na taki zwróć uwagę na jakość budowę filtra. Niektóre modele po użyciu wystarczy opróżnić i umyć, w innych niezbędne są dodatkowe filtry papierowe. 

Zastrzyk energetyczny z włoskiego espresso 

Mała czarna kawa rodem z Italii to klasyczna i elegancka kawa. Ją również można przyrządzić w domu, a oddany fan tego rodzaju naparu z pewnością ucieszy się z ekspresu kolbowego. To właśnie z jego pomocą przygotować można espresso. Na bazie tej kawy zrobić można także kawy mleczne – podwójne espresso ze spienionym mlekiem to cappuccino, a pojedynczy shot kawy z gorącym mlekiem to popularna kawa latte. 

Ekspres kapsułkowy dla amatorów bogatych smaków

Co zrobić, jeśli ulubioną kawą osoby, dla której szukasz prezentu, jest aromatyczna, słodka kawa z syropami smakowymi i innymi dodatkami? Ekspres na kapsułki umożliwia przyrządzenie takiego naparu bez konieczności kupowania dodatkowych syropów smakowych i specjalistycznego mleka. Również obsługa takiego ekspresu nie wymaga specjalnych umiejętności. Wystarczy włożyć kapsułkę z kawą w odpowiednie miejsce, wcisnąć przycisk i po zakończeniu parzenia kawy pamiętać o wyczyszczeniu urządzenia. 

Jak kupować prezenty świąteczne? 

Wigiia Boże Narodzenia to czas spotkań z bliskimi i błogiego wypoczynku. Jednak to, co dzieje się wcześniej, niejedną osobę może doprowadzić na skraj wyczerpania. By uniknąć przedświątecznej chandry wywołanej przepracowaniem, warto rozłożyć sobie pracę tak, by część z niej wykonać dużo wcześniej. Nie może to oczywiście dotyczyć przyrządzenia wigilijnej wieczerzy, ale w przypadku zakupu prezentów sprawdzi się znakomicie. 

1. Zrób listę zakupów i zaznacz, kto otrzyma jaki prezent. W ten sposób nie ulegniesz roztargnieniu i na pewno o nikim nie zapomnisz. 

2. Szukaj okazji przez internet. Może się okazać, że to, co upatrzyłeś już stacjonarnie, w internecie będzie akurat w promocji. 

3. Zamawiając przez internet unikniesz też męczącego biegania po galeriach handlowych. 

4. Wcześniejsze zaplanowanie świątecznych zakupów to również możliwość skorzystania z wyjątkowych zniżek z okazji Black Friday i Cyber Monday, które odbywają się pod koniec listopada. 

0

Samorządowi krezusi w Polsce powiatowej

$
0
0

Lista najlepiej zarabiających pracowników Urzędu Miasta 100-tysięcznego Tarnowa (na podstawie oświadczeń majątkowych za rok 2018, dochód roczny, w nawiasie miesięczny):

1.       208.465 zł  (17.372 zł) – Roman Ciepiela, Prezydent Miasta Tarnowa – w tym wynagrodzenie prezydenckie 174.923 zł + członkostwo w Radzie Nadzorczej spółki MPEC 33.542 zł

2.       178.563 zł  (14.880 zł) – Piotr Augustyński, z-ca Prezydenta – w tym wynagrodzenie wiceprezydenckie 150.585 zł  + członkostwo w Radzie Nadzorczej spółki Tarnowskie Wodociągi 27.978 zł

3.       172.865 zł  (14.405 zł) – Sławomir Kolasiński, Skarbnik Miasta – w tym wynagrodzenie w UM 151.789 zł  + członkostwo w Radzie Nadzorczej spółki Tarnowskie Wodociągi 21.076 zł

4.       171.329 zł  (14.277 zł) – Rafał Nakielny, Dyrektor Wydziału Infrastruktury Miejskiej UM – w tym  wynagrodzenie w UM 146.902 zł + członkostwo w Radzie Nadzorczej MPGK 24.427 zł

5.       150.463 zł  (12.538 zł)  – Dorota Krakowska, z-ca Prezydenta – samo wynagrodzenie wiceprezydenckie

6. ok. 150.000 zł (12.500 zł) ? –Tadeusz Kwiatkowski, z-ca Prezydenta – jako że zatrudniony został w tym roku,  brak jest w  BiP danych nt. jego wynagrodzenia w UM, będą one opublikowane po 30.04.2020, jeśli Kwiatkowski będzie jeszcze wiceprezydentem, jego dochód może być porównywalny z dochodem D. Krakowskiej

7.       149.021 zł (12.418 zł) –  Aleksandra Mizera, Sekretarz Miasta – samo wynagrodzenie sekretarza

8.       137.625 zł (11.468 zł) –  Łucja Lazarowicz, Główny Księgowy Urzędu Miasta

9.       130.156 zł  (10.846 zł) – Agnieszka Sobol, Dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli, Miejski Audytor Wewnętrzny

10.     129.181 zł  (10.765 zł) – Marek Witek, Dyrektor Wydziału Podatków i Windykacji – w tym wynagrodzenie dyrektorskie 105.202 zł + członkostwo w Radach Nadzorczych TKP i MCM 23.979 zł

11.      125.900 zł  (10.491 zł) – Marek Idzkiewicz, Dyrektor Wydziału Geodezji i Nieruchomości – w tym 103.344 zł  wynagrodzenie dyrektorskie + 22.556 zł członkostwo w Radzie Nadzorczej spółki miejskiej MZB

12.    120.200 zł (10.016 zł) – Bogumiła Porębska, Dyrektor Wydziału Edukacji, Pełnomocnik Prezydenta ds. Edukacji

13.     115.994 zł   (9.666 zł) – Agnieszka Batko, Dyrektor Wydziału Rozwoju Gospodarczego

14.     115.066 zł   (9.588 zł) – Janusz Różycki, Dyrektor Wydziału Informatyzacji

15.     112.471 zł   (9.372 zł) – Ewa Wrona, Dyrektor Wydziału Organizacyjnego

16.     110.693 zł  (9.224 zł) – Andrzej Zając, Dyrektor Wydziału Budżetu Miasta

17.    108.214 zł  (9.017 zł) – Marcin Sobczyk, Dyrektor Wydziału Kultury

18.     107.440 zł  (8.953 zł) – Maria Zawada-Bilik, zastępca Dyrektora Wydziału Komunikacji Społecznej

19. ok.107.440 zł (8.953 zł)? – Lucyna Bielatowicz, Dyrektor Wydziału Komunikacji Społecznej, nie ma w BiP pełnych danych rocznych, ale można przyjąć, że wynagrodzenie jej jest porównywalne z dochodem p. Zawady-Bilik

20. ok.107.000 zł (8.916 zł) ?–Ireneusz Kutrzuba, zastępca Dyrektora Wydziału Komunikacji Społecznej, Rzecznik Prasowy Prezydenta Tarnowa, nie ma danych dot. jego wynagrodzenia w BiP, ale przypuszczalnie dochód roczny na tym stanowisku jest porównywalny z wynagrodzeniem p. Bielatowicz czy p. Zawady Bilik?

21.     106.772 zł  (8.897 zł) – Bożena Kaczor, zastępca Dyrektora Wydziału Audytu i Kontroli

22.     104.825 zł  (8.735 zł) – Rafał Koścień, Dyrektor Wydziału Rozwoju Miasta

23.     104.697 zł  (8.724 zł) – Marek Kaczanowski, Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska

24.     103.331 zł  (8.610 zł) – Anna Spodzieja, Kierownik Biura Zamówień Publicznych

25.     102.801 zł  (8.566 zł) –  Janina Brożek, Kierownik Biura Nadzoru Właścicielskiego

26.      99.684 zł  (8.307 zł) –  Małgorzata Słomka-Narożańska, Dyrektor Kancelarii Rady Miejskiej

27.      97.730 zł  (8.144 zł) – Wiesław Izworski, Dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej

28.      97.007 zł  (8.083 zł) – Beata Idziniak, Kierownik Urzędu Stanu Cywilnego

29.      96.018 zł (8.001 zł) – Małgorzata Abramowicz, Dyrektor Wydziału Planowania Przestrzennego

30.      95.896 zł (7.991 zł) – Andrzej Banach, Dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa

31.       92.691 zł (7.724 zł) – Jolanta Gawron, Dyrektor Wydziału Komunikacji

32.      92.498 zł (7.708 zł) – Tomasz Rożeń, zastępca Dyrektora Wydziału Informatyzacji

33.      92.431 zł (7.702 zł) – Marek Baran, Dyrektor Wydziału Sportu

34.  ok.92.400 zł (7.700 zł) ?–Beata Baran, Koordynator Biura Radców Prawnych, nie ma obowiązku ujawniania swych dochodów, ale może zarabiać tyle, ile dyrektor wydziału w Urzędzie Miasta?

35.      92.327 zł  (7.693 zł) – Katarzyna Łącka-Sutkowska, Dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego, Pełnomocnik ds. Ochrony Informacji Niejawnych

36.     91.965 zł (7.663 zł) – Elżbieta Starzyk, zastępca Dyrektora Wydziału Podatków i Windykacji

37.     90.571 zł  (7.547)  –  Anna Idzkiewicz, zastępca Dyrektora Wydziału Księgowości Miasta

38. ok.90.000 zł  (7.500 zł) ? – Bernard Karasiewicz, Dyrektor nowoutworzonego Wydziału Mieszkalnictwa, jako że został zatrudniony w tym roku, nie ma jego pełnych danych w BiP, przypuszczalnie jego dochód jest porównywalny z wynagrodzeniem dyr. Izworskiego, w wydziale którego był wcześniej tego typu referat, sam informuje, że zarabia ok. 7.500 zł miesięcznie

39.     87.706 zł  (7.308 zł) – Ewelina Misiaszek, zastępca Głównego Księgowego Urzędu Miasta

40.ok. 85.000 zł  (7.083 zł) – Jacek Pilch, zastępca Dyrektora Wydziału Rozwoju Miasta, dochód można obliczyć w przybliżeniu na podstawie danych w BiP dot. wynagrodzenia za 1,5 miesiąca w 2018 roku w UM

41.     84.198 zł  (7.016 zł) – Robert Rogala, Dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich

42.    78.899 zł  (6.574 zł) – Anna Romaniszyn-Kos, Dyrektor Kancelarii Prezydenta, w której jest zatrudnionych aż 8 sekretarek

43.    77.785 zł  (6.467 zł) – Krzysztof Podgórski, Miejski Rzecznik Konsumentów

44.    76.785 zł (6.398 zł) – Ewa Kapturkiewicz, Kierownik Kancelarii Głównej w Urzędzie Miasta

45.    73.813 zł  (6.151 zł) – Katarzyna Kukułka, zastępca Dyrektora Wydziału Geodezji i Nieruchomości

Utrzymanie tych 45 wyższych rangą urzędników kosztuje podatników ponad 5 milionów złotych. W sumie w Urzędzie Miasta zatrudnionych jest prawie 450 osób.

___________________________________

Nasz komentarz:

1.       Mieszkańcy Tarnowa porównując swoje kwalifikacje, zakres swoich obowiązków oraz otrzymywane wynagrodzenie z zaprezentowanymi tu dochodami wyższych rangą urzędników miejskich, mogą wyrobić sobie zdanie, czy są one adekwatne do wykonywanej pracy, za wysokie czy też za niskie.

2.       W sumie w Urzędzie Miasta Tarnowa zatrudnionych jest 45 dyrektorów (26) i wicedyrektorów (19). Naszym zdaniem stanowczo za dużo (w wydziale Komunikacji Społecznej, w którym pracuje 8 „zwykłych” urzędników jest aż trzech decydentów – jeden dyrektor i dwóch wicedyrektorów). Taka „armia” urzędników na kierowniczych stanowiskach zbytnio obciąża budżet miasta, co jest istotne w czasie obecnego kryzysu finansowego Tarnowa.

3.       Należy połączyć niektóre wydziały, redukując liczbę dyrektorów i wicedyrektorów – np. Wydział Komunikacji Społecznej z Wydziałem Rozwoju Gospodarczego i Wydziałem Rozwoju Miasta, Wydział Mieszkalnictwa powinien ponownie wejść w skład Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej, Kancelarię Rady Miejskiej należy wcielić do Wydziału Organizacyjnego. Tego typu scalenia wygenerują oszczędności rzędu 1-2 milionów złotych rocznie.

4.       Stanowczo za dużo jest wiceprezydentów. Gdy aresztowano prezydenta Ścigałę, był tylko jeden i miasto funkcjonowało. Dlatego należy ograniczyć liczbę zastępców prezydenta do jednego. Wynikające stąd oszczędności to kolejne kilkaset tysięcy złotych rocznie (BWA czy Bibliotece Miejskiej brakuje teraz 100 tysięcy złotych rocznie).

5.       Spore zastrzeżenia może budzić „dorabianie” urzędników w radach nadzorczych spółek miejskich. Ustawodawca także krytycznie musiał to oceniać, gdyż od tego roku ani prezydent miasta, ani jego najbliżsi krewni nie mogą już zasiadać w tych radach.

6.       Niezrozumiałe są relatywnie wysokie wynagrodzenia tych urzędników, na których spoczywa mniejsza odpowiedzialność niż na tych, którzy zarabiają w Urzędzie Miasta mniej – np. Dyrektor Kancelarii Rady Miejskiej Małgorzata Słomka-Narożańska (żona b. wiceprezydenta miasta) ma roczny dochód prawie 100 tysięcy złotych, co oznacza, że zarabia więcej niż np. Dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej, Dyrektor Planowania Przestrzennego, Dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa, Dyrektor Wydziału Komunikacji, a nawet (i to znacznie więcej!) niż zastępca Wydziału Podatków i Windykacji czy zastępca Głównego Księgowego Urzędu Miasta, nie mówiąc już o Dyrektorze Wydziału Spraw Obywatelskich!

7.       Zdumiewać może armia prezydenckich sekretarek.

8.       Nieodparcie nasuwa się wniosek, iż Urząd Miasta Tarnowa wymaga natychmiastowej, gruntownej reformy. Ostatnie lata pokazują, iż żaden z prezydentów nie był w stanie zapanować nad sytuacją, dlatego – zamiast Sekretarza Miasta o ograniczonych kompetencjach – należałoby powołać Dyrektora Generalnego Urzędu Miasta, który zrobiłby w nim w końcu konieczny i racjonalny porządek.

Prosimy o Państwa uwagi:

Opracowanie:
Dr Marek Ciesielczyk
Radny bezpartyjny
tel. 601 255 849, e-mail: dr.ciesielczyk@gmail.com
Tarnów, 8 listopada 2019

 

0

Mentalność Polaków

$
0
0

O postawie narodu a w konsekwencji i w znacznej części o jego losach decyduje dominanta mentalna.

Przed wojna czynnikiem łączącym wszystkich Polaków bez względu na ich przekonania polityczne czy najogólniej stosunek do otaczającego świata, było przekonanie o decydującym znaczeniu stanu niepodległości jaki odzyskaliśmy w 1918 roku. Świadectwem tego była nie tylko reakcja na mowę Becka w sejmie 5 maja 1939 roku i nie tylko masowe zgłaszanie się do ochotniczej służby wojskowej w przededniu wojny oraz ofiarność na rzecz pożyczki przeciwlotniczej, ale postawa narodu polskiego w czasie całej wojny i powojennej sowieckiej okupacji.

Jak bym chciał powiedzieć jaka postawa dominuje współcześnie w polskim społeczeństwie to jednak stwierdzić muszę, że trudność w zdefiniowaniu polega na fałszywym obrazie jaki dostarczają nam media z badaniami sondażowymi „opinii publicznej” na czele.

Zafałszowany obraz historii, opis teraźniejszości, a nade wszystko gromady fałszywych proroków pretendujących, lub nawet w jakiś sposób sprawujących przywództwo narodu i domagających się uznania ich za bohaterów wolności, którą odzyskaliśmy dzięki nim.

Jak to jest możliwe, że „panienka z okienka” ogłasza nam, że „komunizm upadł” i że już jesteśmy wolni, a prezydentem państwa z uprawnieniami znacznie większymi niż obecnie stosowana konstytucja pozostaje szef „upadłego państwa komunistycznego”, jego następcami funkcjonariusze tegoż państwa, premierami wysoko postawieni dygnitarze upadłego reżymu, lub najłagodniej ujmując kolaboranci.

Cały ten spadek po PRL został dokładnie wymieszany z odpowiednio dobranymi przedstawicielami „demokratycznej opozycji” składającej się głównie z przegranych frakcji komunistycznych i przyłączoną do nich sporą gromadą zwykłych karierowiczów.

 Rabunkowi polskiej gospodarki nadano nazwę „transformacji” ustrojowej, która miała ją uzdrowić, a właściwie sprowadziła do takiego poziomu, że uzyskiwanie względnie wysokich odsetek przyrostu nie było problemem.

Pozostałości po PRL pokutują do dziś, a wiele zmian dotyczy tylko strony formalnej poprzestając na rozbudowie odziedziczonego systemu biurokracji z doborem kadr na zasadzie tej samej selekcji / głównie negatywnej/.

Największym i niewybaczalnym grzechem tak dokonanej „transformacji” jest pozostawienie bez zasadniczych zmian systemu wychowania i szkolnictwa.

 Rezultat jest aż nazbyt widoczny zarówno w postawie znacznej części nauczycielstwa jak i w wynikach wychowawczych.

I to jest jedna z ważnych przyczyn, dla których tak trudno jest określić jaka jest zasadnicza cecha polskiego narodu w dobie dzisiejszej.

Zaczynając od młodzieży można stwierdzić, że przy obniżeniu wpływu rodziny na kształtowanie jej postaw, czego przyczyną jest brak odpowiedniego wychowania w pokoleniach rodziców dorastających w PRL, którzy nie mają niczego do przekazania poza troską o chleb codzienny.

Jest oczywiście i taka część polskiego społeczeństwa, która przekazuje doświadczenia cynicznego wykorzystywania każdej sposobności dla odnoszenia sukcesów życiowych, Niestety ta część stanowiąca w dużej mierze bezpośredni spadek po PRL odgrywa i dziś czołową rolę w polskim społeczeństwie dając przykład skuteczności tego typu postawy.

Brak głębokich i szlachetnych wzorców powoduje, że sztandarowymi polskimi patriotami są kibice sportowi i uczestnicy marszów niepodległościowych bardzo pięknie demonstrujący, tylko że poza tym nie reprezentujący jakiejkolwiek idei kształtowania życia Polski.

Pod tym względem istnieje głęboka przepaść w stosunku do stanu przedwojennego, kiedy to zainteresowanie losami Polski powodowało tworzenie najrozmaitszych organizacji społecznych i politycznych reprezentujących różne koncepcje budowy życia narodu.

Dziwnie to się wszystko w Polsce układa, ani rząd ani polityczne opozycja nie są w stanie zademonstrować poparcia na taką skalę w dobrowolnej manifestacji swoich zwolenników.

Rząd zresztą nie musi, wystarczy mu  zorganizowanie defilady, na którą i tak przyjdą tysiące ludzi choćby z ciekawości. Z pewnością mógłby zgromadzić sporo zwolenników poszczególnych swoich przedsięwzięć, jak np. wsparcia polskiej rodziny, ale nie jest to mu potrzebne, wystarczy dowód w postaci wygranych wyborów.

Gorzej jest z opozycją, dla której tego typu manifestacje są okazją do zademonstrowania swojej siły i skali poparcia w narodzie.

W wydaniu kameralnym reprezentowanym przez media informacyjne wygląda to dla opozycji bardzo korzystnie, operują w tym zakresie większym poparciem od rządu.

Natomiast na ulicy okazała się całkowita kompromitacja pod każdym względem, zarówno frekwencja jak i forma demonstracji obnażyła jej podłą kondycję.

Totalne zwycięstwo odniosła postawa narodowa, ale nie może tego sukcesu przypisać sobie polityczna reprezentacja ruchu narodowego, przynajmniej ta, która pretenduje do tego mając dość mizerne zresztą przedstawicielstwo w sejmie.

Charakterystyczną cechą obecnej „sceny” politycznej jest niezdolność występujących na niej partii politycznych do zmobilizowania wielkich mas ludzkich.

Poparcie wyborcze nie ma z tym nic wspólnego bowiem mając do wyboru tylko te, które władają odpowiednimi środkami, nawet budżetowymi, poprzestają na drugorzędnych kryteriach nie mogąc dokonać wyboru pryncypialnego.

Pomijam oczywiście elektorat uzależniony, jednak ciągle bardzo wysoki odsetek absencji wyborczej świadczy o stosunku do całej sceny politycznej.

Trzeba przyznać, że trochę to drgnęło w ostatnich wyborach parlamentarnych, ale jeszcze prawie 40 % uprawnionych Polaków nie bierze udziału w tworzeniu reprezentacji politycznej narodu. Jaka część z nich czyni to świadomie nie chcąc uczestniczyć w czymś co wg nich nie jest godne uznania?

Czy ci ludzie biorą udział w marszach tego nie wiemy, ale na podstawie obserwacji nastrojów manifestantów można sądzić, że mają oni przeważnie negatywny stosunek do wszystkich opcji politycznych zarówno pro jak i antyrządowych.

Jest to przyczyna, dla której w roku bieżącym w odróżnieniu od ubiegłego ani prezydent ani członkowie rządu nie wzięli udziału w marszu.

Wydaje się jednak, że ze strony prezydenta przynajmniej jest to błąd, bowiem może znaleźć to odbicie w wynikach przyszłorocznych wyborów prezydenckich.

A mają one podstawowe znaczenie dla całej ekipy rządzącej, gdyż przy obecnym układzie sił nie jest ona w stanie zniwelować sprzeciwu prezydenckiego.

Nieobecność w marszu przedstawicieli władz będzie z pewnością wykorzystana jako dowód, że nie reprezentują one narodowych dążeń do niepodległości i boją się bezpośredniego zetknięcia z aspiracjami wyrażanymi przez manifestantów.

Szkoda takiej okazji tym bardziej, że tegoroczny najbardziej reprezentacyjny marsz warszawski przebiegł w znakomitej i harmonijnej atmosferze z próbami zakłócenia jedynie ze strony tych, którzy zawodowo uprawiają rolę prześladowanych.

Obecność władz na urzędowych galówkach nie ma żadnego znaczenia politycznego, natomiast wystąpienie wraz ze spontanicznym zgromadzeniem narodu ma znaczenie fundamentalne.

„Konfederaci” potraktują to zapewne jako własny sukces polityczny /per negationem/ i będą głosić, że władza wystraszyła się narodu.

Stał się błąd niewybaczalny, gdyż z kolei policja przypisuje sobie sukces w postaci uniknięcia takich sytuacji jakie miały miejsca w poprzednich marszach. Nie ujmując niczego policji trzeba przede wszystkim uznać znakomitą inicjatywę organizatorów połączenia różańca z akcentem narodowym co spowodowało rozładowanie nastrojów agresywnych zwykle towarzyszących takim zgromadzeniom.

Stało się jak się stało i teraz przed wyborami prezydenckimi trzeba odrabiać straty.

Przy okazji należy dokonać właściwej oceny stanu „duszy narodu”, nie twierdzę że postawa „marszowiczów” jest jego pełnym wyrazem, ale z pewnością ważnym wskazaniem i trzeba mieć to na uwadze.

Jest pewna zasada, której w takich przypadkach należy zastosować, polega ona na tym, że jeżeli jakiegoś zjawiska nie da się zlikwidować to należy je opanować włączając się aktywnie.

Próby likwidacji spotkają się z narastającym sprzeciwem ze skutkami niedającymi się przewidzieć.

Znacznie lepiej jest włączyć się do niego i nadać mu odpowiedni charakter.

Udział prezydenta z różnymi organizacjami społecznymi, a szczególnie z formacjami historycznymi, harcerstwem i innymi organizacjami młodzieży w otoczeniu szwadronu reprezentacyjnego mógłby otwierać taki marsz niepodległości, a raczej w obecnej sytuacji „ku niepodległości” manifestując jedność władzy z narodem.

Nawet w zeszłym roku mimo braków organizacyjnych wypadło to o wiele lepiej niż w tym roku.

Obecna władza, jeżeli chce służyć narodowi to może to robić wyłącznie wraz z narodem i udział w tego typu manifestacji ma być naocznym dowodem tej intencji.

Straciło się okazję do zademonstrowania wobec całej Europy, że Polska jest obok Węgier jedynym krajem, w którym władza może wystąpić wraz z narodem.

0

CZAS APOKALIPSY – KTO ZAMORDOWAŁ PROFESORÓW LWOWSKICH ?

$
0
0

 CZAS APOKALIPSY – KTO ZAMORDOWAŁ PROFESORÓW

 LWOWSKICH?

UKRAIŃSKIE SŁOWIKI MORDÓW.

SONDERACTION LEMBERG

 

Batalion „Nachtigall” (niem. “Słowiki”) – niemiecki batalion złożony z Ukraińców, działający w 1941roku, w czasie II Wojny Światowej. Oficjalna nazwa niemiecka: “Sondergruppe Nachtigall”. Przez propagandę ukraińską wraz z batalionem „Roland” określany był mianem Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów.

Inicjatywa powstania zbrojnego oddziału wywodzi się z II walnego kongresu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-R), który uchwalił, że „[…] dla wykonania swych planów OUN organizuje i szkoli własną wojskową jednostkę”.

Na utworzenie jednostki 25 lutego 1941 r. wyraził zgodę admirał Wilhelm Canaris, na początku marca zgodę wydało dowództwo Wehrmachtu.

Jednostkę utworzono pod dowództwem niemieckim por. Hansa-Albrechta Herznera. Zastępcami dowódcy byli: por. Theodor Oberländer – oficer łącznikowy Abwehry i Roman Szuchewycz (“Taras Czuprynka”). W skład dowództwa wchodzili również: ks. Iwan Hrynioch – kapelan jednostki i Jurij Łopatynśkyj. Dowódcami kompanii byli oficerowie niemieccy. Zdaniem historyka niemieckiego Dietera Schenka batalion składał się z byłych jeńców wojennych narodowości ukraińskiej pozostających w niewoli niemieckiej, którzy początkowo służyli w Wojsku Polskim, a których następnie Niemcy werbowali do tego batalionu.

Inicjatywa związana była również z grupą cywilów z kierownictwa OUN-B: Jarosławem Stećko (desygnowanym przez Stepana Banderę na szefa rządu „wyzwolonej” Ukrainy), Lwem Rebetem, Jarosławem Staruchem, Iwanem Rawłykiem, Stepanem Pawłykiem, Stepanem Łenkawśkym, Dmytro Jaciwem.

Nabór do jednostki prowadziły lokalne komórki organizacyjne, kandydatów wysyłały do Krakowa, gdzie przechodzili przez kontrolę specjalnej komisji OUN oraz badania lekarskie. Kandydaci rekrutujący się spośród sympatyków OUN-B, którzy pozytywnie przeszli weryfikację wysłani zostali w dwóch grupach na przeszkolenie m.in. do Krynicy i Barwinka. Po 4 – 5 tygodniach wstępnego szkolenia rekrutów przewieziono do Neuhammer (Świętoszów koło Wrocławia), gdzie odbywało się przeszkolenie wojskowe z bronią. Tam też żołnierze batalionu w kwietniu 1941 roku złożyli przysięgę „na wierność Ukrainie, OUN i jej dowództwu”.

“Nachtigall” jako zbyt mała jednostka wszedł w skład jednostki dywersyjnej Brandenburg 800 (w sile pułku), który podlegała Abwehrze.

W sumie batalion liczył 350 żołnierzy, z czego 150 przeszło szkolenie w batalionie Brandenburg, 100 w Krynicy, a reszta w Dukli, Barwinku i Komańczy.

Żołnierze nosili umundurowanie Wehrmachtu, na którym mogli, na naramiennikach naszywać niebiesko-żółtą wstążkę.

W przededniu ataku Niemców na ZSRS, batalion przerzucono do Rzeszowa, stamtąd pieszo dotarł w okolice Radymna. 27 czerwca 1941 roku Niemcy przerzucili go w rejon Lwowa. 30 czerwca o godzinie 4:30 nad ranem jako pierwsza zwarta jednostka wkroczył do Lwowa, zajmując bez oporu sowieckiego ratusz, katedrę Świętego Jura i lwowskie więzienia. O 6:30 delegacja żołnierzy batalionu została przyjęta przez greckokatolickiego metropolitę lwowskiego Andrija Szeptyckiego. Część batalionu stanowiła ochronę lwowskiej radiostacji podczas ogłaszania aktu państwowości ukraińskiej, dlatego też dowództwo niemieckie utraciło zaufanie do żołnierzy batalionu. Po dokonaniu zbrodni na Wzgórzach  Wuleckich we Lwowie dokonane 4 lipca 1941 roku na profesorach lwowskich wyższych uczelni, 7 lipca 1941 roku batalion został wraz z 1 dywizją strzelców górskich Wehrmachtu skierowany w kierunku Kijowa przez Złoczów, Tarnopol, Satanów, Płoskirów i Winnicę.

Pod Winnicą żołnierze batalionu rozstrzelali w co najmniej dwóch miejscach nieznaną ilość Żydów.

Również zdaniem Per. A. Rudlinga batalion pod dowództwem Romana Szuchewycza wziął udział w masowych rozstrzeliwaniach Żydów w Winnicy.

Po otrzymaniu informacji o aresztowaniu przez Niemców składu rządu Jarosława Stećki żołnierze batalionu otwarcie żądali zwolnienia uwięzionych lub wycofania z frontu. 30 lipca Wilhelm Canaris podjął decyzję o rozwiązaniu batalionu. 13 sierpnia 1941 batalion został wycofany z walk i poprzez Kraków (gdzie go rozbrojono) odtransportowany do Neuhammer, a następnie do Frankfurtu nad Odrą, gdzie skierowano również Batalion “Roland”.

W październiku 1941 roku oba bataliony zostały zlikwidowane i przekształcone w Batalion Policyjny nr 201, który został wyjęty spod komendy Wehrmachtu i podporządkowany Ordnungspolizei (Ukraińskie Bataliony Policyjne).

Część żołnierzy zdezerterowała, większość podjęła funkcje policyjne (podpisując w grudniu 1941 jednoroczne kontrakty) w 201 batalionie policyjnym.

Po zajęciu Lwowa przez Wehrmacht 30 czerwca 1941 w różnych częściach miasta rozpoczęły się pogromy Żydów. Pretekstem do ich rozpoczęcia była masakra więźniów dokonana przez NKWD i odkrycie zwłok kilku tysięcy pomordowanych więźniów w więzieniach lwowskich.

Żydzi obwiniani przez Niemców za kolaborację z okupantem sowieckim i zbrodnie NKWD stali się celem zemsty części ludności miasta Lwowa, podburzanej przez Niemców. Zdaniem Kershawa było to zgodne z dyrektywami Reinharda Heydricha o prowadzeniu wojny na terenie ZSRR, nakazującymi zachęcanie i inspirację pogromów antyżydowskich przez miejscową ludność. Warunki dla przeprowadzenia pogromu zorganizowali Niemcy, oni też dokonywali masowych morderstw na Żydach. W czasie trwania pogromu przywództwo w nim objęli członkowie OUN-B, dla których wspieranie działań Niemców było środkiem zdobywania ich poparcia dla niepodległej Ukrainy, łączącym się z antysemickimi przekonaniami przywódców organizacji. Autor ten pisze, że „miejski tłum”, złożonych  z Ukraińców,  skorzystał jedynie z sytuacji, by dokonywać przestępstw i grabieży.

Według meldunku sytuacyjnego Związku Waliki Zbrojnej (ZWZ) z lipca 1941 r. oraz wspomnień Filipa Friedmana natychmiast po wejściu Niemców milicja ukraińska i grupy z marginesu społecznego miasta rozpoczęły plądrowanie miasta poszukując Żydów. Byli oni doprowadzani do punktów zbiorczych, a stamtąd wysyłani do różnych upokarzających prac. Część z nich zapędzona została do lwowskich więzień. Z relacji świadków wiadomo, że w więzieniu Brygidki i w więzieniu NKWD żołnierze “Nachtigall” wzięli aktywny udział w pogromie: podjudzali do okrucieństwa a również bili i rozstrzeliwali Żydów.

W Brygidkach ukraińscy żołnierze nadzorujący wynoszenie i grzebanie ciał strzelali na dziedzińcu do pracujących Żydów.

Również w więzieniu NKWD, żołnierze “Nachtigall” popędzali i bić wywożących ciała Żydów. Potem na rozkaz niemieckiego oficera utworzyli szpaler i kłuli przebiegających Żydów bagnetami zabijając wielu z nich.

Według „Kroniki 2350 dni wojny i okupacji Lwowa” wieczorem Einsatzkommando rozstrzelało grupę czołowych osobistości żydowskich. Wśród zabitych był naczelny rabin Lwowa dr Jecheskiel Levin, któremu przed śmiercią oprawcy wyrwali brodę. Zdaniem Dietera Schenka egzekucję wymienionych osób przeprowadzili żołnierze „Nachtigall”. Specjalna ekipa filmowa Wehrmachtu filmowała pogrom, filmy były pokazywane później w oficjalnej kronice filmowej Ministerstwa Propagandy Rzeszy: “Die Deutsche Wochenschau”. 1 lipca, kiedy pogrom osiągnął apogeum, pojedynczy żołnierze niemieccy dołączali na ulicach do mordujących. Niektórzy żołnierze “Nachtigall” wzięli udział w pogromie Żydów we Lwowie, nie jako zwarty oddział, ale pojedynczo dołączając się do bojówkarzy. Mogli to być żołnierze uprzednio zwolnieni na przepustki.

Sprawę zamordowania lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich  opisali po raz pierwszy już w roku 1944 sowieccy pisarze Władimir Bielajew i Mychajło Rudnycki.

Już kilkanaście dni od zbrodni w lipcu 1941 r. zbieranie jej świadectw rozpoczął Zygmunt Albert, wówczas adiunkt Uniwersytetu im.Jana Kazimierza, współpracownik i przyjaciel wielu z zamordowanych.

W  1946 roku mord profesorów lwowskich był przedmiotem badania na procesie norymberskim. Świadkiem oskarżenia (prowadzonego przez prokuraturę ZSRR) był jedyny ocalały po aresztowaniu profesor Franciszek Groër, który stanowczo twierdził, że aresztowania profesorów dokonali gestapowcy i że on sam został aresztowany przez gestapowców o nazwiskach Hacke i Keller..

Żołnierze batalionu” Nachtigall” byli wymienieni jako sprawcy w liście Związku Potomków Lwowskich Profesorów Zamordowanych przez Gestapo w lipcu 1941 do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki z kwietnia 2005 r.. Jednak śledztwo IPN w tej sprawie, prowadzone przez oddział w Rzeszowie, zostało zamknięte w czerwcu 2006 z powodu niewykrycia sprawców.

Anice Anderson, Vivian Head, Anne Williams w pracy „Rzezie, masakry i zbrodnie wojenne od starożytności do współczesności” twierdziły, że zbrodnia została dokonana przy pomocy ukraińskiego batalionu “Nachtigall”, który wyłapywał profesorów i ich rodziny, podczas gdy do żydowskich mieszkańców miasta strzelał od razu. Studenci lwowskich wyższych uczelni narodowości ukraińskiej przygotowywali listy do aresztowań.

Nazwa batalionu “Nachtigall”pochodzi od chóru składającego się z żołnierzy batalionu, założonego przez Jewhena Bilińskiego w Neuhammer.

Żołnierzy batalionu ludność cywilna nazywała „Ptasznikami”. Nazwa pochodziła prawdopodobnie od symboli ptaków wymalowanych na jej wozach i motocyklach, a symbole od nazwy batalionu (“Nachtigall – Słowiki”).

W 2011 roku jedną z ulic we wsi Rajliw (Obwód lwowski, Ukraina) przemianowano na „Żołnierzy Batalionu Nachtigall”. Stało się to z inspiracji radnego nacjonalistycznej partii Swoboda Mariana Berezdeckiego.

Batalion “Nachtigall” ( niem. “Słowiki”) Niemcy utworzyli w ramach przygotowań do napaści na Związek Sowiecki.

Wywiad Armii Krajowej sugerował, że “profesorów aresztowało Gestapo na skutek donosów ukraińskich”. Pierwsze opublikowane relacje i wspomnienia pochodzące z 1944 r. również jako autorów zbrodni podawały tę najbardziej znienawidzoną przez okupowane narody jednostkę policyjną. W. Bielajew pisał obrazowo: “krwawe łapy Gestapo wyrywają wybitnych uczonych spośród świata medycznego.

Ten sam autor w grudniu 1944 r. konstatował , że “ogólnie znanym jest fakt, że oddziały gestapowców wdarłszy się do miasta, miały na długo jeszcze przed wojną 1941 r. gotową listę wybitnych działaczy nauki i sztuki podlegających natychmiastowej likwidacji. W miarę upływu lat zarówno publicyści, jak i historycy przestali się kontentować samym określeniem — “Gestapo” i zaczęli poszukiwać odpowiedzi na pytania: jaka konkretnie jednostka policyjna dokonała mordu i kto stał na jej czele. W. Bielajew pisał, że już jesienią 1944 roku, kiedy zaznajomił się ze znalezionym w jednym ze schronów UPA dokumentem-instrukcją pt. “Walka i działalność OUN podczas wojny” pojął, że daje mu ona klucz do wykrycia morderców. Stepan Bandera nakazywał w instrukcji swym współpracownikom “zbierać personalne dane o wszystkich wybitnych Polakach i zestawiać czarne listy. Zrobić spis wybitnych Ukraińców, którzy w określonym momencie mogliby próbować realizować swoją politykę”. W sposób pośredni potwierdzony został więc współudział nacjonalistów ukraińskich w wymordowaniu lwowskich uczonych”.

W swoich trzech kolejnych książkach W. Bielajew konsekwentnie stawiał tezę, że listy profesorów przygotował banderowski odłam OUN, a oddział “Nachtigall” brał udział w samym morderstwie. Jego opinie podzielali liczni sowieccy historycy w swych pracach dotyczących okupacji hitlerowskiej na terenie Ukrainy.

Tezę W. Bielajewa potwierdził Sąd Najwyższy NRD, który w dniu 29 kwietnia 1960 roku po zaocznym procesie skazał Theodora Oberländera (ówczesnego ministra w rządzie RFN) na karę dożywotniego ciężkiego więzienia i utratę obywatelskich praw honorowych na zawsze. W sentencji wyroku stwierdzono, że batalion “Nachtigall” został przez Oberländera zorganizowany, wyszkolony i pod jego dowództwem użyty podczas agresji na ZSRR.

Zgodnie z ustaleniami Sądu Najwyższego NRD Oberländer był komendantem batalionu “Nachtigall”, co zostało ustalone na podstawie zeznań świadków i dokumentów przedłożonych Sądowi podczas rozprawy.

Ukraińskim dowódcą batalionu “Nachtigall” był Roman Szuchewycz(“Taras Czuprynka”), który stale towarzyszył Oberländerowi i przekazywał do wykonania jego rozkazy. Zaraz po zajęciu Lwowa z batalionu wydzielono specjalny oddział w liczbie około 80 osób, który użyty został do masowych mordów. Według świadków zeznających na procesie, a należących do batalionu “Nachtigall”, ich koledzy, którzy należeli do wspomnianej 80-osobowej grupy twierdzili po powrocie do batalionu, że otrzymywali od Oberländera i Szuchewycza imienne listy osób, które należało rozstrzelać. Theodor Oberländer był uważany w okresie II Wojny Światowej przez część osób z kierowniczych kół III Rzeszy za niekwestionowany autorytet w sprawach polskich i całej słowiańszczyzny. Jego życiorys predestynował go zresztą w pełni do tej opinii. Piastując od października 1940 roku funkcję profesora zwyczajnego na niemieckim Uniwersytecie im. Karola w Pradze (do końca wojny) oraz od stycznia 1941 r. dziekana Wydziału Nauk Politycznych i komisarycznego zarządcy zamkniętego Wydziału Prawa, miał już za sobą rozległe doświadczenia w politycznej, propagandowej i organizatorskiej walce z polskością.

Od czasu pierwszej podróży-praktyki — do ZSRR w 1928 r. podjął współpracę z placówkami “Ostforschung”, pełniąc w latach 1933—1937 kierownicze funkcje w Bund-Deutscher Osten — organizacji podlegającej zastępcy führera — Hessowi, mającej za zadanie prowadzenie na wschodnich terenach pogranicznych Rzeszy walki narodowościowej, walki pogranicznej, propagowanie problematyki wschodniej, zajmowanie się osadnictwem i kierowanie pracą ziomkostw byłych osadników i urzędników niemieckich, którzy po 1918 roku znaleźli się w Niemczech.

W tym samym czasie zajmował się również organizowaniem siatki wywiadu politycznego wśród mniejszości słowiańskich na wschodnim pograniczu Niemiec. W drugiej połowie 1937 roku służył w centrali Abwehry w Berlinie, a w 1939 roku w Abwehrstelle Breslau — głównym ośrodku działalności sabotażowo-dywersyjnej niemieckiego wywiadu wojskowego przeciw Polsce. Od listopada 1940 roku służył w Abwehrstelle Krakau jako oficer odpowiedzialny za sprawy ukraińskie. Wtedy przebywał również kilkakrotnie we Lwowie w związku z repatriacją Niemców z tego miasta.

Zimą 1940/41 brał udział w rokowaniach między przedstawicielami Abwehry i OUN-B, by od marca 1941 roku wrócić do czynnej służby wojskowej w Abwehrze i brać udział w przygotowaniach agresji na ZSRR, a zwłaszcza gospodarczej eksploatacji okupowanych terenów przez Związek Sowiecki. To ostatnie zagadnienie wiązało się z jego zainteresowaniami naukowymi, które zawsze oscylowały wokół problemów polityki ludnościowej, osadnictwa i polityki rolnej. Miał także ścisłe kontakty z “Nord-und Ostdeutsche Forschungsgemeinschaft” — tajną agendą ministerstwa spraw zagranicznych i ministerstwa spraw wojskowych oraz z SS w ramach tzw. “SS Umsiedlungskommando”, czyli specjalnego sztabu do przygotowania planowanych wielkich akcji osiedleńczo-przesiedleńczych na terenach okupowanych.

  1. Oberländer, były profesor nadzwyczajny w Politechnice Gdańskiej i Uniwersytetu w Królewcu, człowiek ściśle współpracujący z dużą liczbą placówek zajmujących się Wschodem, oberleutnant Abwehry, nadawał się doskonale na reprezentanta interesów niemieckiego wywiadu w Zachodniej Ukrainie. Ambitny, przekonany o własnej wartości i swego rodzaju misji do spełnienia, usiłował pogodzić realizację swych własnych planów — awansu w hierarchii III Rzeszy

— z zadaniami zleconymi przez Abwehrę oraz z dążeniami nacjonalistów ukraińskich.

Podczas agresji III Rzeszy na ZSRR najpierw współdziałał z oddziałami ukraińskich nacjonalistów, później z oddziałami “ochotników” złożonymi z jeńców mieszkających uprzednio na Kaukazie, a upadek Rzeszy obserwował wspólnie z własowcami.

W 1946 roku T. Oberländer powrócił z obozu jenieckiego w Wielkiej Brytanii, przybrał pozę opozycjonisty wobec “Ostpolitik” Himmlera i rozpoczął działalność polityczną. Zmieniając przynależność partyjną, na stałe związał się z organizacjami przesiedleńczymi. Z ramienia “Bund der Heimatrertriebenen und Entrechten” (BHO — partia przesiedleńców) zdobył w 1953 roku mandat do Bundestagu i od października tego roku wszedł w skład rządu kanclerza K. Adenauera jako minister federalny do spraw przesiedleńców. Koniec lat pięćdziesiątych przyniósł jednak kres kariery politycznej T. Oberländera. Opinia publiczna została poinformowana o jego udziale w eksterminacji ludności okupowanych obszarów, co w rezultacie doprowadziło do jego ustąpienia z rządu w 1960 roku. Udzielając wywiadu bońskiemu korespondentowi gazety “The Guardian”, Oberländer odrzucił oskarżenia kierowane przeciw niemu w sprawie zamordowania profesorów lwowskich mówiąc: “Nie tylko nie brałem udziału w żadnych aktach gwałtu, ale nie widziałem niczego w tym rodzaju w ciągu siedmiu dni, które spędziłem we Lwowie. Nie słyszałem ani jednego wystrzału w mieście (…)”.

Admirał Canaris (…) “rozkazał, aby oddziały policji ukraińskiej zachowywały się w sposób wzorowy. Oddział “Nachtigall” wykonywał w ciągu swego tygodniowego pobytu we Lwowie tylko funkcje wartownicze”.

  1. Oberländer wykazał tutaj — zresztą nie on jeden spośród niemieckich zbrodniarzy — zadziwiająco słabą pamięć. Zarówno przewód sądowy przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze, jak i zeznania tych, którzy przeżyli, przechowywane w Archiwach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich i Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, całkowicie podważają wiarygodność jego wypowiedzi.

A oto przykładowe relacje na temat pobytu we Lwowie batalionu “Nachtigall”:

 

“… u bramy więziennej (…) stał podwójny szpaler składający się wyłącznie z Ukraińców ubranych w niemieckie mundury. Mieli oni karabiny z nasadzonymi bagnetami. Przez ten szpaler pędzono nas na podwórze więzienne. Bito nas przy tym i kłuto, nie zważając czy trafiało to w kobiety, mężczyzn czy dzieci. Tylko niewielu przeżyło to wejście i wielkie więzienne podwórze było pokryte niezliczoną ilością trupów”.

“Nazwy “Ptasznicy” używano w stosunku do oddziału Ukraińców w mundurach Wehrmachtu; powstała ona wkrótce po wejściu tej grupy do akcji na terenie miasta.”Ptasznicy” tworzyli zwarte kompanie w mundurach niemieckich i z niemieckimi oznakami stopni. Mówili po ukraińsku, a do rękojeści bagnetów mieli uczepione tasiemki z guzami koloru niebiesko-żółtego…”.

Egzekucje masowe (pogromy Żydów i Polaków) trwały mniej więcej do 2 lipca. Później trwały egzekucje poszczególnych osób i grup. Ludzie później mówili, że “Ptasznicy” zabijali w cztery różne sposoby – „rozstrzeliwali, zabijali młotem, bagnetem, lub bili do zabicia”.

Relacje te, oraz wiele innych umieszczonych w pracy A. Drożdżyńskiego i J. Zaborowskiego, wymownie zaprzeczają słowom T. Oberländera, jakoby “Nachtigall” pełnił tylko funkcje wartownicze. Trudno zresztą się dziwić, że człowiek, który był instruktorem i współpracownikiem (jeśli nie zwierzchnikiem) tego “krwawego oddziału” starał się przedstawić go z jak najlepszej strony, zwłaszcza że pełnił wówczas wysokie odpowiedzialne stanowisko w rządzie RFN.

W 1960 roku ukazała się w Polsce książka A. Drożdżyńskiego i J. Zaborowskiego pt. „Oberländer.” Autorzy udowadniali w niej, że T. Oberländer był nie tylko dowódcą batalionu “Nachtigall”, ale faktycznie zwierzchnikiem całej grupy operacyjnej, w skład której wchodziły następujące jednostki: I batalion pułku “Brandenburg” pod dowództwem mjra Heinza (odpowiedzialnego równocześnie za wojskową stronę operacji), batalion ukraiński “Nachtigall” dowodzony przez por. dra Herznera (dowódca ukraiński Roman Szuchewycz), jednostka “Geheime Feldpolizei” pod dowództwem kpt. Krügera oraz “Abwehrtruppe II” kierowana przez ppor. prof. Mittelhaure. Cywilną część grupy Oberländera stanowiła sześcioosobowa grupa członków kierownictwa OUN-B.

Autorzy twierdzą, że Oberländer jako “osobisty przedstawiciel admirała Canarisa” (szefa Abwehry) jest bezpośrednio odpowiedzialny za zbrodnie dokonujące się we Lwowie podczas swego pobytu w tym mieście (do nocy z 6 na 7 lipca), gdyż dokonywały się “tylko na jego rozkaz lub za jego zgodą”.

Żołnierze batalionu “Nachtigall” od swych niemieckich przełożonych nie otrzymywali żadnych rozkazów wzięcia udziału w pogromach, ale nie można wykluczyć, że część z nich samowolnie to uczyniła wspólnie z nacjonalistami ukraińskimi.

Opierając się na umorzeniu śledztwa przez bońską prokuraturę T. Oberländer uzyskał pozytywne dla siebie wyroki w procesach przeciw “Die Tat” we Frankfurcie, “Die Volkstimme” w Wiedniu, prezesowi Związku Literatów Niemieckich Berntowi Engelmannowi i Seppowi Barankowi w Monachium. Inną tezę o odpowiedzialności za mord uczonych lwowskich przedstawił w 1964 roku Zygmunt Albert. W artykule zamieszczonym w “Przeglądzie Lekarskim” twierdził, że mord uczonych nastąpił na skutek rozkazu Himmlera, a: “grupa “Słowików” Oberländera była wykorzystana do tej haniebnej roboty, ale panem życia i śmierci profesorów pamiętnej nocy lipcowej był Krüger, późniejszy kat inteligencji polskiej w Stanisławowie… Nie ulega wątpliwości, że otrzymał on bezpośrednio odpowiedni rozkaz od Himmlera”. Swe tezy Z. Albert precyzował na podstawie artykułów K. Lanckorońskiej.

W 1948 r. emigracyjna gazeta “Orzeł Biały” w numerach 45—47 opublikowała duży artykuł zatytułowany Niemcy we Lwowie.

Jego autorką była hr. Karolina Lanckorońska, przed wojną docent Uniwersytetu Lwowskiego, w czasie wojny aktywna działaczka Rady Głównej Opiekuńczej (RGO).

  1. Lanckorońska przyjechała do Lwowa w styczniu 1942 r. z mandatem RGO zorganizowania w woj. stanisławowskim filii RGO, zwanej Komitetem Polskim. Podczas wykonywania tego zadania w maju 1942 r. została aresztowana w Stanisławowie przez Gestapo.

Szefem Gestapo w Stanisławowie był kpt. Hans Krüger. Podczas przesłuchania K. Lanckorońskiej Krüger pewien, że aresztowana nie wyjdzie na wolność pochwalił się jej, że brał udział w likwidacji profesorów lwowskich, że to jego dzieło. Twierdził, że gdy “Feldgestapo” wkraczało na nowo zdobyte tereny, posiadało gotowe spisy osób, które miały być aresztowane. Krüger na ich podstawie wymordował profesorów we Lwowie, a następnie inteligencję polską w Stanisławowie. “Feldgestapo” nie zatrzymywało się na dłużej w jednej miejscowości, posuwało się za linią frontu, wykonując zadania porównywalne tylko do wypełnianych przez “Einsatzkommando SS”. Po pięciu tygodniach pobytu w więzieniu stanisławowskim K. Lanckorońską w dniu 8 lipca zawieziono do Lwowa i osadzono w więzieniu na ul.Łąckiego. W następnych dniach przesłuchiwał ją w urzędzie Gestapo przy ulicy Pełczyńskiej komisarz do spraw politycznych — Walter Kutschmann. Powiedział on K. Lanckorońskiej, iż jej krewni z włoskiej rodziny panującej interweniowali u H. Himmlera i dzięki temu została ona przywieziona do Lwowa mimo gwałtownych sprzeciwów Krügera.

Karolina Lanckorońska wyczuwając u Kutschmanna niechęć do Krügera zdecydowała się opowiedzieć o okrucieństwie i wręcz patologicznym sadyzmie, który cechował stanisławowskiego szefa Gestapo. Podczas przesłuchania powiedziała również o wymordowaniu przez niego lwowskich uczonych.

Zdumiony tym oświadczeniem K. Lanckorońskiej, po upewnieniu się, że mówił jej o tym sam Krüger, potwierdził słowa szefa Gestapo w Stanisławowie mówiąc: “Przecież ja byłem przy tym. Służyłem pod nim.

Kazał mi owej nocy przyprowadzić drugą grupę profesorów według spisu, który mieliśmy od Ukraińców studiujących w Krakowie. Powiedziałem Krügerowi, że nikogo nie zastałem w domu, dlatego ci ludzie nie zostali zamordowani”.

Zamieszana w rozgrywkę między dwoma gestapowcami Lanckorońska złożyła obszerne zeznania i czekała na dalszy rozwój wypadków. Dopiero w listopadzie 1942 roku Kutschmann wrócił z Berlina i oświadczył, że wygrał batalię o Krügera i Lanckorońska wyjedzie do Berlina jako świadek w rozprawie przeciw szefowi Gestapo w Stanisławowie oskarżonemu o to, że zdradził jej tajemnicę zamordowania uczonych lwowskich. Do rozprawy jednak nie doszło. W styczniu 1943 r. Karolina Lanckorońska została przewieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrueck, skąd 5 kwietnia 1945 r. została zwolniona dzięki interwencjom w jej sprawie czynionym przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Po wojnie w początkach 1946 r. K. Lanckorońska przesłała byłemu rektorowi Uniwersytetu Lwowskiego Stanisławowi Kulczyńskiemu, z którego rodziną była zaprzyjaźniona, swą opowieść-raport o przeżyciach w latach 1941 — 1945. Żona rektora — Maria Kulczyńska — zdecydowała się go opublikować łącznie ze swymi wspomnieniami i uwagami w 1977 roku. Od tej pory tzw. Raport Karoliny Lanckorońskiej jest częściej niż artykuły Lanckorońskiej w prasie emigracyjnej wykorzystywany w różnorodnych publikacjach i opracowaniach. Wartość Raportu polega na ujawnieniu nazwisk dwu hitlerowców bezpośrednio odpowiedzialnych za zamordowanie lwowskich uczonych, a równocześnie wyjaśnia również sprawę gotowych list, którymi posługiwali się gestapowcy.

Wydarzenia z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych potwierdziły wiarygodność Raportu w dość nieoczekiwany sposób.

W 1967 r. odbywał się w Münster proces przeciwko esesmańskim ludobójcom ludności Stanisławowa. Jednym z głównych oskarżonych był Hans Krüger, który — jak się okazało — przeżył wojnę i w RFN uchodził za antyfaszystę.

W czasie przewodu sądowego H. Krüger przyznał się, że należał do SS i przebywał w Stanisławowie, ale już w 1942 roku został ukarany za wydanie tajemnic Gestapo pewnej Polce. Niestety osoba ta została w 1943 roku wywieziona do Ravensbrück i tam zmarła.

Pewien, że Karolina Lanckorońska nie przeżyła obozu, podał sądowi jej imię i nazwisko. Prokuratura RFN stosunkowo łatwo odnalazła we Włoszech przebywającą tam Karolinę Lanckorońską i wzięła ona udział w procesie jako świadek. Redaktor Marian Podkowiński, który relacjonował ten proces w “Trybunie Ludu” pisał, że konfrontacja ze świadkiem, który zjawił się jakby duch zza grobu, wywarła wstrząsające wrażenie. Oskarżony stracił pewność siebie, załamał się i zrezygnował z prób przekonania sądu o swej niewinności. W rezultacie udowodniono mu, wg. M. Podkowińskiego, zbrodnie w Stanisławowie oraz skazanie na śmierć i uczestniczenie w egzekucji uczonych lwowskich.

Faktycznie jednak Sąd Przysięgłych w Munster uniewinnił H. Krügera od zarzutu popełnienia zbrodni zabójstwa na profesorach lwowskich z braku dostatecznych dowodów winy. Dając wiarę zeznaniom K. Lanckorońskiej sąd nie wykluczył, że Krüger mógł się przed nią przechwalać twierdząc, że jest sprawcą zbrodni we Lwowie, a to w celu, by wzbudzić w niej strach, albo zyskać w jej oczach na znaczeniu. Krüger w sierpniu 1942 r. został usunięty ze stanowiska szefa Gestapo w Stanisławowie, zdegradowany i skazany na 1 rok aresztu za ujawnienie tajemnicy państwowej. W lipcu 1943 roku Krüger w stopniu zaledwie Unterstumführera został przeniesiony do Chalon we Francji. Wojnę zakończył w Holandii w stopniu Hauptsturmführera (kapitana). Władze brytyjskie zwolniły go z obozu w 1948 roku z braku dowodów winy. Osiadł w miejscowości Luedingshaussen koło Munster (Westfalia) i stworzył wokół siebie legendę antyfaszysty. Otoczony szacunkiem współmieszkańców został wybrany do zarządu ziomkostwa brandenburskiego, a następnie został przewodniczącym tej organizacji w Nadrenii-Westfalii i kandydował nawet do parlamentu krajowego.

Zgubiła go zbytnia pewność siebie, został rozpoznany jako kat ludności polskiej i żydowskiej Stanisławowa, a proces sądowy pośrednio wykazał jego związek ze zbrodnią lwowską.

Patrz Karolina Lanckorońska “Wspomnienia wojenne”.

Długo nie były znane losy drugiego gestapowca — Waltera Kutschmanna.

Według Raportu Lanckorońska prosiła o ochronę jego życia generała Bora-Komorowskiego w tajnym meldunku wysłanym do Warszawy z więzienia we Lwowie, ale nie było wiadomo, czy przeżył wojnę. Szymon Wiesenthal, kierownik żydowskiego ośrodka dokumentacyjnego w Wiedniu, rozpoczął intensywne poszukiwania W. Kutschmanna, które zakończyły się powodzeniem. Ustalił, że były gestapowiec lwowski mieszka w Argentynie pod nazwiskiem Ricardo Olmo. Twierdząc, że jest on odpowiedzialny za zbrodnię lwowską domagał się od władz prokuratorskich RFN, by wystąpiły o ekstradycję W. Kutschmanna i wytoczyły mu proces sądowy. Starania jego zakończyły się niepowodzeniem, mimo zatrzymania W. Kutschmanna przez policję argentyńską.

Zbigniew Kustosik, korespondent PAP, w sierpniu 1975 r. przekazał depeszę z Berlina, która wyjaśniła losy Kutschmanna. Jej treść była następująca:

 

“… sąd zachodnioberliński uchylił wydany w 1967 r. nakaz aresztowania byłego oficera SS Kutschmanna, który został ostatnio rozpoznany w Buenos Aires. Decyzję tę wytłumaczono przedawnieniem nakazu w wyniku zmiany kodeksu karnego. Na Kutschmannie ciąży m. in. zarzut współudziału w zamordowaniu profesorów lwowskich 4 lipca 1941 roku”.

 

Pomijając tutaj zwyczaje zachodnioberlińskiego sądownictwa, uznającego zbrodnię ludobójstwa za przedawnioną, należy stwierdzić, że i drugi gestapowiec bezpośrednio zamieszany w likwidację lwowskich uczonych przeżył wojnę i żył spokojnie na kontynencie, który stał się oazą poszukiwanych przez sądy europejskie zbrodniarzy hitlerowskich.

W 1974 r. siostrzeniec zamordowanego profesora Władysława Boya-Żeleńskiego — Władysław Żeleński wspólnie z kilku innymi uczonymi polskimi na Zachodzie rozpoczął tzw. “Akcję lwowską”.

Była to kolejna próba wyjaśnienia śmierci uczonych w oparciu o prywatne dochodzenia i informacje, które spodziewano się otrzymać po opublikowaniu apelu w prasie. Adwokat Robert Kempner, znany z publikacji o procesie norymberskim, pozyskany do prowadzenia sprawy domagał się ponownego postawienia w stan oskarżenia Hansa  Krügera , ale władze niemieckie nie wyraziły na to zgody motywując to tym, że już jest skazany na najwyższą karę — dożywotniego więzienia. W sumie “Akcja lwowska” przyniosła nikłe rezultaty i nie spełniła oczekiwań, jakie pokładali w niej jej inicjatorzy.

Egzekucji profesorów w dniu 4 lipca dokonał mały oddział dowodzony przez esesmana i składający się z 6 — 7 Hilfspolizisten, którzy byli Ukraińcami, chodzili w niemieckich mundurach i pełnili funkcję tłumaczy. W szeregach “Einsatzkommando Galizien” była również grupa folksdojczów i Ukraińców batalionu “Nachtigall”.

 

CZAS APOKALIPSY

SONDERAKTION LEMBERG

 

W sobotę 4 lipca 2017 roku obchodzliśmy  76 rocznicę kaźni profesorów lwowskich na zboczu Kadeckiej Góry, obok ul. Wuleckiej, tzw. Wzgórz Wuleckich we Lwowie.

W miejscu zbrodni gdzie istniał krzyż brzozowy postawiono skromny krzyż metalowy na niewielkim betonowym cokole, aby w terminie późniejszym, zamiast należytego upamiętnienia męczeństwa pomordowanych naukowców właściwym pomnikiem, wykonać tablice z wyrytymi nazwiskami pomordowanych profesorów, nie rozumiem dlaczego akuratnie w języku ukraińskim współwykonawców mordu.

 Każdego roku odbywa się w tym miejscu krótkie nabożeństwo, po którym jako część oficjalną stanowią przemówienia. Nie ma wspomnień rodzin pomordowanych, nie istnieją groby straconych profesorów, jako, że nastąpiło w październiku 1943 roku całospalenie (holocaust – holocaustos) zwłok.

W  1943 roku  na rozkaz Heinricha Himmlera utworzono specjalne brygady, których zadaniem było niszczenie śladów masowych morderstw oraz ostateczne likwidowanie obozów żydowskich.

Do dzisiaj, nawet pracami historycznymi chroni się  ukraińsko hitlerowski batalion “Nachtigall” wykonawców tego zbiorowego mordu dokonanego na 45 profesorach lwowskich wyższych uczelni.

8 października 1943 roku jedna z takich grup (tzw. “Sonderkommando 1005”, które tworzyli Żydzi z obozu Janowskiego, zwanego przez nich Uniwersytetem Zbirów), odkopała grób rozstrzelanych w 1941 roku lwowskich profesorów.

9 października w święto Jom Kipur (Sądny Dzień) w obozie znajdującym się w lesie Krzywczyńskim podpalono kolejny stos ponad dwóch tysięcy następnych pomordowanych, po czym popiół rozsiano po lesie i okolicznych polach.

Więźniowie “Brygady Śmierci” chcąc rozpoznać zwłoki, szukali dokumentów. Odnaleźli m. in. przedmioty należące do profesorów Włodzimierza Stożka i Tadeusza Ostrowskiego.

Dane te podał Leon Weliczker, jedyny któremu udało się zbiec z „Brygady Śmierci” w spisywanym przez siebie pamiętniku.

Relacjonował on dalej:

„Ziemia była sucha, więc trupy nie były rozłożone, ubrania mało zbutwiałe. Z ubrań było widać, że to ludzie z lepszej sfery. U jednego wystawał złoty kieszonkowy zegarek z ładnym łańcuszkiem, u innych wypadły złote pióra”.

Zwłoki wywieziono do lasu Krzywczyńskiego, dorzucając je do ogromnego stosu z innych masowych grobów.

Istnieje domniemanie, że w lesie Krzywczyńskim, spalono  zwłoki mojego śp. Ojca doc. med. Maurycego Mariana Szumańskiego asystenta prof. Adama Sołowija na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza .

Mój Ojciec został aresztowany przez gestapo po 4 lipca 1941 roku (4 listopada 1941 roku) w swoim (naszym) mieszkaniu przy ul. Jagiellońskiej 4 we Lwowie i osadzony w więzieniu przy ul. Łąckiego we Lwowie wraz z innymi lwowskimi intelektualistami.

Być może został rozstrzelany w drugiej egzekucji na dziedzińcu Zakładu Abrahamowiczów, a zwłoki z tej egzekucji wywieziono ciężarówką za miasto, gdzie spalono je w pobliskim lesie, jak dwa tysiące innych ofiar.

W ten sposób hitlerowcy, nauczeni odkryciem stalinowskich dołów śmierci w Katyniu, usiłowali zatrzeć ślady własnych zbrodni. Podpalony stos, zawierający około dwa tysiące zwłok, pochłonął ciała lwowskich uczonych i ich towarzyszy. Popiół przesiany ze spalonych zwłok i zmielone resztki kości rozrzucono na pobliskich polach.

Specjalistą w tuszowaniu tych zbrodni batalionu “Nachtigall” jest historyk niemiecki Dieter Schenk, który w swojej pracy „Noc morderców”, usiłuje udowodnić niewinność batalionu „Nachtigall”, równocześnie podając:

„Jako Niemiec wstydzę się nie tylko za zabijanie niewinnych ludzi, ale także za sądownictwo powojennych Niemiec, które uczyniło wszystko, aby mordercy nie ponieśli kary”.

Jednak w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” red. Aleksandrze Solarewicz „Nieukarani zbrodniarze” („RP” 03. 12. 2011 r.) Dieter Schenk przyznaje, iż zbrodni na Wzgórzach Wuleckich dokonali Ukraińcy z Niemcami:

Rzeczpospolita “- Kto zidentyfikował najważniejszych sprawców?

Dieter Schenk – Pani Karolina Lanckorońska, która została aresztowana przez dwóch oficerów SS. Jednym z nich był Hans Krüger. Powiedział do niej:

„Ci profesorowie to było moje dzieło. Rozstrzelałem ich w jakiś dzień tygodnia o czwartej”.
Jedynym, który przeżył „noc morderców“, był profesor Franciszek Groër. Po wojnie w zeznaniach podał nazwiska sprawców należących do SS, którzy uprowadzili go z mieszkania. Byli to: Hacker, Köllner, Keller. Według ustaleń Centrum im. Szymona Wiesenthala, dowodził egzekucją SS-Unterführer, Walter Kutschmann. Komando składało się z pięciu folksdojczów – członków SS oraz dwóch ukraińskich policjantów. Dwie osoby strzelające SS to – jak miał ustalić Wiesenthal „z pewnością” – bracia Johann i Wilhelm Maurer.

Egzekucji profesorów lwowskich wyższych uczelni na Wzgórzach Wuleckich dokonali żołnierze ukraińskiego batalionu “Nachtigall” pod dowództwem faszysty i nacjonalisty ukraińskiego Romana Szuchewycza (“Tarasa Czuprynki”).

Roman Szuchewicz „wsławił się” m.in. strzałem w tył głowy w 1926 roku przy ulicy Zielonej we Lwowie wykonując swój wyrok śmierci na osobie kuratora ziemi lwowskiej Stanisława Sobińskiego.

Stanisław Sobiński (ur. 12 czerwca 1872 r. w Złoczowie, zamordowany 19 października 1926 r. we Lwowie) – polski pedagog, społecznik, kurator okręgu szkolnego lwowskiego.

Roman Szuchewycz(„Taras Czuprynka”) sprawował wówczas urząd referenta bojowego OUN-UPA. Był jednym z organizatorów zamachów na posła Tadeusza Hołówkę zamordowanego w Truskawcu w 1930 roku, Bronisława Pierackiego – Ministra Spraw Wewnętrznych, oraz szeregu policjantów.

Zabójstwo Bronisława Pierackiego, polityka sanacji, ministra spraw wewnętrznych w rządzie Leona Kozłowskiego miało miejsce 15 czerwca 1934 przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy ulicy Foksal w Warszawie. Pieracki został postrzelony przez członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), Hryhorija Maciejkę. Przewieziono go do szpitala, ale zmarł tego samego dnia.

Poseł Tadeusz Hołówka zginął w Truskawcu zamordowany przez nacjonalistów ukraińskich (Dmytro Danyłyszyn i Wasyl Biłas) z OUN. Decyzję o zamachu podjęła trójka Iwan GabrusewyczRoman SzuchewyczZenon Kossak . Na elewacji bocznej polskiej szkoły im. św. Marii Magdaleny we Lwowie istnieje żeliwna płaskorzeźba poświęcona mordercy OUN-UPA Romanowi Szuchewyczowi („Tarasowi Czuprynce”), którą uważam za prowokację uwłaczającą polskiej racji stanu. Dyrektor szkoły nie protestował, jak również władze Rzeczypospolitej.

Armia niemiecka wkroczyła do Lwowa 30 czerwca 1941 roku wypierając z niego pierwszych sowieckich okupantów.

Niemcy witani byli gorąco przez część Ukraińców.

Już następnego dnia do miasta weszło Einsatzkommando pod dowództwem SS- Brigadenfurhera dra Eberharda Schongartha, człowieka osławionego akcją aresztowania profesorów krakowskich (Sonderaction Krakau), w dniu 6 listopada 1939 roku.

Równocześnie z oddziałami niemieckimi do miasta wkroczył ukraiński batalion SS “Nachtigall” pod dowództwem Theodora Oberländera. Grupa Schongartha rozpoczęła swoją działalność już następnego dnia po wkroczeniu do Lwowa, ściśle według zaleceń Hitlera:

“Polacy będą mieli tylko jednego Pana – Niemców. Dwaj panowie obok siebie nie mogą, i nie powinni istnieć. Dlatego wszystkich przedstawicieli polskiej inteligencji należy zgładzić”.

Generalny gubernator Hans Frank w przemówieniu do SS i policji w dniu 30 maja 1940 roku powiedział:

” Nie da się opisać ile mieliśmy zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę (Sonderaktion Krakau) załatwili na miejscu miałaby ona całkiem inny przebieg.

Proszę więc panów usilnie, by nie kierować już nikogo do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz podjąć likwidację na miejscu, względnie wyznaczyć karę zgodnie z przepisami. Każdy inny sposób stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj (Sonderaktion Lemberg) całkiem innymi metodami, które będziemy stosować nadal”.

Pierwszym aresztowanym wśród inteligencji polskiej w dniu 2 lipca 1941 roku we Lwowie był pięciokrotny premier II Rzeczpospolitej Polskiej prof. Kazimierz Bartel.

Niemcy posiadali imienne listy osób przeznaczonych do likwidacji, sporządzone przez ukraińskich studentów-nacjonalistów, dokonywane z książek telefonicznych na zlecenie morderców z batalionu “Nachtigall”.

Aresztowani po rewizji, tzn. grabieży pieniędzy i wartościowych przedmiotów przewożeni byli do Bursy im. Abrahamowiczów na szczycie Wzgórz Wuleckich.

Tam po krótkim przesłuchaniu wprowadzani byli grupami na pobliskie wzgórze Wuleckie i rozstrzeliwani przez ukraiński oddział “Nachtigall”.

Zbocza wzgórza stanowią górną część Góry Kadeckiej, powyżej ulicy Wuleckiej.

Istnieją opisy świadków mordu obserwujących egzekucję z okien pobliskich zabudowań.

Wstrząsająca jest relacja prof. Franciszka Groëra wybitnego lwowskiego pediatry, który ocalał, dzięki temu, iż żona profesora była Angielką.

Franciszek Józef Stefan Groër (ur. 19 kwietnia 1887 w Bielsku, zm. 16 lutego 1965 w Warszawie) – polski lekarz pediatra, profesor Uniwersytetu im.Jana Kazimierza we Lwowie, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.

 

Oto fragmenty owej relacji:

 

“…brutalnie popychając wtłoczono nas do budynku i ustawiono w korytarzu twarzą do ściany. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą lub pięścią w głowę.

Była może 12.30 w nocy, a stałem tak nieruchomo do godziny 2 00. Mniej więcej co 10 minut z piwnicy budynku dobiegał krzyk i odgłosy wystrzałów.

Wezwano mnie jako dziesiątego, może dwunastego z rzędu. Jednym z zabitych w Bursie był młody inżynier Adam Ruff, zabrany wraz z matką i ojcem z mieszkania profesora Ostrowskiego.

Gdy w trakcie przesłuchania doznał ataku epileptycznego, rozwścieczony oficer niemiecki bez wahania zastrzelił go. Krwawiące zwłoki wynieśli później czterej profesorowie, prowadzeni na własną egzekucję, a matce Ruffa i profesorowej Ostrowskiej kazano zmyć krew z posadzki Bursy…”

 

Około 3.00 rano 4 lipca 1941 roku, w płaskiej wnęce na stoku wzgórza żołnierze batalionu wykopali prostokątny dół. Miał on kilkanaście metrów kwadratowych i był przedzielony w poprzek nie przekopanym wałem.

Skazanych przyprowadzano z Bursy i ustawiono na płaskiej części zbocza, prawdopodobnie tam, gdzie obecnie znajduje się krzyż i tablice z nazwiskami pomordowanych.

Po obu stronach grupy stali żołnierze ukraińscy i niemieccy oficerowie z rewolwerami w ręku. Skazanych sprowadzano kilkanaście metrów niżej do miejsca egzekucji. Pluton egzekucyjny składał się z 4 – 6 umundurowanych Ukraińców. Skazanych czwórkami ustawiano na wale.

Po salwie plutonu wszyscy, przodem lub tyłem wpadali do dołu. Wśród rozstrzelanych 4 lipca 1941 r. były 4 kobiety i ksiądz. Ostatnią rozstrzelaną była kobieta w długiej czarnej sukni. Schodziła sama, słaniając się.

Gdy przyprowadzono ją nad jamę pełną trupów, zachwiała się, ale oficer przytrzymał ją, żołnierz strzelił i wpadła do jamy.

Po egzekucji żołnierze zdjęli płaszcze, zakasali rękawy i łopatami zasypywali grób. Następnie ubito ziemię. Robiono to ostrożnie, aby się nie zabrudzić, bo ziemia była silnie zbryzgana krwią.

Niektórzy skazani mogli zostać zasypani żywcem, gdyż po salwie nie dobijano rannych. Zamordowano wtedy 40 osób, a dzień później dalsze dwie. Najstarszy miał w chwili rozstrzelania 82 lata. Dopiero 26 lipca 1941 roku zgładzono prof. Politechniki Lwowskiej Kazimierza Bartla – pięciokrotnego premiera Rządu II Rzeczypospolitej.

Aresztowany najwcześniej, bo 2 lipca, przebywał w więzieniu na Łąckiego do 26 lipca, gdzie usiłowano zrobić z niego konfidenta Gestapo. Profesor Kazimierz Bartel oddał życie z honorem.

Na Wzgórzach Wuleckich ukraińsko – niemieccy zbrodniarze zamordowali 45 polskich uczonych. Batalion “Nachtigall” wchodził w skład Legionu Ukraińskiego, utworzonego przez hitlerowców z ukraińskich nacjonalistów.

Batalion “Nachtigall”  ubrany był w mundury niemieckie stąd dociekania, iż byli to wyłącznie niemieccy żołnierze.

W okresie poprzedzającym wojnę ze Związkiem Sowieckim był specjalnie szkolony do zadań sabotażu i dywersji w Neuhammer.

Szkolenia te nadzorował osobiście profesor niemieckiego uniwersytetu im. Karola IV w Pradze, dziekan wydziału nauk politycznych, porucznik Abwehry – Theodor Oberländer. Po zajęciu Lwowa przez Niemców nastąpił szczególnie okrutny pogrom ludności, zwłaszcza żydowskiej. Na terenie Lwowa działały niezależnie od siebie – dwie grupy: jednostki Abwehry, wspomagane przez nacjonalistów ukraińskich z batalionu “Nachtigall”, formacje “Sicherheistdienstu”, wspomagane przez milicje ukraińską i oddziały Wehrmachtu.

Milicja ukraińska występująca po cywilnemu, jedynie z żółto – niebieskimi opaskami na ramionach stanowiła organ terroru samozwańczego rządu Stećki, powołanego do życia dekretem wodza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Stepana Bandery.

Po wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej Lwów został zajęty przez hitlerowców jak wspomniałem 30 czerwca 1941 roku, lecz już na 7 godzin przed zajęciem miasta przez dywizję strzelców alpejskich wkroczyła do miasta niemiecko-ukraińska grupa Abwehry, pozostająca pod osobistym dowództwem Theodora Oberländera.

W skład grupy oprócz oddziałów wojska i policji niemieckiej wchodził również batalion ukraiński “Nachtigall” pod dowództwem Romana Szuchewicza – (“Tarasa Czuprynki”) i por. Herznera z oficerami będącymi w ścisłym kontakcie ze Stepanem Banderą, Iwanem Hryniochem i Jurijem Łopatynśkim, a także grupą cywilów z kierownictwa radykalnego skrzydła OUN: Jarosławem Stećko, Iwanem Radłykiem, Stepanem Pawłykiem, Stepanem Łemkowśkym, Dmytro Jaciwem.

Nastały straszne, tragiczne dni i noce dla miasta. Ślepa nienawiść, okrucieństwo, bestialstwo zaczęły prześcigać się w masowych zbrodniach na bezbronnej, niewinnej ludności Lwowa – wspomina tamte dni prof. Jacek Wilczur świadek tamtych wydarzeń.

Morderstwa pojedyncze i grupowe rozpoczęły się nazajutrz po zajęciu Lwowa przez hitlerowców. Razem z Niemcami wkroczyli do Lwowa Ukraińcy w mundurach niemieckich.

Była to grupa wyjątkowo wrogo odnosząca się do w stosunku do ludności polskiej i żydowskiej. Ich to właśnie nazywano “Ptasznikami”(Słowiki). Nazwa ta pochodziła od symboli ptaków wymalowanych na jej wozach i motocyklach.

Powszechnie wiadomo było, iż grupy nacjonalistów ukraińskich, ukraińska milicja i Niemcy dokonują aresztowań z uprzednio przygotowanych list.

Aresztowano w pierwszych dniach inteligencję – profesorów, artystów, nauczycieli szkół powszechnych, młodych księży.

Aresztowanych wożono do gmachu gestapo przy ulicy Pełczyńskiej, do Brygidek, do więzienia przy ul. Łąckiego, lub więzienia na Zamarstynowie. Osoby aresztowane już wieczorem 30 czerwca i w następne dni wywożono do kilku miejsc i rozstrzeliwano.  Aresztowanych bito przed egzekucją.

Miejscami straceń były Winniki pod Lwowem, Wzgórze Kortumówki, Żydowski Cmentarz, ul. Zamarstynowska. Egzekucje masowe (pogromy Polakow i Żydów) trwaly do 2 lipca.

Później nadal trwały egzekucje poszczególnych osób i grup. Mówiono, iż „Ptasznicy” mordowali czterema sposobami: rozstrzeliwali, zabijali młotem, bagnetem, bądź bili, aż do zabicia.

Od ludzi którzy byli świadkami aresztowań zamieszkałymi przy ul. Arciszewskiego, Kurkowej, Teatyńskiej, Legionów i Kazimierzowskiej wiadomo było, iż “Ptasznicy” w czasie aresztowań nosili mundury Wehrmachtu kończy swą opowieść prof. Jacek Wilczur.

 

A tymczasem ?

 

Nieopodal kościoła św. Elżbiety we Lwowie stoi pomnik ludobójcy i polakożercy Stepana Bandery, ul. Leona Sapiehy we Lwowie nosi nazwę Stepana Bandery, a b. prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko wyniesiony do prezydentury przez Wałęsę i Kwaśniewskiego weteranom OUN – UPA przyznaje prawa kombatanckie, przywożąc wcześniej garść ukraińskiej ? (- czytaj lwowskiej) ziemi która urodziła Jacka Kuronia na jego grób, równocześnie określając Kuronia jako wielkiego Polaka i wielkiego Ukraińca!

 

            Aleksander Szumański “Lwowskie Spotkania” Lwów

 

 “Kurier Codzienny” Chicago

“Głos Polski” Toronto

“Dziennik Związkowy” Chicago

  “Warszawska Gazeta” Warszawa

“Nasza Polska” Warszawa

“Kresowy Serwis Informacyjny” Warszawa

“Raptularz Kulturalny” Dąbrowa Górnicza

“Wiadomości Polonijne” Johannesburg

 

0

Smutek “Dyndałów”

$
0
0

Bogaty chłop Grzegorz Dyndała z próżności swej i snobizmu żeni się z córką ubogiego szlachcica. Po ślubie jest on jednak poniżany przez zdradzającą go żonę; gardzą nim także jego teściowie. Znane dziś powiedzenie: “Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało” wywodzi się z tej właśnie komedii Moliera i dotyczy ludzi łasych na szybki zysk, chciwych i cynicznych, którzy ostatecznie zostają ukarani przez los.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Dynda%C5%82a

 

Dyndałów coraz więcej w naszym biednym kraju i tak naprawdę nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.

Chcieli złapać Koguta a złapali się sami 🙂

Bo właśnie w styczniu 2018 roku w bezsilnej złości, że swoi zagłosowali nielojalnie wobec prezesa za to lojalnie wobec kolegi senatora St, Koguta … otóż siem Prezes wkurzył i wydał rozkaz a rozkazy prezesa jak wiemy trzeba wykonywać w podskokach.

Tak więc szybciutko uchwalono co następuje…i to już w lutym…

cyt:

Senat przyjął uchwałę dotyczącą zmian w regulaminie Izby. Chodzi o uchylenie zapisów, że głosowania w sprawach personalnych są tajne i że odbywają się przy użyciu opieczętowanych kart do głosowania. Zmiany przewidują też jawność głosowań dot. wyboru i odwołania marszałka oraz wicemarszałków Senatu.

Senat przyjął uchwałę dotyczącą zmian w regulaminie Izby. Chodzi o uchylenie zapisów, że głosowania w sprawach personalnych są tajne i że odbywają się przy użyciu opieczętowanych kart do głosowania. Zmiany przewidują też jawność głosowań dot. wyboru i odwołania marszałka oraz wicemarszałków Senatu.

Projekt zmian regulaminu Izby wniósł marszałek Senatu Stanisław Karczewski po tym, jak 19 stycznia Izba nie wyraziła zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie senatora Stanisława Koguta, o co wnioskowała prokuratura.

W nocy za zmianą regulaminu Senatu głosowało 57 senatorów, 26 było przeciw.

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-zmiana-regulaminu-senatu-chodzi-o-tajnosc-glosowan,nId,2516687

Tak więc w nocy- a jakże by inaczej – na wniosek jednego cynika J.Kaczyńskiego zagłosowano zmieniając prawo z powodu innego tym razem chciwego S.Koguta a ukarano za to ostatecznie łasego z nadgorliwości marszałka Karczewskiego.

Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że gdyby nie jawność głosowania to rozmowy z niezłomnymi obrońcami uczciwości K.O. na pewno potoczyłyby się zupełnie inaczej, że nie wspomnę o nieprzekupnym PSL :)))

Nasz Naczelnik” znany jest bowiem ze swoich super pomysłów. Stwierdził na przykład, że premie się nie należały – musieli biedacy zwracać. Pensje poselskie za duże?

Obniżono o 20%… sami sobie obniżyli… ludzie trzymajcie mnie!!

To nic, że większość „głosowała ale się nie cieszyła”, że pojadę Gowinem – najważniejsze, że to wszystko zostało klepnięte w senacie jak trzeba to nawet o ulubionej porze senackiej czyli w nocy…

Sami powiedzcie czy to nie jest iście molierowska komedia?

I nie szkodzi, że tytułowy bohater nawet żony nie ma, nie musi… jego rodziną jest partia i władza. Zastanawiam się kim są teściowie, którzy nim gardzą ?

Ale to jest szczegół jedynie…. bo tak naprawdę pytanie brzmi kto jeszcze nie gardzi? UE a może USA?

Najgorsze jest to, że wplótł w to niemal nas wszystkich!

Mimo, że nie jesteśmy w ogromnej większości ani chciwi ani łasi na szybki zysk ani tym bardziej cyniczni, to jest w nas coś ze smutnych Dyndałów niestety… w końcu głosowało na ten tandem ponad 8 milionów Polaków!

0

101 contra 101

$
0
0

Słowa kluczowe: manipulacja, falsyfikat, lotnisko wojskowe, wybuchy, ofiary

MANIPULACJA

Przez teraźniejszość patrzymy na przeszłość. Nie zawsze od razu jest nam dane poznać prawdę. Historia o tym mówi aż nazbyt często. Zagonieni, zapracowani z trudem i w nielicznych przypadkach zauważamy, że „coś” ważnego się dzieje. Może zatrzymujemy się na chwilę, na moment i zaraz potem udajemy się do swoich zaplanowanych zajęć. Medialność codziennego życia sprawia, że coraz mniej pamiętamy z przeszłości. Szybkość zmieniającego się przekazu, miliony obrazów przewijających się przed naszymi oczyma, świat coraz bardziej wizualizujący, nęcący, nie pozwalający oderwać się od niego nawet na chwilę. Nie zauważamy, że właśnie gdy doświadczamy tej formy bytowania zmieniamy się a nasza wiara zmienia swoje odniesienia. Już „coś” innego decyduje w co wierzymy, komu wierzymy i jak długo. Zmienia się nasze „zapotrzebowanie”.

Jednym z ważnych i zarazem wstrząsających wydarzeń w naszej polskiej nowej historii była tzw. katastrofa smoleńska. Jeszcze prawdopodobnie dziesiątki lat „zdarzenie” to będzie na uniwersytetach podawane jako przykład stosowania technik socjotechnicznych, jako źródło olbrzymiej ilości form przekazu o bardzo różnej interpretacji tych samych „faktów” tak naprawdę ogółowi nadal nie znanych.

W międzyczasie utworzono w oficjalnym obiegu medialnym kilka zbiorów pojęć i teorii urastających do roli paradygmatu jak raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego czyli Komisji Badań Wypadków Lotniczych, w skrócie MAK, efekt prac Komisji Millera/Laska i Zespołu Parlamentarnego zamienionego później na Podkomisję ds. Badania Przyczyn Katastrofy TU 154 M z 10 kwietnia 2010r. Każdy z nich znalazł swoich zwolenników i wyznawców nader często zwalczających się, co było widoczne i w oficjalnych mediach i forach internetowych. Nieprzeliczone ilości internetowych trolli, hakerów angażowały się w walkę z blogerami i osobami (często różnych naukowych specjalności) uczciwie poszukujących prawdy o 10.04.10. Jednak mimo deklaracji, prawda będąca ponoć „w zasięgu ręki” nadal nie jest znana, a winni zaniedbań i udziału nie zostali wskazani i postawieni w stan odpowiedzialności. Jest tu jakaś analogia do sprawy mordu na ks. Jerzym Popiełuszko.

Szczątki złomu z samolotów w Smoleńsku można porównać do skamielin badanych przez paleontologów. Skamieliny wymarłych zwierząt odkrywane w różnych zakątkach świata to nic innego jak zapis form życia ale nie ich rozwoju. Nie odkryto dotąd „form przejściowych” wśród skamielin. Nie spotkano przejść z jednej formy w drugą. Skamieliny nie zmieniają się. By istnieć potrzebują specjalnych warunków np. warunków atmosferycznych, które mają dla nich olbrzymie znaczenie.

Paleontolodzy zaobserwowali w trakcie swych niezliczonych badań „proces sortowania szczątków” (specyficzny sposób ułożenia kości szkieletów dinozaurów) na skutek katastrofy naturalnego pochodzenia (przemieszczające się lodowce).

To doskonały przykład jaki powinien być stan „dowodów w sprawie” śmierci 96 osób 10.4.10. Ważny dla nauki ale przede wszystkim dla odkrywania prawdy. W przypadku „Tragedii smoleńskiej” jak ją nazwano, jest inaczej.

Szczątki tupolewa 154 M b/n 101jak skamieliny nie powinny zamienić się na inne, nie powinny zmienić swej formy czyli wyglądu, który zawsze ma cechy szczególne, indywidualne i po nich je rozpoznajemy.

To jest oczywiste. Nawet w tym wypadku warunki atmosferyczne owego kształtu i cech indywidualnych nie zmienią. Zmienić je może ingerencja człowieka choćby przez użycie narzędzi, maszyn, transportowanie. Szczątki blach nie zabezpieczone odpowiednio, mogą zostać pokryte z biegiem czasu rdzą.

Okazuje się, że w przypadku badań nad szczątkami przypisywanymi statkowi powietrznemu TU 154 M b/n 101 inaczej niż w przypadku skamielin mamy do czynieniaz „formami przejściowymi” złomu ponoć wnikliwie przebadanego przez wszystkie komisje. Podobnie jest z ciałami członków Delegacji 10.4.10r. Zadanie właściwego rozpoznaniai interpretacji utrudnia fakt fałszowania i podmieniania dokumentacji smoleńskiej. Wiele przykładów tych oszustw poznaliśmy głównie dzięki mozolnej pracy Pawła Konrada L blogera 3Zet Sirkpl. Nie dzieje się więc nic przypadkiem. Co ciekawe niektóre komisje tj. MAK i Podkomisja niejawnie, jak zapewniają – prowadzą śledztwa nadal. Właśnie Antoni Macierewicz ogłosił, że nie spocznie dopóki prawdy o Smoleńsku nie pozna. Nomen omen mija właśnie 9 i pół roku od 10.4.10. Także prokuratorzy, którzy właśnie wrócili z kilkudniowego pobytu w Smoleńsku mogą mieć problem – swoisty dysonans poznawczy, bo jak tu połączyć efekt zniszczenia jednego wraku z rezultatem rekonstrukcji czyli sfałszowaną katastrofą z użyciem fałszywego złomu imitującego statek prawdziwy.

Szczątki tupolewa 154 M b/n 101jak skamieliny nie powinny się przemieszczać, a „proces sortowania” na skutek katastrofy „naturalnej” czyli tej „oficjalnej”, nie ułożonej „pod linijkę” (K. Cierpisz) – powinien zostać zachowany tak długo, jak długo wymagałoby to śledztwo przeprowadzone zgodnie z prawidłami i procedurami międzynarodowymi. Mamy tu na myśli oficjalne dane. Stało się inaczej – smoleńskie „formy przejściowe” wymyślono i stworzono na potrzeby dezinformacji społeczeństwa. Nie powinny one zaistnieć w przypadku „nieszczęśliwego wypadku”. Istnieje bowiem różnica między oficjalnym „komunikatem” odpowiadających za zbadanie i ogłoszenie wyników badań, a tym co rzeczywiście na miejscu zwanym miejscem katastrofy można było odkryć. Wielokrotnie zresztą w historii odkryć archeologicznych zdarzały się przypadki ich fałszowania w celu osiągnięcia sławy i znacznych zysków.

Przykładem niech będzie szachownica lotnicza – znak o tyle charakterystyczny bo mający charakter reprezentacyjny i jako państwowe oznakowanie lotnicze o barwach narodowych – opisany został w dokumencie „4 lata po Smoleńsku” w opracowaniu Zespołu Parlamentarnego z kwietnia 2014r. pod kierunkiem Antoniego Macierewicza. Po zapoznaniu z dokumentem trzeba sobie zadać pytanie – czy wykorzystano wszystkie procedury, narzędzia w badaniu „przyczyn i skutków” rzekomej katastrofy jeśli chodzi o miejsce przyjęte za oficjalne i „zawartość”, czyli stan wszystkich fragmentów złomu oraz ciał ludzkich?

„FORMY PRZEJŚCIOWE” – FALSYFIKAT

Analiza z dokumentu „4 lata po Smoleńsku” została napisana pod „wybuch”. Dlaczego? Wyjaśnienie za chwilę poniżej. Problem poruszałem w cyklu „Kod Smoleński Bliźniaki” – trzy opracowania z tego cyklu zamieszczono na portalu 3Obieg.pl systematycznie atakowanego od tamtej pory przez hakerów.

https://3obieg.pl/falszywa-mapa-slepy-satelita/

https://3obieg.pl/falszywy-ogon-tupolewa/

https://3obieg.pl/inwentaryzacja-zlomu-smolenskiego-plansze/

Wcześniej problem szachownicy opisano na portalu Salon24 i w książce – Maskirowka smoleńska/Bollinari/2018 w rozdziale XII. Aspekt autentyczności części tu154m Lux 101 opracowany przez śp. Blogera @3ZET w czerwcu 2015r.

Analiza Blogera @3ZET znajduje się (jeszcze nie zdjęto) pod adresem:

//www.youtube.com/watch?v=1R2_3IZyNKw

Wpierw wyimek (str. 126) z liczącego 204 strony Raportu Komisji A.M. pochodzącez rozdziału VI zatytułowanego: Analiza zniszczenia wybranych fragmentów lewego skrzydła wraz z opisem widniejącym pod zdjęciem szachownicy:

DOLNY PANEL POSZYCIA DOCZEPNEJ CZĘŚCI SKRZYDŁA (Z SZACHOWNICĄ)
Z FRAGMENTEM KLAPY ZASKRZYDŁOWEJ. Miejsce znalezienia: sektor 8 (właściwe wrakowisko).

Zniszczenia: mocne (o ok. 180 stopni) wygięcie przedniej krawędzi z przynajmniej częściowym zachowaniem dźwigara nr 1 oraz zamontowanych do poszycia fragmentów żeber (łamane wzdłuż). Częściowe rozejście się poszczególnych paneli na szwie. Brak noska skrzydła. Prawdopodobny mechanizm powstania uszkodzeń: nadciśnienie w środku kesonu. Wielokrotne, równoległe pęknięcia poszycia, kończące się na poprzecznym elemencie konstrukcji (wzmocnieniu) świadczą o wybuchu. Ich wygięcia mogły częściowo powstać od uderzenia
w ziemię.

I to wszystko oficjalnie na temat tej szachownicy. Ani słowa o tym, że panel jest fałszywką. Wiemy o tym dzięki Pawłowi Konradowi L. Po zapoznaniu się z efektem jego pracy, wiemy, że miał rację. Czy zatem możemy zgodzić się z taką interpretacją Komisji?

Poniżej przykładowe zestawienie dwóch bliźniaczych części przyogonowych. Widok przedstawia prawy bok, wpierw w lasku, na polance ucięty z lewej strony przy otworze drugiego luku bagażowego umiejscowionego tuż za skrzydłem. Poniżej jakby ta sama część na pierwszy rzut oka ale jak widać jest dłuższa o ok. 1,5m lub więcej. Nie jest ucięta jak poprzednia. To już jest w miejscu gdzie zwożono „wrak” i pochodzi ze strony Komisji Laska.

Przytaczam przykład innych fałszywych części z „katastroficznej” polanki przy XUBS (fałszywe były także końcówka ogona, statecznik, skrzydła, fotele, burta przysalonkowa – to te najważniejsze obok „szachownicy”) gdyż fakt ten zmienia wszystkie analizy ścieżki podejścia, przestawiania lamp naprowadzających w celu sprowadzenia na fałszywą ścieżkę, wybuchów – kiedy, gdzie i z jaką mocą i ile razy, „dlaczego zszedł tak nisko” i w końcu „czy odszedł”, nadając im wartość co najmniej wątpliwą.

Miałyby one sens gdyby między ulicą Kutuzowa, a murem oddzielającym Fabrykę Przemysłu Lotniczego SMAZ i wschodni kraniec pasa startowego rzeczywiście spadł wraz z całą Delegacją prawdziwy TU 154M Lux b/n 101.

Tam jednak „go” nie było i nie było „katastrofy smoleńskiej” .

Przyjmując zapisy stenogramów dawno uznane za sfałszowane za wiążące, przyjmując, że nakierowywano samolot tak, by spadł tuż przed działką Bodina, przyjmując, że wybuch spowodował utratę fragmentu skrzydła oraz rozsadził salonkę prezydenta uznajemy tym samym, że fałszywej katastrofie uległ fałszywy samolot, tym samym 96 osób zginęło na niby.

Czyli „pancerna brzoza” zostałaby faktycznie w „tamtej chwili” ścięta (plastykowe śmieci pod nią złożone oczywiście nawet by nie drgnęły mimo pędu powietrza od silników odrzutowych), a rozpadający się w powietrzu statek zdołał wykonać „podziemną beczkę”
Tak jak przedstawiał MAK. (Patrz: zawiadomienie do Prokuratury o popełnieniu przestępstwa – „podziemnej beczce” prof. M. Dakowski złożył w październiku 2010r.).

Części samolotowe zwiezione na boczną płytę lotniska Siewiernyj w większości są dubletami części z błotnej polanki na której dogrywał dźwięk operator TV, S. Wiśniewski.
I tak samo są unurzane w błocie jak te pochodzące z polanki. Cóż z tego, skoro chociażby część przyogonowa – jej prawy bok jest dłuższy o ok. półtora metra od tego z polanki uciętego tuż przy dalszym, lewym brzegu luku bagażowego. W niezależnym śledztwie potwierdzono, że szczątki „polankowe” są fałszywe, a te przywiezione z nieustalonego miejsca na boczny Siewierny mają znamiona oryginału choć są częściowo wymieszane z tymi z polanki. Trzeba to miejsce znaleźć, czyli miejsce defragmentacji na kawałki mniejsze niż mógłby zrobić to wybuch. Czy Smoleńska Fabryka Lotnicza SMAZ jest brana przez komisje pod uwagę?

Nie było możliwości, by oryginalny statek „rąbnął” jako drugi w to samo miejsce na skutek czego byśmy mieli dwa wraki na jednej polance. Ponadto śladów upadku brak. Niedokończoną „końcóweczkę” za podstawionego tupolewa wykonał IŁ 76, czyli na odcinku za działką Bodina do miejsca za ulicą Kutuzowa. Ten który „wylądował” „nieduży”, „sportowy”?, może Jak40/47? z prez. Kaczorowskim plasnął 60 m za ulicą Kutuzowa na wysokości niemal pasa startowego lub za czołgiem i szybko został stamtąd zabrany. Odpowiednie nagrania nazwane „zapisami” uzupełnione o „głosy” z symulatorów (dowiezione przez E. Klicha) zaczerpnięto
z lotów 7 i 9.10 kwietnia.

Z relacji miejscowych (nie tych oficjalnie podanych) wynika, że w samolocie nagle wszystko wyłączono, światła, całe zasilanie. Prawdopodobnie, by nie doszło do ew. eksplozji. Mały pożar szybko ugaszono. Zapewne, przestawienie bliższej radiolatarni, podanie fałszywych współrzędnych dalszej radiolatarni, podanie niewłaściwej wartości ciśnienia oraz fałszywe karty podejścia, gdzie zostały naniesione niewłaściwe współrzędne punktów nawigacyjnych oraz nieprawidłowy kurs magnetyczny osi pasa, teoretycznie mogło mieć miejsce. Nie miałoby to jednak żadnego wpływu na rodzaj szczątków złomu z polanki, ułożonego wcześniej przed 10.4.10 i stan szczątków ludzkich. Dopiero o 16:20 odnaleziono 25 ciał (bez podania danych osobowych, podrzuconych) – podano oficjalnie w raporcie Anodiny. Zastanawia brak innych danych przy tak dużej liczbie wszelkich służb użytych w rejonie lotniska Siewiernyj.

Starano się by wszystko wyglądało „naturalnie”, o co miały dbać podane przez MAK siły: OP SMAZ, PS , PASS, PCz-5, SCz-2) – ogółem 40 ludzi i 11 jednostek techniki, siły UWD okręgu Smoleńskiego i FSO wykonały zabezpieczenie miejsca upadku samolotu w promieniu 500 metrów, 80 ludzi, 16 jednostek samochodowych, pierwszej brygady medycznego pogotowia ratunkowego, na miejsce zdarzenia lotniczego wyjechali: zmiana dyżurna ratowników PSO PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi, 1 jednostka techniczna), dyżurna zmiana ratowników ASO MU „GO i CzS m. Smoleńska”, 4 ludzi, 1 jednostka techniczna), ASO na akwatoriach PASS GU MCzS Rosji dla okręgu Smoleńskiego (4 ludzi, 1 jednostka techniczna), OG FSB (7 ludzi, 7 jednostek technicznych) , OG UWD (40 ludzi, 12 jednostek technicznych), 7 brygad pogotowia ratunkowego, naczelnik ekspertyz medycyny sądowej, z nim 7 ludzi, 16 patologów, starszy – kierownik okręgowego instytutu anatomii patologicznej, plus kolejne jednostki, helikoptery, 3 moduły pneumatyczno-szkieletowe, ogółem do prac w rejonie zdarzenia lotniczego zaangażowane były siły i środki w ilości 1110 ludzi, 7 przewodników z psami i 221 jednostek technicznych. Do zabezpieczenia i ochrony miejsca zdarzenia lotniczego o powierzchni 1,5 hektara zaangażowano 425 pracowników UWD. (nie wymieniono obecnych służb z OMON). Szybko wspomniano ogólnikowo o braku żywych osób – 11:40 – ustalenie faktu braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego, 14:58 – przygotowane miejsca do rozmieszczenia ciał ofiar: miejska kostnica 100 miejsc, 1-szy szpital kliniczny m. Smoleńsk – 5 miejsc; 15:12 – przystąpiono do ewakuacji ciał ofiar, miejsce zdarzenia lotniczego podzielono na 14 sektorów;dane: MAK.

Drewniana budka (jest to lotnisko wojskowe) mogła w sobie skrywać najnowocześniejszą technikę elektroniczną służącą do meaconingu, czyli celowego zakłócania sygnału GPS, natomiast spróchniały barak, zdający się pamiętać walki z okresu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (wojna ZSRR z Niemcami hitlerowskimi 1941-1945 po zerwaniu przez Hitlera w czerwcu 1941 traktatu Ribbentrop-Mołotow) – kryć w swoim niepozornym wnętrzu nowoczesną broń laserową bądź impulsową. /…/ Skuteczna ochrona własnych (rosyjskich) sił i środków bojowych bowiem przy równoczesnym zachowaniu pełnej zdolności wykrywania, śledzenia i likwidowania sił i środków bojowych przeciwnika, a przynajmniej pozbawiania ich zdolności bojowej wymaga, aby w zasadzie wszystkie elementy składowe wyposażenia, w tym także sprzęt radarowy i radiolatarnie, były w ciągłym ruchu. wtedy bowiem najtrudniej jest przeciwnikowi zlokalizować je i zniszczyć, jeżeli działają one w rozproszeniu i zmieniają ustawicznie swoje położenie.https://suwerennosc.blogspot.com/2010/07/na-tropach-przyczyn-katastrofy-w_08.html

Faktycznie, logistyka była taka, że skrzydła i stateczniki wędrowały zajmując różne położenia. Nie tylko one. Tam wszystko było „w ruchu” łącznie z białymi samochodami Ził, dźwigami i wywrotkami przywożącymi ziemię z „czymś” trudnym do zinterpretowania (szmaty, ubrania?) z nieokreślonego miejsca.

Twórcy rekonstrukcji w ogóle nie przejmowali się prawami fizyki, teorią katastrof, logiką, aerodynamiką, awioniką, inżynierią materiałową, geologią, gleboznawstwem, dendrologią, etc., etc. Głównie skupili się na wpleceniu w rekonstrukcję sztuczek psychologicznych i oddziaływań na podświadomość. (G.P.R.) Jak napisałem wcześniej, aby wszystkie warunki, dociekania i komisyjne komunikaty oraz raporty medialnie podawane były uzasadnione – to złomowisko na polance musiałoby być prawdziweAby rekonstrukcję upadku Tu-154M 101 można było uznać za prawdziwą, musi ona spełniać odpowiednie warunki. Jej rezultatem muszą być szczątki i ślady w stanie faktycznym. Musi być łańcuchem logicznych implikacji, którego każde ogniwo jest prawdziwe. Wystarczy, że z tego łańcucha tylko jedno ogniwo w dowolnym położeniu, na początku, na końcu, w środku będzie nieprawdziwe, aby cała rekonstrukcja nadawała się tylko do wyrzucenia. Łańcuch musi być spójny. /…/ Rekonstrukcja upadku Tu-154M 101 nie spełnia ani jednego z powyższych warunków. Jej efektem nie są takie szczątki i ślady, jakie nam zostały przedstawione. Ani jedno z ogniw jej łańcucha nie jest prawdziwe. To w ogóle nie jest żaden łańcuch. To są izolowane wyspy. Oddzielone od siebie nawzajem barierami logicznymi. Wyniki ogniwa poprzedniego nie wskazują na ogniwo następne. Założeniami ogniwa następnego jest zanegowanie wyników ogniwa poprzedniego. Tej rekonstrukcji do stanu miejsca będącego terenem rzekomej katastrofy lotniczej dopasować się nie udało. Nie wiadomo, czy w ogóle istnieje rekonstrukcja pasująca. Jeżeli powyższe wiemy my, to tym bardziej wie to Moskowia. Wie to teraz i wiedziała to już na etapie planowania operacji smoleńskiej. Jest jasnym, że działania opisane powyżej, nie mogą wyczerpywać całości jej poczynań.

Skoro nie udało się zrobić dekoracji teatralnej wyglądającej jak miejsce katastrofy lotniczej, skoro do tej dekoracji teatralnej nie udało się dopisać scenariusza sztuki, to trzeba chociaż sprawić, aby widzowie nie wyszli z teatru. Trzeba ich przekonać, że sztuka jest odgrywana tutaj, a nie gdzie indziej. (Grzegorz P. Rossa, https://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/8234,klamca-powinien-miec-dobra-pamiec-i-znac-prawa-fizyki).

WYBUCHY ZAMIAST LODOWCÓW

Po artykule Cezarego Gmyza „Trotyl na wraku tupolewa” w Rzeczpospolitej, w 2012r. https://www.rp.pl/artykul/947282-Trotyl-na-wraku-tupolewa.html – „wybuchy” zaczęły spełniać rolę „przyczyny sortowania szczątków” i przyczyny katastrofy w ogóle. Tylko czy ktokolwiek zastanowił się, czy było możliwe, aby operator dźwiękowiec Wiśniewski ot, tak sobie odbywał spacer błotny, (słychać było śpiew ziemby, FYM) na miejscu katastrofy tuż po wybuchu bomby paliwowo powietrznej, a przy tym nie padł plackiem w błoto, nie poniósł żadnych ubocznych skutków tegoż wybuchu – oddziaływania pochodzącego od niego promieniowania cieplnego, nie został poparzony, a farba na kawałkach złomu wbrew fizyce nie oblazła od temperatury (niektóre części odwrotnie – „nagle” zardzewiały), w częściach złomu i w oknach świadków w pobliskich oknach nie popękały szyby etc. etc. Czy w takich warunkach strażacy mogliby spokojnie rozwijać węże gaśnicze? Żaden z „telewizyjnych” świadków o takim zdarzeniu nie wspominał. Byłyby też skutki bez zapłonu. Znacznie liczniejsze. Świadkowie mieliby uszkodzenia wzroku. Przedmioty z tworzyw sztucznych termoplastycznych zmieniłyby kształt. (Grzegorz P. Rossa) Akcja gaśnicza nie była możliwa.

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/9171,smolensk-wybuch-paliwowo-powietrzny-w-gapie#comment_61932 (kliknięty link do pełnej analizy G. Rossy może się nie otworzyć. Lepiej link skopiować i wkleić w przeglądarkę. Drugi sposób – wejść na blog autora i kopiować podane tam linki do nowo otwartej zakładki przeglądarki).

Sprawa zniszczeniaTu-154M PLF 101 wybuchem powraca pijacką czkawką. Wprawdzie w tekście (poście?) Smoleńsk. Wybuch paliwowo powietrzny w „Gapie” dowiodłem ponad wszelką wątpliwość, że 10 kwietnia AD 2010 koło lotniska Siewiernyi w Smoleńsku wybuchem nie został zniszczony nie tylko ten samolot, którym na uroczystości 70 rocznicy wymordowania przez Moskowię polskich jeńców wojennych leciała delegacja państwowa, ale też wybuchnąć nie mógł żaden inny. No, może za wyjątkiem motolotni, szybowca czy bardzo lekkiej awionetki. Ale są ludzie odporni na wiedzę. (Grzegorz P. Rossa)

Takie, a nie inne rozczłonkowanie samolotowego złomu na skutek „wybuchów” miałoby wykluczyć inne, pozostałe wersje także inscenizację katastrofy. Jednak jest odwrotnie. Dlatego nie można pominąć bardzo wnikliwych i precyzyjnych merytorycznie analiz Grzegorza Rossy, tym bardziej, że trafne ekspertyzy niezależnych znikają z Internetu wprost proporcjonalnie do liczby odwiedzin. Im większe zainteresowanie, tym szybciej są usuwane. Proszę o archiwizowanie kolejnych części dowodów pana Grzegorza Piotra Rossy zanim dostęp do nich będzie niemożliwy. Są wystarczająco wyczerpujące, szczegółowo w logicznym ciągu przedstawione. Korelują z opracowaniami prof. Mirosława Dakowskiego, inż. Cierpisza (zamach.eu), blogerów skupionych wokół FYM’a. i innych niezależnych blogerów.

Jeżeli samolot został wybuchem ładunku paliwowo powietrznego zniszczony na wysokości tak dużej, że na ziemi nie mógł zostawić śladów, to znaczy, że na tej wysokości samolot przestał istnieć. Dalszej historii już mieć nie mógł. W szczególności nie mógł odbywać lotu na wysokościach niższych. A wszelkie świadectwa, że taki lot odbywał, nie są świadectwami, tylko fałszywkami. W szczególności to dotyczy: naprowadzania, ustawienia radiolatarń, zerwania linii przesyłowej energii elektrycznej średniego napięcia, dialogu z wierzą kontrolną ze sławetnym na kursie i na ścieżce, nagrań rozmów z kabiny, etc., etc. A skoro było można sfałszować lot po zniszczeniu samolotu wybuchem ładunku paliwowo powietrznym, to cóż by takiego mogło stanąć na przeszkodzie sfałszowania samego upadku? /…/ Wyżsi funkcjonariusze specsłużb Moskowii, którzy opracowali operację smoleńską, bez wątpienia bardzo dobrze znają skutki wybuchu ładunku paliwowo powietrznego. W końcu to Moskowia produkuje największą na świecie bombę paliwowo powietrzną. Skonstruowanie poprzedziły liczne próby. Komu, jak komu, ale wyższym funkcjonariuszom specsłużb wyniki tych prób muszą być znane. Stąd można wnieść, że użycie ładunku paliwowo powietrznego wykluczyli już na bardzo wczesnym etapie planowania. /…/

Z jakimi wybuchami możemy ewentualnie mieć do czynienia? Jak położonymi względem samolotu? W grę może wchodzić tylko wybuch wewnętrzny. Wybuchy zewnętrzne wykluczyli sami wyznawcy hipotezy wybuchu. Skutki działania wybuchu zewnętrznego i zderzenia z ciałem twardym o dużej masie mogą różnić się szczegółach. Mogą dawać różną fakturę powierzchni. Pole sił pochodzące od ciała twardego może być bardziej zróżnicowane. Rozkład sił fali uderzeniowej wybuchu może być bardziej jednorodny. Ale nie mogą różnić się, co do zwrotu. Nie może być tak, że jedna przyczyna zewnętrzna daje zaklęśnięcie, a druga wypukłość. Oba rodzaje przyczyn zniszczeń musiałyby dać zaklęśnięcia fragmentów kadłuba samolotu do wewnątrz.

Wykluczenie zderzenia z zewnętrznym przedmiotem twardym o dużej masie z przyczyn uszkodzeń na podstawie ich typu jednocześnie wyklucza wybuch zewnętrzny. /…/ Najpoważniejszym argumentem przeciwko rozkawałkowaniu Tu-154 wybuchem są okna. Jeżeli założymy, że to, co leży w Smoleńsku nie zostało podrzucone przez Moskowię, tylko pochodzi z Tu-154, powinniśmy zwrócić uwagę na okna. W niektórych szyby są wybite, ale w niektórych zostały. (Pamiętacie spasatiela z łomem wybijającego szybkę w oknie jednej części?) Okno jest najsłabszą częścią poszycia samolotu. Wielkość okna samolotu pasażerskiego jest kompromisem. Z jednej strony nie może być za małe, bo pasażerowie nie zapłacą za bilety i samolot się nie zwróci. Z drugiej strony nie mogą być za duże, żeby kadłub nie był osłabiony zbyt bardzo.

Elementy o różnej wytrzymałości poddane gwałtownemu oddziaływaniu niszczącemu ulegają zniszczeniu nie jednocześnie, tylko w kolejności od najsłabszego do najwytrzymalszego. Gdyby Tu-154 został podzielony na kawałki przez wybuch, to w pierwszej kolejności wyleciałyby szyby z okien. Żeby wybuch mógł przejść do rozrywania kadłuba, przedtem musiał zniszczyć wszystkie szyby. Fakt, że w co najmniej jednym oknie została szyba niewybita, dowodzi, że za dezintegrację samolotu nie odpowiada wybuch./…/

Gdyby Tu-154M PLF 101 przerobić z samolotu pasażerskiego na transportowy, usunąć z niego fotele i całe wyposażenie, potraktować jako zbiornik, w całej objętości wypełnić nitrogliceryną, umieścić na wysokości 15m i odpalić, to nie otrzymalibyśmy odłamków w takiej liczbie, w jakiej leżały w Smoleńsku. Moskowia zrobiła to samo, co projektanci granatu. Zamiast zdać się na wybuch, odłamki przygotowała zawczasu. /…/ Potrafimy ocenić symulację wybuchu.

Potrafimy odróżnić, czy po upadku odłamki były przemieszczane. Jeżeli odłamki nie leżą w miejscach, w których je umieścił wybuch, z wybuchem mogą nie mieć związku, a sam wybuch mógł nie mieć miejsca. Jak widzimy, rozkład złomu mającego rzekomo pochodzić z Tu-154 nie sprawia wrażenia, jakby pochodził z wybuchu.

Zamrożenie stanu pamięci komputera pokładowego FMS i przerwanie zapisu czarnych skrzynek w czasie, w którym samolot miał rzekomo znajdować się na wysokości 15m bynajmniej nie przemawia za tym, że na tej wysokości z samolotem coś się stało ani nawet, że samolot znalazł się w Smoleńsku na tej wysokości. Ten zapis nie jest prawdziwy. Ta postać zapisu jest skutkiem sfałszowania go przez Moskowię. Moskowia zapis sfałszowała, aby uwagę zwrócić na Smoleńsk. Że niby w nim z samolotem coś się miało stać.

Trzeba przeczytać całość kolejnych odcinków. Więcej o zwracaniu przez Moskowię uwagi na Smoleńsk w Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię (G.P. Rossa).

CIAŁO PREZ. LECHA KACZYŃSKIEGO

Roman Misiewicz: Spróbujmy podsumować wszystkie te doniesienia prasowe.

Z godziny 12:52 pochodzić ma pierwsze zdjęcie wykonane przez pracownika FSB, obrazujące ciało Pana Prezydenta, w stanie zbliżonym do nienaruszonego – “wyglądającego jakby spał”, aczkolwiek “z oderwaną nogą” (NCz!). Ciało ma zostać rozpoznane przez pracowników BOR dopiero przed godziną 17:30 czasu polskiego[1]. Ma być wówczas pozbawione jednej ręki na wysokości łokcia i jednej stopy, głowa ma być częściowo uszkodzona (C.K.). Tymczasem gdy złożono je na noszach, okazało się, że ciało jest “strasznie zmasakrowane” – pozbawione prawej nogi oraz lewej stopy i prawej dłoni. Czaszka Prezydenta miała być zmiażdżona “do wysokości łuku brwiowego” (GW).

Porównując fotografię przedstawioną na blogu “Gorojanina z B.” z artykułem zamieszczonym na łamach “Gazety Wyborczej” (cytowanego powyżej) dochodzę do wniosku, że opis ten nie jest do końca zgodny z tym co przedstawia zdjęcie.

Otóż Prezydent (rozpoznawalny na fotografii i wcale nie “strasznie zmasakrowany”, choć przyznaję, że jest to pojęcie względne) wcale nie ma “oderwanej lewej stopy, a prawej nogi uciętej pod kolanem.” Na zdjęciu (widnieje na nim data z 11.04.2010, godzina 09:49) obydwie jego nogi są równo obcięte na wysokości kolan. Tak samo wcale nie utracił on “jednej dłoni”, ale dokładnie – prawą rękę ma odjętą, nieco poniżej łokcia. Zaś czaszka Prezydenta – moim zdaniem – wcale nie “została zmiażdżona i zdeformowana do wysokości łuku brwiowego”, lecz rozłupana za pomocą ostrego narzędzia. Mam także, co do tej rany na głowie, pewne wątpliwości. Moim zdaniem – barwa obrażenia (porównuję ją do barwy urazów dolnej partii ciała) wskazywać może, że została ona uszkodzona już pośmiertnie. Z tej samej przyczyny (barwa) wątpię także, aby liczne zadrapania na korpusie Pana Prezydenta powstały za jego życia. Natomiast przyżyciowo mogły powstać, według mojej oceny, wybroczyny krwawe
w okolicy łonowej i pachwiny
oraz obrażenia twarzy (obicia).

Najbardziej przerażające zdjęcie, to leżące na plecach nagie ciało mężczyzny, nie przykryte w żadnym miejscu. Jest ono w fatalnym stanie, w znacznej części porozrywane, pozbawione nóg i ręki. Twarz jest zmasakrowana. Obrażenia dotyczą wszystkich partii ciała.

Co jednak najważniejsze – na szyi nagiego ciała jest zawiązany krawat. Wygląda to jak czyjś niesmaczny żart i brak należytego szacunku dla ludzkich zwłok. Na tułowiu ofiary widoczne są liczne zasinienia (świadczyć by to mogło, że człowiek ten nie zginął od razu – przyp. RM). Błoto, oraz piach.

Pan Stanisław Zagrodzki mający dostęp do protokołu z miejsca zdarzenia przesłał mi jego fragment, mający opisywać ciało znalezione na polance pod “Siewiernym”, a odpowiadające zdjęciu umieszczonym na rosyjskim blogu:

W dalszej części sektora przy prawej granicy ułożone są zwłoki mężczyzny, opatrzone metryczką nr 12 sektor 4. Na zwłokach brakuje ubrania. Zwłoki ułożone są twarzą w dół, głowa zdeformowana, brakuje mózgu, ręce rozsunięte na boki. Brakuje prawej ręki od poziomu dolnej jednej trzeciej części przedramienia. Nogi lekko rozsunięte na boki. Brakuje obu nóg od dolnej jednej trzeciej części ud. Na szyi krawat koloru ciemnoniebieskiego, wyraźna deformacja tułowia. Z przodu zwłok zdeformowane i zmiażdżone fragmenty prawej i lewej stopy (…). W odległości 1 m od zwłok w rowie z wodą fragment goleni i stopa, na której znajduje się czarna skarpetka i but czarny, skórzany. (Roman Misiewicz bloger XL4.PL, Maskirowka smoleńska, Bollinari, 2018)

[1] http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_polskiego_Tu-154_w_Smole%C5%84sku

ZAPACH NAFTY I ZWĘGLENIA

Jeszcze raz sięgnę do opracowań pana Grzegorza Rossy. Sądzę, że daje odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań odnośnie dramatu smoleńskiego do dziś nieodgadniętego
w zasadniczych kwestiach. „Jak nie było” to z grubsza wiemy. Znana jest niezwykle wartościowa praca dr Pawła Przewary – „Czerwona strona księżyca”. Znana jest strona internetowa zamach.eu inż. K. Cierpisza, ale obok nich tak kompleksowo opracowanych dokumentów powinno się postawić cykl właśnie Grzegorza Rossy z 2011r. Nie został on ukończony z racji przejęcia Nowego Ekranu i przemianowaniu go na Neon24 ale może
i z innych względów bliżej mi nie znanych. Jak „dostać się” do wymienionych tekstów wskazałem wcześniej. Bezpośrednie kliknięcie w link może nie zadziałać.

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/10858,klamca-musi-miec-dobra-pamiec-i-znac-chemie

Odcinki poprzednie

  1. Dlaczego delegacja państwowa do Katynia musiała zginąć
  2. Kłamca powinien mieć dobrą pamięć… i znać prawa fizyki
  3. Smoleńsk. Jak zrozumieć. Ćwiczenia dla humanistów. Wektory
  4. Smoleńsk. Wybuch paliwowo powietrzny w „Gapie”
  5. byłem świadkiem jakiegokolwiek innego zdarzenia wskazującego

… i inne.

Tu-154M 101, którym leciały ofiary, jest samolotem odrzutowym. Silnik odrzutowy jest napędzany naftą lotniczą. Jest to średnia frakcja rafinacji ropy naftowej. Na potrzeby naszych rozważań możemy utożsamić naftę lotniczą z naftą lampową. /…/ Zapach nafty nie utrzymuje się długo. Ulatnia się godzinie czasu. Jeżeli rodziny poczułyby jakiś zapach, to ulotny, ledwo wyczuwalny i z pewnością nie przykry. Funkcjonariusze specsłużb Moskowii przez oddaniem rodzinom naperfumowali rzeczy osobiste ofiar jakąś substancją chemiczną mającą na celu imitowanie paliwa lotniczego. Ta substancja wciąż znajduje się na pamiątkach po ofiarach i może zostać wykryta badaniem.

Na niektórych ciałach były ślady oddziaływania wysokiej temperatury. I to długotrwałego. Ciała były tak zniekształcone, że nie zostały rozpoznane przez bliskich.

„[…]część ciał ofiar była zwęglona, a nawet – jak powiedział prokurator Parulski – spopielona[…]”

Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VIII – KGB PRZEJMUJE ŚLEDZTWO, Rosyjskie służby są bezwzględne. Rozmowa z Antonim Macierewiczem, str 65

W badaniach kryminalistycznych czasami ciało ludzkie jest zastępowane tuszą wieprzową. Postąpmy tak też i my. Kiedy prosię jest przyrządzane w całości, przez parę godzin jest pieczone w piecu. Kiedy jest gotowe do spożycia, zachowuje wiele ze swojego wyglądu. Niekiedy można rozpoznać, które z prosiąt zostało przyrządzone. Z tego porównania możemy wyciągnąć wniosek, że zwęglone i spopielone ciała ofiar były poddane działaniu temperatury wyższej niż pieczone prosię, dłużej niż trwa upieczenie prosięcia, albo i jedno, i drugie.

To wyklucza wybuch paliwowo powietrzny. Trwa znacznie krócej. Czas wybuchu jest czasem, w którym fala uderzeniowa przechodzi z punktu zainicjowania wybuchu do miejsca, w którym mieszanina paliwa z powietrzem traci właściwości wybuchowe. Potem czynniki, którym wybuch oddziałuje, ustają. Fala uderzeniowa porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Mniejszą lub większą. Jest oczywiste, że w czasie trwania wybuchu paliwowo powietrznego ciała ofiar nie mogły zostać zwęglone, a tym bardziej spopielone.

Przesłanki wykluczające wybuch paliwowo powietrzny są podane w tym samym numerze Niezależnej Gazety Polskiej Nowego Państwa, 12 stron wcześniej, bo na stronie 53, w odpowiedziach w wywiadzie prof. dr. hab. Karola Śliwki, kierownika Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy:

„[…]

W wyniku eksplozji powstają zmiany głównie w układzie oddechowym, w płucach. Ale płuc już nie ma, uległy rozkładowi, więc stwierdzenie, że doszło do rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych w wyniku fali uderzeniowej, jest niemożliwe. Zaraz po śmierci można wykryć działanie traumy barycznej — wtłoczenia dużej ilości powietrza do płuc w badaniu najpierw makroskopowym, a potem mikroskopowym. Zmiany można też wykryć w bębenkach uszu.[…]

W specjalistycznych publikacjach wyczytaliśmy, że analiza spektrometryczna zwłok mogłaby w przypadku eksplozji bomby termobarycznej (wolumetrycznej) wykryć tlenek etylu, tlenek propylenu, azotan izopropylenu, aluminium, magnez itd. Takich badań — o ile wiadomo — nie przeprowadzono. Czy powinny być wykonane?

Tu wychodzimy poza zakres medycyny sądowej. Tych związków nie znajdziemy w ciałach, które zostały poddane krótkotrwałemu działaniu jakiejś energii. Ale możemy je odnaleźć na powierzchni tych ciał, na ubraniach i częściach samolotu.

Czy te związki długo zachowują się na odzieży?

Tak. To jony metalu, które można wykryć w bardzo długim czasie.

[…]”

Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VII, – DOWODY W RĘKACH ROSJAN, Ujawniamy: rząd odrzucił pomoc specjalistów. Rozmowa z prof. dr. hab. Karolem Śliwką, s. 51

Przypominam, że to powiedział prof. dr. hab., kierownik Katedry Medycyny Sądowej uniwersytetu. Ze składników oddziaływania wybuchu wymienił tylko falę uderzeniową, traumę baryczną — wtłoczenie dużej ilości powietrza do płuc. W ogóle nie wspomniał o temperaturze. Z jednej strony mamy: zmiany w układzie oddechowym, w płucach, rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych, zmiany w bębenkach uszu, jony metalu znajdowane na powierzchni ciał, na ubraniach, a z drugiej strony mamy zwęglenie, a nawet spopielenie. Czy jest ktoś, kto nie widzi różnicy?

To zresztą wyklucza wszystko. Jeżeli nawet samolot by spadł w jakikolwiek sposób i z nim stałoby się cokolwiek, to, co by to nie było, musiało trwać znacznie krócej, niż ci ludzie byli przypiekani. Jednocześnie na miejscu rzekomego upadku samolotu stały kałuże cieczy nazywanej paliwem lotniczym. Paliła się mniejszość z nich. Większość się nie zapaliła. Nie wiadomo, czy to, co się paliło, miało ten sam skład chemiczny, jak to, co się nie paliło. Co jest bardziej odporne na działanie wysokiej temperatury, ciało ludzkie czy paliwo lotnicze?

Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Spróbujmy sobie wyobrazić upadek samolotu w takim wariancie, w którym energia cieplna na pasażerów Tu-154M 101 działała z wydajnością największą. Załóżmy, że samolot spadł. W pewnej chwili zapaliło się całe jego paliwo (11÷13t). Samolot zamienił się w wielką kulę ognia. Czy można wyobrazić sobie wariant upadku z intensywniejszym wydzielaniem energii cieplnej?

Tu-154M 101 spadł. A w chwili upadku większość płonącego paliwa w magiczny sposób płonąć przestała. Zgasła. Niedopalone paliwo rozlało się w większość kałuż. Palenie kontynuowała mniejszość paliwa. Jednak paliwo, które płonąć nie przestało, upadło z dala od paliwa, które w magiczny sposób zgasło i paliwa zgasłego powtórnie nie podpaliło.

Czy w tym wariancie ciała pasażerów mogły się spopielić, bądź choćby tylko zwęglić? A jak długo samolot spadający, jako kula ognia spadać mógł? 10s? Czy 10s jest czasem długim wystarczająco do spopielenia, bądź choćby tylko zwęglenia ciała ludzkiego?

Brakującego czasu nie da się zastąpić wyższą temperaturą. Ciało ludzkie w 60% składa się z wody. Wyższa temperatura oznacza tej wody szybsze odparowywanie. Z jednej jednostki objętości wody powstaje tysiąc jednostek objętości pary wodnej. Podczas szybkiego odparowywania para wodna powstaje w objętości zbliżonej do objętości wody przed odparowaniem. Potem szybko się rozpręża. Czyli eksploduje. Szczególnie intensywnie w kościach. Trzaskanie palących się szczap to własne takie mikrowybuchy. A w suchym drewnie wody jest o wiele mniej niż w ciele żywego człowieka. Ciała pasażerów zmieniłyby się w prażoną kukurydzę.

Ale w ciałach ofiar zwęglonych i spopielonych nie zaobserwowano śladów eksplozji pary wodnej z powodu szybkiego odparowywania. Czas niezbędny do zwęglenia i spopielenia ciał ofiar nie został zastąpiony wyższą temperaturą.

Jeżeli ciała ofiar nie zostały zwęglone i spopielone na skutek upadku samolotu, to na skutek czego?

Tego z całą pewnością, być może, nie dowiemy się nigdy. Poniższe jest tylko spekulacją. Wyborem wydarzeń, które wydają się być najbardziej prawdopodobnymi. Można wytypować przyczyny:

  • Niedbalstwo
  • Zła koordynacja
  • Zmiana planu

In.

Niedbalstwo

Funkcjonariusze specsłużby Moskowii dostali polecenie upozorowania na ciałach niektórych pasażerów samolotu ślady wypadku lotniczego. Z nieznanego powodu przedłużyli czas działania wysokiej temperatury. Doszło do niezamierzonego zwęglenia i spopielenia. Mogło być też i tak, że zawinili nie bezpośredni wykonawcy, tylko komunikacja.

Najwyższym priorytetem specsłużb Moskowii jest tajność. Dlatego robią wszystko dla zminimalizowania okazji przecieku. Wykonawca dostaje tylko minimum informacji niezbędnych do wykonania zadania.

Wykonawcy mogli dostać rozkazy niepełne, z których nie wynikało jednoznacznie, jakie obrażenia cieplne mają być zadane. Nie mieli odwagi dopytać. Domyślili się błędnie.

Zła koordynacja

Być może początkowo upadek samolotu miał być z pożarem. Do tego pożaru miały być dopasowany obrażenia cieplne na ciałach pasażerów. W trakcie przygotowań zmieniono plan na katastrofę bez pożaru.

Teoretycznie wpadki można było uniknąć. Kiedy pozorowano rzekome miejsce upadku samolotu bez pożaru, pasażerowie jeszcze byli żywi na pokładzie Tu-154M 101 w powietrzu. Wystarczyło tylko przekazać nowe rozkazy. Ale coś nawaliło w komunikacji. I ciała przygotowano jak do upadku z pożarem.

Zmiana planu

Być może początkowo ciała nie miały być wydane. A skoro były dowodem zbrodni, niszczono je w krematorium. Kiedy ciała już były w piecach, zmieniono plan. Według nowej decyzji, ciała miały być wydane. Wyciągnięto je z pieców krematoryjnych w stanie, w jakim były.

Wilk zmienia skórę, lecz nie obyczaje

Z tego, że ciała miały być skremowane, nie wynika, że ofiary do pieców trafiły już nieżywe. Są precedensy.

„[…]wysoki mroczny pokój bez okien. Coś w rodzaju hali fabrycznej czy kotłowni. Na zbliżeniu — piec z żelaznymi drzwiczkami przypominającymi bramę malutkiej twierdzy, oraz prowadnica kierunkowa: dwie szyny znikające w piecu, jak tory kolejowe w tunelu. Obok pieca – ludzie w szarych fartuchach. Palacze. Pojawia się trumna. Ot co!… Krematorium! Pewnie to, które widziałem przed chwilą za oknem. Ludzie w fartuchach unoszą trumnę i ustawiają na szynach. Drzwiczki płynnie rozsunęły się na boki, ktoś popchnął trumnę, która uniosła swego nieznanego lokatora w ryczące płomienie. A oto najazd kamery na twarz żywego człowieka. Twarz zlana potem. Gorąco przy piecu. Twarz filmowana jest ze wszystkich stron i w długich ujęciach. Trwa to wieczność. Wreszcie kamera oddala się, ukazując całą postać. Człowiek nie nosi fartucha. Jest ubrany w drogi czarny garnitur, co prawda straszliwie wymięty. Krawat na szyi skręcony jak sznur. Przywiązano go stalową linką do noszy, które oparto o ścianę, na tylnych uchwytach, tak, aby mógł widzieć wlot pieca.

Wszyscy palacze raptem odwrócili się do przywiązanego. To powszechne zainteresowanie najwyraźniej mu nie w smak. Krzyczy. Straszliwie krzyczy. Nie słychać dźwięku, ale wiem, że od takiego krzyku szyby dzwonią w oknach. Czterej palacze troskliwie opuszczają nosze na podłogę, po czym zgodnie dźwigają w górę. Przywiązany dokonuje nadludzkiego wysiłku, aby im przeszkodzić. Tytanicznie napięta twarz. Żyła na czole nabrzmiała tak, że gotowa pęknąć. Ale próba ugryzienia palacza w rękę nie powiodła się. Zęby przywiązanego wpijają się w jego własną wargę – i czarny strumyk krwi spływa po brodzie. Ostre ma zęby, nie ma co. Skrępowany jest mocno, ale wije się, jak pojmana jaszczurka. Głowa ulegając zwierzęcemu instynktowi wali rytmicznymi uderzeniami w drewniany uchwyt. Przywiązany walczy nie o życie, lecz o lekką śmierć.

Jego rachuby są oczywiste: rozhuśtać nosze i wraz z nimi runąć z szyn na cementową posadzkę. To będzie właśnie lekka śmierć, a przynajmniej utrata świadomości. W nieświadomości nawet do pieca nie strach… Ale palacze znają swój fach. Po prostu przytrzymują nosze za uchwyty, nie pozwalając im się rozhuśtać. A do ich rąk przywiązany nie jest w stanie sięgnąć zębami, choćby nawet kark sobie skręcił.

Powiadają, że w ostatnim mgnieniu życia człowiek może dokonać cudów. Instynktownie wszystkie jego mięśnie, cała jego świadomość i wola, całe pragnienie życia raptem koncentrują się w jednym krótkim szarpnięciu… I człowiek się szarpnął! Szarpnął się całym ciałem. Szarpnął się tak, jak wyrywa się lis z potrzasku, przegryzając i wyrywając własną skrwawioną łapę. Szarpnął się tak, że zadrżały metalowe szyny. Szarpnął się, łamiąc własne kości, rwąc żyły i mięśnie. Szarpnął się…

Ale stalowa linka nie puściła. I oto nosze płynnie ruszyły w stronę pieca. Drzwiczki wiodące do paleniska rozsunęły się na boki, rzucając na podeszwy dawno nieczyszczonych lakierków snop białego światła. Oto stopy zbliżają się do ognia. Człowiek stara się zgiąć nogi, podkurczyć kolana, zwiększyć odstęp między stopami i szalejącymi płomieniami. Jego wysiłki spełzają na niczym. Operator pokazuje palce na zbliżeniu. Drut wpił się w nie głęboko. Ale koniuszki palców nie są skrępowane. I tymi koniuszkami człowiek usiłuje zahamować ruch noszy. Czubki palców są rozczapierzone i napięte.

Gdyby na cokolwiek natrafiły na swej drodze, człowiek niewątpliwie zdołałby się zatrzymać. I raptem nosze nieruchomieją przed samym otworem.

Nowa postać, ubrana jak wszyscy palacze w szary fartuch, daje im znak ręką. Na to skinienie palacze zdejmują nosze z szyn, po czym ponownie stawiają je na tylnych uchwytach przy ścianie. Co się stało? Dlaczego zwlekają? Ach, wszystko jasne. Do sali krematorium na niskim wózku wtacza się jeszcze jedna trumna! Wieko już dokręcone. Cóż za przepych! Jaka elegancja. Trumna ozdobiona frędzelkami i lamówkami. Wszyscy z drogi, jedzie honorowa trumna! Palacze ustawiają ją na prowadnicy – i już ruszyła w ostatnią podróż. Teraz przyjdzie niezmiernie długo czekać, nim spłonie. Trzeba czekać, czekać. Dużo, dużo cierpliwości trzeba…

A oto nareszcie i kolej na przywiązanego. Nosze ponownie na prowadnicy. I znowu słyszę ten bezdźwięczny krzyk, który mógłby zrywać drzwi z zawiasów. Z nadzieją wpatruję się w twarz przywiązanego. Staram się dostrzec oznaki szaleństwa. Szaleńcom łatwo jest na tym świecie. Ale nie dostrzegam takich objawów w przystojnej, męskiej twarzy, nie skażonej piętnem obłędu. Po prostu człowiek nie chce iść do pieca i stara się w jakiś sposób dać temu wyraz. A jakże wyrazić to, jak nie krzykiem? No więc krzyczy. Na szczęście ów wrzask nie został uwieczniony. O, już lakierowane buty znalazły się w ogniu. Poszły, niech to wszyscy diabli.

Ogień huczy. Pewnie tłoczą tlen. Dwaj pierwsi palacze odskakują, dwaj ostatni popychają nosze w głąb. Drzwiczki paleniska zamykają się, ucicha terkot aparatu projekcyjnego.

– On… Kto to?… – Sam nie wiem, po co zadaję to pytanie.

– On? Pułkownik. Były pułkownik. Był w naszej organizacji. Na wysokich szczeblach. Oszukiwał organizację. Za to został z niej usunięty. I odszedł. Taką mamy zasadę.[…]”

Wiktor Suworow, Akwarium, tłumaczył Andrzej Mietkowski

http://grzegorz-rossa.neon24.pl/post/11584,smolensk-zwegleni-spopieleni

opracowanie: Yurko

Dodatek

Przedstawmy inną analizę tego samego obiektu dokonaną przez zmarłegow niewyjaśnionych okolicznościach Pawła Konrada L blogera 3Zet Sirkpl. Odnosi się ona także do analizy Zespołu dr Laska:

Tupolewy państwowe b/n 101 i 102 przed remontem miały szachownice malowane z cienkimi czerwonymi ramkami. Natomiast po ostatnim remoncie ramki otrzymały kolor szary. Poszycie dolne (obrócone) z lewą szachownicą samolotu Tu 154 M Lux b/n 102 i jego cechy charakterystyczne. Strona z analizą obecnie nie istnieje. Uratowano film z całą prezentacją na youTube: //www.youtube.com/watch?v=1R2_3IZyNKw

Przedstawiony fragment skrzydła jest fałszywką bez cech z samolotu 101 i 102. Szachownica z fałszywki nie ma ramek czerwonych ani szarych czyli nie można badania odnosić do samolotów 101 i 102 „przed” i „po” remoncie. Przed remontem ramki malowane były na kolor czerwony a potem, po remontach na szary.

 

0

Przemówienie Przewodniczącego LOS Wojciecha Podjackiego…


Impeachment Trumpa “Show must go on”-widziane z USA

$
0
0

Kiedy się ogląda amerykańskie kanały telewizji informacyjnych takich jak CNN, NBC, CBS, ABC, można odnieść wrażenie, że USA jest rządzone przez kompletnego przygłupa, którego jak najszybiej dla dobra kraju należy odsunąć od władzy. Na dowód tego pokazywane są cytaty wyrwane z różnych wypowiedzi prezydenta Trumpa, które udowadniają jakim jest on nieodpowiedzialnym i niebezpiecznym dla kraju i reszty świata osobnikiem.

Ponieważ kampania prezydencka rozkręca się niemal każdego dnia, a do wyborów jest dokładnie rok czasu, więc warto pokusić sie o analizę przedwyborczą.

Po stronie republikanów sytuacja jest pozornie czysta. Niby kandydatem jest obecny prezydent, jednak przy próbie impeachmentu, który jest jedynym wyrazistym punktem kampanii demokratów, nie wiadomo jak zachowa się część elit republikańskich skupionych wokół gangu rodziny Bushów, którzy na szczęście dla Ameryki tracą swoje wpływy głównie w siłach zbrojnych USA, oraz w Kongresie. Ale liczbowo są wciąż siłą, która może przeważyć i zdecydować o odsunięciu z urzędu obecnego prezydenta Trumpa.

W partii republikańskiej są czynionne próby wysondowania jakiegokolwiek kandydata, któryby mógł wypełnic lukę po odsuniętym Trumpie, jako atrakcyjny kandydat, ale na dzisiaj jednak nikt nie jest w stanie zrównowarzyć bardzo popularnego wśród wyborców republikańskich obecnego prezydenta. Nie mówiąc o tym, jakim ogromnym ryzykiem byłoby dla partii republikańskiej odsunięcie od władzy obecnego prezydenta Trumpa, dzięki grupie kongresmenów z partii republikańskiej skupionej wokół rodziny Bushów. Partia republikańska by się rozpadła, ułatwiając zwycięstwo każdemu miernemu kandydatowi partii demokratycznej.

Natomiast po stronie demokratów panują niepodzielnie Clintonowie, którzy sobie upatrzyli faworyta w osobie Joe Bidena. Można śmialo twierdzić, iz Biden jest kandydatem Deep State, czyli kliki okupującej od dziesięcioleci stanowiska w administracji waszyngtońskiej, czującej się niezagrożoną i załatwiającą swoje interesy kosztem pozostałych obywateli USA.

Jednak Joe Biden niemal każdego dnia popełnia jakieś gafy, dzięki którym budzi coraz większe zażenowanie i widać jak traci coraz więcej wyborców. Sondaże które kilka miesięcy temu dawały Bidenowi ogromną przewagę na pozostałymi kandydatami w partii demokratycznej, to obecnie  Biden znajduje się na czwartym miejscu i ma do prowadzącej Warren 5% straty. Osobiście patrząc na Bidena, odnoszę wrażenie, że wystepują pierwsze objawy starczej demencji, ponadto Biden naprzeciwko Warren czy Sandersa jest mniej inteligentny i bardzo ciężko myśli. W sposobie mówienia Biden jest typowym biurokratą, bardzo nudnym pierdułą, jeśli jest czymś w stanie zaskoczyć demokratyczną publikę, to tylko i wyłącznie jakąś gafą. Elizabeth Warren jest przy nim autentycznym żywiołem, która jest w stanie pociagnąć za soba wyborców.

Za Bidenem stoją potężni sponsorzy, ale jak pokazal podczas ostatniej kampanii przypadek Jeba Busha, pieniądze nic kompletnie nie znaczą, wobec siły protestów oddolnych, dzięki którym Jeb Bush musiał się wycofać zanim zaczął z podkulonym ogonem. Ale partia republikańska to nie to samo co demokraci, w której dyktatorską włądzę pełnią Clintonowie, więc może starczy wpływów, by przepchnąć kandydaturę Bidena jako reprezentanta demokratów, ale to zdecydowanie za  mało, by Biden mógł wygrać z Trumpem.

Naprzeciwko drętwego i sztucznego Bidena, Trump jest prawdziwym i autentycznym żywiołem, który potrafi przyciągnąć tłumy wyborców i nawiązywać z nimi równy i autentyczny dialog, podczas gdy Biden utrzymuje wobec wyborców duży dystans, jak typowy urzędas.

Ja, Joe Biden, pełniący obowiązki ponad 30 lat w Kongresie i w Białym Domu wiem najlepiej jak robi się politykę, podczas gdy wy nie macie zielonego pojęcia. Takie przesłanie kieruuje do swojej bazy wyborczej, patrzący z wyżyn Joe Biden. Więc nic dziwnego że traci coraz więcej głosów do pozostałych rywali i dystans będzie się powiększał, jeśli dalej będzie  w ten sposób rozmawial z wyborcami na mityngach i wiecach.

Ale w partii demokratycznej o kandydaturze decydują nie wyborcy, tylko tzw. superdelegaci, zaś o tzw. procedurach demokratycznych mógł się przekonać komunizujący Bill Sanders, kiedy jako faworyt wyborców, przegrał dzięki superdelegatom na rzecz Hillary Clinton.

Więc gdyby Biden nie liczył na pomoc superdelegatów, chyba by się wycofał z wyścigu wyborczego. Zaś superdelegatami rządzą Clintonowie. Jednak wobec fatalnych i coraz gorszych perspektywach dla Joe Bidena, Deep State sondażowo wypuścił kandydaturę Michaela Bloomberga, który to jako republikanin zdobył mandat burmistrza Nowego Yorku, zaś teraz miałby kandydować z ramienia partii demokratycznej na prezydenta. Elizabeth Warren, prowadząca obecnie w partii demokratycznej, wypowiedziała sie o tej kandydaturze, jako wbicie klina pomiędzy wyborcami a elitami partii demokratycznej na czele z Clintonami, którzy wierzą że tylko miliarder może pokonać Trumpa. Powiedziała wprost, że miliarder Bloomberg chce sobie kupić kandydaturę partii demokratycznej. Ze względu na sposób jak najbardziej niedemokratyczny, dzięki systemowi superdelegatów, kupienie sobie nominacji przez Bloomberga jest jak najbardziej możliwe. Wydaje mi się, że Bloomberg odepchnie zwłaszcza młodych z partii demokratycznej do głosowania na niego, jako przeciwnika Trumpa. Identycznie było z Sandersem, kiedy został wyrolowany przez superdelegatów, młodzi wyborcy z partii demokratycznej nie poszli na wybory decydując o wyborze Trumpa. Z Bloombergiem jako kontrkandydatem Trumpa może być identycznie.

Trump skomentował udział w wyścigu prezydenckim Bloomberga jako idealnego dla niego kontrkandydata. Obaj pochodzą z Nowego Jorku, więc Trump wie dużo o jesgo ciemnych sprawkach. Gdyby Deep State przepchnął Bloomberga jako głównego przeciwnika Trumpa, być może dojdzie do rozpadu partii demokratycznej.

Do tego dochodzi pełzający zamach stanu, którym to Deep State stara się poprzez impeachment Trumpa zdjąć go z urzędu. Dlatego też musimy pamiętać, kto wyniósł Trumpa do prezydentury. Wyniosła go do wladzy cała wierchuszka wojskowa: emeryci i generałowie w służbie czynnej. Za Trumpem też opowiedziało się część FBI i CIA. Coraz głośniej mówi się o poparciu ze strony Chin dla Deep State, które maja żywotny interes w eksportowaniu niczym nieograniczonej swojej marnej jakości produkcji.  Efekt jest taki że na przykład jeśli chcemy kupić jakiekolwiek narzędzia chińskiej produkcji, to już się prawie kazdy Amerykanin przekonał, że są to tanie narzędzia jednorazowego użytku. A tymczasem sklepy second hand są oblegane głównie przez mężczyzn w poszukiwaniu starych amerykańskich narzędzi i te narzędzia jeśli sie tylko pojawią, natychmiast znikają. Wiem to od Polek, które właśnie pracują w tego rodzaju sklepach.

Odkąd Trump rządzi, ceny benzyny są na stałym poziomie i nawet nie drgnęły kiedy Iran rozwalił największą stacje przepompowni w Arabii Saudyjskiej. Za Obamy ceny szalały, w Chicago dochodziły do 5 USD za galon. Za Trumpa ja tankuję za okolo 2,8 USD za galon. Zaś w Chicago i Kaliforni ceny benzyny są najwyższe w całych Stanach.

Trump wycofał sie ze wszystkich porozumień handlowych z Chinami, które były dogodne zarówno dla członków Deep State jak i dla Chińczyków. Ile na tym zarabiał Deep State, możemy sie tylko domyslać. Problem polega na tym, że Chiny dążą do budowy światowego komunizmu poprzez wykorzystanie najnowszych technologii. Inwestują prawie cały swój zysk z produkcji w projekty infrastrukturalne, z czego najbardziej jest znany Nowy Jedwabny Szlak. Większość chińskich wyrobów na świecie, to podróbki znanych marek dużo niższej jakości. Będąc w Polsce przekonałam się co to znaczy marka np. Ralf Lauren made in China. Po pierwszym praniu kolory tracą barwę i wyrób bardzo drogi, który powinien być najwyższej jakości, jest do niczego i jest do dwurazowego użytku. Przecież Chiny powinny przy takich dochodach z eksportu, zapewnić ludności poziom amerykański czasów Reagana. Ale Chiny sa owładnięte manią budowania komunizmu na świecie pod swoim przewodem.

Właśnie taki stan zastał Trump, podejmując z Chinami walkę. Walcząc również z Deep State, musi sobie szukać sprzymierzeńców wśród wpływowego środowiska żydowskiego, które rządzi w mediach głównego nurtu. Bez ich wsparcia nie ma co marzyć o reelekcji.

Moim zdaniem żadnego impeachmentu nie będzie, ze względu na zwykłą arytmetykę. Demokraci mają przewagę w Izbie Reprezentantów, natomiast republikanie w Senacie. Więcej na tej widowiskowej próbie impeachmentu stracą demokraci, ponieważ przy tej okazji republikanie wyciągną wszystkie matactwa Bidena jako wiceprezydenta w sprawie Ukrainy , w szczególności jak chronił interesy rodzinne, używając  do tego celu swojego urzędu. Chociażby z tego względu cel demokratów od samego początku jeest chybiony i tylko przyniesie więcej szkody kampanii prezydenckiej ich faworyta. Chyba że chcą ochlapać błotem Trumpa, poświęcić Bidena i wprowadzić miliardera Bloomberga. Tak więc „Show must go on”.

https://

//www.youtube.com/watch?v=Q8VNSanHuG8

0

Jak samodzielnie zamontować rolety wewnętrzne?

$
0
0

Samodzielny montaż rolet wewnętrznych – co trzeba wiedzieć

Fakt, że istnieją różne rodzaje rolet (klasyczne, rzymskie, dzień-noc) nie jest w tym przypadku tak istotny, jak to, że istnieją różne sposoby mocowań rolet. Rolety najczęściej mocuje się do ściany, do sufitu lub bezpośrednio do ramy okna. Ten ostatni sposób pozwala na zastosowanie prowadnic, dzięki którym zasłonięta roleta rzymska jest zawsze ułożona równolegle do szyby okiennej, nawet wówczas, gdy okno jest uchylone. Rolka rolety może być dodatkowo schowana w kasecie maskującej. Dzięki temu w dzień jest praktycznie niewidoczna. Kasety maskujące dobiera się, w zależności od metody montażu, do koloru ścian lub obramowań okna.

Jak samodzielnie zamontować rolety wewnętrzne – co będzie potrzebne

Samodzielny montaż rolet nie jest trudnym zadaniem. Przed rozpoczęciem prac trzeba przygotować niezbędne narzędzia i przybory. Będą to:

– wiertarka lub wiertarko-wkrętarka,

– śrubokręt (jeśli nie mamy wiertarko-wkrętarki),

– poziomica,

– miarka, najlepiej metalowa, sztywna,

– ołówek (nie długopis ani mazak, bo te się nie zmywają tak łatwo),

– kołki i śruby (zazwyczaj są dołączone do rolet, ale warto to sprawdzić przed rozpoczęciem prac).

Montaż do ściany lub sufitu

Ten rodzaj montażu jest uważany za najpopularniejszy i najbardziej wskazany zarówno w przypadku rolet klasycznych, jak i rzymskich. Roletę mocuje się do ściany nad oknem lub wewnątrz wnęki okiennej. Jeśli decydujemy się na takie rozwiązanie, trzeba pamiętać, że po zasłonięciu rolet nie otworzymy okna.

Pierwszym krokiem jest dokładne wymierzenie miejsca, w którym będzie zamontowana roleta. Powinna być ona ułożona symetrycznie względem okna – czyli po każdej stronie powinno wystawać poza okno dokładnie tyle samo materiału. Najwygodniej jest zaznaczyć ołówkiem miejsca, gdzie będą zamontowane uchwyty. Tu przyda się poziomica, roleta musi być zamontowana idealnie poziomo. Przed przykręceniem uchwytów warto upewnić się, że zwinięta roleta nie będzie zaczepiała o ramę okna.

Jeśli wszystko jest w porządku, montujemy uchwyty i mocujemy na nich kasetę bądź rolkę. Przed zamknięciem kasety (jeśli jest) montujemy łańcuszek sterujący i blokady ograniczające przesuwanie poniżej dolnej krawędzi okna i blokujące całkowite chowanie się w kasecie (nawijanie na rolkę).

Montaż do ramy okiennej

Rzadko widuje się zamontowane w ten sposób rolety rzymskie, ta metoda sprzyja raczej klasycznym roletom. Montaż do ramy okiennej bezpośrednio nad szybą umożliwia swobodne zasłanianie rolet przy otwartych oknach. Wydaje się prostszy niż montaż do ściany, choćby z tego powodu, że nie trzeba wiercić. Aby nie zniszczyć ramy okna stosowane są specjalne uchwyty bezinwazyjne, które mają możliwość regulowania w zależności od grubości ramy okna. Drugim sposobem jest montaż rolety za pomocą specjalnej taśmy samoprzylepnej. Analogicznie jak w przypadku montażu do ściany, pierwszym krokiem jest montaż uchwytów. Zanim je przykleimy, trzeba mieć pewność, że są dobrze wymierzone. Na uchwyty zakłada się rolkę rolety, pamiętając o mechanizmie sterującym.

0

Lud chrześcijański i „narodowy”

$
0
0

 

 

Pan Surmacz był łaskaw zwrócić uwagę że moja wypowiedź na temat mentalności Polaków jest niedokończona, Zgadzam się z tym całkowicie albowiem brakuje nam wiedzy na temat rzeczywistej postawy naszych rodaków wobec najistotniejszych problemów polskiego życia narodowego.

Odrzucam zdecydowanie wybór reprezentacji politycznej jako miernika postawy polskiego społeczeństwa. Warunki w jakich się te wybory odbywają uniemożliwiają właściwą ocenę merytoryczną jego postawy.

Z wszelkiego rodzaju masowych wystąpień możemy jedynie wysnuwać prawdopodobne wnioski w odniesieniu do poglądów dominujących w Polsce.

Czynnikiem charakteryzującym Polskę w odróżnieniu od znakomitej większości narodów europejskich jest przywiązanie do wiary naszych ojców które obejmuje nie tylko uczestniczących w obrzędach kościelnych.

Utrzymywanie kapliczek i krzyży przydrożnych, Zaduszki, pielgrzymowanie i uczestnictwo w procesjach, świeckie obyczaje związane z różnymi świętami są trwałym świadectwem naszej wspólnej więzi.

Czy coś z tego wynika dla możliwości określenia stosunku Polaków do wyzwań współczesności?

Można tak sądzić jeżeli weźmie się pod uwagę że oprócz obyczaju istnieją i głębsze uwarunkowania, takie jak powszechne uznanie prymatu rodziny w dziedzinie wychowania dzieci czy nauka religii.

Taką postawę można jednak obarczyć zarzutem „powierzchowności” wyznania religijnego charakteryzujące polskie społeczeństwo.

Na to jednak należy zwrócić uwagę że mamy wiele dowodów szczerze pojętego ducha chrześcijańskiego w postawie Polaków.

Ja sam byłem tego świadkiem w czasie wojny kiedy objawiała się ona zarówno w postaci heroicznej jak i zdawałoby się mniej dramatycznych okolicznościach.

Po pierwsze pomoc wzajemna w potrzebie, sam jej doświadczyłem już w 1939 roku po ucieczce z sowieckiej niewoli, ale to była pomoc „swoich dla swojego”, natomiast w 1941 roku sowieccy żołnierze z rozbitych jednostek, lub uciekinierzy z transportów jenieckich wypytywali na kresach gdzie są polskie wsie, gdyż w litewskich lub ukraińskich wielokrotnie ich wydawano w ręce niemieckie lub wprost mordowano.

W polskich wsiach zawsze mogli liczyć na strawę i przytulisko. Było to związane z ryzykiem niemieckich represji w stosunku do udzielających pomocy sowieckim bojcom.

I działo się to w warunkach kiedy Polacy byli najbardziej prześladowani przez bolszewików, a wielu z nich przed wywózką i aresztowaniem ocaliła niemiecka ofensywa.

Dla tych wszystkich którzy powtarzają bezmyślnie oskarżenia wobec narodu polskiego o okrucieństwo, przemoc i nienawiść można jedynie przytoczyć pierwsze pisane po polsku zdanie: „ ty pociwej ja pobrusza”, słowa męża do żony mielącej na żarnach. Czynność domowa, nie męska, której żaden Germanin nie podjąłby gdyż było to poniżej męskiej godności, podobnie jak na Bałkanach czy gdzie indziej, dla polskiego chłopa ważniejszy był odruch współczucia i solidarności.

Nie mamy w naszej historii ani stosów, ani wypędzania czy mordowania innowierców, nie ma zatem podstaw żeby naród polski obarczać winą jeżeli nawet były pojedyncze ekscesy, podobnie jak z ciężką dolą chłopa pańszczyźnianego.

Powoływanie się na kazania ks. Skargi nie może być traktowane jako dowód na powszechność opisywanych zjawisk, dotyczy to wypadków skrajnych, w każdym razie nie było w Polsce niewolnictwa tak jak w Rosji.

 

Również kolonizacja kresów miała swoje uzasadnienie w fakcie systematycznego wyludniania tych ziem w czasie tatarskich i tureckich najazdów. Dla żywiołu polskiego była niestety połączona ze stratą na rzecz prawosławia, choćby z tego powodu że miejscowi notable sami przechodząc na „pański” katolicyzm woleli w swoich włościach mieć popów niż niezależnych księży.

Nieżyczliwi Polakom nie wspominają że głównym powodem polskiego osadnictwa na kresach rzeczpospolitej była potrzeba obrony przed wspomnianymi najazdami.

Należy też zwrócić uwagę na fakt że brak ludzi i  bliskość dzikich pól i siczy zmuszały do łagodniejszego traktowania pańszczyźnianych chłopów.

Ponadto większość dóbr należała do miejscowych a nie przybyszy z głębi Polski, podlega się ciągle bolszewickiemu hasłu o „polskich pamieszczykach”, a przecież Ostrogscy,Sanguszkowie, Wiśniowieccy, Zasławscy i wiele innych byli pochodzenia miejscowego, a nie Polscy osadnicy. Z kolei w XIX wieku masowe wywłaszczania Polaków spowodowały napływ rosyjskich ziemian przyzwyczajonych do posiadania „dusz ludzkich” jako własności.

Zresztą efekty rusyfikacji okazały się paradoksalne, albowiem na Ukrainie największym posiadaczem ziemskim przed rewolucją nie był ani Potocki, ani księżna Urusowa, ani nawet caryca Maria Fiodorowna, ale agent Ochrany niejaki Tereszczenko, oczywiście Rosjanin chociaż ukraińskiego nazwiska.

Miałem możność poznać jego zięcia też o ukraińskim nazwisku Tiszczenko, ale „czystokrownym” Rosjaninie, który zresztą mimo że całe życie spędził na Ukrainie a po wojnie osiadł na Wołyniu, ani słowa po ukraińsku nie znał tak jak zresztą wszyscy Rosjanie.

Bolszewicy oskarżając Polskę o „polonizację” Ukrainy sami prowadzili jej rusyfikację na skalę niedostępną nawet najbardziej zawziętym „czarnosecińcom”.

Powtarzanie ich propagandy jest nie tylko kłamstwem, ale wprost żałosnym świadectwem o podłości kondycji moralnej i umysłowej.

 

Stosunek Polaków do niepolskich narodowości zamieszkujących Rzeczpospolitą Obojga Narodów mógł być nie zawsze idealny, ale też w całej Europie nie było drugiego takiego państwa w którym mniejszości narodowe cieszyły się  podobnymi przywilejami.

I to nie my napisaliśmy sobie taką historię, ale to cudzoziemcy przyjeżdżający do Polski roznieśli o tym wiedzę na cały świat.

Tej prawdy nie zmienią żadne próby oskarżania nas o wszelkie zbrodnie czynione przez innych tylko po to żeby wyłudzić od nas pieniądze.

 

Nastroje społeczne zmieniają się, ale pewne cechy narodowe pozostają, sądzę że coś z tej chrześcijańskiej postawy w Polakach pozostało i dlatego możemy uznać że właśnie Polska powinna być przewodnikiem w dziele obrony kultury chrześcijańskiej upadającej w tej chwili w Europie zachodniej pod naporem totalnego nihilizmu.

Niepokojące jest to że oprócz indywidualnych wypowiedzi nikt organizacyjnie nie chce wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za ten wielki trud i ryzyko.

Wymagane jest w tej mierze zdecydowane stanowisko hierarchii kościelnej, niestety tego nam brakuje jak też i odbudowy autorytetu kościoła instytucjonalnego.

Jednakże główne zadanie walki należy do ruchów społecznych które powinny wpływać na postawę narodu i artykułowanie wymagań wobec rządzących.

Jarosław Kaczyński podjął to hasło, ale jego słowa jakby zawisły w próżni i nie dotarły do tych którym szczególnie powinny przyświecać.

Wyraźnie wymagane jest stworzenie ogólno narodowego ruchu o którym w swoim czasie pisałem jako o „Rochu”, a który będzie w stanie odpowiednio ukształtować zaangażowanie polskiej reprezentacji politycznej do aktywnych działań w tej mierze zarówno w Polsce jak i w całej Europie.

Najważniejsze jest jednak zaprezentowanie w odpowiednim wymiarze postawy polskiego narodu wobec wspomaganej wrażymi siłami antychrześcijańskiej i antypolskiej ofensywy.

Taki „marsz” na pół miliona ludzi uświadomiłby napastnikom z jaką siłą mają do czynienia. Trzeba jednak nie chować się za plecami innych, ale podjąć się takiej inicjatywy.

0

MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI – WROCŁAW 2019

$
0
0

Miejscem zbiórki dla uczestników Marszu była Wyspa Słodowa, gdzie zgromadziło się kilka tysięcy osób. Marsz rozpoczął o godz. 19.00 Jacek Międlar, który przywitał uczestników i wprowadził ich w patriotyczny nastrój skandując hasła bliskie sercu każdego Polaka. Następnie zabrał głos Wojciech Podjacki, który wygłosił płomienne przemówienie, apelując do zgromadzonych o spełnienie przez nich patriotycznego obowiązku i obronę naszej Ojczyzny przed zakusami jej wrogów oraz o przeciwstawienie się ofensywie liberokomuny dążącej do przejęcia władzy w Polsce. Uczestnicy Marszu, po odczytaniu przez Jacka Międlara listy ojców niepodległości, wyruszyli w kierunku Placu Solidarności, gdzie mieli ponownie przemówić główni prelegenci oraz miał się odbyć patriotyczny koncert w wykonaniu rapera Stopy. Jednak po przejściu zaledwie 200 metrów Marsz został zatrzymany przez zwarte oddziały policji, a urzędniczka z ratusza oznajmiła, że rozwiązuje zgromadzenie. Uczestnikom dano zaledwie parę minut na rozejście się, co z oczywistych względów było niemożliwe, ponieważ byli oni stłoczeni na wąskiej ulicy i zablokowani przez oddziały policyjne, które nie zważając na obecność wielu dzieci, kobiet i osób w podeszłym wieku przystąpiły do brutalnej pacyfikacji zgromadzenia. Poszły w ruch pałki, gaz i armatki wodne, a szczególną brutalnością odznaczyli się zamaskowani osobnicy wyposażeni w stalowe pałki teleskopowe. Rannych zostało kilkunastu manifestantów, wielu z nich zatrzymano, a szykany i aresztowania trwają nadal. Akcja policji nosi wszelkie znamiona zorganizowanej antypolskiej prowokacji, która miała uniemożliwić godne świętowanie Dnia Niepodległości przez uczestników tej pokojowej manifestacji i miała być demonstracją siły ze strony skorumpowanego systemu. W tych okolicznościach należy uznać, że władze miejskie, jak również policja zachowały się haniebnie i zasługują na przykładne ukaranie, bo niedopuszczalne jest to, żeby w „wolnej” Polsce znęcano się nad uczestnikami pokojowej manifestacji, których jedyną intencją było zamanifestowanie uczuć patriotycznych. Więcej informacji na temat przebiegu Marszu Niepodległości we Wrocławiu można znaleźć na portalu: wPrawo.pl

0

Polacy nie boją się automatyzacji. Czy słusznie? [NOWY RAPORT]

$
0
0

Nastawienie Polaków do automatyzacji w swoim nowym raporcie zbadał portal ALEO.com. Autorzy zapytali w nim m.in. o obawy związane z coraz większą obecnością robotów, algorytmów i sztucznej inteligencji w różnych sferach życia. 

Jak wynika z badania, 60,5% Polaków dostrzega w swoim otoczeniu zawodowym zmiany związane z postępującą automatyzacją. Dla większości nie jest to jednak powód do zmartwień. Tylko 16,1% pracowników przyznaje, że obawia się zastąpienia przez maszynę lub SI w przeciągu najbliższych 10 lat.

infografika przedstawiająca wyniki ankiety

Najmniej pewnie czują się osoby pracujące w handlu, gdzie odsetek osób obawiających się utraty pracy ze względu na automatyzację wyniósł 26,1%. „Wiele wskazuje na to, że automatyczne kasy już wkrótce staną nie tylko w największych supermarketach, ale również w osiedlowych sklepikach” – piszą autorzy raportu, przywołując przykład Żabki. W styczniu największa w kraju sieć małych sklepów spożywczych ogłosiła rozpoczęcie współpracy z jednym z producentów systemów automatyzacji sklepów. 

Na nowe technologie stawia również LPP, czyli właściciel takich sklepów jak Cropp, Mohito czy Reserved. W salonach tej ostatniej marki pojawia się już technologia RFID, czyli elektroniczne metki. – Już 170 salonów marki jest w pełni przystosowanych do wykorzystania RFID – czytamy we wrześniowym komunikacie Reserved. System może automatycznie rozpoznać, jaki produkt zabiera ze sobą klient. Dzięki temu w przyszłości możliwa będzie nawet zupełna rezygnacja z kas.

Zaskakująco spokojni o swoją pracę wydają się za to pracownicy takich branż, jak przetwórstwo przemysłowe i budownictwo. Jak wynika z badania ALEO.com, w obu sektorach obawy związane z automatyzacją wyraża średnio co ósma osoba. Raport porównuje te wyniki z analizami PwC, z których wynika, że potencjał automatyzacji w tych gałęziach gospodarki jest wysoki. W obu robot lub sztuczna inteligencja może zastąpić człowieka nawet w co drugim zadaniu. 

Na dane PwC powołuje się też Polski Instytut Ekonomiczny, który przed skutkami robotyzacji ostrzega przede wszystkim mężczyzn pracujących w przemyśle. „Biorąc pod uwagę branże, w których potencjał automatyzacji jest największy, a także stanowiska, w największym stopniu bazujące na czynnościach rutynowych można stwierdzić, że mężczyźni w znacznie większym stopniu odczują skutki tego procesu” – alarmuje PIE w listopadowym wydaniu swojego „Tygodnika Gospodarczego”.

infografika przedstawiająca dane dotyczące automatyzacji

Według 41% respondentów w badaniu ALEO.com automatyzacja sprawia, że życie staje się zdecydowanie łatwiejsza, a biznes i usługi są lepiej rozwinięte. Tylko 11,6% twierdzi, że coraz większa obecność robotów i sztucznej inteligencji przyniesie negatywne skutki dla rynku pracy. 

Więcej informacji o automatyzacji w Polsce i na świecie znajduje się w nowym raporcie ALEO.com:

https://aleo.com/pl/blog/automatyzacja-w-polsce

0

LWÓW DZIEJE MIASTA

$
0
0

LWÓW DZIEJE MIASTA

 Wywiad Jana Bodakowskiego z Ryszardem Janem Czarnowskim i Eugeniuszem Wojdeckim, autorami książki “LWÓW. DZIEJE MIASTA”. Wydawca: Jedność, Kielce 2015 r.

Jan Bodakowski: W ostatnich kilku latach pamięć o polskości Kresów z dziedziny niezbyt popularnej przerodziła się w kwestię bardzo polityczną. Nagle stała się orężem walki z banderowcami, a nawet instrumentem chętnie wykorzystywanym przez pudła rezonansowe rosyjskiej propagandy w wojnie obronnej Ukrainy przeciw agresji rosyjskiej. Czy cieszy Panów, w tym kontekście wzrost zainteresowania tematyką Kresową? Czy nie boją się Panowie, że Wasza praca zostanie wykorzystana instrumentalnie przez sympatyków Rosji w ich polskich działaniach operacyjnych?

 Autorzy (Ryszard Jan Czarnowski Eugeniusz Wojdecki): To bardzo dobre pytanie, pozwalające nam na samym początku powiedzieć, jak ta książka (księga) powstawała. Chcemy zdradzić mianowicie pewną tajemnicę… Otóż w samym założeniu nasza praca rozkłada się na co najmniej trylogię poświęconą Lwiemu Grodowi. A teraz konkretniej – co do pytania. Redivivus Kresów w świadomości kolejnego (głównie) pokolenia nie jest nie tylko naszym zdaniem skierowany przeciw komukolwiek ani dla poparcia, kogokolwiek innego poza Polakami. I zarzuty, że nasza praca może stać się propagandowym orężem w jakimkolwiek politycznym umocowaniu, formułować mogą jedynie ci, którzy do książki nie zajrzeli i jej nie przeczytali. Utrata Kresów oraz miast granicznych ze Lwowem na czele (z utratą rubieży rozbiorowych pogodziliśmy się już dawno) nie została dokonana przez…. kosmitów. To skutek agresji

rosyjsko(sowiecko)– niemieckiej(hitlerowskiej).

Tego, że ustalenia i skutki paktu Ribbentrop Mołotow unieważnione zostały wyłącznie na papierze, nie sposób nie widzieć. I to na każdym kroku w tej książce podkreślamy. Zarazem -pisząc historię miasta od samego początku (a nawet od prapoczątków rusińskich)  o zagrożeniach mówiliśmy i mówimy. Nie sposób równocześnie zapominać, że we władzach zaborczych, w wojsku, byli zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy. Nie sposób nie pisać o niebywałych zbrodniach przez nich dokonywanych. Cieszymy się z narastającego wzrostu zainteresowania Kresami, bo jest ono równoznaczne z powrotem do korzeni. Bo nikt nie może zaprzeczyć, że wszystko co cenne, zdarzyło się w naszej kulturze, albo o Kresy się otarło, albo mówiąc wprost, stamtąd przyszło.

Jako autorzy, należymy do pokolenia wychowanego na “Trylogii” Henryka  Sienkiewicza i dziełach Wieszczów, co również podkreślamy. Jeśli zaś to ma stać się fragmentem pro moskiewskiej propagandy, to możemy jedynie współczuć architektom tejże – czyli obecnym inżynierom dusz. Zarówno po tej jak i po tamtej stronie. W czasie II Wojny Światowej w Ameryce wychodził miesięcznik “Soviet Russia Today”. Ukazywał się w ogromnym nakładzie, ok. 200 tys. egzemplarzy. Tam często po wyjściu Armii Andersa pisano, że rząd londyński to agentura niemiecka, zorganizowana po to, żeby zantagonizować wielki naród amerykański z wielkim narodem sowieckim, który niesie ciężar wojny i czeka, aż alianci otworzą drugi front, ale na razie to sowieccy żołnierze giną w milionach.

Chcemy też podkreślić (nieskromnie), że obaj mamy w swych życiorysach dość poważne zaangażowanie w tzw. podziemnym ruchu wydawniczym czasu PRL-u i może dlatego nie zrobiliśmy kariery w owych rejonach, że koncentrowaliśmy się na tematyce patriotycznej, moskiewskim trendom całkowicie obcej. Pamięć obecnych propagandzistów jest wybiórczo dość krótka – bowiem jeszcze dwa lata wstecz Rosja była najlepszym przyjacielem Polski w ich elukubracjach (SJP: elukubracja – małej wartości utwór literacki lub inny tekst pisany z wysiłkiem i bez talentu). Jak powinna dziś wyglądać narracja historyczna o polskości Kresów? Czy powinna brać pod uwagę wrażliwość Litwinów, Białorusinów czy Ukraińców? Jesteśmy przekonani, że jakiekolwiek mówienie o dziedzictwie musi znajdować oparcie w

poszanowaniu wszystkich. Wielkość Rzeczypospolitej zasadzała się na stuleciach tolerancji i poszanowania kultury i wierzeń przybyłych. Jednak skoro pokazujemy nasze własne grzechy, nie możemy nie pokazywać złych uczynków naszych bliskich i dalekich sąsiadów. Nie należy pojęć tolerancji i akceptacji utożsamiać. Jednocześnie przeciwstawiać się musimy próbom dezinformacji i zawłaszczania naszych twórców, ba….Wieszczów.

 Jakże często nie reagujemy przecież na próby przeinaczania i przejmowania polskich twórców, naukowców etc. Oto choćby z brzegu – rzadko ktoś mówi Maria Skłodowska -Curie, a częściej słyszymy Maria Curie. Nikt z rządzących nie protestował gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia Niemcy stawiali na jednym z centralnych placów Monachium pomnik „swego” czołowego astronoma –Copernicusa. A teraz bliżej naszych tematów. Nie tak dawno jeden z nas spotkał się z zarzutem że w swej książce o Krzemieńcu w ogóle nie podkreślił znaczenia „słynnego ukraińskiego poety” o nazwisku Juliusz Słowackij…

No cóż, byłoby to śmieszne gdyby nie pisał tego jeden z pracowników naukowych z Tarnopola. Prof. Łarysa Kruszelnicka – wieloletnia dyrektor lwowskiego Ossolineum (obecnie – Biblioteki Wasyla. Stefanyka), wiele godzin przekonywała nas obu, że Zakład Narodowy im. Ossolińskich założył…Iwan Franko. Spolonizowanie czołowych rodów kresowych nie jest naszą winą, tak jak nie jest naszą winą ucieczka od polskości ludzi, którzy w Rzeczypospolitej zdobyli tytuły, majątki i zaszczyty. Dlatego nie uciekamy od podkreślania w naszej książce, że ks. Jeremi Wiśniowiecki czuł się dopiero od dwóch pokoleń Polakiem, nie ukrywamy zasług dla Polski hetmana Sahajdacznego i Mazepy.

Podobnie będzie w księdze, którą już wkrótce poświęcimy litewskiemu miastu o polskiej duszy, czyli Wilnu. Nie mamy zamiary zaprzeczać tamże, że Jagiellonowie byli Litwinami, lecz jednocześnie zaprzeczać, że zarazem królami i książętami polskimi. A co do naszych sąsiadów Rusinów, nazwanych przez Austriaków Ukraińcami, to doprawdy nie naszą winą, że za swego bohatera narodowego uznali Banderę – nie zaś Symona Petlurę który przelewał krew dla niepodległej Ukrainy wespół z Polakami. Reasumując, owe poszanowanie wrażliwości musi być wzajemne i opierać się musi na faktach i prawdzie.

 CZYM JEST DLA POLAKÓW LWÓW?

Czym jest dla Polaków Lwów? Dla tych Polaków zamieszkałych w powojennych granicach ziem polskich, i dla tych którzy do dziś są u siebie we Lwowie?

Czym jest dla Polaków Lwów… musimy się „wymigać” od odpowiedzi na to pytanie tutaj. Bowiem nie starczyło 400 stron tej książki by to powiedzieć, a setki ukazujących się na półkach księgarskich tytułów (wznawianych i nowych) nie wyczerpują tematu oraz nie dają pełnej odpowiedzi Bo to jest naszym zdaniem pytanie bliźniacze takiemu – czym jest dla Pani czy Pana poczucie związku z ojczystym dziedzictwem.

Fenomen tego miejsca zauważony przez miejscowych i tu przybywających jest niezaprzeczalny.

W komplementacji do poprzedniego pytania – nigdzie chyba w Europie tylu przybyszów nie utożsamiało się z tym miastem i całą Rzeczypospolitą. Albo w swoim jestestwie, albo najdalej następnego pokolenia. Przykłady – jest ich co najmniej kilkadziesiąt na kartach naszej książki. Wielu Czytelników nie znających bliżej tematu będzie na pewno zaskoczonych. Tych którzy są dziś u siebie…. Mój Boże, każdy kto kiedykolwiek spędził nieco więcej niż kilka godzin we Lwowie czuje się tam u siebie. Założenie w obecnym Lwowie Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, zespoły teatralne i muzyczne działające tamże. Chóry Katedry Łacińskiej i kościoła św. Antoniego prowadzone odpowiednio przez panów Bogusława Pacana i Edwarda Kuca. To tylko znikome przykłady z brzegu. Będziemy tworzyć wielką księgę Panteonu Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich I pozostałych lwowskich nekropolii. Tam znajdą Państwo odpowiedź na poprzednie pytanie również. I jak sądzimy, na te nie zadane. A teraz miast dowodzić rzeczy oczywistych zacytujemy finał przepięknego wiersza Feliksa Konarskiego „Rozmowa z Mickiewiczem”, autora słynnych „Czerwonych Maków spod Monte Cassino”.

Słowa te są znakomitym pastiszem pióra Wieszcza, ale jesteśmy przekonani, że adekwatne dla tematu naszej rozmowy.

 

Litwo, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie;

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

 

Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy

I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy

Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!

Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem

 

Gdy od płaczącej matki, pod Twoją opiekę

Ofiarowany martwą podniosłem powiekę;

I zaraz mogłem pieszo, do Twych świątyń progu

Iść za wrócone życie podziękować Bogu

 

Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono!…

Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną

Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,

Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;

 

Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,

Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;

Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,

Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,

A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą

Zieloną, na niej zrzadka ciche grusze siedzą.

 

LITWO – LWOWIE – CIEBIE MIAŁ W ROZMYŚLANIACH SWOICH ADAM MICKIEWICZ

Prosimy o następne pytanie, ponieważ nie sposób zawrzeć nawet części odpowiedzi w kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu zdaniach. Jednak co drugiej części powiemy nieco brutalnie – do kiedy można by było mówić o polskich miastach gdyby zapytano o polskość Gdańska, Poznania, Wrocławia w końcu XIX lub początkach XX stulecia?

Część historyków twierdzi, że w II RP Lwów był polską wyspą w ukraińskim morzu. Czy to uprawnione zdanie? Przez lata komuny, nie mogąc w żaden sposób uzasadnić sowieckiej etymologii Lwowa wmawiano wszystkim że mieliśmy takie wysepki (jak piegi) na rusińskim ciele. Nie przypadkowo robiono wszystko by Rusinów w powszechnej świadomości utożsamiano w Rosjanami.

 Z przykrością musimy powiedzieć że zabieg ten w przytłaczającej części wiedzy ogólnej się udał. Związek Sowiecki i jego rozsiani po całym globie agenci, kontynuowali linię polityczną ustanowioną zresztą w swej treści na wieki wieków przez cara Piotra I. Słusznie zresztą nazywanego wielkim. Konsekwencje tego – niezależnie od zaszłości martyrologicznych odczuwamy do dziś. To też wielki temat – ale postaramy się całą odpowiedź zwekslować dwoma faktami niezaprzeczalnymi. Zbrodnie sowieckie popełnione w Rosji na Polakach w latach 1037 -48, deportacje sowieckie lat 1940-41, oraz kolejne po wywózkach ludobójstwo dokonywane przez ukraińskich bojców UPA, batalionów niemiecko -ukraińskich  Nachtigall, SS Galizien, Rolland, to łącznie ok. 600 tysięcy ludzi!!! Polaków – mieszkańców tych ziem. To, że tylu jeszcze na wioskach i w miasteczkach zostało świadczy o wielkości polskiego zaludnienia.

Potwierdza to zresztą wielość dworów, pałaców, rezydencji oraz kościołów parafialnych.

Jak się układały relacje Polaków z Żydami we Lwowie w czasie I Wojny Światowej, sowieckiej agresji 1920 roku, dwudziestolecia międzywojennego, po 17 września 1939, w czasie niemieckiej okupacji, i ponownej sowieckiej okupacji?

I kolejny temat rzeka.

Nie ulega wątpliwości, że wielu Żydów w czasie Obrony Lwowa 1918 roku opowiedziało się po stronie ukraińskiej. Doprowadziło to zresztą do smutnych wydarzeń w wyzwolonym już Lwowie 22-23 listopada 1918 roku w których zginęło kilkudziesięciu Żydów i kilku Polaków.

Rosja sowiecka jak wiadomo, robiła wszystko by – po wyzyskaniu członków tej diaspory – się ich wyzbywać. Stąd jako szpica „awangardy postępu”, Żydzi szli na czele tzw. armii wyzwoleńczej. I nikt nie zaprzecza ich obecności w montowanym rządzie robotniczo chłopskim wkraczającym do Polski w 1920 roku. Potem mieliśmy czas Niepodległej, gdzie właśnie Żydzi stanowili trzon nielegalnej agenturalnej Komunistycznej Partii Polski oraz Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (podległych Kominternowi).Przez lata wmawiano nam, że Żydzi mieszkali razem z Polakami. Oprzemy się na niedawnej wypowiedzi prof. Szewacha Weissa, Żyda, że była to propagandowa bzdura. Mieszkali bowiem jak powiedział na polskich ziemiach razem – lecz całkiem osobno. Była to w większości hermetyczna diaspora – w odróżnieniu od Ormian, Tatarów i innych.

Gigantyczne zaangażowanie Żydów do władz oraz okupacyjnych – sił realizujących represje – w skali mikro i makro, nie ulega wątpliwości. Powstało na ten temat mnóstwo dokumentalnych książek i filmów. I żadne propagandowe działania temu nie zaprzeczą. Bo gospodarka bieżąca, geopolityka i prawda historyczna to ostrza rozwartych nożyc. I szczególnie mocno podkreślać to trzeba tu w dziejach miast granicznych i Kresów. Bo to Kresowianie głównie byli katowani, mordowani, wyrzucani ze swojej ziemi, i w osobach swych dzieci (którymi jesteśmy) nie chcą utracić godności, walczą o pamięć, nie poddają się, wbrew władzy, polityce, zwyrodniałym mediom. Wiemy że musimy podkreślać poczucie przynależności do narodu, który zniewalany, zawsze się podnosił. Jednocześnie jednak wszelkie generalizacje co do diaspory żydowskiej – tu we Lwowie choćby nie mogą być podstawą tworzenia ogólnego obrazu.

 Choćby Marian Hemar – Marian Hescheles – nikt nie stworzył tak pięknych, wierszy i opowieści o Mieście Zawsze Wiernym. Wszystkich twórców przytulał w swej słynnej knajpie “U Atlasa” koszerny Edzio Tarlerski. W czasie sowieckiej okupacji pod skrzydłami i w cieniu Henryków – Warsa i Golda prowadzących słynne big bandy, chroniło się wielu artystów, niekoniecznie estradowych. To wielka księga wzajemnych zasług. A potem przyszła okupacja niemiecka, czas zagłady tej diaspory. Miast mówić o postawach Polaków powiemy, że żaden naród nie ma tylu drzewek w Instytucie Yad Vashem, ile Polacy, przedstawiciele narodu, którzy jako jedyni na świecie karani byli śmiercią za podanie kromki chleba umierającemu z głodu Żydowi. Wielki temat, bolesny szczególnie teraz gdy przedstawiciel Izraela na forum ONZ mówi, że Niemcy nie zbudowali by w Polsce obozów zagłady, „gdyby rząd polski nie wyraził na to zgody”.

Jakie były relacje Polaków z Ukraińcami? Czy Polacy wbrew faktom ignorowali aspiracje narodowe Ukraińców? Czy prawdą są opinie o dyskryminacji Ukraińców w II RP? Jaka była sytuacja Polaków we Lwowie podczas eksterminacji Polaków na Wołyniu?

 Z pokorą trzeba się przyznać, że Polacy szczególnie w połowie XIX stulecia lekceważyli narodowe aspiracje Rusinów (Ukraińców). Jakkolwiek działalność tzw. Ruskiej Trójcy nie była przez Polaków blokowana. Podobnie – Tarasa Szewczenki, który przez pewien czas studiował nawet w Warszawie. Pod koniec XIX stulecia na terenie zaboru austriackiego działało 1216 szkół ludowych stopnia podstawowego utworzonych i finansowanych przez polskie dwory. To głównie z polskich fundacji powstała większość cerkwi unickich. Potoccy wznieśli ukraińską katedrę unicką we Lwowie, Ławrę w Poczajowie, katedralną w Kijowie. Córka Aleksandra hr. Fredry wyszła za mąż za Rusina i z tego związku urodził się przyszły wynoszony na ołtarze metropolita Andrej Szeptyćkij – apologeta i patron duchowy UPA, poświęcający OUN – UPA narzędzia dokonywanych zbrodni, pisząc chwalebne listy do Stalina  i Hitlera! Terror stosowany przez nacjonalistów ukraińskich doprowadził do wielu mordów naszych polityków i osób szerzących oświatę i kulturę. We wrześniu 1921 Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski tylko cudem uniknął śmierci w zamachu przeprowadzonym we Lwowie. A główny zamachowiec jest jednym z bohaterów narodowych Ukrainy!!!

 Podobnie jak banderowcy  zabójcy min.  Pierackiego, Stanisława Sobińskiego – kuratora lwowskiego i szeregu policjantów. Dzisiaj stawia się we Lwowie  pomniki chwały Stepanowi Banderze , a na elewacji bocznej polskiej szkoły powszechnej we Lwowie  vis a vis kościoła św. Marii Magdaleny (zamienionego przez Rusinów na salę koncertową) widnieje żeliwna tablica – relief z wyrytymi słowami chwały dla mordercy Polaków Romana Szuchewycza (“Tarasa Czuprynki”) z UPA z jego podobizną.

W Obronie Lwowa 1918 roku zginęło 1587 Polaków, w tym wiele dzieci i młodzieży w wieku od 11 do 18 lat. Pod ogniem nawały bolszewickiej 1920 roku część walczących do tej pory Ukraińców przeszła na stronę sowiecką. Przypominamy, że wbrew propagandowym elukubracjom siły polskie nie wkraczały w 1919 roku do Kijowa jako siły okupacyjne a wraz z Petlurą miano tam ustanowić stolicę niepodległego ukraińskiego państwa. I na zakończenie pierwszej części pytania powiemy, ze jedyną nacją jaka nie wystawiła swej delegacji na Konferencję Wersalską 1918 roku byli Rusini (Ukraińcy) oddając swe sprawy w ręce Słowaków.

Chcielibyśmy sprostować – eksterminacja, ludobójstwo miało miejsce nie tylko na Wołyniu (1943 – 44) ale w równym stopniu również w Małopolsce Wschodniej, przez komunistów nazwanej Ukrainą zachodnią (termin używany tamże do dziś). Eksterminacja Polaków w Małopolsce zaczęła się już we wrześniu 1939 roku gdy z terenów zajętej przez Niemców Słowacji wkroczył tzw. Legion Ukraiński. Po zajęciu tych terenów przez Sowiety członkami tzw. „trójek robotniczo chłopskich” byli 2 Ukraińcy i 1 Żyd (reguła narzucona przez Sowietów). Ci uzbrojeni bandyci dokonywali rabunków i mordów. We wsiach, miasteczkach i miastach. W czasie rozpoczętej i zaplanowanej przez dowództwo UPA i SS Galizien akcji ludobójczej gros napadów i mordów odbywało się w terenie. W samym Lwowie doszło w tym czasie do kilkudziesięciu napadów i mordów co znajdzie odbicie w jednej z kolejnych naszych prac…. Jeśli zdążymy.

Teren Małopolski Wschodniej czeka na dogłębne opracowanie, choć świadków już praktycznie nie ma a dostęp do dokumentów jest z oczywistych w obecnych uwarunkowaniach względów utrudniony. Masowa medialna dezinformacja również nie sprzyja. Jak wygląda dziś polska społeczność we Lwowie?

Już wcześniej odpowiadaliśmy na to pytanie, mówiąc o polskich inicjatywach kulturalnych i około kulturalnych. Jednocześnie – musimy to z mocą podkreślić, że bez finansowego głównie wsparcia ze strony władz polskich inicjatywy te nie mają szans na rozwinięcie. Ba, przetrwanie. Ukraina jak wiadomo znajduje się w katastrofalnej sytuacji gospodarczej i na tamtejsze wsparcie Polacy nie mogą liczyć zupełnie…. Zresztą czy kiedykolwiek mogli? Żadne okazjonalne akcje nie powinny być podstawą tej polityki. Potrzebny jest stały umocowany finansowo program. I na miłość Boską – ogromnie bolesne jest zarówno dla tamtejszych Polaków, jak i dla nas- kresowych potomków nazywanie ich „Polonią”.

Czemu Polacy w III RP powinni pamiętać spuściźnie kulturowej i historii Kresów? Proszę nam wybaczyć, na pytanie tak oczywiste nie będziemy odpowiadali. Wystarczy zajrzeć do lektur i biogramu, któregokolwiek z naszych wielkich twórców.

 Dziękujemy za rozmowę. Czarnowski i E. Wojdecki

 “Kurier Codzienny” Chicago, “Radio Pomost” Arizona”, “Radio Wnet,”Kurier Galicyjski”, “Lwowskie Spotkania” Bożena Rafalska, Józef Komarewicz, Aleksander Szumański.

 

0

Perspektywy rozwoju polskiej gospodarki

$
0
0

Z opublikowanej prognozy rozwoju Polski do roku 2050 wynika, że powinniśmy osiągnąć w tym czasie PKB na poziomie około 900 mld euro i zająć 25 miejsce w światowym rankingu.

Pomijam drobną okoliczność, że obecnie zajmujemy 22 miejsce, ale ważniejsze jest chyba to, że dochód „na głowę” będzie na poziomie średniej europejskiej.

Oczywiście to wszystko jest uwarunkowane utrzymanie obecnej linii rozwojowej nie tylko polskiej gospodarki.

Nie przywiązując większej wagi do tego rodzaju dywagacji chciałbym zwrócić uwagę na stan istniejący i próbować wyciągnąć z tego optymalne wskazania dla Polski.

Obecnie nasz dochód nominalny na osobę obliczony w PKB kształtuje się na poziomie 50% średniej unijnej i wprawdzie GUS za pomocą zabiegu „siły nabywczej” zwiększa go do 2/3 unijnej to jednak byłbym skłonny uznać, że bliżej nam do owej „połówki”.

 W PRL na dochód polski składały się: rolnictwo 3,3%, przemysł 41,1% i usługi 55,6%.

Na uwagę zasługuje wysoki udział przemysłu nie notowany współcześnie w żadnym europejskim kraju. Wejście w orbitę świata kapitalistycznego wymagało z różnych powodów zmiany tych proporcji, jednakże to co się stało z polską gospodarką wykracza znacznie poza normalne pojęcie przekształceń ustrojowych.

Udział rolnictwa spadł do 2,6% pozostając i tak na poziomie jednego z najwyższych wskaźników w UE, natomiast udział przemysłu został zredukowany niemal do połowy i jest dużo niższy niż w większości krajów europejskich, wynosi bowiem 22,4%.

Nie jesteśmy krajem przodującym turystycznie, nie korzystamy z naszego położenia tranzytowego, nie uczestniczymy znacząco w światowym handlu, nie jesteśmy bankierem Europy, a zatem pozostaje nam wytwórczość materialna jako podstawowe źródło dochodu narodowego.

Niestety poza chwilowym protestem rządu Olszewskiego nikt nie oponował procesowi totalnej likwidacji polskiej produkcji przemysłowej. Wykrzykiwania Leppera traktowano jako przejaw upośledzenia umysłowego lub wprost jako działania obcej agentury.

Niezależnie od tego jak było naprawdę to faktem jest, że degradacja polskiej gospodarki związana z likwidacją samodzielnej działalności była na rękę naszym sąsiadom tradycyjnie zmierzającym jeżeli nie do likwidacji to przynajmniej do uzależnienia od siebie Polski.

Za czasów PRL ten problem był rozwiązany jednostronnie, polska gospodarka była włączona do sowieckiego systemu regulowanego w późniejszych latach za pomocą RWPG /Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej/.

Trawestując Gide’a można powiedzieć, że „cztery słowa i cztery kłamstwa”, był to oczywiście bolszewicki dyktat, poza całkowitym podporządkowaniem sowieckiej gospodarce wojennej istniały w niej określone preferencje, na pierwszym miejscu była NRD, jako przyczółek dla opanowania całych Niemiec, potem Czechosłowacja jako wysunięta forpoczta. Polska była traktowana nieufnie i podlegała szczególnej kontroli, a nawet dyskryminacji.

Tak się złożyło, że uczestniczyłem niechcący w dość zabawnym incydencie z tym związanym.

W roku 1962 odmówiono mi paszportu do Rumunii, dokąd chciałem wybrać się rodzinnie na wakacje. W niedługi czas po tej odmowie zaproponowano mi służbowy wyjazd do Rumunii, a kiedy wyjaśniłem, że właśnie odmówiono mi paszportu, obiecano załatwić tę sprawę. I rzeczywiście dostałem paszport służbowy, jednorazowy z ograniczeniem wyłącznie do Rumunii.

Byłem nieco zdziwiony tą życzliwością w stosunku do mnie, ale wszystko się wyjaśniło przy zreferowaniu sprawy.

Otóż okazało się, że RWPG podjęła uchwałę, że sprężarki dużej mocy będą produkować wyłącznie NRD i Czechosłowacja, oczywiście nie trzeba tłumaczyć, że żadne ograniczenia nie obejmowały Sowietów.

Ze wszystkich „demoludów” Polska miała w tym względzie największe zapotrzebowania ze względu na przemysł okrętowy, a szczególnie statki rybackie i statki bazy budowane głównie dla Sowietów.

 Produkcja sprężarek wielkiej mocy w Polsce miała być wstrzymana, ale w Czechosłowacji i w NRD dopiero uruchamiana, a Sowiety mogły dostarczyć zarówno po wysokiej cenie jak i wydłużonym terminie.

Tymczasem Rumunia korzystając z chińskiego poparcia nie podporządkowała się decyzji RWPG i kontynuowała produkcję na licencji Borsiga.

Polska miała znaczne nadwyżki eksportowe w Rumunii i można je było wykorzystać dla zakupu sprężarek. Misja była więc dyskretna, wymagała bezpośrednich rozmów z decydentami w Rumunii, najlepiej w języku francuskim dość powszechnie tam znanym i wzbudzającym zaufanie.

Nic dziwnego że nikt z partyjnych bonzów takiej misji nie chciał się podjąć, nie mówiąc już o znajomości problemu i języka, gdyż można było dość mocno narazić się wielkorządcom.

Cały nasz wielki przemysł okrętowy powstał jak i wiele innych dla obsługi Sowietów.

Za Gierka ten proceder przybrał gigantyczne rozmiary. Doszliśmy do tego że 40% naszego eksportu szło do nich, a lista eksportowa była bardzo wydłużona przy skromnej liście importowej. Mimo to Polska była stałym dłużnikiem wobec Sowietów. Główną przyczyną był przymusowy zakup broni po niebotycznych cenach.

Doszło do tego że najnowocześniejsze sowieckie czołgi, nie dostarczane Polsce, można było kupić za pół ceny w Izraelu ze zdobyczy na Arabach.

Dzisiejsza nasza zależność od Niemiec chociaż bardzo niebezpieczna dla naszej gospodarki, jest i tak dużo mniejsza od zależności PRL od Sowietów nie mówiąc już o cenach i sposobie rozliczeń.

Po okresie zwykłego rabunku wojennego i powojennego oraz zapłaty za różne wyimaginowane roszczenia, jak np. za różnicę „wartości” ziem odzyskanych nastąpiła stopniowa regulacja zakończona przyjęciem w obrotach między krajami RWPG zasady stosowania „cen światowych” zamrażanych na pięć lat. Walutą płatniczą był „rubel transferowy” liczony w relacji najpierw 70 kopiejek, a później 60 kopiejek za dolara. W ten sposób Sowiety zapewniały sobie tanie dostawy od podporządkowanych krajów.

W Polsce na ogół ceny ustalane w ten sposób nie były znane gdyż dostawca otrzymywał zapłatę od centrali handlu zagranicznego w złotówkach z ewentualną rekompensatą za zakupy dewizowe.

Producenta nie interesowała zatem cena jaką płacił sowiecki odbiorca, jedynie przez przypadek dowiedziałem się od Sowietów że za trawler przetwórnię z Polski płacono 2,1 mln rubli co było wynikiem ceny światowej 3 mln dolarów przeliczonej po 70 kopiejek, wprawdzie w tym czasie światowa cena wynosiła już 4,5 mln dolarów, ale i tak nie miało to większego znaczenia wobec faktu kolosalnej rozbieżności między kosztem produkcji i tym co Sowiety płaciły nie mówiąc już o tym że wymagany przez nich potężny wkład dewizowy był rozliczany w rublach.

W ten sposób gros gierkowskich kredytów dewizowych było przepompowane do Sowietów za wymyślone „ruble transferowe”.

Pamiętam że na takie uwagi natychmiast zgłaszano zastrzeżenie że za te ruble kupowaliśmy względnie niedrogo sowiecką ropę. To prawda tylko że była to zasiarczona tatarska ropa i to w ilościach mniejszych niż dostawała ją Bułgaria /Polska 13 mln ton, Bułgaria 16 mln ton rocznie/.

Dlatego Jaroszewicz kiedy ogłaszał podwyżkę cen benzyny / „żółtej” z 6,30 zł/l na 11 zł/l tłumaczył to faktem konieczności dokupywania ropy na zachodzie, -bagatela – drugie tyle.

Do dzisiaj nikt Putinowi nie przedstawił rachunku z tej systematycznej grabieży jaką Sowiety dokonywały w Polsce do ostatnich chwil swego istnienia pozostawiając zresztą bezwartościowy bilans rublowy.

Po okresie zależności od Sowietów pozostał pewien potencjał przemysłowy nieprzydatny w nowych warunkach, ale przecież częściowo udawało się tworzyć takie dziedziny i zakłady które mogły po odpowiednim przygotowaniu funkcjonować w nowych warunkach. Nie odpowiadało to jednak nowemu naszemu głównemu „partnerowi” gospodarczemu, który posługując się ludźmi wynajętymi najzwyczajniej je zlikwidował lub wykupił za psie pieniądze wyznaczając im poddostawczą rolę.

W ten sposób polska gospodarka została uzależniona od kolejnego sąsiada który przejął pałeczkę od poprzednika za jego zgodą i współdziałaniem.

Ta miara jest stosowana w odniesieniu do wszystkich krajów z posowieckiego obozu, ale też z pewnym wyróżnieniem, jak zwykle na rzecz Czech, a nawet Słowacji.

Mamy zatem stan naszej wytwórczości przemysłowej jako usługowy wobec gospodarki niemieckiej, co oczywiście można tolerować w stosownej proporcji pod warunkiem zapewnienia udziału w procesie twórczym i zyskach.

Jednakże podstawą działalności przemysłowej powinna być wytwórczość autonomiczna skierowana na obsługę własnego rynku i eksport.

Pozornie mamy zbilansowany handel z Niemcami, jeżeli jednak odliczy się niemiecką produkcję w Polsce z której mamy jedynie zapłatę za polską tanią robociznę to się ten bilans okaże znacznie mniej korzystny. Jakie bowiem czysto polskie produkty dostarczamy do Niemiec?

Jeszcze gorzej jest z Chinami z którymi deficyt obrotów sięga 100 mld zł rocznie, a chińska tandeta wyparła dobre polskie produkty, o czym w swoim czasie pisałem.

Nawiązując do expose pana premiera trzeba zwrócić uwagę na redukcję dostaw polskiego przemysłu dla rolnictwa, budownictwa, transportu, a także wyposażenia naszej gospodarki.

Jest to wielkie pole do działania w tym także odtworzenie wielu zlikwidowanych polskich firmowych wyrobów w odpowiednio zmodernizowanej formie.

Nie wykluczam polskiego udziału w rozwojowych, perspektywicznych dziedzinach, ale nie jest to droga łatwa czego najlepszym dowodem jest polski samochód z napędem elektrycznym.

 Niezależnie zatem od świetlanej perspektywy wskazanej w expose trzeba mieć na uwadze prozę dnia dzisiejszego i nasze, może już nie takie siermiężne, potrzeby.

Przywrócenie stanu właściwych proporcji udziału produkcji przemysłowej w globalnym dochodzie narodowym będzie wymagało jej zwiększenia przynajmniej o jedną czwartą, obecne tempo wzrostu jest dalece niewystarczające.

Czasu mamy niezbyt wiele, a musimy tego dokonać odrabiając równocześnie zaległości cywilizacyjne i tworząc odpowiednią infrastrukturę od komunikacji i energetyki poczynając.

Tymczasem najwyraźniej inspirowana z zewnątrz „totalna” opozycja wymusza działania rządu w kierunku obronnym i marnowania czasu na wzajemne przepychanki.

Inicjatorzy wiedzą że nawet przegrana w tych rozgrywkach jest ich sukcesem gdyż odrywa rząd od jego właściwych zadań związanych z rozwojem kraju.

Należy zatem na zasadzie „karawany” nie zwracać uwagi na szczekanie, ale jak śpiewał Młynarski „robić swoje”, a jest tego mnóstwo do zrobienia i to w krótkim czasie.

Ci sami którzy spowodowali nasze zaległości będą robili wszystko żeby utrudnić ich odrobienie. Na całe szczęście okazało się że nie są wszechmocni i przy solidarnej postawie i odpowiedniej mobilizacji zmuszeni są do ustępstw i to jest nam w tej chwili potrzebne.

0

Polonijny milioner Adam Bąk przegrywa z polskim politologiem dr. Markiem Ciesielczykiem

$
0
0
Dr Marek Ciesielczyk, autor książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa” (Nowy Jork 2015), upublicznił dokumenty z IPN, obrazujące kontakty Adama Bąka, polonijnego milionera i b. członka Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu, z oficerami SB w latach 80-tBąk oskarżył Ciesielczyka o zniesławienie (art. 212 KK), jednak sąd pierwszej instancji nie zgodził się z nim i umorzył sprawę swym postanowieniem z dnia 28 października 2019 (sygnatura akt II K 75 / 19). Było zatem 1:0 dla Ciesielczyka.

Dr Marek Ciesielczyk, autor książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa” (Nowy Jork 2015), upublicznił dokumenty z IPN, obrazujące kontakty Adama Bąka, polonijnego milionera i b. członka Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu, z oficerami SB w latach 80-tych.

Bąk oskarżył Ciesielczyka o zniesławienie (art. 212 KK), jednak sąd pierwszej instancji nie zgodził się z nim i umorzył sprawę swym postanowieniem z dnia 28 października 2019 (sygnatura akt II K 75 / 19). Było zatem 1:0 dla Ciesielczyka.

Dr Ciesielczyk wyzwał wówczas Bąka na „pojedynek historyczny” w Nowym Jorku 17 listopada 2019, lecz Bąk nie podniósł rękawicy i nie przybył na spotkanie – jest więc 2:0 dla Ciesielczyka.

Patrz relacja filmowa z wykładu Ciesielczyka w Nowym Jorku:

 

//www.youtube.com/watch?v=jRLU6R8CbH4

Patrz artykuł na temat Bąka:

https://3obieg.pl/adam-bak-bambo-tomasz-sommer-pinokio/

Kontakt z Markiem Ciesielczykiem: tel. +48 601 255 849 , e-mail: dr.ciesielczyk@gmail.com

0

Kurs Excel – jak rozwijać umiejętności obsługi Excela?

$
0
0

Najważniejsze, że do rozpoczęcia nauki Excela nie są potrzebne specjalne zdolności i głęboka wiedza specjalistyczna. Wystarczy podstawowa umiejętność obsługi komputera.

Po co w takim razie kurs Excel?

Bazowanie na intuicji umożliwia wykonywanie podstawowych operacji z użyciem arkusza: wpisywania i porządkowania danych, czterech podstawowych działań matematycznych. Jest to znikoma część możliwości jakie daje Excel. Dopiero zastosowanie: formuł, obliczeń warunkowych, rejestrowania makropoleceń i pisania programów w VBA umożliwi usprawnienie pracy i wykorzystanie możliwości jakie daje komputer wraz z arkuszem Microsoft Excel.

Nauka polega na stopniowym poznawaniu możliwości coraz bardziej rozszerzających zakres prac wykonywanych przez użytkownika.

Edukacja rozpoczyna się od powtórzenia i usystematyzowania wiadomości o wpisywaniu danych, operacjach na komórkach, typach danych, posługiwaniu się wstążką narzędziową.

Kolejnym krokiem jest praktyczne poznanie formuł.

Wspaniale automatyzuje pracę formatowanie warunkowe, które powoduje zmianę formatowania komórki w zależności od wpisanych do niej danych.

Niestety w parze człowiek i komputer, istota ludzka okazuje się tą, która męczy się i popełnia błędy. Dlatego na kursie poznasz sposoby w jaki sposób włączyć w Excelu opcje sprawdzania poprawności danych.

Gdy już wiadomo jak wprowadzić dane w poprawny sposób warto dowiedzieć się jak wyświetlić tylko te, które są istotne. Do tego celu służy filtrowanie.

Oprócz ręcznego wpisywania danych, może zajść potrzeba wypełnienia komórek informacjami, które są uporządkowane np. dni tygodnia, miesiące. Do tego celu służą listy.

Nie każda osoba spojrzawszy na rząd liczb zauważy trend. Bez trudu dojrzy go z wykresu, a jeśli wykres będzie interesujący – z łatwością zapamięta informację. Tworzenia i formatowania wykresów również nauczysz się na kursie.

Tabele przestawne są narzędziem, które umożliwia dynamiczne zarządzanie danymi, analizowanie ich. Niestety są mało znane i rzadko stosowane. Zobaczysz, że po kursie nie będą miały przed tobą tajemnic.

Excel jest programem, który pozwala na pracę nad arkuszami użytkownikom znajdującym się w odległych od siebie miejscach. Konieczna jest do tego sieć komputerowa (np. Internet) oraz umiejętność współdzielenia plików i zarządzania systemem zabezpieczeń.

Excel może pełnić również rolę szklanej kuli i przewidywać przyszłość. Ograniczenia są tylko dwa. Dotychczasowa historia zmian musi dać się opisać liczbami a użytkownik powinien poznać sposoby poszukiwania wyniku i narzędzie Solver.

Chcesz, aby wszyscy pracownicy w firmie wykonywali operacje w ten sam sposób? Excel ma również taką możliwość. Wystarczy, że swoje działania zarejestrujesz w postaci makropolecenia a następnie zawierający je arkusz udostępnisz.

I na koniec wisienka na torcie. Czy wiesz o tym, że Excel ma wbudowany język programowania, za który nie musisz dodatkowo płacić? Nosi ona nazwę VBA.

Po ukończeniu kursu spojrzysz na komputer zupełnie inaczej niż do tej pory.

0

z historii PRL: Zneutralizować “Francuza”

$
0
0

Daniel Alain Korona (obecny prezes spółki Elewarr) w latach 80-tych był studentem SGPIS i działaczem opozycji antykomunistycznej. Założył Głos Wolnego SGPiSU (od 1986 r. Niezależne Zrzeszenie Studentów SGPIS). W 1984 r. zakłada jawny, początkowo legalny Klub Francuski SGPiS przy pomocy którego dokonuje masowych wysyłek prasy podziemnej do paryskiego biura Solidarności. Aresztowany w 1986 r. i skazany przez Kolegium ds. Wykroczeń. Na tym tle SB zakłada sprawę operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie “Francuz”.

Meldunek o założeniu Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia o kryptonimie Francuz dotyczący Daniela Korony został podpisany przez por. K.Strzałkowskiego i ppłk dr R.Dreżewskiego 25 marca 1987 r. Przesłanką założenia sprawy był fakt kolportażu wydawnictw bezdebitowych, a celem było wyjaśnienie czy figurant jest rzeczywiście zaangażowany w prowadzenie nielegalnej działalności politycznej. Co prawda w kwestionariuszu SB oceniła go jako nieciekawego o poglądach anarchistycznych, jednakże oficerowie musieli chyba szybko zmienić zdanie skoro 10 lipca 1987 r. powstaje Plan przedsięwzięć operacyjnych ws. SOS o kryptonimie Francuz. Plan w kierunkach działań operacyjnych przewidywał rozpoznanie postawy figuranta na terenie uczelni i jego ewentualnej negatywnej działalności w środowisku studenckim, ustalenie czy figurant istotnie utrzymuje kontakty z przedstawicielami opozycji politycznej, uzyskanie materiałów świadczących o prowadzeniu nielegalnej działalności, które mogą być wykorzystane do neutralizacji działań figuranta lub osłabienia jego pozycji w środowisku akademickim. Nieciekawy, to po co takie kierunki działalności?

Jakie planowano czynności operacyjne? Otóż ustalenie poprzez osobowe źródła informacji na terenie SGPIS aktualnej postawy i kontaktów figuranta na terenie uczelni (wykona por. Strzałkowski na bieżąco), ustalenie czy figurant nie … (niewyraźne) w materiałach operacyjnych … (niewyraźne) selekcji tut Wydziału … jednostkach operacyjnych SUSW-MSW (wykona por. Strzałkowski na bieżąco), zabezpieczenia figuranta poprzez osobowe źródła informacji (wykona por. Strzałkowski na bieżąco), dokonanie ustaleń dot. kontaktów figuranta i sprawdzenie ich w wydziale „C” SUSW, spośród kontaktów figuranta wytypować kandydatów do pozyskania w powyższej sprawie (wykona por. Strzałkowski). Po zebraniu materiałów przeprowadzić z wymienionym rozmowę operacyjną zmierzającą do nawiązania ściślejszego dialogu operacyjnego (wykona por. Strzałkowski). Doprowadzić do uniemożliwienia figurantowi oddziaływania na środowisko akademickie SGPIS. W przypadku zaistnienia nowej sytuacji operacyjnej plan będzie uzupełniany i weryfikowany.

Plan podpisał st. Inspektor wydziału III K. Strzałkowski

W okresie lutym – maj 1988 r, dochodzi do „rozmów” funkcjonariuszy SB z figurantem, najpierw przybywali do domu, później do miejsca pracy czyli Intraco. W notatkach z tego okresu funkcjonariusz SB Strzałkowski opisuje rzekome informacje udzielone przez figuranta.  Ale w takiej sytuacji dlaczego prowadzono dalsze działania operacyjne przeciwko figurantowi, o czym świadczą kolejne notatki? Ponadto już w notatce służbowej z dn. 20.02.1988 r. funkcjonariusz SB zauważa, że figurant zaraz po zakończeniu rozmowy operacyjnej nawiązał kontakt z innym figurantem prowadzonym przez V wydział (Cezarego), co by sugerowała iż treść rozmów/przesłuchań jest przekazywana do innych działaczy opozycji.

O tym, że figurant był na celowniku świadczą inne notatki. W notatce służbowej z 7 kwietnia 1988 r. por Strzałkowski proponuje zlecić wydz. „B” wyrywkową kontrolę figuranta. Z informacji zaś Naczelnika Wydziału „W” mjr mgr R. Jedynasiaka SUSW z dn. 29 kwietnia 1988 r. do Naczelnika Wydziału III SUSW informującego że nie może przyjąć do realizacji wniosku o pracę „W” dot. Klubu Francuskiego SGPIS ponieważ zgodnie z zarządzeniem MSW należy uzyskać zgodę Ministra Spraw Wewnętrznych. Dla przypomnienia do zakresu pionu „W” należało selektywne cenzurowanie, zatrzymywanie i konfiskowanie (w części lub w całości) krajowych i zagranicznych przesyłek pocztowych i korespondencji telekomunikacyjnej oraz kontrola i przerywanie rozmów telefonicznych, połączeń teleksowych i telegraficznych w przypadkach, gdy uznano, że ich treść zagraża bezpieczeństwu i obronności państwa. Czy o takie działania wnoszono by, gdyby chodziło o współpracownika? Dodajmy, co wynika z notatki służbowej z dn. 10.06.87 że biuro „W” informowało wcześniej III Wydział o utrzymywaniu przez Klub Francuski SGPIS kontaktów z Komitetem Solidarności i organizacjami za granicę.

W notatce z 28.07.1989 r. „Analiza sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim Francuz nr. Ewid 48209” por. Strzałkowski stwierdza że nasze działania doprowadziły do nawiązania kontaktu operacyjnego z figurantem, których celem było uzyskanie maksymalnej ilości dotyczących funkcjonowania NZSu oraz zneutralizowania działalności D.Korony w środowisku. Według Strzałkowskiego powyższa koncepcja dała pozytywne rezultaty, a Korona został zdyskredytowany w środowisku NZSu. Także w meldunku o zakończeniu sprawy 28.08.1989 r. zawarto te same informacje, a sprawę zakończono w związku z faktem, iż figurant utracił kontakt ze środowiskiem akademickim. Co prawda funkcjonariusz SB przypisał dyskredytację brakiem uczestnictwa na wiecu w maju 1988 r., ale uwzględniając zapisy z planu przedsięwzieć operacyjnych, można podejrzewać że zakres działań zmierzających do dyskredytacji był szeroki.

W aktach sprawy znaleźć można wyciąg z informacji TW Marek z 6.04.1987 r. (ale można podejrzewać, że błąd w roku), bo w treści mowa o 1 kwietnia 1988 r. dot. rozmów TW w środowisku studenckim dot. m.in. podwyżek cen. Odnośnie D.Korony stwierdził, iż jest jeszcze głupszy niż był, nie potrafi opracować realnego programu działania dla Klubu Francuskiego, Klub ma co roku obcinany funduszy i chyli się ku upadkowi (dodajmy iż Klub od 1987 r. nie otrzymywał funduszów od uczelni, a nawet był formalnie zdelegalizowany). Jak widać szerzono stosowne poglądy w celu zmarginalizowania.

Także ciekawa jest notatka uzupełniająca z dn. 1.03.1988 dot. rzekomej rozmowy z figurantem, w którym miałby on m.in. rzekomo obciążyć figuranta Cezarego za włamanie i kradzież u niego, które miało miejsce w 1986 roku. Por. Strzałkowski proponował informowanie o tym prowadzących dochodzenie w sprawie tego włamania. Na notatce widnieje jednak adnotacja z 2 marca 1988 r., iż zgodnie z sugestią Szefa odstąpiono od realizacji propozycji. Choć nie wyjaśnia się powodów odstąpienia, można podejrzewać iż absurd tego scenariusza z tymi obciążeniami Cezarego był aż nadto oczywisty. Ale czy inne notatki nie miały posłużyć do działań zmierzających do poróżnienia działaczy (wystarczy było pomachać, nieco przytoczyć, a wątpliwość byłaby zasiana). Zresztą nie wiadomo czy tego nie uczyniono przynajmniej w niektórych przypadkach.

W notatkach z 1989 roku w tym w meldunku o zakończeniu sprawy z 28.08.89 r. funkcjonariusz SB przypisuje sobie sukces, ale prawda jest bardziej złożona, wszak D. Korona po ukończeniu studiów i zmianach na uczelni w październiku 1988 r. nie miał już powodów do dalszego działania na niej i siłą rzeczy jego oddziaływanie się zakończyło. We wniosku o zakończenie sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim “francuz” z dn. 28.07.1989 r. por. Krzysztof Strzałkowski nie wspomina o rozmowach (jak to nazywał), ani o neutralizacji czy dyskredytacji figuranta, a jedynie cyt. z uwagi na fakt że figurant nie pracuje i nie angażuje się w działalność polityczną na terenie uczelni, proponuję materiały sprawy przesłać do archiwum wydziału “C” SUSW.

Fakt, Klub francuski działający już poza uczelnią jako Syndrom służył do dalszych działań informacyjnych dla opozycji (w notatce z 14.02.89 por. Strzałkowski zauważa że w dalszym ciągu D.Korona posługuje się nielegalnie pieczątką klubu francuskiego). W notatkach służbowych z 1989 r. widnieją z kolei stwierdzenia o przekazywaniu przez figuranta informacji nt. wydarzeń z kraju i inicjatyw podejmowanych przez nielegalne organizacje do – Marii Pinior i RWE (Radio Wolna Europa).

Czy SB prowadziłaby działania operacyjne w celu neutralizacji (a dodajmy, że o wielu z nich możemy nie wiedzieć, wszak bardzo wiele dokumentów zostało zniszczonych w sierpniu 1989 roku), gdyby chodziło o osobę z nimi współpracującą? Byłoby to idiotyczne, a o to posądzić ich nie sposób. A może próbowano zneutralizować Daniela Koronę, bo SB w końcu pojęło z kim mają do czynienia?

Kilka lat temu znany działacz Solidarności Andrzej Rozpłochowski pisał o działaniach władz komunistycznych zmierzających do osłabienia radykalnych działaczy opozycji i równoczesnego wypromowania legend innych, docelowo bardziej podatnych na współpracę. Czy zatem neutralizacja Daniela Korony nie była przypadkiem elementem szerszej strategii realizowanej przez SB w latach 80-tych?

 

(artykuł pochodzi z Salonu24.pl – Wiadomości Bieżące)

0

Jak założyć sklep internetowy? 5 prostych kroków!

$
0
0

Zdecyduj, co będziesz sprzedawać

Zanim cokolwiek zrobisz aby otworzyć sklep internetowy, ważne jest, aby zdecydować, jakie rodzaje towarów będziesz sprzedawać. Cokolwiek wybierzesz, ważne jest, aby pracować z produktami, które Cię interesują. Często można się spotkać z opiniami, które mówią, że najważniejsze jest badanie rynku i dobranie „chodliwego” produktu. Badanie rynku jest oczywiście bardzo istotne, jednak wybór branży, która Cię kompletnie nie interesuje, nie jest receptą na sukces. Wiedz, że prowadząc sklep internetowy będziesz codziennie pracować z tymi produktami, więc upewnij się, że w przyszłości Cię to nie znudzi. O ile nie wytwarzasz produktów samodzielnie, musisz również poszukać rzetelnych dostawców, co często wiąże się ze sprawdzeniem próbek towarów.

Zakup domeny

Następnym krokiem aby założyć sklep internetowy jest decyzja, o zakupie domeny, na której będzie mogła powstać strona sklepu. Twoja nazwa domeny to adres internetowy (URL), pod którym klienci znajdują Twój sklep internetowy. To ważna decyzja biznesowa, więc nie podchodź do niej zbyt pochopnie. Jeśli możesz, wybierz nazwę domeny, która jest krótka, prosta i opisuje Twoją firmę. Następnie wybierz rozszerzenie (.pl jeśli chcesz sprzedawać dla klientów w Polsce) i zarejestruj je u dostawcy domen.

Wybierz najlepsze rozwiązanie e-commerce dla siebie

Schody zaczynają się jednak później, ponieważ trzeba stworzyć stronę internetową. Tutaj dostępnych jest kilka opcji. Jeśli posiadasz wiedzę specjalistyczną, możesz spróbować samodzielnie stworzyć stronę np. na WordPress. Bardziej przystępnym sposobem jest skorzystanie z gotowego oprogramowania sklepu internetowego, który zapewnia gotowe szablony i integracje dostosowane do potrzeb branży e-commerce. Ostatecznie możesz powierzyć wykonanie sklepu internetowego specjalistom, co będzie się jednak wiązać z dużymi kosztami.

Od siebie możemy polecić Sky-Shop, czyli oprogramowanie sklepu internetowego, które w odróżnieniu od wielu popularnych opcji, zostało stworzone przez polskich twórców z myślą o polskim rynku. Użytkownicy mają do dyspozycji liczne integracje, w skład których wchodzi m.in. Allegro, eBay oraz liczne hurtownie operujące w branży dropsippingu. Poza tym Sky-Shop posiada bardzo przejrzysty interfejs i ułatwia zarządzanie płatnością, księgowością oraz najważniejszym – marketingiem. Więcej o tym jak otworzyć sklep internetowy na Sky-Shop znajdziesz pod adresem: https://blog.sky-shop.pl/jak-otworzyc-sklep-internetowy/.

Zacznij budować swoją markę

W zależności od wybranego rozwiązania, musisz poznać jego funkcjonalność i rozpocząć konfigurowanie stron, w tym stron produktów, kategorii, strony głównej i stron z treści. Już na samym początku warto także pomyśleć o brandingu. W jaki sposób stworzyć swoją markę? Dlaczego klienci będą kupowali właśnie w Twoim sklepie? Otwieramy sklep żeby zarabiać, dlatego następnym krokiem przed uruchomieniem jest ustalenie sposobu otrzymywania płatności od klientów. Wielu nowicjuszy zaczyna od PayPal lub Google Checkout, ale masz również opcję akceptowania kart kredytowych bezpośrednio w swojej witrynie, co jest preferowaną i bardziej profesjonalną drogą. Nie może też zabraknąć szybkich płatności np. za pomocą systemu Sky Pay.

Zadbaj o promocję

Gdy Twoja witryna będzie gotowa do otwarcia, musisz przyciągać klientów do sklepu za pomocą marketingu. Niezależnie od tego, czy korzystasz z e-mail marketingu, mediów społecznościowych, SEO czy innych form marketingu internetowego, bardzo ważne jest, aby zdecydować się, do jakiej grupy osób chcesz dotrzeć. Innymi słowy, nawet jeśli masz niesamowitą witrynę, nie powinieneś chcieć pokazać Twojego sklepu dosłowne każdemu internaucie. Wyobraź sobie osobę, która z największym prawdopodobieństwem zakupi Twoje produkty i przygotuj ofertę, reklamę i treści na stronie, tak jakbyś chciał przekazać je właśnie jej.

Założenie sklepu i sprzedaż online może być satysfakcjonującym sposobem na zarobek i doskonałym doświadczeniem, które pozwala wydobyć z siebie ducha przedsiębiorczości. Co ważniejsze, może to być sposób na rozpoczęcie nowej działalności lub rozwój już istniejącej. Jeśli jesteś gotowy, aby rozpocząć, wspomniane przez nas kroki pomogą Ci wejść na właściwą drogę do sukcesu.

Zobacz również artykuł o tym: Co sprzedawać w sklepie internetowym: https://blog.sky-shop.pl/co-sprzedawac-w-sklepie-internetowym-pomysl-na-e-biznes/, który pomoże Ci znaleźć ciekawy pomysł na sklep internetowy.

0

Anulujmy bo przegrywamy a jak wygrywamy to…???

Viewing all 16410 articles
Browse latest View live